Isami
uśmiechnął się lekko do brata, który tak jak Naoya nie spodziewał się ujrzeć go
właśnie w takim stanie. Anya z racji z tego, iż widziała go wcześniej nie
okazała żadnej reakcji.
-
Przepraszam, że tak swobodnie się poruszam, ale drzwi były otwarte, więc… – Zwiesił
głos, patrząc na kobietę, jakby przepraszająco. Brunetka tylko pokręciła krótko
głową, od razu proponując, by udali się do jadalni i tam porozmawiali. Zaraz
też dowiedziała się, że oprócz rudowłosego, w jej domu znajduje się również
piątka jego najlepszych przyjaciół, w tym dziewczyna Mizuki’ego.
Anya
mając jedną rękę za plecami, oraz stojąc tyłem do łóżka, jednocześnie swoim
ciałem zasłaniając na nie widok Isami’emu, dała znak dzieciakowi, by nie
zdradził swojej obecności. Na szczęście już wcześniej; nim weszli do pokoju,
prosiła bruneta, by nie zadawał przy kimś pytań, jakie na pewno nasuną się mu,
więc przez chwilę mogła być spokojna. Dlatego też w ciszy wyszli zostawiając
Naoyę samego.
-
Wredna, choć też pożyteczna suka… – warknął podnosząc się i powolnym krokiem
udał się w kierunku komody. Po kolei zaczął przeglądać zawartość szuflad, aż w
końcu w ostatniej nie natknął się na palmtopa. Uśmiechnął się z zadowoleniem,
włączając go i nakierowując połączenie na centralę. Mężczyzna jaki pojawił się
na ekranie, nawet nie spojrzał w jego kierunku, dalej będąc zajęty pracą przy
swoim drugim komputerze, jednak szybkim znakiem dłoni dał do zrozumienia, iż
jest świadomy tego połączenia.
-
Ithilbess, logujesz się w ciągu tego dnia już trzeci raz… Czyżby znowu ten
szczeniak dawał ci w kość…? – Dopiero w tym momencie odwrócił wzrok, a widząc
na drugim monitorze, zamiast twarzy Anyi, twarz Naoyi, wydał z siebie ciche
zakłopotane chrząknięcie. – …Och, najmocniej przepraszam Cieniu… Lepiej już się
czujesz? To jednak pierwsza twoja taka poważna rana w karierze, dlatego też wszyscy
w Instytucie bardzo się o ciebie martwili…
-
Chyba raczej o moją pozycję… Przecież kto by mnie wtedy zastąpił… – Wygiął
wargi w krzywym uśmiechu, widząc jego jeszcze większe zakłopotanie. Doskonale
zdawał sobie z tego sprawę, iż wszędzie ma tylko wrogów. Tylko jedna osoba z
Instytutu nie chciała jego śmierci. Cierń, mężczyzna, którego traktował jak
swojego o wiele starszego brata. – Z resztą nieważne… Połącz mnie z Opiekunem…
Nie
musiał czekać długo. Czarnoskóry mężczyzna natychmiast spełnił jego żądanie.
- N?
A to ciekawie? Chyba od niedawna używasz takiego skrótu? Zawsze miałeś O, jak
opiekun, czy też ojciec… – zakpił cicho, a widząc zaraz na ekranie pojawiło mu
się wnętrze gabinetu, zaśmiał się z wyższością. Fotel odwrócony był tyłem,
jednak widział rękę sięgającą po zdobiony złotem pucharek z winem. Palce
odziane w biały materiał rękawiczki zacisnęły się delikatnie na nóżce, by zaraz
podnieść go i nakierować ku swojej twarzy.
- Cień, a raczej powinienem powiedzieć EU00021-MI001.
– Cichy głos Opiekuna, idealnie trafił do jego uszu. – Cieszy mnie, iż już jest
ci lepiej. Jednak pamiętaj, iż masz do zrobienia jeszcze jedną ważną rzecz.
Dostałem też dane, jakie raczyłeś mi wysłać, dotyczące tego dzieciaka i
zastanawia mnie, co jest w nim takiego, że postanowiłeś go zaproponować.
-
Nie rozumiesz tego, bo go nie poznałeś. Aoi ma ukryty w sobie potencjał,
którego jednak nie okazuje ze względu na swojego chłopaka. Nie chce pokazać, że
jego pomysły mogą być o wiele lepsze, niż Kana – odparł szybko, przypominając
sobie jednocześnie nieśmiałe uwagi, jakie ten czasami dawał, kiedy on
przekazywał im nie do końca jasną strategię. Robił to po to, by właśnie
zauważyć jakieś interesujące osoby. Kan, chłopak blondynka, oczywiście też się
udzielał, ale z racji tego, iż go nie lubił, zamiast proponować Opiekunowi
dwójki, proponował tylko niebieskookiego.
-
Nie sądzisz, że bez swojego kochanka nie będzie chciał iść z tobą? A i on też
wydaje się być nawet… klasyfikująco. Ale najlepiej będzie jak sam zdradzisz mi
szczegóły, oraz fakt, w jaki sposób komuś udało się ciebie postrzelić…
~ * ~
-
Widzę, że już się zagościliście… – Kobieta parsknęła rozbawiona, patrząc jak
Isami siada między Naną, a Max’em. Brunet zaśmiał się cicho, powtarzając to
samo, co zawsze:
-
Robimy tylko, co sama kazałaś~!
Szatynka
wstała podchodząc do Mizuki’ego i przytulając się do niego z westchnieniem. Nie
widziała się z nim, odkąd trafił do szpitala. Nie miała po prostu kiedy.
Rodzice, gdy tylko dowiedzieli się o jej ciąży z mężczyzną, zabronili jej się z
nim spotykać, a jak dotarła do nich wieść, że jest w szpitalu poprosili
tamtejszą ochronę o nie wpuszczaniu jej do ich pacjenta. Tak więc, dopiero
teraz miała okazję go ujrzeć.
-
Tęskniłam za tobą… – szepnęła cicho, czując jak ręce jej ukochanego zaciskają
się delikatnie na jej biodrach.
- Ja
za tobą również… – mruknął, wciągając do nozdrzy zapach jej ulubionego
szamponu. Te chwile, gdy się nie widzieli, to były dla niego ogromne męki.
-
Chciałbym cię przeprosić… To z mojej winy przegraliśmy z Blade Children. –
Mizuki spojrzał na swojego młodszego brata, który siedział naprzeciw niego ze
spuszczoną nisko głową.
-
Nieprawda…! To wina tego gnojka, co pomagał temu tchórzowi Silver’owi. – Nim
mężczyzna zdążył otworzyć usta, Max wygłosił swoją opinię. – Mimo, iż nie miał
świadomości, że nie jesteś Mizuki’m; doskonale wszystko wiedział. Nawet to, że
Nana jest w ciąży…
-
Skąd on mógł o tym wiedzieć? Przecież trzymaliśmy w tajemnicy, czyje są moje
dzieci. – Przedstawiła swoje zdanie Nakashima, siadając obok bruneta, będąc w
dalszym ciągu w niego wtuloną.
- To
świadczy tylko o tym, że ktoś, kto o tym wiedział, jest wtyczką – oznajmiła
Anya, stojąc w progu drzwi. Mimo wolnych miejsc nie usiadła, tłumacząc się, iż
szybciej tak dojdzie do kuchni, gdy woda na herbatę się zagotuje. Jednocześnie
chciała też mieć wgląd na korytarz, a w szczególności na schody. Musiała mieć
pewność, czy dzieciak nic nie kombinuje.
- W
zachowaniu tego dzieciaka zastanawia mnie coś. – Zabrał głos Lucas, marszcząc
przy tym czoło w wyrazie głębokiego myślenia. – Dlaczego tak nagle zaczął cię
bronić, Isami? Tylko dlatego, że mu raz pomogłeś, bo nie chciałeś żeby spadł?
Nie wydaje mi się… Raczej on miał w stosunku do ciebie jakieś plany… Tym
bardziej jak nawet, gdy Silver wyciągnął broń, dalej wytrwale cię bronił… I nie
przestał mimo, iż strzelał do niego…
Anya
warknęła bezgłośnie, wściekła. Jeśli ta rozmowa dalej pójdzie tym torem, to
Mizuki może domyślić się powiązania z dzieciakiem… Cholera, co robić?!
~ * ~
Chłopak
wyszedł z pokoju kierując się do łazienki. Wchodząc do pomieszczenia potknął
się, zwalając z półeczki – o jaką się złapał by zachować równowagę – kilka
szklanych buteleczek z perfumami, które rozbiły się, robiąc przy tym trochę
hałasu. Szatyn przeklął szpetnie, zamykając pośpiesznie zamek w drzwiach i
podchodząc do szafki obok lustra. Otworzył ją, zaraz wyciągając z niej żyletkę.
Podwinął koszulę, by mieć lepszy widok na szwy, jakie założyła mu nie tak dawno
kobieta. Żyletką delikatnie rozciął obydwie nici, ściągając szwy z boku. Nie
wydał przy tym żadnego odgłosu; prawie w ogóle nie poczuł bólu. Spojrzał w
tafli lustra na ranę, która już ładnie się goiła. Pokręcił rozbawiony głową. W
najgorszym wypadku jeszcze przez parę miesięcy będzie widniała w tamtym miejscu
blizna.
Słysząc
szybkie kroki dwóch osób, wyrzucił wszystko do kosza, poprawiając jeszcze swoje
ubranie.
-
Kto tam jest!? – Do jego uszu dotarł zdenerwowany głos Caleba. Doskonale
słyszał jak zmaga się z klamką.
-
Caleb uspokój się… To nikt taki… – Zazwyczaj pogodny głos Anyi przy innych,
teraz miał w sobie niepewne nutki.
Naoya
westchnął cicho, odwracając się do drzwi i otwierając je. Minął bez słowa zdziwionego
jego obecnością starszego bliźniaka, patrząc jeszcze zimnych wzrokiem na
brunetkę.
-
Zrobiłabyś porządek, w innym wypadku bym się nie potykał. – Zwrócił jej uwagę,
kierując się ku wyjściu.
-
Czekaj no! Coś ty tu robił? – warknął Caleb, zatrzymując piętnastolatka na
schodach. Obydwoje zdawali sobie sprawę z tego, iż reszta osób w salonie z
pewnością teraz będą ich słyszeć, jednak nikt nawet się nie ruszył. – Czy nie
miałeś przypadkiem wyjechać w jakiejś rodzinnej sprawie?
-
Nie jesteś moim ojcem, więc nie mam obowiązku odpowiadać – zauważył, patrząc na
niego z narastającą irytacją. Jak Isami mógł wytrzymać jego towarzystwo?
- W
takim razie komu powiesz, jak nie masz rodziców?! Eh…? – Zająkał się, gdy tylko
zdał sobie sprawę z tego co powiedział. A przecież obiecał Isami’emu, że się
nie wygada.
-
Widzę, że ta stara suka, już was doinformowała o mnie. W takim razie chociaż
RAZ będzie przydatna! – Wyraźnie zaakcentował
te jedno słowo. Jeśli ona odsłania jego życie, to czemu on ma tego nie
robić. Jak się spodziewał Anya, zaraz pojawiła się przy nim, popychając go
gwałtownie do tyłu, a on z delikatnym uśmiechem pozwolił grawitacji na
zawładnięcie jego ciałem i doprowadzeniem do upadku. Hałas jaki tym razem
zrobił, sprawił, że wszyscy wyszli na korytarz patrząc na niego, leżącego u
podnóży schodów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz