sobota, 27 kwietnia 2013

Vampire Maiden - 30


Dziewczyna idąc smętnie z tyłu stawała idealnym celem. Wampiry, które jej towarzyszyły, w ogóle nie starały się nawet zwracać na nią uwagi. Jedynym minusem, był łowca rozglądający się nieufnie na wszystkie strony. Mimo to, nie będzie żadnych komplikacji. Wśród nich dojrzał czuprynę osoby, która jako tako miało mu pomagać.
Oblizał lubieżnie długie kły. Tak dawno nie miał w ustach, świeżej, dziewczęcej krwi. Było też prawdopodobieństwo, iż była dziewicą. Uch, jaki to może być smakowity kąsek.
Niezauważalnie skakał po dachach, szukając dogodniej okazji do zaatakowania. Musiał być szybki i cichy, w innym wypadku nie zdobędzie wymarzonego posiłku. A taka okazja nie miała prawa przejść mu koło nosa.
Widząc jak przystaje na chwilę, przyglądając się wystawie, postanowił działać. Zeskoczył, lądując bezszelestnie tuż za dziewczyną. Niestety był widoczny w odbiciu lustra. Szatynka sięgała już po swoją antywampirzą broń, jednak on ukazał się szybszy, łapiąc ją za przeguby. Uśmiechnął się do jej odbicia, pokazując dwa wyjątkowo długie kły, po czym zamierzył się do wbicia zębów w jej szyjkę.
- Nawet się nie waż! – krzyknęła wampirzyca, pojawiając się przy nich i odtrącając napastnika od młodej Cross. Wampir warknął wściekły, uciekając. Był tak blisko! Jego zęby już praktycznie muskały szyjkę jego małej ofiary. Ale to jeszcze nie koniec. Przecież nie była jedyną ofiarą, jaką miał wyznaczoną.
- Yuki-chan! – Sayori doskoczyła wystraszona do przyjaciółki, ściskając ją mocno. Yuki spojrzała niepewnie na Rukę, która to przyszła jej z pomocą. Wampirzyca machnęła lekko ręką, odchodząc od nich i dołączając do reszty wampirów, wracając do rozmowy z Kainem.
- Nic ci nie jest? – spytał Yagari, gdy tylko dziewczyny zrównały z nim kroku. Nie mógł uwierzyć, że nie zauważył, jak Cross się zatrzymywała, oraz ataku na nią.
- Wszystko dobrze.

~ * ~

Chłopak odetchnął głośno, starając się nie dać mu tej chorej satysfakcji i nie osunąć się po ścianie. Jednocześnie jedną dłoń położył sobie na piersi, chcąc poczuć nią jak strasznie wali mu serce.  Nie był na to wszystko przygotowany. To co mu przed chwilą przekazał było nie do pomyślenia. Jego słowa sprawiły, że to co postanowił sobie, stanęło pod wielkim znakiem zapytania.
Nie. Nie może działać pod wpływem impulsu. Nie tak, jak wtedy, gdy Kana przekazała mu informacje o jego bliźniaku, co później wykorzystał Kuran.
- Jesteś niepoważny… – mruknął cicho, w końcu dając za wygraną i zjeżdżając po ścianie na ziemię. Patrzył na niego z dozą niedowierzania i wątpliwości. Nie wiedział, co powinien zrobić.
- Jestem śmiertelnie poważny. Nie niedoceniaj mnie. – Wampir kucnął przed nim, łapiąc jego podbródek i delikatnie muskając jego wargi. Cały czas utrzymując z nim kontakt wzrokowy, dłonią powędrował do jego krocza, masując je przez materiał spodni.
- Nghh.. przestań…! – zaprotestował słabo, kładąc dłonie na jego piersi. Jednak zamiast go odepchnąć, zacisnął dłonie na materiale ciemnej koszuli. I dopiero w tym momencie uświadomił sobie, że nie jest on ubrany zwyczajowo w szkolny mundurek, tylko w ciemne jeansy, z wytarciami na kolanach, oraz koszulę barwy ciemno-kakaowego brązu, z malutkimi, srebrnymi rycinami na lewym rękawie.
- Z jakiego powodu starasz się uciekać od tego, co jest między nami? – zapytał, palcami przejeżdżając po skórze jego podbrzusza, tuż nad linią spodni. Zero posłał mu oburzone spojrzenie, które jednak zostało zignorowane przez Czystokrwistego wampira. – Nie sądziłem, aby za tym wszystkim działał tylko strach. Chociaż jakbym teraz się nad tym zastanowił, to miałbym pewne obiekcje.
- Che… jakby mnie to coś obcho… aaach! – jęknął, nie dokończywszy nawet zdania. Czując drugą rękę Kurana spoczywającą na jego pośladkach, oraz długie palce wkradające się w jego wnętrze, nie mógł zareagować inaczej. A może raczej nie potrafił… Było to dla niego jeszcze nowe uczucie. Nie potrafił zapanować nad swoim ciałem i reakcjami na dane pieszczoty, jakie serwował mu Kaname. – Wyjmij je! – Jednak ten, zamiast wykonać jego żądania, włożył do tej pory muskającą skórę brzucha dłoń do bokserek chłopaka, łapiąc jego męskość i poruszając nią mocno i powoli.
- Nie przestanę, dopóki się nie przyznasz… – zagroził cicho, błyszczącymi od rosnącego między nimi podniecenia. Zero zajęczał głośniej, wypychając biodra. Sam nie wiedział, czy miało to na celu ucieczkę od penetrujących go ciekawskich palców, czy raczej pogłębienia doznań, jakie ofiarowała mu druga dłoń, pieszcząca jego penisa. – Powiedz to…! Przecież obydwoje zdajemy sobie sprawę z faktu, że ty też chcesz tego! Zależy ci na mnie! – Przyśpieszył ruchy ręki na trzonie jego penisa, czując już uciekającą z główki małą porcyjkę spermy.
- Niee…! – Wyprostował nagle ręce, odpychając od siebie Kurana. Oddychał urywanie, starając się poprawić jakoś swój stan. Szatyn jednak nie chciał na to pozwolić, unieruchamiając jego przeguby. – Nie dotykaj mnie! – Szarpnął się gwałtownie, chcąc uwolnić nadgarstki od potwornie ściskających go palców.
- Zero-kun…!? – Słysząc głos dyrektora zamilkli obydwoje, stygnąc w bezruchu. Kaname przeklął w myślach; zapomniał kompletnie, że przecież Kaien musiał wiedzieć, gdzie mieszkał łowca.
- Tutaj, dyrektorze…! – zawołał zaraz Zero, nie myśląc wiele. Chciał tylko uwolnić się od łapsk tego wampira.
Kaname odskoczył od niego, dokładnie w chwili, gdy mężczyzna pojawił się w wejściu do pomieszczenia. Dyrektor uśmiechnął się lekko do swojego przybranego syna, po czym zaszczycił srogim spojrzeniem Czystokrwistego.
- Złamałeś punkt regulaminu, Kaname-kun – zwrócił się do Kurana, który nie wydawał się być jakoś tym faktem szczególnie przejęty.
- Byłem do tego zmuszony, Rijichō… W innym wypadku nikt nie poinformowałby mnie o miejscu pobytu Kiryuu-kuna – odparł natychmiast, spoglądając beznamiętnie na mężczyznę. Kątem oka zerkał tylko na Zero, który właśnie podnosił się z podłogi. Chłopak wygładził jeszcze koszulę, naciągając ją bardziej. Zapewne w celu, by ukryć zawstydzający stan, do jakiego doprowadził go Kuran.
- Nieprawda. Ja w stosunku do Togi-chana, nie uważam cię za wroga publicznego; przecież sam o tym wiesz. Miałem w planach poprosić cię, abyś mi towarzyszył w czasie, gdy będę szukał mojego biednego synka… – zdramatyzował na końcu, co sprawiło skrzywienie się srebrnowłosego.
- Chciałem być sam… – powiedział w końcu, patrząc na nich wściekły. – Czy to takie trudne do pojęcia przez was? Nie znacie mnie pięciu minut. Wiecie, że nie należę do tych idiotów, którzy odchodzą od grupy tylko po to, by się zgubić… Tym bardziej, jak mieszkałem tu większość mojego dotychczasowego życia. Nie uważajcie mnie za dziecko i wyjdźcie stąd obydwoje… Natychmiast! – dodał, głośniej, gdy ci nawet nie zrobili kroku. Kaien drgnął, uśmiechając się do niego lekko.
- Zupełnie jak matka… – mruknął  jeszcze cicho, chwytając  Kaname i zmuszając go delikatnie do opuszczenia budynku.
Zero z kolei dopadł zaraz do starej łazienki, która o dziwo ocalała. Zamknął drzwi na zasuwę, po czym opadł na kolana, wyjmując przyrodzenie i zaczynając sobie ostro walić. Starał się przy tym nie myśleć o dłoniach szatyna, które tak przyjemnie pieściły jego ciało, doprowadzając go do szczytu rozkoszy.

~ * ~

- Trzeba dać mu odrobinę czasu… – mruknął dyrektor, zmierzając wraz z Kaname w stronę zajazdu w jakim się zatrzymali. – Zero, gdy był mały był strasznie zżyty ze swoimi rodzicami, a szczególnie ze swoim bliźniakiem. Śmierć rodziców przeżywa z pewnością do tej pory. Przecież był naocznym świadkiem jak Hiou zabija jego rodziców, a później zabiera ze sobą małego Ichiru. Pomyśl jak on musiał się wtedy czuć, Kaname-kun. Ty nie przeżyłeś tak bardzo śmierci Haruki i Juri; przecież mogłeś dalej widywać się z Yuki. Dodatkowo byłeś otoczony przez inne wampiry. Przez swoich przyjaciół i znajomych. Zero był sam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz