niedziela, 21 kwietnia 2013

Anielski Niewolnik - 14

- Trzy, dwa, jeden… kary już zaczynają się zbierać – mruknął do siebie, zakładając ręce na piersi. Akurat w tym samym momencie na taras wpadł Aura, o mało przy drzwiach się nie zabijając; chyba szczęśliwym trafem udało mu się tylko zachować równowagę, po tym jak się poślizgnął. Zaraz potem usiadł zamaszyście na swoim miejscu, łapiąc przy tym szybko powietrze do płuc.
- Ile się spóźniłem? – spytał, gdy udało mu się jakoś wyrównać przyśpieszony oddech. Spojrzał na twarz Lou, którego mimika podpowiadała, iż mógł on mieć z tego doskonałą zabawę.
- Całe siedem, długich sekund – odparł natychmiast, siadając prosto. – Nie sądziłem, że w ogóle mógłbyś dopuścić do czegoś takiego jak spóźnienie. Podczas tego okresu czasu, gdy tu byłeś, ani razu nie spóźniałeś się na wyznaczone godziny. Dlatego też, tak szczerze nie zajmowałem się przygotowywaniem żadnych, tym bardziej wyszukanych kar. A przecież ród Tono jest znany z zawsze gotowych do dawania jakiś bezwzględnych kar… A nie… przecież to ja wprowadziłem ten zwyczaj. Ale nie martw się, specjalnie dla ciebie wymyślę coś oryginalnego.
- Już się boję – bąknął pod nosem, mając jednocześnie nadzieję, iż nie zostanie usłyszany. Nie spodziewał się jednak, iż w tym momencie, gdy będzie wypowiadał te słowa, Lou pochyli się ku niemu.
- Oj tam, nie masz czego. – Musnął delikatnie jego wargi. – Widzisz?  Pierwsza kara już zrobiona.
- Ale jak? Całus? – Uśmiechnął się delikatnie pod nosem. Na takie kary, to chyba mógł się zgodzić. Jeśli wziąć pod uwagę, to do czego sam go zachęcał, to nie będzie nic takiego poważnego.
- O, nie, nie, nie, nie, nie~. – Zaśmiał się cicho, przez co anioł zarumienił się lekko. Lou miał taki czysty śmiech, gdy tylko śmiał się tak z głębi siebie. – Kary nie mogą być takie same. Dla mnie nie byłoby frajdy. Dla przykładu twoja druga kara będzie się dużo różnić od pierwszej. – W tym momencie pocałował go mocno, językiem powoli wsuwając się między jego usta. Przez chwilę trwał w tym zajęciu, po czym oderwał się od niego, w chwili, gdy całus był już odwzajemniany. – Tak to będzie wyglądać. Kolejna kara będzie po śniadaniu.
- Twoje kary są miłe – oznajmił po chwili, nalewając sobie herbaty i zaczynając ją powoli sączyć.
- Tak? – Lou uśmiechnął się lekko, czując się mile połechtanym. – W takim razie, twoja kolejna kara… nie, twoje kolejne zadanie chyba też ci się spodoba… Ale to, jak już mówiłem, będzie dopiero po śniadaniu.

~ * ~

Anioł stał przy fontannie, oczekując przyjścia dziewiętnastolatka. W tym czasie, mógł sobie pozwolić na podziwianie figury jednorożca. Podszedł bliżej, by dotknąć strukturę materiału z jakiego był on zrobiony, nie przejmując się tym, iż krople, uciekające pośpiesznie z rogu, zaczynają moczyć jego ubranie, a buty przemakają od stania w wodzie. Dotknął delikatnie palcami zimną, kamienną szyję zwierzęcia, uśmiechając się lekko.
- Co ty robisz?!
Krzyknął wystraszony, gdy tylko usłyszał te słowa i poczuł jak czyjeś ręce łapią go w pasie i podnoszą na pewną wysokość. Zamknął oczy ze strachu, gdy ta osoba przeniosła go z dwa metry od fontanny, by zaraz postawić na ziemi.
- Lou! – pisnął, gdy tylko odwrócił się i ujrzał jego twarz. – Czy zdajesz sobie sprawę z tego jak mnie wystraszyłeś?
- Wybacz – mruknął, wygładzając materiał koszulki chłopaka. – Nie powinieneś wchodzić do fontanny. Jesteś teraz cały mokry… Marsz się przebrać – zawyrokował, starając się, aby w jego głosie słychać było złowrogie nutki.
Aura kiwnął lekko głową, biegnąc w kierunku frontowych drzwi; Lou zaś westchnął cicho, czekając cierpliwie, aż ten wróci. Przy okazji przywołał ku sobie lokaja, jaki zaciekawiony wyglądał na niego, zza okna. Chłopak wyszedł do niego, domyślając się jak jego zachowanie było nie na miejscu.
- Jak masz zamiar kogoś obserwować z ukrycia, to rób to przynajmniej umiejętnie – warknął, chwytając go za włosy i zmuszając go do klęknięcia, co ten wykonał z grymasem bólu. –Widzę, że jesteś tu nowy, dlatego też zniżę się do tego, by cię nauczyć kilku rzeczy. Ród mojej rodziny, jest najbardziej szanowanym nie tylko w tym mieście, ale i w całym kraju. Mój ojciec jest drugim w kolejności dziedzicem tronu. Co oznacza, że jeśli obecny król, z resztą bezdzietny kopnie w kalendarz, to on obejmie władzę, a co się z tym wiąże ja będę pierwszym księciem. Dlatego wiedz, że to, iż teraz tu pracujesz, jest dla ciebie wielkim zaszczytem. Mało kto ma okazję być nawet w pobliżu mojego domu, a co dopiero móc dotknąć którąś z rzeczy, z jakich na co dzień moja rodzina korzysta. Wiedz, że zdarzają się sytuację, iż by się dostać do służby, ludzie walczą miedzy sobą i to dosłownie, dlatego uważaj. – Odepchnął go, sprawiając, że ten upadł na pośladki. W tym samym momencie zauważył jak wraca do niego złotooki, ubrany w ciemne przylegające do nóg i pośladków spodnie, oraz troszkę luźną zielonkawą koszulę. – No mówiłem, żebyś uważał. Pomogę ci. – Szybko złapał go za ramię, podnosząc go z ziemi, by z boku wyglądało to na troskę z jego strony. Przecież musi jakoś pokazać się przy niższym chłopaku. Lokaj zaś wydawał się być mocno skołowany. – Jeśli będziesz chciał się czegoś więcej dowiedzieć, zgłoś się do mojego osobistego lokaja, Zacka – zwrócił się jeszcze do niego, gdy tylko fioletowowłosy pojawił się przy nim. – A teraz możesz już odejść.
- Oczywiście, panie. – Brunet skłonił się nisko, natychmiast opuszczając ich i  znikając za drzwiami głównymi.
- To co, gotowy? – Uśmiechnął się lekko, gdy zobaczył jak kiwa głową widocznie zadowolony.
- I to jak… Zastanawia mnie co takiego przygotowałeś – odparł natychmiast. I taka była prawda. Ciekawiło go, jakie mogło by być kolejne zadanie, jakie ma wykonać. Stosunki między nimi poprawiły się diametralnie, tylko przez to, do czego między nimi doszło ostatniego dnia, jednak anioł też wewnętrznie czuł, że może mu zaufać.
- W takim razie, chodźmy już. – wystawił do niego rękę, którą ten przyjął ze śmiechem. – Będziesz towarzyszył mi w przejażdżce konnej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz