niedziela, 28 kwietnia 2013

Wojna Gangów - 9



Isami uśmiechnął się lekko do brata, który tak jak Naoya nie spodziewał się ujrzeć go właśnie w takim stanie. Anya z racji z tego, iż widziała go wcześniej nie okazała żadnej reakcji.
- Przepraszam, że tak swobodnie się poruszam, ale drzwi były otwarte, więc… – Zwiesił głos, patrząc na kobietę, jakby przepraszająco. Brunetka tylko pokręciła krótko głową, od razu proponując, by udali się do jadalni i tam porozmawiali. Zaraz też dowiedziała się, że oprócz rudowłosego, w jej domu znajduje się również piątka jego najlepszych przyjaciół, w tym dziewczyna Mizuki’ego.
Anya mając jedną rękę za plecami, oraz stojąc tyłem do łóżka, jednocześnie swoim ciałem zasłaniając na nie widok Isami’emu, dała znak dzieciakowi, by nie zdradził swojej obecności. Na szczęście już wcześniej; nim weszli do pokoju, prosiła bruneta, by nie zadawał przy kimś pytań, jakie na pewno nasuną się mu, więc przez chwilę mogła być spokojna. Dlatego też w ciszy wyszli zostawiając Naoyę samego.
- Wredna, choć też pożyteczna suka… – warknął podnosząc się i powolnym krokiem udał się w kierunku komody. Po kolei zaczął przeglądać zawartość szuflad, aż w końcu w ostatniej nie natknął się na palmtopa. Uśmiechnął się z zadowoleniem, włączając go i nakierowując połączenie na centralę. Mężczyzna jaki pojawił się na ekranie, nawet nie spojrzał w jego kierunku, dalej będąc zajęty pracą przy swoim drugim komputerze, jednak szybkim znakiem dłoni dał do zrozumienia, iż jest świadomy tego połączenia.
- Ithilbess, logujesz się w ciągu tego dnia już trzeci raz… Czyżby znowu ten szczeniak dawał ci w kość…? – Dopiero w tym momencie odwrócił wzrok, a widząc na drugim monitorze, zamiast twarzy Anyi, twarz Naoyi, wydał z siebie ciche zakłopotane chrząknięcie. – …Och, najmocniej przepraszam Cieniu… Lepiej już się czujesz? To jednak pierwsza twoja taka poważna rana w karierze, dlatego też wszyscy w Instytucie bardzo się o ciebie martwili…
- Chyba raczej o moją pozycję… Przecież kto by mnie wtedy zastąpił… – Wygiął wargi w krzywym uśmiechu, widząc jego jeszcze większe zakłopotanie. Doskonale zdawał sobie z tego sprawę, iż wszędzie ma tylko wrogów. Tylko jedna osoba z Instytutu nie chciała jego śmierci. Cierń, mężczyzna, którego traktował jak swojego o wiele starszego brata. – Z resztą nieważne… Połącz mnie z Opiekunem…
Nie musiał czekać długo. Czarnoskóry mężczyzna natychmiast spełnił jego żądanie.
- N? A to ciekawie? Chyba od niedawna używasz takiego skrótu? Zawsze miałeś O, jak opiekun, czy też ojciec… – zakpił cicho, a widząc zaraz na ekranie pojawiło mu się wnętrze gabinetu, zaśmiał się z wyższością. Fotel odwrócony był tyłem, jednak widział rękę sięgającą po zdobiony złotem pucharek z winem. Palce odziane w biały materiał rękawiczki zacisnęły się delikatnie na nóżce, by zaraz podnieść go i nakierować ku swojej twarzy.
 - Cień, a raczej powinienem powiedzieć EU00021-MI001. – Cichy głos Opiekuna, idealnie trafił do jego uszu. – Cieszy mnie, iż już jest ci lepiej. Jednak pamiętaj, iż masz do zrobienia jeszcze jedną ważną rzecz. Dostałem też dane, jakie raczyłeś mi wysłać, dotyczące tego dzieciaka i zastanawia mnie, co jest w nim takiego, że postanowiłeś go zaproponować.
- Nie rozumiesz tego, bo go nie poznałeś. Aoi ma ukryty w sobie potencjał, którego jednak nie okazuje ze względu na swojego chłopaka. Nie chce pokazać, że jego pomysły mogą być o wiele lepsze, niż Kana – odparł szybko, przypominając sobie jednocześnie nieśmiałe uwagi, jakie ten czasami dawał, kiedy on przekazywał im nie do końca jasną strategię. Robił to po to, by właśnie zauważyć jakieś interesujące osoby. Kan, chłopak blondynka, oczywiście też się udzielał, ale z racji tego, iż go nie lubił, zamiast proponować Opiekunowi dwójki, proponował tylko niebieskookiego.
- Nie sądzisz, że bez swojego kochanka nie będzie chciał iść z tobą? A i on też wydaje się być nawet… klasyfikująco. Ale najlepiej będzie jak sam zdradzisz mi szczegóły, oraz fakt, w jaki sposób komuś udało się ciebie postrzelić…

~ * ~

- Widzę, że już się zagościliście… – Kobieta parsknęła rozbawiona, patrząc jak Isami siada między Naną, a Max’em. Brunet zaśmiał się cicho, powtarzając to samo, co zawsze:
- Robimy tylko, co sama kazałaś~!
Szatynka wstała podchodząc do Mizuki’ego i przytulając się do niego z westchnieniem. Nie widziała się z nim, odkąd trafił do szpitala. Nie miała po prostu kiedy. Rodzice, gdy tylko dowiedzieli się o jej ciąży z mężczyzną, zabronili jej się z nim spotykać, a jak dotarła do nich wieść, że jest w szpitalu poprosili tamtejszą ochronę o nie wpuszczaniu jej do ich pacjenta. Tak więc, dopiero teraz miała okazję go ujrzeć.
- Tęskniłam za tobą… – szepnęła cicho, czując jak ręce jej ukochanego zaciskają się delikatnie na jej biodrach.
- Ja za tobą również… – mruknął, wciągając do nozdrzy zapach jej ulubionego szamponu. Te chwile, gdy się nie widzieli, to były dla niego ogromne męki.
- Chciałbym cię przeprosić… To z mojej winy przegraliśmy z Blade Children. – Mizuki spojrzał na swojego młodszego brata, który siedział naprzeciw niego ze spuszczoną nisko głową.
- Nieprawda…! To wina tego gnojka, co pomagał temu tchórzowi Silver’owi. – Nim mężczyzna zdążył otworzyć usta, Max wygłosił swoją opinię. – Mimo, iż nie miał świadomości, że nie jesteś Mizuki’m; doskonale wszystko wiedział. Nawet to, że Nana jest w ciąży…
- Skąd on mógł o tym wiedzieć? Przecież trzymaliśmy w tajemnicy, czyje są moje dzieci. – Przedstawiła swoje zdanie Nakashima, siadając obok bruneta, będąc w dalszym ciągu w niego wtuloną.
- To świadczy tylko o tym, że ktoś, kto o tym wiedział, jest wtyczką – oznajmiła Anya, stojąc w progu drzwi. Mimo wolnych miejsc nie usiadła, tłumacząc się, iż szybciej tak dojdzie do kuchni, gdy woda na herbatę się zagotuje. Jednocześnie chciała też mieć wgląd na korytarz, a w szczególności na schody. Musiała mieć pewność, czy dzieciak nic nie kombinuje.
- W zachowaniu tego dzieciaka zastanawia mnie coś. – Zabrał głos Lucas, marszcząc przy tym czoło w wyrazie głębokiego myślenia. – Dlaczego tak nagle zaczął cię bronić, Isami? Tylko dlatego, że mu raz pomogłeś, bo nie chciałeś żeby spadł? Nie wydaje mi się… Raczej on miał w stosunku do ciebie jakieś plany… Tym bardziej jak nawet, gdy Silver wyciągnął broń, dalej wytrwale cię bronił… I nie przestał mimo, iż strzelał do niego…
Anya warknęła bezgłośnie, wściekła. Jeśli ta rozmowa dalej pójdzie tym torem, to Mizuki może domyślić się powiązania z dzieciakiem… Cholera, co robić?!

~ * ~

Chłopak wyszedł z pokoju kierując się do łazienki. Wchodząc do pomieszczenia potknął się, zwalając z półeczki – o jaką się złapał by zachować równowagę – kilka szklanych buteleczek z perfumami, które rozbiły się, robiąc przy tym trochę hałasu. Szatyn przeklął szpetnie, zamykając pośpiesznie zamek w drzwiach i podchodząc do szafki obok lustra. Otworzył ją, zaraz wyciągając z niej żyletkę. Podwinął koszulę, by mieć lepszy widok na szwy, jakie założyła mu nie tak dawno kobieta. Żyletką delikatnie rozciął obydwie nici, ściągając szwy z boku. Nie wydał przy tym żadnego odgłosu; prawie w ogóle nie poczuł bólu. Spojrzał w tafli lustra na ranę, która już ładnie się goiła. Pokręcił rozbawiony głową. W najgorszym wypadku jeszcze przez parę miesięcy będzie widniała w tamtym miejscu blizna.
Słysząc szybkie kroki dwóch osób, wyrzucił wszystko do kosza, poprawiając jeszcze swoje ubranie.
- Kto tam jest!? – Do jego uszu dotarł zdenerwowany głos Caleba. Doskonale słyszał jak zmaga się z klamką.
- Caleb uspokój się… To nikt taki… – Zazwyczaj pogodny głos Anyi przy innych, teraz miał w sobie niepewne nutki.
Naoya westchnął cicho, odwracając się do drzwi i otwierając je. Minął bez słowa zdziwionego jego obecnością starszego bliźniaka, patrząc jeszcze zimnych wzrokiem na brunetkę.
- Zrobiłabyś porządek, w innym wypadku bym się nie potykał. – Zwrócił jej uwagę, kierując się ku wyjściu.
- Czekaj no! Coś ty tu robił? – warknął Caleb, zatrzymując piętnastolatka na schodach. Obydwoje zdawali sobie sprawę z tego, iż reszta osób w salonie z pewnością teraz będą ich słyszeć, jednak nikt nawet się nie ruszył. – Czy nie miałeś przypadkiem wyjechać w jakiejś rodzinnej sprawie?
- Nie jesteś moim ojcem, więc nie mam obowiązku odpowiadać – zauważył, patrząc na niego z narastającą irytacją. Jak Isami mógł wytrzymać jego towarzystwo?
- W takim razie komu powiesz, jak nie masz rodziców?! Eh…? – Zająkał się, gdy tylko zdał sobie sprawę z tego co powiedział. A przecież obiecał Isami’emu, że się nie wygada.
- Widzę, że ta stara suka, już was doinformowała o mnie. W takim razie chociaż RAZ będzie przydatna! – Wyraźnie zaakcentował  te jedno słowo. Jeśli ona odsłania jego życie, to czemu on ma tego nie robić. Jak się spodziewał Anya, zaraz pojawiła się przy nim, popychając go gwałtownie do tyłu, a on z delikatnym uśmiechem pozwolił grawitacji na zawładnięcie jego ciałem i doprowadzeniem do upadku. Hałas jaki tym razem zrobił, sprawił, że wszyscy wyszli na korytarz patrząc na niego, leżącego u podnóży schodów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz