- Trzy, dwa, jeden… kary już zaczynają się zbierać – mruknął do
siebie, zakładając ręce na piersi. Akurat w tym samym momencie na taras
wpadł Aura, o mało przy drzwiach się nie zabijając; chyba szczęśliwym
trafem udało mu się tylko zachować równowagę, po tym jak się poślizgnął.
Zaraz potem usiadł zamaszyście na swoim miejscu, łapiąc przy tym szybko powietrze do płuc.
-
Ile się spóźniłem? – spytał, gdy udało mu się jakoś wyrównać
przyśpieszony oddech. Spojrzał na twarz Lou, którego mimika
podpowiadała, iż mógł on mieć z tego doskonałą zabawę.
- Całe
siedem, długich sekund – odparł natychmiast, siadając prosto. – Nie
sądziłem, że w ogóle mógłbyś dopuścić do czegoś takiego jak spóźnienie.
Podczas tego okresu czasu, gdy tu byłeś, ani razu nie spóźniałeś się na
wyznaczone godziny. Dlatego też, tak szczerze nie zajmowałem się
przygotowywaniem żadnych, tym bardziej wyszukanych kar. A przecież ród
Tono jest znany z zawsze gotowych do dawania jakiś bezwzględnych kar… A
nie… przecież to ja wprowadziłem ten zwyczaj. Ale nie martw się,
specjalnie dla ciebie wymyślę coś oryginalnego.
- Już się boję –
bąknął pod nosem, mając jednocześnie nadzieję, iż nie zostanie
usłyszany. Nie spodziewał się jednak, iż w tym momencie, gdy będzie
wypowiadał te słowa, Lou pochyli się ku niemu.
- Oj tam, nie masz czego. – Musnął delikatnie jego wargi. – Widzisz? Pierwsza kara już zrobiona.
-
Ale jak? Całus? – Uśmiechnął się delikatnie pod nosem. Na takie kary,
to chyba mógł się zgodzić. Jeśli wziąć pod uwagę, to do czego sam go
zachęcał, to nie będzie nic takiego poważnego.
- O, nie, nie, nie,
nie, nie~. – Zaśmiał się cicho, przez co anioł zarumienił się lekko.
Lou miał taki czysty śmiech, gdy tylko śmiał się tak z głębi siebie. –
Kary nie mogą być takie same. Dla mnie nie byłoby frajdy. Dla przykładu
twoja druga kara będzie się dużo różnić od pierwszej. – W tym momencie
pocałował go mocno, językiem powoli wsuwając się między jego usta. Przez
chwilę trwał w tym zajęciu, po czym oderwał się od niego, w chwili, gdy
całus był już odwzajemniany. – Tak to będzie wyglądać. Kolejna kara
będzie po śniadaniu.
- Twoje kary są miłe – oznajmił po chwili, nalewając sobie herbaty i zaczynając ją powoli sączyć.
-
Tak? – Lou uśmiechnął się lekko, czując się mile połechtanym. – W takim
razie, twoja kolejna kara… nie, twoje kolejne zadanie chyba też ci się
spodoba… Ale to, jak już mówiłem, będzie dopiero po śniadaniu.
~ * ~
Anioł
stał przy fontannie, oczekując przyjścia dziewiętnastolatka. W tym
czasie, mógł sobie pozwolić na podziwianie figury jednorożca. Podszedł
bliżej, by dotknąć strukturę materiału z jakiego był on zrobiony, nie
przejmując się tym, iż krople, uciekające pośpiesznie z rogu, zaczynają
moczyć jego ubranie, a buty przemakają od stania w wodzie. Dotknął
delikatnie palcami zimną, kamienną szyję zwierzęcia, uśmiechając się
lekko.
- Co ty robisz?!
Krzyknął wystraszony, gdy tylko
usłyszał te słowa i poczuł jak czyjeś ręce łapią go w pasie i podnoszą
na pewną wysokość. Zamknął oczy ze strachu, gdy ta osoba przeniosła go z
dwa metry od fontanny, by zaraz postawić na ziemi.
- Lou! – pisnął, gdy tylko odwrócił się i ujrzał jego twarz. – Czy zdajesz sobie sprawę z tego jak mnie wystraszyłeś?
-
Wybacz – mruknął, wygładzając materiał koszulki chłopaka. – Nie
powinieneś wchodzić do fontanny. Jesteś teraz cały mokry… Marsz się
przebrać – zawyrokował, starając się, aby w jego głosie słychać było
złowrogie nutki.
Aura kiwnął lekko głową, biegnąc w kierunku
frontowych drzwi; Lou zaś westchnął cicho, czekając cierpliwie, aż ten
wróci. Przy okazji przywołał ku sobie lokaja, jaki zaciekawiony wyglądał
na niego, zza okna. Chłopak wyszedł do niego, domyślając się jak jego
zachowanie było nie na miejscu.
- Jak masz zamiar kogoś obserwować
z ukrycia, to rób to przynajmniej umiejętnie – warknął, chwytając go za
włosy i zmuszając go do klęknięcia, co ten wykonał z grymasem bólu.
–Widzę, że jesteś tu nowy, dlatego też zniżę się do tego, by cię nauczyć
kilku rzeczy. Ród mojej rodziny, jest najbardziej szanowanym nie tylko w
tym mieście, ale i w całym kraju. Mój ojciec jest drugim w kolejności
dziedzicem tronu. Co oznacza, że jeśli obecny król, z resztą bezdzietny
kopnie w kalendarz, to on obejmie władzę, a co się z tym wiąże ja będę
pierwszym księciem. Dlatego wiedz, że to, iż teraz tu pracujesz, jest
dla ciebie wielkim zaszczytem. Mało kto ma okazję być nawet w pobliżu
mojego domu, a co dopiero móc dotknąć którąś z rzeczy, z jakich na co
dzień moja rodzina korzysta. Wiedz, że zdarzają się sytuację, iż by się
dostać do służby, ludzie walczą miedzy sobą i to dosłownie, dlatego
uważaj. – Odepchnął go, sprawiając, że ten upadł na pośladki. W tym
samym momencie zauważył jak wraca do niego złotooki, ubrany w ciemne
przylegające do nóg i pośladków spodnie, oraz troszkę luźną zielonkawą
koszulę. – No mówiłem, żebyś uważał. Pomogę ci. – Szybko złapał go za
ramię, podnosząc go z ziemi, by z boku wyglądało to na troskę z jego
strony. Przecież musi jakoś pokazać się przy niższym chłopaku. Lokaj zaś
wydawał się być mocno skołowany. – Jeśli będziesz chciał się czegoś
więcej dowiedzieć, zgłoś się do mojego osobistego lokaja, Zacka –
zwrócił się jeszcze do niego, gdy tylko fioletowowłosy pojawił się przy
nim. – A teraz możesz już odejść.
- Oczywiście, panie. – Brunet skłonił się nisko, natychmiast opuszczając ich i znikając za drzwiami głównymi.
- To co, gotowy? – Uśmiechnął się lekko, gdy zobaczył jak kiwa głową widocznie zadowolony.
-
I to jak… Zastanawia mnie co takiego przygotowałeś – odparł
natychmiast. I taka była prawda. Ciekawiło go, jakie mogło by być
kolejne zadanie, jakie ma wykonać. Stosunki między nimi poprawiły się
diametralnie, tylko przez to, do czego między nimi doszło ostatniego
dnia, jednak anioł też wewnętrznie czuł, że może mu zaufać.
- W
takim razie, chodźmy już. – wystawił do niego rękę, którą ten przyjął ze
śmiechem. – Będziesz towarzyszył mi w przejażdżce konnej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz