„Anya otworzyła drzwi, przecierając jeszcze ociekające wodą włosy.
Spojrzała pytająco na swojego ulubieńca, którego kolor policzków pokrywał się z
kolorem jego burzliwo rudych włosów. Isami bez żadnych słów wyjaśnień minął ją
natychmiast, udając się na górę, a tam szybko do łazienki dla gości. Cichy
trzask zamykanych drzwi, upewnił ją w przekonaniu, o jego potrzebie szybkiego
ulżenia sobie.
Kobieta spojrzała za nim lekko rozbawiona, jednocześnie zastanawiając
się, kto jest powodem jego małego problemu. W tej chwili jedyną osobą, jaka
przyszła jej na myśl był ten głupi dzieciak.
- Isami jak już skończysz, to będę oczekiwać cię w salonie. – Nie
oczekując odpowiedzi z jego strony, udała się wpierw po cichu do swojej
sypialni. Przechodząc obok pomieszczenia, w jakim znajdował się
siedemnastolatek i słysząc jego ledwo słyszalne sapnięcia, przyłożyła dłoń do
ust, by powstrzymać się od zaśmiania. Szybko nie ubierając bielizny założyła
dresowe spodnie, oraz obcisłą koszulkę, po chwili zakładając też stanik.
Stwierdziła, że bez tego to już przesada. Podeszła do komody, gdzie otworzyła
ostatnią szufladę. Z pod poukładanych
tam równiutko majteczkami, wyciągnęła białego palmtopa. Podniosła
klapkę, po czym szybko połączyła się z centralą. Ciemnowłosy mężczyzna pojawił
się po drugiej stronie, pytając o dane i kod.
- Ithilbess. SU85214-PM652 – wyrecytowała wręcz, siadając na krześle i
obserwując uważnie, jak mężczyzna sprawdza coś szybko, po czym uśmiecha się z
zadowoleniem.
- Pan Opiekun zaczynał się już martwić o ciebie, Ithilbess. Miałaś
wczoraj przesłać mu informacje na temat twojego zadania… Połączyć cię z nim? –
spytał się, jednocześnie przekierowując już ich połączenie. Obraz zniknął z
ekranu, by zaraz stał się biały z wielką literą „N” na środku. Nie wiedziała
dlaczego właśnie taka; dochodziła jednak do wniosku, iż i opiekun musiał być
kiedyś kimś takim jak oni i jego unikatowy kod, bądź też jego Nick musiał
zaczynać się właśnie na tą literę.
- Spóźniłaś się z raportem Ithilbess. – Komputerowo zniekształcony głos
dotarł do jej uszu. Od razu wyprostowała się, przywdziewając na twarz poważny
wyraz. – Nie musisz być jednak tak strasznie oficjalna. Wysłałem paru ludzi, by
sprawdzili jak ci idzie robota. Jestem zadowolony z twojej pracy. Pamiętaj
tylko, że musisz całą piątkę zaciągnąć w nasze szeregi. No w ostatecznym
wypadku dla tej dziewczyny też znajdzie się miejsce.
- Właśnie chcia… - zaczęła, jednak umilkła zaraz słysząc, jak ten wcina
jej się w słowa.
- Wiem o tym doskonale, tak jak to, iż właśnie w tej chwili gościsz u
siebie Isami’ego Kuronuske. A jak już przy nim jesteśmy. Miej na niego szczególną
uwagę. Z tego co zauważyłem; miedzy nim, a Cieniem zaczyna coś iskrzyć. Nie
możesz dopuścić do czegoś więcej. Najlepiej zduś to w zarodku.
- Oczywiście. – Kiwnęła głową, po czym zasalutowała szybko, gdy ten
stwierdził, iż to na tyle. Zamknęła palmtopa i szybko udała się do salonu,
gdzie siedział już zażenowany nastolatek. – I jak, lepiej już? – spytała go, by
zaraz zauważyć jak ten jeszcze bardziej czerwony, kiwa szybko głową. – To
powiesz mi może, kto przyczynił się do takiego stanu u ciebie? – Zaprzeczenie z
jego strony, nie uszczęśliwiło ją w żadnym stopniu. Wiedziała, że teraz będzie
zmuszona podejść go z innej strony. Na razie jednak postanowiła dać mu spokój w
tej sprawie. Przecież później może sam jej zdradzić to. – Mizuki jutro
popołudniu będzie wychodził ze szpitala. Zaoferowałam się mu już, żeby pobył
trochę u mnie, dlatego nie musisz martwić się jego odbieraniem.
- Dzięki – szepnął cicho, uśmiechając się do niej nieśmiało. –
Przynajmniej jedno zmartwienie idzie z głowy…
- Właśnie. Zaplanowałeś na dziś wieczór ostateczny atak, tak? – Przysiadła
obok niego, przekładając sobie jego rękę przez ramię.
- Tak. Teraz na pewno uda nam się wyperswadować ich myśl o własności
tej ziemi, która należy do naszego gangu.
- Żebyś tylko uważał na siebie. – Cmoknęła go w policzek, ze śmiechem
rejestrując fakt, iż chłopak również nie wydaje się już tak bardzo czerwony z
zażenowania jak jeszcze przed chwilą.
- Wiem, będę.”
~ * ~
Promienie słoneczne, jakie padały
na jego twarz, mało skutecznie wybudzały go. Kobieta przysiadła na skraju
łóżka, ściągając z chłopaka kołdrę i podwijając kawałek koszulkę. Zmarszczyła
brwi widząc przesiąkający krwią bandaż. Natychmiast odwinęła go zauważając, iż
rana w dalszym ciągu jest otwarta i jednak bez szycia się nie obędzie. A tak
nie lubiła tego robić.
- Masz szczęście, że dzisiaj jest
sobota – mruknęła do niego, zabierając się do roboty. Na wszelki wypadek była
już przygotowana do takiego obrotu spraw. Tylko, że po tym jak wyciągnęła kulę,
wydawać by się mogło, że wszystko będzie dobrze i bez zszywania. Wbiła igłę w
skórę szybko, nie bawiąc się w jakiekolwiek podchody do tego zajęcia. Powieki
chłopaka drgnęły lekko, gdy ten zaraz poruszył lekko głową, otwierając oczy i
patrząc na nią nieprzytomnie.
- C-co jest? – wycharczał cicho,
krzywiąc się, gdy kobieta brała się za drugi szew.
- Żeby wyciągnąć kulę musiałam
odrobinę powiększyć ranę. Właśnie skończyłam. Dwa szwy wystarczą ci aż zanadto.
– Wykrzywiła wargi w zadowolono-ironicznym uśmiechu. Zabandażowała szybko jego
bok, nie przejmując się czymś takim jak delikatność. – Masz duże szczęście, że
usłyszałam dziwne hałasy. W innym wypadku wykrwawiłbyś się przed bramką.
Naoya odwrócił głowę na bok,
patrząc na widok zza oknem. Z pewnością był już późny ranek. Gdy tylko to sobie
uświadomił poderwał się gwałtownie do góry, by zaraz opaść z powrotem na
poduszki, powstrzymany nie tylko przez ból od rany, ale i dłonie Anyi, jakie
natychmiast spoczęły na jego ramionach.
- Leż – poleciła zła, sama
wstając. – Nie mam zamiaru zszywać cię jeszcze raz. – Zabrała się za sprzątanie
brudnych bandaży i narzędzi jakie miały jej teraz pomóc. Zaraz potem udała się
ku drzwiom. – A i jeszcze jedno. Isami był tu wystraszony mówiąc, że jak wrócił
do pokoju po wypadzie z kumplami, ciebie nigdzie nie było. Powiedziałam mu, że
wyjechałeś na weekend w ważnej osobistej sprawie, po tym jak koło jedenastej w
nocy otrzymałeś telefon.
- Dzięki – szepnął zachrypniętym
głosem. Przymknął ciążące mu znów powieki.
- Śpij dobrze, młody.
~ * ~
Gdy po kolejnym przebudzeniu
otworzył oczy, mógł zobaczyć powoli kierujące się ku zachodowi słońce.
Wychodziło na to, że przespał prawie cały dzień. Podniósł się z łóżka uważając,
by nie naruszyć, aż tak bardzo rany. Chwiejnym krokiem podszedł do krzesła, na
którym złożone w kosteczkę leżały czyste ubrania. W chwili, gdy zakładał
spodnie do środka weszła kobieta, a za nią zaraz i jakiś czarnowłosy
młodzieniec. Widząc go w takiej pozycji, warknęła wściekła doskakując do niego
i łapiąc za ramiona.
- Zgłupiałeś? – wysyczała,
patrząc na niego groźnie. – Nie powinieneś w ogóle wychodzić z łóżka. Kładź się
natychmiast! – rozkazała, prowadząc ja ku meblu.
- To ty zgłupiałaś! – krzyknął,
wyrywając jej się gwałtownie. Zaraz też skrzywił się, czując skutki tego ruchu.
– Idę się ubrać… – Podniósł z podłogi spodnie, które już założył na siebie;
zaciskając przy tym zęby. Materiał opinał się delikatnie na jego pośladkach,
eksponując je.
- Wydajesz się być twardy… jednak
powinieneś jej posłuchać. Zastanawia mnie jednak gdzie tak się nabawiłeś. – Zabrał
głos, przyglądając się mu uważnie. Z resztą Uesugi nie pozostawał mu dłużny.
- Ty jesteś Kuronuske…! –
krzyknął nagle zaskoczony. Mieli strasznie podobne rysy twarzy. I właśnie w tej
chwili to zauważył. Brunet nie miał
wściekło zielonych oczu, takich jak Isami, tylko onyksowe. Mężczyzna podniósł
zaskoczony brew, jednocześnie zastanawiając się, o co dzieciakowi może chodzić.
Anya zaś burknęła pod nosem jakieś przekleństwo. Mogła się domyślić, że chłopak
zauważy podobieństwo między Isamim, a jego starszym bratem.
- Nie zwracaj na niego uwagi. To
zwykła przybłęda, jaka padła przed moją bramką. Po prostu nie chciałam mieć
trupa jako ozdobnika… – Nie zwróciła uwagi, ani na jeszcze większy wyraz
zdziwienia na obliczu starszego Kuronuske, ani tym bardziej na prychniecie
długowłosego szatyna. – W każdym bądź razie, jesteś tutaj, by się ukrywać przed
ludźmi Silvera. Teraz jak wygrali, stali się strasznie aroganccy. – Nie
omieszkała spojrzeć w oczy Uesugiemu, gdy słowa opuszczały jej gardło.
- Nie powinnaś gadać o tym
głośno. Nie to, że się boję, ale nie chcę byś miała kłopoty przez to, że ta
„przybłęda” zdradzi moje miejsce pobytu – zauważył mężczyzna, wskazując na
brązowowłosego.
- Spokojnie nie obchodzi mnie to,
czy Subaru szuka cię, czy też nie, Darkness – burknął zakładając białą bluzkę,
a na to czarną kamizelkę. Ubrany tak, wyglądał jak ekstrawagantowa wersja
kelnera.
- Subaru? – brunet wydawał się
być zaskoczony, gdy tylko do jego uszu doszło te jedno imię. Ciemnooka
spojrzała na dwudziestojednolatka, zastanawiając się nad przyczyną takiej
reakcji z jego strony.
- No, no, no. Nie sądziłam, że
tak szybko dowiesz się jak ma on na imię. Widocznie naprawdę zainteresował się
tobą – zakpiła głośno, siadając na skraju łóżka i zakładając nogę na nogę.
- Zamknij się, ty zbereźna
starucho. Myślisz, że nie dowiedziałem się też niczego o tobie? – chłopak
podszedł do niej pewnym, szybkim krokiem, przytrzymując się delikatnie za
bolące miejsce. – Widać dobrze bawi cię ta sytuacja. Moja częściowa niewiedza
na Ten temat. Doskonale wiedziałaś o
wszystkim, jednak wolałaś przemilczeć wiele spraw. Wątków, które miały duże
znaczenie w tym co miało miejsce przez ostatnie tygodnie. Dla przykładu to, że
to Isami zastępował swojego brata i rządził gangiem. I że przez moją niewiedzę
mógł zginąć. Miał szczęście, że musiałem mu się odpłacić za to, że mimo, iż
traktował mnie za wroga, nie pozwolił mi spaść z tego dachu.
- O czym on gada? – mruknął
mężczyzna wręcz wymuszając wzrokiem, aby ta mu wyjaśniła. – Co to ma wszystko
znaczyć? – wyciągnął z kieszeni wibrujący telefon, patrząc na wyświetlacz.
Odpisał coś szybko, po czym schował przedmiot z powrotem.
- Trochę się działo podczas
twojego pobytu w szpitalu. – Kobieta złapała kierującego się ku wyjściu szatyna,
prowadząc go do łóżka i kładąc na nim. – Masz leżeć grzecznie i się nie odzywać
– rozkazała, gdy ten otwierał usta, by sprzeciwić się w sprawie jego położenia.
– Ten dzieciak to Naoya, nowy uczeń i współlokator Isami’ego. Przyjechał tutaj
zaaferowany sprawą gangu Silvera i twojego… Nie wiedział za dużo, dlatego też
musiał wybadać dobrze sprawę. Powiedziałam mu co nieco o tobie, oraz to, że
jesteś bratem Isami’ego. Jednak jego zdaniem, to nie wy zasługiwaliście na
„pomoc”, jak to gnojek lubi sobie mawiać, tylko Silver…
- Hmpf, moja sprawa czyją stronę
wybrałem… – prychnął cicho, krzyżując ręce na piersi. – Przecież i tak, po
skończonej robocie odchodzę… W gruncie rzeczy już nie powinno mnie tu być –
dodał obrażonym głosem. Ciche skrzypnięcie otwieranych drzwi sprawiło, że
spojrzał w tamtym kierunku i zamarł… Nie spodziewał się zobaczyć rudowłosego z
ręką w gipsie i innymi drobnymi rankami na twarzy, a co za tym idzie, z
pewnością i na ciele również.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz