Uderzył
mocno pięścią w brzuch stojącego najbliżej niego osobnika. Mężczyzna około
dwudziestu-paru lat, zgiął się wpół z powodu tak niespodziewanego ataku.
Charknął kilka razy, chyba tylko siłą woli dalej stojąc na nogach. Musiał
przyznać, że ten cios może powalić przeciwnika.
Reszta
zebranych zamilkła patrząc uważnie na dzieciaka, który to zrobił, a jakiego
mieli okazję poznać nie tak dawno. Od tamtej pory znacznie im pomógł walkach z
ich przeciwnikiem. Różnice tego co było kiedy, a co jest teraz widać gołym
okiem. Jego taktyki zawsze musiały być dopracowane do najdrobniejszego
szczególiku, nawet możliwości pogodowe brane były pod uwagę i czasem nawet
wykorzystywane. Nawet jak coś nie poszło po jego myśli, to miał za każdym razem
przygotowany plan awaryjny. Jednak osoba, która mu podpadnie, nie mogła czuć
się dobrze, po tym jak serwował mu porządna nauczkę. Doprawdy chłopak miał
przeróżne, czasem nawet dziwne pomysły, chociaż później stawały się niezwykle
przebiegłymi taktykami.
Dzieciak
mimo swojej drobnej postury potrafił poradzić sobie, nawet gdy był atakowany
przez trzech uzbrojonych w pałki przeciwników; zdążyli już się przekonać, gdy
następnym razem, gdy się zjawił, chciano go uciszyć. Oczywiście później
dodatkowo doszła do tego jeszcze reprymenda od ich szefa, która zawsze kończyła
się sporymi obrażeniami u osób, które mu podpadły.
-
Macie mnie słuchać. Nie mam zamiaru się powtarzać – wywarczał, niczym
rozjuszony pies. Cofnął się z krok, czy dwa, tylko po to, by mógł
prawdopodobnie przelecieć wzrokiem po wszystkich. Co do tego nie byli pewni,
maska jaką nosił skutecznie uniemożliwiała im zobaczenie twarzy nastolatka. I
to było kolejną zagadką ich nowego pomocnika-stratega.
Wiele
osób spekulowało już na ten temat. Niektórzy twierdzili, że jest tak brzydki,
że po prostu boi się pokazywać swojej twarzy, inny wręcz przeciwnie. Zdarzały
się nawet osoby, które mówiły, iż chłopak musi być jakąś szychą i po ujrzeniu
jego twarzy rozpoznają go, jednak najbardziej trafne było stwierdzenie prawej
ręki ich szefa: „Ten cały Kage jest po prostu tchórzem. Boi się pokazać swojej
twarzy, zupełnie tak jakbyśmy mieli to jakoś wykorzystać. Zapewne to jakieś
Cudowne-Dziecko, które się znudziło zabawkami i postanowiło urozmaicić sobie
jakoś życie.” Mimo to oni dalej zastanawiali się, nad powodami noszenia maski;
co go do tego nakłoniło.
-
Jeśli wykonacie wszystko jak należy, za niecałe trzy tygodnie odzyskacie już
swoje terytorium. – Stanowczy, aczkolwiek melodyjny głos rozbrzmiał większości
w uszach, jeszcze z kilka razy.
-
Ale dlaczego tak późno?! – Komuś widocznie nie podobała się wizja tak długiego
czasu oczekiwania.
-
Hmpf, jeśli chcesz możesz zająć na jeden dzień moje miejsce. Wiedz, że to nie
jest takie proste. Do tego muszę wziąć pod uwagę to, że oni nie mogą się
domyśleć, że tak nagle staliście się tak bardzo współpracujący między sobą.
Przez jakiś czas musimy sprawiać wrażenie, takie jakie sprawiamy od ostatniego
tygodnia. Niech myślą, że jesteśmy tylko na takim poziomie. Najlepszy atak to
ten niezapowiedziany, mimo iż przeciwnik domyśla się go. – Znalazł się przy
chłopaku, który to miał wątpliwości co do tego planu. Chwilę mu się przyglądał,
po czym szybkim ruchem chwycił go za prawe ramię, a jasnowłosy chłopak,
skrzywił się z widocznego bólu. – Nie walczysz dzisiaj, ani przez kilka
kolejnych dni. Myślałeś, że nie zauważę, iż jesteś ranny? Idź do Saia, niech
Cię dobrze opatrzy.
-
Hai. – Prawie, że splunął to słowo, kierując się w stronę siedzącego na skrzyni
bruneta.
-
Mam nadzieję, że i tym razie dacie z siebie wszystko. – Zabrał głos lider
grupy. Silver podszedł do Kage od tyłu i przytulił do siebie smukłe ciałko
chłopaka, zaciskając palce na jego biodrach. Chłopak natychmiast trzepnął go po
palcach, pokazując mu tym samym, że to mu się nie podoba, jednak nie zrobił już
nic innego.
Po
opuszczonym magazynie rozniosły się krzyki, zgadzających się z nim ludzi.
Silver uśmiechnął się zadowolony. Szkoda tylko, że nie mógłby być z chłopakiem
sam na sam. Kage zawsze znikał po potyczkach, wcześniej mówiąc komuś z gangu
jakiś komentarz. Będzie musiał znaleźć jakiś na niego sposób.
~ * ~
- Słuchajcie mnie wszyscy. Niedługo ci dranie się tu zjawią. Jednak tym razem ich pokonany! Niech wiedzą, do kogo należy ta ziemia! – Reszta zawtórowała mu radosnymi okrzykami. Isami założył pierwszy kominiarkę, by jego towarzysze zaraz uczynili to samo. Akurat w tym samym momencie mogli zauważyć, jak ich przeciwnicy pojawiają się. Silver wyszedł na przód, patrząc prosto w oczy zastępcy Mizukiego.
- To co, gotowi na skopanie wam tyłka? – Wyciągnął zza paska spodni dwa kaskiety, po czym z krzykiem rzucił się w ich kierunku. Isami nie pozostawał mu dłużny, sam zaraz napierając na niego. Zaraz jednak zmuszony był walczyć z kimś innym.
Będąc popchniętym do tyłu, spojrzał na chwilę w górę, by zauważyć, iż na dachu opuszczonego budynku, stoi jakaś postać. Ta sama, która od jakiegoś czasu zawsze ich obserwowała. Musiał to sprawdzić.
- Muszę się w czymś upewnić! – krzyknął do Caleba, który to właśnie się obok niego pojawił. – Zastąp mnie w kierowaniu przez chwilę.
- No problem.
Wyciągając tonfy, skierował się do budynku, uważając by nie zostać z tego względu w żaden sposób zdradzonym. Będąc już na dachu rozejrzał się na boki, zauważając, iż jego postać, właśnie leży na brzuchu, w takiej pozie obserwując odgrywająca się na dole walkę.
~ * ~
Chłopak
nie brał udziału w ich potyczkach, tylko obserwował. Starał się zauważyć jak
najwięcej szczegółów. Dla przykładu chociaż wszyscy z Dark Devil nosili
kominiarki, prawdopodobnie, by nikt nie rozpoznał, on doskonale odnajdywał
wśród nich wzrokiem czwórkę ludzi. Ich ruchy, styl wyróżniały się; doskonale
można było zauważyć, że musieli być wysoko w hierarchii, gdyż jeden gest lub
słowo którego z nich sprawiały, że wszyscy nagle zmieniali swoje położenie,
bądź też swoją własną technikę; z pięści do pałki.
Chciał
się dowiedzieć, który z tej czwórki był liderem. Tylko jak na razie żaden się z
tym nie zdradził.
-
Gdzie ten Darkness? – mruknął cicho, przygryzając wargę. Dopiero teraz
zauważył, iż jeden z najbardziej rozpoznawalnej czwórki zniknął. – Hmm… czyżby
wasz jeden kompan stchórzył?
-
Ależ oczywiście, że nie… – Odwrócił się gwałtownie patrząc wprost na chłopaka,
który to jeszcze nie tak dawno walczył. W obydwu dłoniach dzierżył tonfę. – Po
prostu, nie mogłem znieść czyjegoś nachalnego wzroku. – Ustawił się w pozycji
do ataku, jednak nie wykonał kolejnego kroku, by rzucić się w jego kierunku. –
Kim jesteś i w jakim celu tu przebywasz?
-
By obserwować. – Przez chwilę zdawało mu się, gdy poruszył lekko głową, że mógł
ujrzeć znajome szmaragdowe tęczówki.
-
Tego, to i ja się domyśliłem, ale po co? – warknął głośno. Kage prychnął na to
tylko lekceważąco.
-
Gdzie jest wasz lider, Darkness? – Spytał wstając z podłoża dachu,
dwupiętrowego budynku, na którym jeszcze przed chwilą był sam.
-
To nie powinno cię obchodzić. – Nie czekając już na nic zaatakował. Nie miał
zamiaru gadać z tym durnym dzieciakiem. Jedyne co robił to go irytował. Chłopak
odskoczył do tyłu, chcąc uniknąć uderzenia i wtedy też dopiero zrozumiał, że w
tamtym miejscu nie ma już dla niego żadnego gruntu. Atakujący go również to
zauważył. Jeśli nic nie zrobi, to
spadnie, a przecież nie chciał nikogo zabijać. Dlatego też szybko opuścił
tonfy, które poleciały w dół, uderzając o podłoże z dużym hałasem, a on sam
rzucił się mniejszemu chłopakowi na ratunek, łapiąc go za przegub dłoni, nie
pozwalając tym samym, aby spadł.
-
Jeśli ktoś nas zobaczy pomyśli, że zdradzamy swoje drużyny. Jestem Kage. – Zamaskowany
zaśmiał się cicho pozwalając, aby chłopak wciągnął go powrotem na dach. Nikt
nie zauważył tego zdarzenia, prócz wybuchowego lidera, który to natychmiast
zaczął śpieszyć swojemu małemu strategowi na pomoc.
Naoya
widząc jak jego przeciwnik po puszczeniu go, natychmiast stara się chwycić
swoją broń, rzucił się na niego, powalając wyższego chłopaka na ziemię. Usiadł
szybko na jego biodrach i chwycił jego nadgarstki nad głową.
-
Spokojnie, pomogłeś mi, więc nie mam zamiaru nic ci robić. Tylko nie chcę
przypadkiem znów odskoczyć w złe miejsce – powiedział na jednym wdechu. Miał
wobec niego dług, tak więc nie mógł go zaatakować; przecież przed chwilą został
przez niego uratowany. Dlatego też postąpił tak, a nie inaczej. Nie chciał
zrobić mu krzywdy, a nie obeszło by się z tym, gdyby się bronił. Była taka
możliwość, że jego nawyki wzięły by górę. – Powoli puszczę twoje nadgarstki,
tylko proszę nie atakuj, bo i ja tego nie zrobię. – Widząc jak kiwa lekko
głową, powoli puścił jego dłonie, by w tym samym momencie poczuć jak jest z
niego zrzucany, a następnie przyszpilany do podłoża przez niego.
-
Wiesz, jesteś naiwny. Nie powinieneś ufać swoim wrogom. – Zauważył, chwytając
pewnie jego przeguby. Zacisnął na nich mocniej palce, co Kage zareagował
syknięciem. Był już pewny, że przez jakiś czas mogą być czerwone ślady.
-
Puść go! – Krzyk lidera Blade Children był z pewnością słyszany i na dole,
gdzie miejsce miała główna walka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz