sobota, 27 kwietnia 2013

Zagubiony Narzeczony - 3



- Tutaj zrobimy krótką przerwę – oznajmił młody srebrnowłosy chłopak zwalniając swojego karego ogiera. Razem ze swoim sześcioosobowym oddziałem zatrzymał się w pobliżu rzeki.
– Tezuka i Sena zajmijcie się przygotowaniem ogniska – rzekł, zsiadając z konia. Dwaj czarnowłosi mężczyźni zsiedli ze swoich wierzchowców i razem skierowali się w stronę znajdującego się nieopodal lasu. – Wy, dziewczyny byłbym wdzięczny, gdybyście wszystko przygotowały i później, gdy będzie już rozpalone ognisko zrobiły coś do jedzenia. Ja i Aura w tym czasie przyniesiemy wodę.
- Oczywiście kapitanie Serafinie! - trzy dziewczyny zasalutowały śmiejąc się serdeczne i wzięły się do roboty.
Białowłosy pokręcił głową z rozbawieniem, idąc ze swoim przyjacielem do brzegu rzeki.
- Yhm, co tam jest? – Szatyn wskazał na coś leżącego przy brzegu. – Chodźmy zobaczyć, co to takiego.
Wymienili porozumiewawczo spojrzenia, kierując się w tamtą stronę. Serafin ukucnął przy jak się okazało czyimś ciele i odwrócił je ukazując delikatną jak na chłopca twarz blondyna. Przyłożył dwa palce lewej ręki do szyi chłopaka sprawdzając puls.
- Żyje – szepnął cicho, odgarniając kilka blond kosmyków z twarzy nieprzytomnego młodzieńca. Po chwili westchnął cicho, biorąc bezwładne ciałko na ręce. – Zabiorę go do obozu. Ty w tym czasie weźmiesz wodę.
- Dobrze – mruknął Aura, wracając na poprzednie miejsce, gdzie zostawili bukłaki na wodę. Białowłosy w  tym czasie wszedł do obozu, rozglądając się, czy jakieś posłanie jest już przygotowane. Gdy zauważył, że wszytko już jest gotowe, uśmiechnął się lekko, kładąc blondyna i przykrywając go kocem, by nie zmarzł. Noce tutaj były często zimne.
- Kto to jest? - usłyszał pytanie wychodzące z ust Mayi. Rudowłosa dziewczyna patrzyła zainteresowana na nieprzytomnego młodzieńca.
- Śliczny jest – odezwała się Ruka, na co wszystkie trzy zachichotały cicho.
- Chciałabym zobaczyć jaki ma kolor oczu – zapiszczała blondynka. – Założę się, że niebieskie, bądź zielone. Na pewno będą do niego pasować.
- Mnie bardziej ciekawi, jak dzieciak się nazywa i skąd jest, no i co mu się stało? Zdążyłem zauważyć, że jego ubranie jest trochę poszarpane i coś jest nie tak z jego prawą ręką – oznajmił Serafin, wstając od posłania; dziewczyny uczyniły to samo. – Byłbym wdzięczny jakbyś jeszcze teraz sprawdziła to Maya.
- Oczywiście. – Ruda odeszła od nich, by po chwili wrócić ze swoją torbą.
- My w tym czasie przygotujemy posiłek – oznajmiła blondynka. – Aura właśnie przyniósł nam wodę.

~ * ~

Rankiem szybko spakowali się i ruszyli w stronę swojego rodzinnego miasta, by móc jak najszybciej pomóc złotowłosemu chłopcu. Będąc przy głównej bramie, wymienili porozumiewawcze spojrzenia ze strażnikami, którzy przepuścili ich bez słowa.
Kapitan trzymając chłopaka w ramionach, ruszył galopem w stronę swojego domu, zostawiając swój oddział w tyle. Zatrzymał się przed wejściem do swojej rezydencji, z której od razu wyszedł mu na powitanie kamerdyner.
- Zabierz go do jakiegoś pokoju. Uważaj na złamaną rękę i liczne rany na ciele. Najprawdopodobniej płynąc z prądem rzeki uderzał o znajdujące się tam skały – rzekł, podając nieprzytomnego blondyna swojemu lokajowi, który przytakując cicho odszedł z chłopcem w głąb domu.
Teraz miał pewność, że chłopiec trafi pod profesjonalną opiekę. Lekarze już czekali na nastolatka, gdyż rano nim jeszcze ruszyli zapisał im krótką wiadomość, która dostarczył im przez swojego feniksa - Nirę.
Odetchnął kilka razy, po czym zsiadł z konia i zaprowadził go do stajni, gdzie przekazał go chłopcu stajennemu, który kłaniając się lekko zaczął rozsiodływać karego ogiera.
Serafin nie czekając na nic skierował się do swego domu. Wchodząc na korytarz ściągnął swój jasny płaszcz, który podał pojawiającej się znikąd pokojówki.
- Czy panicz ma jeszcze jakieś życzenia? – spytała cicho, zawieszając płaszcz w szafie.
- Gdzie znajduje się ten ranny chłopak, którego tu przyprowadziłem? – Spojrzał wyczekująco na szatynkę, która spłonęła szkarłatnym rumieńcem.
- W pa-panicza osobistym pokoju gościnnym. zajmują się nim najlepsi lekarze z miasta –oznajmiła cicho próbując jakoś powstrzymać drżenie swojego głosu, co nie zbyt dobrze jej wychodziło. Ale kto by się dziwił?
Przed nią stał jeden z najbardziej przystojnych młodzieńców w całym mieście. Jego wycieniowane  białe włosy ze srebrnymi refleksami w najdłuższych miejscach sięgały do jego pasa. Zawsze jednak upięte były w dwa warkocze, które przerzucał sobie swobodnie na lewe ramię. Wąskie usta, oraz mały, zgrabny nos. Pod kurtyną czarnych rzęs skrywały się blado-błękitne oczy.
Uśmiechnął się delikatnie pod nosem odchodząc od dziewczyny. Szybkim krokiem poszedł do pokoju i bez pukania wszedł do środka.
Spojrzał na łóżko, na którym leżał nieprzytomny chłopak opatrywany przez trzech lekarzy w podeszłym wieku. Mężczyźni mruczeli coś pod nosem, w czasie gdy odmywali ranki na brzuchu blondyna.
- Co z nim? – spytał cicho, podchodząc do nich i opierając się o kolumnę przy łóżku.
- Będzie dobrze. Jego rany na ciele nie są bardzo głębokie, tylko jest ich dużo. Nie długo wszystko powinno się zagoić. Jego ręka jest już nastawiona i usztywniona. Chłopak powinien obudzić się w ciągu kilku dni – oznajmił jeden z lekarzy, odchodząc od nastolatka. W tym czasie dwaj pozostali mężczyźni dokończyli oczyszczać i bandażować swojego pacjenta, po czym przykryli go błękitną kołdrą. Następnie spakowali wszystko i podeszli bliżej do swojego kolegi po fachu.
- Pieniądze dostaniecie od Anyi. Wiecie, gdzie się znajduje – mruknął, gdy wychodzili. Spojrzał na chłopaka wzdychając cicho. – Budź się szybko. Chcę cię poznać, mały – szepnął, również wychodząc.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz