Aoi
spojrzał błagalnie na swojego chłopaka, w chwili gdy ten odwrócił się w jego
kierunku. Kan co chwilę sprawdzał jego komórkę, chcąc zobaczyć czy nie ma
nowych znajomości. Był cholernie zazdrosny, co pokazywał za każdym możliwym
razem.
-
Pokaż… – Wyciągnął przez siebie rękę, patrząc na niego wyczekująco. Młody
Yamato przełknął ciężko ślinę, podając mu niepewnie aparat. Bał się jego
reakcji, gdy znajdzie nową pozycję. Zapewne od razu zadzwoni na jego numer.
-
Mój senpai, który ma mi pomagać przy nauce chciał mój numer, więc mu go dałem –
mruknął cicho, woląc od razu wyrzucić z siebie jakąś bajeczkę. Póki ten nie
będzie wwiercał w niego wściekłego spojrzenia.
- Na
pewno tylko senpai? – Silver spojrzał na niego przenikliwie. Aoi poczuł się jak
pod naporem promieni rentgena. Całkowicie obnażony i ukazujący wszystkie
swojego tajemnice. Nienawidził tego
spojrzenia. – Kage był od ciebie starszy… – dodał zdawkowo, jakby już był
pewien jego kłamstwa.
-
Mam… – powiedział po chwili Kan, natrafiając na nazwisko Naoyi. – Nie
sprawdzałem mu komórki przez jakiś tydzień. Tylko jeden numer został dodany – mówiąc
to, podszedł do szefa i podał mu komórkę.
-
Uesugi Naoya? Przekonajmy się, czy to naprawdę tylko senpai. – Z kpiącym
uśmiechem przylepionym do twarzy, wbił numer na swój telefon, po czym kliknął
na zieloną słuchawkę. Słysząc pierwszy dźwięk impulsu, ustawił na głośnik. Tak,
by cała ich trójka mogła usłyszeć głos ich przyszłego rozmówcy.
Aoi
w duchu modlił się, by Naoya nie odbierał. Nie chciał mieć mocno przesrane u swojego
kochanka i u kuzyna. Tak, Silver był jego kuzynem, choć nikt o tym nie
wiedział; nawet Kan.
Wręcz
z westchnieniem ulgi przywitał brak odbioru, jednak zaraz cofnął się o krok,
gdy do jego uszu doszły słowa poczty głosowej.
-
…matko, widocznie musisz mieć jakąś ważną…
- To
głos Kage… – mruknął osiemnastolatek, rozłączając się. Zaraz też spojrzał na
kuzyna, uśmiechając się do niego z wyższością. – Kochany szczeniaczek… jak się
cieszę, że jednak pozwoliłem temu idiocie, byś należał do tego gangu. Z drugiej
strony, inteligentny też jesteś, tylko tchórzliwy. Nie martw się, ja już to
zmienię.
~ * ~
Anya
zaraz po tym jak wbiła strzykawkę ze środkiem usypiającym w szyję chłopaka,
kazała się wszystkim wynieść z pokoju. Tłumaczyła się przy tym, że musi mieć
trochę swobody. Dlatego też całe towarzystwo wyniosło się do kuchni.
-
Chce ktoś jeszcze może herbaty? – spytała cicho Nana, bojąc się przerywać swoim
głosem ciężką atmosferę, jaka zapanowała. Wszyscy pokręcili przecząco głowami,
tak więc dziewczyna wlała wrzątku tylko do jednego kubka, odstawiając czajnik.
Chwyciła kubek za uszko, po czym postawiła go na stole, siadając na kolanach
swojego chłopaka.
-
Przepraszam… – mruknął w końcu starszy z bliźniaków. Domyślał się, że to
wszystko miało miejsce, przez jego rozchwiane nerwy. Nie był w stanie dopuścić
do siebie myśli, że przegrali. Dlatego też nie myślał nad tym co mówił do
chłopaka.
Teraz
jeszcze okazało się, że to on był ich przeciwnikiem. Zdradził mimo, iż nie
należał do gangu Mizukiego. Zdradził ich jako kompan, którego zaczynali już tak
traktować.
- Bracie…
– szepnął cicho Lucas wstając ze swojego miejsca i przytulając się niepewnie do
pleców brata.
-
Nie chcę, by ta sytuacja zniszczyła nasze relacje, Isami – dodał jeszcze Caleb,
patrząc wręcz błagalnie na swojego przyjaciela. Rudzielec ze spuszczoną głową
zdawał się w ogóle nie zwracać uwagi na otoczenie, gdyby nie dłonie leżące na
stole i coraz mocniej zaciskające palce w pięści.
-
Isa-chan, mogę się tylko domyślać jakie uczucia tobą targają, ale wiedz, że
Caleb naprawdę żałuje swoich czynów. – Zabrała głos jedyna dziewczyna w ich
gronie. Brat jej chłopaka, w końcu podniósł głowę, wbijając w nią bolesne
spojrzenie. – Doskonale wiesz, że on to jak w gorącej wodzie kąpany. Wpierw
robi, później myśli. – Brnęła dalej. Skoro zwrócił na nią uwagę, to już miała
duże szanse na dotarcie do niego. – Wybacz mu, proszę.
-
Nie jestem zły – odparł, nie siląc się nawet na pokrzepiający uśmiech. Było mu
tak źle. Bał się o szatyna. Naprawdę zależało mu na nim; nawet wzmianka o tym,
że to Naoya jest tym, który doprowadził do ich przegranej, nie zmieniły uczuć,
jakie żywił względem niego.
-
Naprawdę nie chciałem – bąknął jeszcze Caleb, jakby nie do końca był przekonany
co do tego, co oznajmił właśnie jego przyjaciel.
-
Boję się… – wyznał ten w końcu, patrząc uparcie na Nanę. Dziewczyna zeszła z
kolan bruneta, podchodząc do Isamiego. Chwyciła delikatnie, lecz stanowczo jego
dłoń, przykładając do swego brzucha.
-
Czujesz? – spytała go poważnym głosem. Tak rzadko wypływającym z jej ust.
Wpatrywała się uważnie w jego twarz. – Kopią… obydwoje… – dodała, jakby właśnie
nie było to najoczywistszym zjawiskiem podczas ostatniego miesiąca ciąży.
-
Nie widzę związku… - mruknął cicho, oddając spojrzenie. Mimo, iż dziewczyna
puściła jego dłoń, ta dalej spoczywała na jej błogosławionym stanie, delikatnie
masując to miejsce. Z dziwnym uczuciem euforii, wyłączał się od świata,
skupiając się tylko na ruchach dzieci w łonie Nany. To takie niesamowite uczucie,
czuć jak ich kończyny raz po raz uderzają w brzuch.
- Ja
też się boję… O nich… – wyjaśniła to, co miała na myśli od samego początku. –
Niedługo zbliża się ich termin narodzin. Ja natomiast nie wiem, czy jestem
gotowa. Boję się, iż nie sprawdzę sie w roli matki, albo co gorsza, że moi
rodzice naprawdę będą chcieli ich oddać do adopcji.
-
Nie stanie się tak, Nana – zapewnił chłopak, wstając. Zabrał dłoń przenosząc ją
na jej policzek. – Tylko ty jesteś odpowiednia do opieki nad nimi. Twoi rodzice
pewnie też zdają sobie z tego sprawę. – Pochylił się lekko z zamiarem
ucałowania jej warg. Tak bardzo tego pragnął. Zdając sobie sprawę z tego co
chciał zrobić, zarumienił się z zażenowania, ostatecznie ustami muskając jej
policzek. – Jesteś ukochaną mojego brata, moją bratową i niespełnioną miłością.
Moi rodzice już uważają cię za swoją synową. Dlatego wiedz, że nasz dom jest
zawsze dla ciebie otwarty. Nie ważne kto w nim będzie, każdy potraktuje cię
jako honorowego członka rodziny.
Dziewczyna
przytuliła się do niego, łkając cicho.
-
Eghem… – Anya weszła do kuchni z małą, metalową, kosmetyczną nerką. Stanęła
przy zlewie, ściągając z rąk lateksowe rękawiczki. Je, jak i wszystkie
zakrwawione gazy wyrzuciła do kosza. Następnie odkręciła wodę, zmywając krew,
jaką i tak miała na rękach; tam gdzie nie sięgały już rękawiczki.
- Co
z nim?! – krzyknął, od razu puszczając dziewczynę i podbiegając do Nakamury.
Brunetka westchnęła ciężko odwracając się od kranu, wycierając dłonie
ręcznikiem. Spojrzała wpierw na rudzielca, a później kolejno na resztę
zebranych w kuchni.
-
Nic mu nie będzie. Krwawienie ustało, a to już duży plus. Martwię się jednak o
jego oczy. Został uszkodzony układ nerwowy zarówno w jednym oku, jak i w
drugim. Chociaż wydawać by się mogło, że prawe było bardziej narażone. – Przerwała
na chwilę, czując wibracje komórki. Wyciągnęła szybko aparat, a widząc kto
próbuje się dodzwonić, warknęła cicho. – Matko, zawracają tylko dupę. Czego? –
rzuciła do słuchawki, gdy tylko odebrała. – Wszystko z nim w porządku… Nie, daję
sobie całkowicie sama radę. I nie, nie wysyłajcie mi nikogo do pomocy… Eech?
Już jedzie…? …Z kimś…? …Cholera! – Wyłączyła szybko aparat, wkładając go ze
złością do kieszeni spodni.
Podeszła
do szafki, otwierając ją na oścież. Przesuwając pudełka z różnymi herbatami,
sięgnęła po paczkę papierosów. Szybko wyciągnęła jedną fajkę, wkładając ją
miedzy wargi. Chwyciła za zapalniczkę, leżącą na blacie stołu, po czym odpaliła
szybko papierosa, zaciągając się mocno. Wydawała się jakby paliła od dawna, a
przecież nikt jeszcze nie widział jej palącej.
- Co
jest? – Nana podeszła do Anyi patrząc na nią uważnie. Nie znała jej tak dobrze,
jak Isami, czy Mizuki; mimo to potrafiła zauważyć to, czego nie widzieli inni.
Tak jak to, że kobieta, gdy tylko rozłączyła, zaczęła się trząść lekko na całym
ciele.
- Jego
opiekun jedzie tu, wraz… – Zacisnęła mocno pięści, aż zbielały jej knykcie. Wypuściła
dym papierosowy, zastanawiając się jak ma określić tą kobietę. Przecież nie
może powiedzieć im niczego. Nawet ten dzieciak nie miał pojęcia kim ta kobieta
jest naprawdę.
Ona
już wiedziała, kim jest ten szczeniak. Zdążyła to sprawdzić, gdy go sklejała.
Żył
cały czas w kłamstwie. Jego całe jestestwo było kłamstwem. On już dawno
powinien nie żyć. Tak wielu go już zabijało. Tak wielu zadawało mu śmiertelne
rany. A ten w dalszym ciągu trzymał się tego świata. Wracał zawsze, by później
znów zniknąć na jakiś czas.
- Z
kim ma przyjechać? – Nie mogła odpowiedzieć na jej pytanie. Nikt nie mógł się
dowiedzieć. Musiała nakłonić ich jakoś do opuszczenia pomieszczenia. Nie mogli
zobaczyć jak potraktują tego dzieciaka. Isami nie mógł tego ujrzeć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz