piątek, 26 kwietnia 2013

Vampire Knight - Passio Dolor x Zero Kiryuu



Chłopak jęknął sfrustrowany, nie mogąc do końca zapiąć popręgu do siodła. Biała Lilia raz po raz łypała na niego swoimi ciemnymi oczyma, jednak stała spokojnie czekając, aż w końcu mu się uda.
- Cholera… – Cofnął się kilka kroków, odwracając się i uderzając o drewnianą ściankę boksu. Nieświadomie jego dłoń powędrowała do miejsca, gdzie jeszcze czuł palące zęby na skórze. Zaraz jednak zabrał rękę, ponownie próbując osiodłać klacz.
Odetchnął parę razy, po czym stanął obok Lilii. Podniósł tybinkę, by mieć lepszą widoczność na przystuł i popręg – jak na razie tylko luźno zapięty. Chwycił pierwszą klamrę popręgu zapinając do prawej przystuły najmocniej jak tylko umiał. Gdy tylko mu się to udało, uśmiechnął się delikatnie, biorąc drugą klamrę i przypinając ją do lewej przystuły. Pamiętał dobrze, że środkową powinien pozostawić wolną. Uśmiech powiększył się na jego twarzy, z zadowoleniem poklepał lekko klacz po szyi i pobiegł szybko po uzdę.
Wiedział, że normalnie, wpierw zakładało się koniu tranzelkę, jednak on wolał robić to właśnie w tej kolejności. Zauważył, że wtedy Biała Lilia jest bardziej spokojna i nie szarżuje tak bardzo, gdy na niej jeździ.
Z ogłowiem, w stosunku do siodła poszło mu nadzwyczaj łatwo. Możliwe nawet, że klacz widząc jego starania, zlitowała się nad nim i nie uciekała pyskiem. Zero poklepał ją po szyi w nagrodę za jej cierpliwość, po czym ustawił odpowiednią dla niego długość strzemion. Następnie stanął po lewej stronie klaczy, chwycił wodze i przedni łęk, zadarł wysoko nogę, by ułożyć stopę w strzemieniu, drugą rękę układając na tylnim łęku. Spojrzał szybko, czy klacz nie będzie chciała się przypadkiem ruszyć, jednak ta w dalszym ciągu stała spokojnie. Dlatego też odepchnął się  mocno od podłoża, przerzucając prawą nogę nad grzbietem klaczy i usiadł łagodnie w siodle. Szybko odnalazł drugie strzemię wsuwając w nie stopę, po czym zebrał wodze i ściskając jej bok piętami, nakazał szybki stęp.
Gdy tylko opuścili stajnię, smoknął na nią i kłusem pojechał pod padok. Widząc stojącą przy płocie osobę, warknął cicho zirytowany, mimo to dalej wytrwale jechał przed siebie. Nawet chyba, by się trochę popisać, ścisnął Lilię przyśpieszając do galopu i nakierowując ją na ogrodzenie. Było dość wysokie; coś około metra czterdziestu , jednak wiedział, że jego klacz i wyższe przeszkody jest zdolna przeskoczyć.
Będąc już blisko płotu, pochylił się lekko w siodle, jednocześnie oddając Lilii odrobinkę wodzy. Po chwili mógł tylko poczuć jak wierzchowiec odrywa się od ziemi i przez moment trwają w fazie lotu. Mimowolnie uśmiechnął się ponownie; uwielbiał jeździć konno, a już szczególnie skakać.
Lilia gdy tylko przeskoczyła swoją przeszkodę, biegła dalej nie zwalniając. Wręcz przeciwnie, przyśpieszyła jeszcze bardziej. Zero już wiedział, co to oznacza. Najwidoczniej postanowiła go zrzucić w bardzo bliskiej przyszłości.
Zarżała dziko, zatrzymując się nagle, przez co chłopak poleciał w siodle do przodu. Zaraz też podniosła wyżej łeb, na szczęście jednak srebrnowłosy nie uderzył w nią. Chwycił mocniej wodze, skracając je, jednocześnie ciskając ją piętami. Klacz przystąpiła gwałtownie z kopyta na kopyto, by podnieść przednie kopyta do góry. Dosłownie przez parę sekund balansowała w tej pozycji, tylko po to, aby znów opaść i ruszyć galopem.
Chłopiec trzymał się w siodle, jednak niewiadomo dlaczego, nie mógł jej uspokoić. A przecież Lilia praktycznie od razu robiła się spokojna, gdy ten tylko tego od niej wymagał.
- Lilia, nie szarżuj! – krzyknął cicho, czując powoli zaczynającą się kłębić panikę w jego piersi. Klacz w tym momencie dosłownie zachowywała się niczym dziki mustang, który nie chciał dać się okiełznać i walczył, byleby tylko móc uciec. – Nie szarżuj!  …Aaagh! – Cichy krzyk wyrwał się z jego gardła, gdy poczuł jak gdyby za pomocą jakiejś tajemniczej siły jego nogi wypadają mu ze strzemion, a dłonie puszczają wodze, tym samym sprawiając, że został zrzucony z klaczy. Przez chwilę leżał otępiały na ziemi, próbując pojąć, co właśnie miało miejsce.
- Nic ci nie jest? – Usłyszawszy jakiś głos nad sobą, otworzył dotąd zamknięte powieki. Przed nim pochylał się mężczyzna. Zbrodnią byłoby określenie go jako zwykłego mężczyznę, jakich często może widzieć, gdy zdarzało mu się wychodzić do miasta. Ten był przykładem elegancji i piękna gentlemana. Mimo, iż ubrany był zwyczajnie, prezentował się wręcz nieziemsko. Ciemne dopasowane spodnie podkreślały zarys mięśni nóg. Nogawki wsunięte były w również ciemne, jeździeckie buty ze srebrną klamrą. Jasna, perłowej barwy koszula praktycznie zlewała się z jego mleczną skórą; przychodząc na myśl skórę arystokraty. Kontrastowało to z jego wręcz kruczymi włosami, których krótsza część okalała jego twarz, gdy reszta spływała po jego piersi i ramionach. Przyglądał mu się z pewną dozą rozbawienia jak i zmartwienia, co dobrze odznaczało się w jego wściekło czerwonych oczach. Zero zauważył nawet, że spomiędzy jego włosów widać szpiczaste, jakby elfie uszy.
- Aaaj… – stęknął cicho, czując rękę mężczyzny na swojej prawej nodze, trochę powyżej kostki. Podniósł głowę zauważając, iż jego kończyna jest wygięta pod dziwnym kątem. Przełknął ciężko ślinę, nie mając pojęcia jak to się mogło stać. Przecież wiele razy zdarzało mu się spadać z konia, jednak jeszcze nigdy nie miało to żadnego skutku.
- Spokojnie, nic ci nie będzie – powiedział mężczyzna, drugą ręką łapiąc go za podbródek i zmuszając, aby chłopiec spojrzał mu w oczy. Zero czuł się dziwnie pod naporem jego spojrzenia. Było dla niego hipnotyzujące; czuł jak zatapiał się w jego oczach. Kiwnął nieświadomie głową, gdy mózg zarejestrował znów poruszające się wargi mężczyzny, chociaż nie dotarły do niego słowa.
Po chwili bezczynności z ich strony, skrzyknął przeraźliwie z bólu, gdy poczuł szarpnięcie jego chorą nogą. Mężczyzna przygarnął zaraz chude ciałko trzynastolatka, szepcząc ciche przeprosiny.
- Musiałem nastawić ci złamaną nogę. Nie chciałem, abyś trafiał do szpitala, by jakiś niekompetentny lekarz zajmował się tobą – wytłumaczył się zaraz.
- Jedyny kto jest niekompetentny to ty – warknął chłopiec, układając dłonie na jego torsie, by odepchnąć go od siebie. – Zostaw mnie!
- Uspokój się… – syknął, a chłopiec zaraz zamilkł. Znów został złapany w jego hipnotyzujące spojrzenie. Widząc zadowalający go efekt, wydobył z kieszeni spodni mały, kryształowy flakonik. Zębami wyciągnął korek, po czym przystawił szyjkę naczynka pod usta chłopca. Nakazał cicho, by wypił zawartość, co trzynastolatek natychmiast wykonał. – Grzeczny chłopiec. – Ucałował obydwa jego policzki. Zero mógł poczuć dziwnie, przyjemne ciepło rozchodzące się po jego nodze.
- Co to było? – spytał cicho, gdy mężczyzna odsunął się od niego, wstając. Zaraz też wyciągnął ku niemu ręce, łapiąc go za ramiona i podnosząc do pionu. Ze zdziwieniem stwierdził, że może stać normalnie, a jeszcze przed chwilą złamana noga, nie daje o sobie znać. – Jak…?
- Jesteś wampirem, dlatego też moja krew wymieszana z paroma innymi składnikami, sprawiła, że kość tuż po nastawieniu, zrosła się. – Pochylił się, muskając jego wargi. Zero zarumienił się, jednak nie wiedząc dlaczego nie odsunął się od niego. Znów jakaś tajemnicza siła sprawiła, że nie dość, że oddał mu owe muśnięcia, to jeszcze przylgnął do niego całym ciałem.
- Spokojnie, maleńki. – Chłopaka ogarnęło uczucie Déjà vu. Mógłby przysiąc, że już kiedyś był w podobnej sytuacji. Tyle samo bólu, a w między czasie te powtarzające się słowa. Czuł się zagubiony; nie wiedział co powinien uczynić w tej sytuacji.
- Kim ty jesteś? – spytał cicho, trzymając się kurczowo koszuli mężczyzny.
- Kimś, kto drży ze strachu o każdą sekundę twojego życia – odparł, uśmiechając się do niego zagadkowo. – Jednak nie rozmawiajmy tu… Przenieśmy się do jakiegoś przyjemniejszego miejsca. – Coś skurczyło się boleśnie w jego żołądku, by zaraz szarpnąć gwałtownie. Wciągnął głośno powietrze, rejestrując fakt, iż jest bardziej chłodne niż jeszcze kilka sekund temu. Otworzył oczy patrząc na ciemne ściany nieznanego mu pomieszczenia.
- Spokojnie, Zero. – Mężczyzna znów otoczył go ramionami, narzucając mu podążanie w kierunku dużego łoża, mogącego spokojnie pomieścić trzy, może nawet cztery osoby.
- Gdzie my jesteśmy? – Czuł, jak serce boleśnie uderza o jego żebra, chcąc wyrwać się i uciec przysłowiowo: „tam, gdzie pieprz rośnie”.
- W mojej sypialni – odarł to tonem, jakby było to najoczywistszą rzeczą na świecie. Jednocześnie opadł na chłodną pościel, a chłopiec na niego. – Spokojnie, nic ci nie grozi. – Pocałował go, uporczywie będąc z nim w kontakcie wzrokowym. Dzięki temu, spięte ciało chłopca natychmiastowo rozluźniło się. Dlatego też jego dłonie powoli zaczęły sunąć po ciele chłopaka, zmierzając stopniowo ku pośladkom.
- Znasz moje imię, skąd? – spytał, wzdychając rozluźniony. Ruchy mężczyzny były przyjemne. Sprawiały, że jego umysł praktycznie całkowicie wyłączał się, skupiając się tylko na płynącej przyjemności.
- Kiedyś cię już spotkałem… – odparł, masując tyłek Kiryuu przez materiał spodni. – Od tamtej pory, staram się ciebie obserwować. – Miał świadomość, że maluszek nie słucha już do końca jego słów. Jego dłonie sprawnie wkradły się pod spodnie i bieliznę trzynastolatka, gładząc czule jędrne półkule. Uśmiechnął się półgębkiem, gdy do jego uszu doszło ciche jęknięcie. – Podoba ci się… – zauważył z rozbawieniem, pozwalając sobie wyciągnąć jedną rękę i objąć go w pasie. Przeturlał się tak, że to Zero leżał teraz na pościeli.
- Imię – wyszeptał nagle, otwierając jeszcze przed chwilą zamknięte oczy. Mężczyzna mógł dojrzeć iskierki podniecenia czające się w jego spojrzeniu. – Powiedz mi swoje imię – poprosił, wyciągając ramiona i obejmując jego szyję przyciągnął do pocałunku.
Przepraszam, maleńki. Nie mogłem dopuścić, aby ktoś inny posiadł cię pierwszy, pomyślał gorzko, gdy oddawał pocałunek wkradając się językiem do wnętrz ust chłopca. To jedyny sposób, abyś był mój w całości.
- Passio – mruknął nisko, w chwili oderwania się od chłopca, by ten mógł zaczerpnąć powietrza. – I oddychaj przez nos następnym razem. – Tym razem pocałunkami zaczął obdarowywać szyję chłopca, kolejno pozbywając go ubrania.
- Passio – powtórzył za nim, wzdychając głośno. To co mężczyzna mu robił było niesamowite. Miejsca, jakie jeszcze przed chwilą były obdarowywane pocałunkami, teraz paliły żywym ogniem. A ugasić to mogły tylko wargi bruneta.
Jęknął zaskoczony, gdy długie palce objęły delikatnie, lecz stanowczo jego członka. Powolne ruchy po trzonie, wprawiały go w uczucie zarówno wstydu jak i przeogromnej rozkoszy. Przyłożył prawą zaciśniętą kurczowo pięść do ust; w ten sposób starając się chociażby uciszyć. To, jakie dźwięki opuszczały jego gardło, było już samo w sobie żenujące; nie mówiąc już nawet o myśleniu o tym. I tak już był wystarczająco czerwony na twarzy.
- Pozwól zobaczyć mi twoją twarz, Zero – powiedział przybliżając swoją twarz ku jego. Wolną ręką delikatnie odsunął dłoń chłopaczka, tylko po to, by móc ucałować jego wargi.
- Passio… – Tylko tyle zdołał wyksztusić. Ręka poruszała się coraz szybciej doprowadzając go wręcz do obłędu. Jego jęki nawet głuszone przez pocałunki, doskonale roznosiły się po sypialni. Brunet drugą ręką powędrował na jego tyły, gdzie zaraz  palce zagłębiły się w chłopcu. Weszły gładko, zauważył rozbawiony. Zero był tak zaabsorbowany przyjemnością jaką mu ofiarowywał, że nawet nie zwrócił uwagi na penetrujące go już miarowo dwa palce. Dopiero gdy dołączył do nich trzeci, chłopiec jęknął zarówno z rozkoszy, jak i bólu.
- Spokojnie, zaufaj mi. – Ponownie doprowadził do kontaktu wzrokowego. Póki nie wie wszystkiego, jest podatny na ten zabieg w większym stopniu.
- Proszę, szybciej… – wyszeptał dokładnie to, co chciał usłyszeć. Jego nieprzytomne oczy, zasłonięte były za mgiełką podniecenia, dlatego też nie czuł aż tak wielkich wyrzutów sumienia.
- Oczywiście, maleńki – odparł, zaraz wchodząc w niego jednym szybkim ruchem. Zdążył już nanieść na swojego członka jak  i  na dziurkę srebrnowłosego odrobinę olejku różanego. Zero krzyknął bardziej z rozkoszy niżby z cierpienia, wyginając się w lekki łuczek.
Passio w dalszym ciągu poruszał szybko ręką, gdy dawał też mu chwilę czasu na przyzwyczajenie się do tego uczucia.
- Passio… – Zero wyciągnął ku niemu swoje ramiona, najwyraźniej pragnąc przytulenia się do niego w chwilach uniesienia. Posłusznie pochylił się niżej pozwalając, aby drobne ramionka oplotły ciasno jego szyję, a chłopiec sam wtulił się w niego. Jego drobne bioderka podrygiwały lekko zapowiadając zbliżający się wielkimi krokami orgazm. Sam nie mogąc się już powstrzymać, zaczął poruszać się w nim w szaleńczym tempie.
Jednak nie wywołało to żadnych negatywnych efektów. Było nawet odwrotnie, chłopiec zaczął jęczeć jeszcze głośniej, falując biodrami. Czułe uszy mężczyzny wyłapywały coraz szybciej łapane spazmatycznie powietrze.
- Ja…achh! Ja juuu-uchh już nie… nghh! Wytrzymam! Aaghhhh! – krzyknął urywanie, dochodząc na dłoń mężczyzny i swój brzuch. Passio przyśpieszył jeszcze bardziej nie chcąc przedłużać już ich zbliżenia. Doskonale widział, jak Zero opada na poduszki wyczerpany. Rozchylił nabrzmiałe od pocałunków wargi, starając się tak szybciej wyrównać oddech.
- Ughh… – stęknął, wylewając się w jego wnętrzu. Wyszedł jeszcze z niego szybko, a część spermy wydostała się na brzuch i członka chłopca. – Byłeś cudowny… Dziękuje ci za to… Nigdy nie zapomnę tego, co mi ofiarowałeś – szepnął chłopcu, który spojrzał na niego praktycznie spod zamkniętych powiek. Mruknął coś cicho w odpowiedzi, zaraz zapadając w sen. Widać było jak był wyczerpany. – Nie chcę jednak, abyś na razie o tym pamiętał. Tym bardziej, iż zauważysz, kto kierował twoją wolą. – Ucałował go szybko, wstając z łóżka. Pstryknął palcami, a zaraz drzwi naprzeciwko łoża otworzyły się, ukazując piękną złotowłosą kobietę w kobaltowej sukni balowej. Tren ciągnął się po ziemi, jednak blondynce wydawało się to nie przeszkadzać. Spojrzała na niego z uśmiechem, odbijającym się w jej śnieżnobłękitnych oczach. To właśnie było najdziwniejsze w Nobody. Źrenice nie były czarne, tylko białe. Chociaż Nobody pozwalała sobie tylko w jego obecności, na pokazywanie swoich prawdziwych oczu. Tylko on miał ten zaszczyt widzieć cząstkę, prawdziwej postaci Nodoby. Szkoda tylko, że nie może jeszcze raz ujrzeć tego pięknego ciała. Obraz, jaki miał jeszcze w swojej pamięci był już ulotny.
- Aleś go wymęczył, Passio – zwróciła się do niego kobieta, podchodząc bliżej do łóżka. Przyjrzała się ciału chłopca, oblizując bezwiednie usta. – Ubierz się, a ja wymarzę mu pamięć. Nie będzie pamiętał nic z waszego spotkania. Zapomni także o bólu, jaki odczuwałby, gdyby mała dziwka trzeciego księcia Lero, miała to uczynić.
- Wiesz, że ci ufam. – Ucałował jej równie drobne jak chłopca wargi. – Nie ma czasu, by go umyć. Wyczyść go również magicznie i ubierz.
- Dobrze. – Zaśmiała się dźwięcznie. Śmiech przywodził na myśl tysiące małych dzwoneczków, które razem dzwoniąc tworzyły melodię, zapierającą dech w piersiach. -  Później tylko pozwól i mi go odprowadzić… Przecież ja również go kocham.
- Oczywiście.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz