Pierwsze co poczuł jak opuścili budynek, to chłód
powietrza. Spojrzał zdziwiony na srebrnowłosego chłopaka, który nadal
trzymając go za rękę zaprowadził go do powozu zaprzężonego przez cztery
kare konie. Przy drzwiach stał rudowłosy elf, a widząc ich niecałe dwa
metry od niego ukłonił się lekko otwierając drzwiczki.
Nim anioł zdążył coś powiedzieć został dosłownie wciągnięty do środka i
posadzony na siedzeniu, naprzeciwko długowłosego. Powóz ruszył, a
złotooki patrzył z delikatnym uśmiechem na młodzieńca.
-
Em... mam pytanie. - Spojrzał w jego stalowe i zimne oczy, w których
teraz czaiła się mała iskiereczka ciekawości. Taka ledwo widoczna,
której udało się uciec od tego nieprzyjemnego chłodu, co jednak anioł
mógł dobrze zauważyć. - Gdzie my teraz jedziemy?
- Jak to gdzie?! Oczywiście, że do mnie.
-
Przepraszam, ale byłbym wdzięczny jakbyś wysadził mnie gdzieś na
uboczu. Muszę poszukać pewną dziewczynkę i spytać się, czy nic jej nie
jest - mruknął patrząc smutno za okno. - Boję się o nią.
Nie wiedząc czemu zrobiło mu się go żal. Miał wrażenie, że on bardzo przezywa krzywdę innych, nawet bardziej niż swoją.
-
Jesteś dziwny - stwierdził pierwsze co mu przyszło do głowy na temat
tego fioletowłosego chłopaka. Jego zdaniem mógł mieć góra siedemnaście
lat.
- Dlaczego? - Przekrzywił głowę w bok, a jego
tęczówki spoczęły na sylwetce młodego Tono, który patrzył na niego z
rozbawieniem, by zaraz zaśmiać się cicho, tak naturalnie, dopiero po
chwili zdając sobie z tego sprawę. Zamilkł od razu, patrząc wściekły na
niewolnika.
- Myślisz, że cię wypuszczę, po tym jak
wydałem ćwierć miliona, kupując ciebie?! - warknął w jednej chwili
znajdując się przy nim i chwytając go mocno za gardło. Anielski chłopak
złapał za jego przeguby starając się jak dotąd bezskutecznie odciągnąć
jego ręce od siebie. Tak nagle i szybko jak ręce Lou pojawiły się na
jego szyi, tak samo i zniknęły z tamtego miejsca. Złotooki zaczerpnął
powietrza, próbując jakoś uspokoić swój organizm. Patrzył na niego
pytająco i z takim jakby strachem. Pierwszy raz spotkał się z czymś
takim. Kiedyś jak przebywał wśród ludzi, nigdy się tak nie zachowywali,
na odwrót byli mili dla niego i czasami pytali się czy mogą mu jakoś
pomóc, a teraz? Stali się nieufni i egoistyczni. Rzadko widywał teraz
pomocnych dla innych ludzi.
Widział w jego oczach czysty gniew, skierowany wprost na niego, co już mógł odczuć na swojej szyi.
-
Przepraszam. Nie chciałem cię zdenerwować. Proszę wybacz mi - rzekł
siadając prosto i uśmiechając się do niego łagodnie. Tak, jak to zawsze
miał robić w zwyczaju.
Nie był zadowolony. Wcale nie
podobał już mu się jego zakup. Owszem był inny i w pewien sposób nawet
fajny, ale chyba mógł kupić niewolnika takiego jak zawsze. Przynajmniej
nie zadawałby takich dziwnych pytań, mając świadomość kim teraz jest, a
ten dzieciak?! Odzywa się do niego, jakby naprawdę nie zdawał sobie
sprawy z tego kim , a raczej czym jest. Zwykłą, pieprzoną zabawką do
łóżka. Dla jego uciech cielesnych! Zamiast się kulić ze strachu, on
zadaje mu te dziwne pytanie, a jego głos i podstawa dają do rozumienia,
że uważa siebie za równego. To przecież niedopuszczalne!
-
Denerwujesz mnie całym sobą - warknął, wyciągając paczkę papierosów i
podpalając go, od razu zaciągnął się mocno. Po chwili wypuścił obłoczek
dymu wprost za chłopaka, który gdy tylko do jego nozdrzy dostała się
nikotyna zaczął kaszleć i krztusić się. Na co Lou zaśmiał się wrednie,
powtarzając tą czynność. - Traktujesz mnie jak równego sobie, a przecież
jesteś moim niewolnikiem. Powinieneś mówić do mnie „Panie”, a nie
starać się spoufalać ze mną.
- Ja naprawdę jesteś
niewolnikiem?! - spytał zdziwiony, nie mogąc uwierzyć w to co usłyszał.
Prawda słyszał co tamten mężczyzna, który go tu przywiózł gada, a potem
co tamta kobieta i ten staruszek ze sceny, ale myślał.... nie on był
święcie przekonany, że to tylko jakiś żart, jednak jak widać pomylił
się. - Nie sądziłem, ze to prawda, tylko jakiś dowcip. Gdybym wiedział
na pewno nie mówiłbym takich rzeczy... em, panie...
Zawsze mówił tak do Stwórcy, choć i z tym zdarzały się wyjątki, jednak za swojego pana zawsze uważał Jego.
-
Albo jesteś taki głupi, albo takiego tylko udajesz. Jednak twoje
zachowanie jest w pewnym sensie nawet słodkie - szepnął, przyciągając go
do siebie i składając na jego ustach pocałunek. Jednak nie był on jakiś
delikatny czy subtelny, tylko namiętny i władczy. Nie zważając na jego
protesty siłą wepchnął mu do buzi swój język, penetrując nim każdy
zakamarek wnętrza jamy ustnej.
Bronił się. Próbował
odepchnąć go od siebie, jednak nie miał dość siły. Szarpał się, ale i to
nie dało żadnego pozytywnego efektu, jedynie dłonie srebrnowłosego
mocno trzymające go za jego ramiona, sprawiając mu tym samym ból. Łzy
bezsilności spłynęły mu po policzkach. On tak bardzo tego nie chciał.
Zrobiłby wszystko byleby cofnąć to zdarzenie, które ma teraz miejsce. Na
pewno użyłby jakoś swoich mocy, by poprosić kogoś o pomoc dla
dziewczynki. Mógł dla przykładu poprosić liczące dwanaście sztuk stado
wilków, które miało swoje miejsce niedaleko nich, bądź sam obronić
Madeleine, a później uciec razem z nią, a nie stać jak ten głupi.
Chociaż i tak cieszył się, że nic nie jest tej złotowłosej dziewczynce.
Oderwał
się od niego zadowolony, chcąc zobaczyć jego reakcję. Widząc jego łzy
nie przejął się tym zbytnio, choć w środku zrobiło mu się odrobinę go
żal, jednak nie pokazał tego po sobie, zamiast tego usiadł na swoim
miejscu krzyżując ręce na piersi.
- Zachowujesz się
jak jakaś cnotka - prychnął patrząc na niego wyzywająco. Nie widząc
jednak reakcji z jego strony spojrzał na niego z rozbawieniem. - I co?
Nie będziesz się teraz do mnie odzywał, co? Proszę bardzo. Wiesz, tak
też można, ale ja już to przerabiałam z moimi poprzednimi niewolnikami, a
wierz mi, miałem ich sporo.
- Co się z nimi stało? - spytał nagle, podnosząc swoje jeszcze zapłakane oblicze na niego.
-
Och, nie sądziłem, że odezwiesz się tylko po tym, że powiedziałem ci o
twoich poprzednikach. Inni dłużej wytrzymywali. - Zaśmiał się cicho,
widząc jego obrażoną minkę. - A odpowiadając na Twoje pytanie, to już
ich nie ma.
- W jakim sensie? - mruknął patrząc za okno. Znajdowali się już dość spory kawałek od miasta.
- Nie musisz wiedzieć - szepnął tajemniczo. Obaj poczuli jak powóz zatrzymał się. - Już jesteśmy na miejscu. Chodź, wysiadamy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz