Srebrnowłosy
wyciągnął zza paska spodni pistolet mierząc nim w chłopaka o znajomych
zielonych oczach.
-
Przesadzasz! – krzyknął cicho strateg, wiercąc się zdenerwowany. Nie sądził, że
mogą mieć broń. Co prawda byli gangiem, ale jeszcze nie widział, aby ktoś
posiadał takie narzędzie.
-
Nieprawda! – Mężczyzna podszedł do nich bliżej odbezpieczając spluwę. – Zejdź z
niego albo odstrzelę ci łeb, Kuronuske! – Teraz to z pewnością było go słychać,
przeszło chłopakowi przez myśl. I będą komplikacje, których nie brał pod uwagę.
– No dalej! – Widać było, że Silver naprawdę powstrzymuję się od strzelenia do
tego Kuronuske. Zaraz… Naoya starał się przyjrzeć bliżej twarzy lidera. To
dlatego jest taki do niego podobny. Kolor oczu mają ten sam.
Odetchnął
czując jak się z niego podnosi i puszcza obolałe nadgarstki. Patrzył jak ten
podnosi ręce ku górze, całkowicie poddając się. Piętnastolatek jeszcze na
wszelki wypadek zabrał tonfy trochę dalej od niego. Nie chciał, aby zginął.
Przecież jeszcze nie spłacił mu swego długu.
Na
dach zbierają się członkowie obydwu gangów. Nie wszyscy, sugerować by mogły na
to dźwięki dochodzące z dołu. Zapewnie przyszli tu tylko ci ważniejsi, resztę
zostawiając innym.
Pięcioro
z Dark Devil, a w tym zapamiętana trójka, oraz dwóch z gangu Silvera; prawa
ręka, oraz jego kochanek. Zdążył się już o tym dowiedzieć.
-
Świetna robota, Kage. Pomogłeś nam jeszcze szybciej, niż o tym mówiłeś. – Mężczyzna
o farbowanych niebieskich włosach uśmiechnął się wrednie, przyciągnął do siebie
blondyna, który zarumienił się lekko na ten gest. – I nawet nie musieliśmy się
już stosować do twojego planu.
-
Poddaj się, Kuronuske. Powiedz, że ta ziemia należy do nas – polecił
srebrnowłosy, a gdy nie usłyszał żadnego słowa wydobywającego się z jego
gardła, warknął już mocno zdenerwowany, strzelając obok prawej stopy
zielonookiego. Słuchać było głuchy odgłos rykoszetu.
-
Zwariowałeś?! – Jeden z ludzi wyrwał się ku niemu, jednak zaraz został
zatrzymany przez swojego towarzysza.
-
No już, nie słyszę cię – ponaglił go mężczyzna, przymierzając się do strzelenia
mu w kolano. Gdy już miał pociągnąć za spust, pojawił się przed nim Kage. – Co
jest? Odsuń się…
-
Jak tak dalej pójdzie, to go zabijesz. Miałeś tylko uchronić swoje tereny i
udało i się to. Przestań. – Jego ręka już kierowała się, by chwycić jego broń,
lecz Silver zamachnął się i uderzył nim chłopaka, który upadł na ziemię, po
czym strzelił do niego z dwa razy.
Chłopak
nie poruszył się, co wywołało pewne poruszenie wśród obecnych tu. Sam posiadacz
pistoletu był święcie przekonany, że zabił chłopaka, jednak w ostatnim momencie
zauważył, iż musiał się mylić.
-
Mało brakowało – stęknął chłopak siadając. Jedną kulę zdążył ominąć, drugą już
nie do końca; został trafiony w bok. Wstał trzymając się za krwawiące miejsce.
– I dlatego właśnie nie lubię broni.
-
Dobrze się trzymasz. – Lider zaśmiał się kpiąco, by zakryć strach, jakiemu
przez chwilę pozwalał gościć na jego obliczu.
-
Tak, ale wiedz, że powinieneś dotrzymać umowy – zauważył, wyciągając z jego
dłoni spluwę. Sam skierował lufę pistoletu w kierunku Kuronuske. – Nie chcę cię
zabijać z tak błahego powodu. Nie masz wyboru, poddaj się. Nie wyrządzaj
krzywdy swojej rodzinie; swojej matce, bratu i ukochanej. Przecież nie chcesz,
aby opłakiwali twoją śmierć.
-
Skąd on tyle wie? – wyjąkał jeden z ludzi zielonookiego. Również Silver wydawał
się być wytrącony z równowagi.
-
Isami jest jeszcze w liceum. Jeśli umrzesz, będzie musiał porzucić szkołę i
zająć się utrzymaniem matki i twej ukochanej, która niedługo spodziewa się
bliźniąt – ciągnął dalej chłopak. Westchnął cicho, przerywając na chwilę. –
Poddaj się. Zrób to ze względu chociażby na swoich najbliższych.
Cholera,
przecież nikt nie miał prawa o tym wiedzieć. Przecież dobrze się ukrywali,
przeszło chłopakowi przez myśl. Jak ten dzieciak wie tyle o mnie i o
narzeczonej brata?!
-
Z-ziemia… należy do was. – Tak bardzo nie chciał tego mówić, ale wiedział, że
ten dzieciak ma rację. I chociaż był przekonany, iż przed nim stoi Mizuki, to i
tak prawie wszystko by się zgadzało. Miał tylko nadzieję, że brat ani reszta
nie będą mieli mu tego za złe.
-
Ha! Wygrałem! – wykrzyknął zadowolony z siebie Silver. Szybkim krokiem podszedł
do swojego stratega chcąc zabrać swój pistolet, jednak nastolatek odskoczył od
niego na dość sporą odległość. – Co jest, Kage? – warknął podirytowany na ten
ruch z jego strony.
-
Umowa skończona. Już nic mnie tu nie trzyma – odparł podchodząc do Kuronuske i
podał mu jego tonfy, jakie trzymał w wolnej ręce. – Mam nadzieję, że dotrzymasz
swojej umowy. Pamiętaj, że obietnica nadana mi jest wiążąca. Jeśli ją złamiesz
czeka cię jeszcze gorszy los, niż twoich ludzi, co mi podpadli. A wierz mi, oni
to mieli łagodne przeżycia.
Blondyn
przełknął cicho ślinę, patrząc to na swojego lidera, to na Kage, z którym zdążył
się już zaprzyjaźnić. On jako jedyny widział jego twarz, ale obiecał milczeć,
do czego skrupulatnie się dostosowuje.
-
Aoi, uważaj na siebie i pamiętaj, że moja propozycja dalej jest aktualna –
zwrócił się do niego, na co złotowłosy uśmiechnął się lekko z zakłopotaniem,
wyłapując uważny wzrok swego kochanka.
-Dzięki,
ale sądzę, że to nie dla mnie. Tu jest mi dobrze. – powiedział cicho, wtulając
się w swojego partnera. Domyślał się już, że nie da mu spokoju.
-
Nie pozwoliłem ci chyba odejść! – krzyknął już zły srebrnowłosy. Jak ten
dzieciak śmiał?! Jemu nie można się sprzeciwiać, nigdy!
-
Sil, umawialiśmy się przecież. – Naoya dalej stał przy posiadaczu tonf, nic
sobie nie robiąc z tego, iż może być teraz przez niego zaatakowany.
-
Już wiem! – Nagle jakby go olśniło. – Ty jesteś suką tego Kuronuske i dlatego
tak go bronisz! Ha, już rozumiem. To wszystko było zaplanowane, chociaż dziwię
się, że pozwolił ot tak oddać ziemię.
-
Zamknij się! Nie znasz Krada! – krzyknął ten sam, co wcześniej się wyrywał w
jego kierunku.
-
Luc, uspokój się… – Drugi chłopak ponownie go pochwycił, nie pozwalając iść
bliżej. Sam też chciał to zrobić, ale wiedział, że to nie jest dobrym pomysłem.
Zdążył zauważyć, że koło drzwi stoi jeszcze czwórka z wrogiej grupy.
-
Zaraz, Krad? – Uesugi przekrzywił głowę w bok. Był zdezorientowany… Jaki Krad!?
On nic o żadnym Kradzie nie miał informacji! – Zresztą nie ważne; mnie to już
nie dotyczy. Mam nadzieję, że już nie będę musiał interweniować. W chwili
obecnej, idźcie stąd! – Strzelił w dokładnie dziurkę od klucza. Osoby jakie
były za drzwiami, uciekły w popłochu na dół. – Ludzie! – krzyknął spoglądając
na dół. – Nie wiem kim jest ten cały Krad, ale ogłosił on swoją kapitulację!
Blade Children wygrali! – poinformował ich, gdy tylko ci zdezorientowani przestali
walczyć. – A teraz panowie, żegnam was… – Zaraz po jego słowach, wszyscy
usłyszeli ryk silnika śmigłowca. Zniżył swój lot troszkę nad dachem, a ktoś z
wnętrza zrzucił drabinkę na dół, której chłopak szybko się uczepił. Nim Silver
do niego podbiegł, maszyna wzbiła się wyżej i odleciała, zostawiając resztę
samych.
~ * ~
-
Wykonałeś tylko swoją część zadania. – Spojrzał na pilota, po tym jak założył
słuchawki. Wzruszył ramionami, jakby to było nic szczególnego.
-
Nie mam limitu czasowego! – oznajmił zadowolony. – Wysadź mnie gdzieś tutaj, w
innym wypadku to będzie trochę dziwne, jak mnie odstawisz tak do szkoły.
-
Pamiętaj, że masz przeciągnąć Silvera na naszą stronę – upomniał go mężczyzna.
-
Wiem! Tu są akta chłopaka, który też byłby dobry. Jego też będę starał się
namówić. – podał teczkę drugiemu facetowi, jaki to właśnie rzucił mu drabinkę.
Następnie, gdy pilot trochę zwolnił wyskoczył na ulicę, wcześniej łapiąc się
jeszcze gałęzi drzewa, a dopiero później lądując na ziemi. Szybkim krokiem zaczął
biec w kierunku domu Anyi, która mieszkała blisko szkoły. Musiała go pierw
opatrzyć, nim wróci do siebie do pokoju.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz