Chłopak mruknął
cicho czując nieprzyjemny ból głowy. Podniósł się na łokciach, otwierając oczy
i rozglądając się po wnętrzu pokoju. Dziwne, niepokojące uczucie, jakby
zapomniał o jakiejś bardzo ważnej dla niego sytuacji, zagnieździło się w jego
piersi, nie chcąc dać mu ani odrobiny na spokój. Jego wzrok samoistnie spoczął
na leżących na szafce nocnej, opróżnionym flakoniku. Wampir jednak nie potrafił
odszukać w odmętach swojej pamięci momentu, kiedy to zażywał ten podejrzany
specyfik. Tym bardziej mokra plama na dywanie, znajdująca się zaraz obok drzwi
sprawiała, że zaczynał zastanawiać się nad możliwością obecności jakiejś osoby
w pomieszczeniu w chwili, gdy on oddał się błogiemu zajęciu spania.
Pogładził
delikatnie dłonią po brzuchu, rejestrując fakt, iż dotyk w tym miejscu
przyprawia mu dokuczliwy ból, a bynajmniej nie było to spowodowane atakiem
Kurana na jego osobie kilkanaście dni temu. Podciągnął koszulkę do góry
spoglądając uważnie na spore zaczerwienienie dość blisko zabliźnionej już rany.
Zmrużył oczy, patrząc na to uważnie. Siniak, jaki niedługo się pojawi na jego
skórze, musiał być skutkiem czyjegoś uderzenia. To było coraz bardziej
podejrzane.
Usiadł prosto, tym
razem czując, jak dają o sobie znać okolice jego pośladków, co wprawiło go w
stan większego wręcz niepokoju. Teraz był prawie stuprocentowo pewny, że ktoś
tu był i jest sprawcą tych wszystkich
niewytłumaczalnych w racjonalny sposób zdarzeń, a przynajmniej w tej chwili.
Tylko dlaczego nie może niczego sobie przypomnieć?
Spojrzał w
kierunku wejścia w chwili, gdy do jego uszu dotarł odgłos pukania. Zaraz potem
drzwi ustąpiły pod naporem klamki, a jego oczom ukazała się dziedziczka rodu
Souen. Dziewczyna uśmiechnęła się do
niego serdecznie, wchodząc do środka i stawiając tackę, jaką jeszcze przed
chwila niosła na, stoliku nocnym.
- Jak się czujesz?
– spytała, zajmując się nalewaniem wody z dzbanka do szklanki. – Kaname-sama
nie przyszedł, z powodu ważnego spotkania z dyrektorem. Z tego, co wiem ma
poznać kolejnego nowego ucznia Klasy Dziennej; oraz trzeciego strażnika. – Srebrnowłosy
uniósł jedną brew do góry, spoglądając na nią sceptycznie. Poprawił się na
łóżku, by lepiej siedzieć, nie zważając na ból, jaki przy tym ruchu odczuwał.
- Chyba ta
sztuczna krew pomieszała ci już do reszty w głowie.
Ruka wydawała się
puścić tą uwagę płazem, chociaż i tak nie wyglądała nawet na urażoną jego
słowami. Nawet zdawała się uśmiechnąć szerzej.
- Widać, że
wracasz już do zdrowia. Cieszy mnie to. – Podała mu szklankę do jednej ręki. –
Wiesz, ja również nie znam powodu, dla którego miałby to robić, ale cóż… Prawdą
jest, iż mała ilość osób potrafi dostrzec, co kryje się pod grubą warstwą kurzu
na jego orzeszku, o którym on wypowiada się, że to mózg. – W drugą dłoń
wcisnęła mu dwie niebieskie tabletki.
- Co to ma być?! –
warknął, patrząc podejrzliwie na malutkie kapsułki, całkowicie zajmując się
nimi. Jakoś nie miał zaufania do niczego w tej chwili. A bynajmniej wampirzyca
nie była tego przyczyną; był przekonany, że nawet jeśli to Yuki wparowałaby do
jego pokoju i kazała je połknąć miałby wiele obiekcji do wykonania polecenia; a
z pewnością do chwili, w jakiej dokładnie upewniłby się, że to nic takiego
groźnego. Musiało być to spowodowane dzisiejszym uczuciem, które jak dotąd nie
chciało opuścić jego serca.
- Tabletki
przeciwbólowe – odparła nie zauważając nutek zwątpienia i powątpiewania
czających się w jego głosie. Odgarnęła szybko kosmyk włosów za ucho. –
Pomyślałam, że może twoja rana dokucza ci w dalszym ciągu. Miałam kiedyś dość
podobny wypadek, więc doskonale zdaję sobie sprawę z bólu, który nadal
towarzyszy, tym bardziej przy poruszaniu, mimo, iż rana praktycznie już się
zagoiła. – Wyjrzała zza okno, skąd można było zobaczyć bramę Księżycowego
Internatu. Zamknęła oczy na chwilę, słuchając jak Zero prycha cicho
rozdrażniony, a gdy uchyliła powieki mogła ujrzeć jak ten posłusznie bierze
medykamenty do ust, po czym połyka je, bez popijania wodą, krzywiąc się z ich
gorzkiego posmaku. – Napij się jeszcze. Trzeba mieć pewność, że na pewno
przeszły przez przełyk, a i ten niedobry smak, choć troszkę odejdzie.
- Nie jestem małym
dzieckiem – burknął, jednak tak jak kazała przechylił szklankę, wypijając
duszkiem jej zawartość. Następnie odstawił naczynie i wstał z łóżka, chwiejąc
się lekko. – Nawet nie waż się uczynić choćby jednego kroku – zastrzegł, widząc
jak dziewczyna ma zamiar podejść i z pewnością mu jakoś pomóc.
- Kaname-sama
kazał, abyś jeszcze nie szedł na zajęcia; z powodu, iż jesteś tylko człowiekiem
zmienionym w wampira, oraz tego, że bierzesz tabletki, które mają za zadanie
uśnieżyć ból, twój organizm w dalszym ciągu jest osłabiony. – Ruka odwróciła
się do niego przodem, nie podchodząc do niego, lecz do szafy, którą otworzyła i
zaczęła przeglądać jej wnętrze. Zdawała sobie sprawę z tego, iż jej rówieśnik i
tak nie wykona rozkazu, a raczej prośby przewodniczącego.
- Jakoś mało mnie
obchodzi, co nakazał, a czego zabronił mi robić. I tak nie spełnię jego życzeń.
Nie jestem jego małpką, która by dostać banana, wykona każdy jego rozkaz. Jak
chcesz możesz mu to nawet przekazać. Nie interesuje mnie to – warknął cicho,
znajdując się przy niej i odpychając ją lekko od mebla, po czym wyciągnął z
szafy mundurek. Nie zwracając uwagi na jej obecność, ściągnął koszulę i
spodnie, zostając w samych bokserkach.
- Co ci się stało?
– mruknęła zaskoczona, zauważając zaczerwienienie na jego brzuchu.
- Nic, o czym
powinnaś wiedzieć – zbył ją, zaczynając się ubierać w strój szkolny. Ruka
odwróciła się w kierunku okna; dopiero w tym momencie zauważając pewien
drobiazg. Była całkowicie przekonana, iż jeszcze dwie godziny temu, gdy
przyszła sprawdzić, co z chłopakiem i widząc go śpiącego zamknęła delikatnie
framugę przezroczystej tafli szkła, z powodu chłodu dostającego się z dworu;
pierwsze oznaki jesieni, która od dobrych trzech tygodni nie chciała zawitać w
gościnnych progach akademii.
- Ty otwierałeś
okno? – spytała, wskazując na wymienione przez nią miejsce. Zero zakładając szyjnicę,
podążył wzrokiem za jej dłonią, po czym
wzruszył ramionami, umocowując mocnej krawat. Następnie założył na ramiona
białą marynarkę, zapinając jej wszystkie guziki.
- Tak już było –
mruknął. – Souen? – dodał, kiedy dziewczyna nie zareagowała na jego słowa.
Szatynka jakby wyrwana z transu spojrzała na niego nierozumiejąco. – Jak masz
zamiar odpływać w marzeniach, to łaskawie wyjdź z mojego pokoju. – Podszedł do
łóżka, ścieląc pościel. Zaraz potem wyciągnął pistolet spod poduszki, który
schował po paru minutach oglądania.
- Chyba nie
zamierzasz iść na zajęcia? Kaname-sama będzie wściekły – powiedziała, widząc
jak ten zbliża się do drzwi.
- Mówiłem już coś
na ten temat. – Mówiąc to wyszedł i
skierował się ku wyjściu z akademika. Po drodze minął kilku wampirów,
uśmiechając się szczególnie drwiąco do Hanabusy. Szatynka dobiegła do niego,
tłumacząc się, iż będzie mu towarzyszyć. Kiryu mimowolnie uśmiechnął się na jej
zachowanie. Dokładnie zdawał sobie sprawę, że Souen zajmuje się nim, nie ze
względu na Kurana, tylko właśnie, bo chciała.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz