- Nie przeszkadzam? – spytał Zack, opierając się o framugę drzwi.
Widząc, co jego przyjaciel robi z chłopakiem wiedział, że musi
zainterweniować.
- Wcale… – Lou wstał zgrabnie z łóżka uśmiechając
się przy tym bezczelnie. – Tak tylko sprawdzałem, jaki byłby z niego
zawodnik. Wiem już, że to „nowy”. – Wyraźnie zaakcentował ostatnie słowo. Ruszył ku wyjściu. – Przyjdź po mnie, gdy przybędą goście. Będę odrobinę zajęty moim małym.
-
Oczywiście. – Elf skinął mu głową i zamknął po nim drzwi. Następnie od
razu podszedł do leżącego chłopaka kładąc się obok niego i przygarniając
do siebie drżące od płaczu ciałko. – Ciii, nie płacz już, maleńki –
szepnął mu do ucha, gładząc go uspokajająco po włosach. – Wszystko
będzie dobrze. – Starał się jakoś ukoić jego bijące w szaleńczym tempie
serce.
- Zack… – Anioł pociągnął nosem, przytulając się do niego
całym ciałem. Rudy mógł poczuć lekko zwiedzionego penisa na swoim udzie.
– On mi robił coś dziwnego… u-uch… Dziwnie się czuje…
- To nic
strasznego… – Dwudziestotrzylatek uśmiechnął się z dezaprobatą. – To
normalne w twoim wieku. Możesz czuć coś takiego, nawet jeśli to dotykał
cię inny mężczyzna. Podnieciłeś się i to jest tego skutek. –
Nieświadomie musnął ustami włosy chłopaka, chcąc tak ukoić jego nerwy. –
Zostaje tylko pytanie, czy chcesz poczekać, aż ono samo opadnie, co
może chwilę poczekać, czy lepiej ci w tym pomóc.
- Pomóż mi… –
zaskomlił. Nie mógł znieść już tego dziwnego wrażenia. – Chcę to mieć
już za sobą – dodał, gdy elf odsunął go od siebie na wyciągnięcie
ramion.
- Dobrze – zgodził się, pochylając się nad męskością
jasnowłosego. Ręką zaczął go miarowo stymulować, patrząc kątem oka na
jego zarumienione policzki. – Pamiętaj, że przerwę w każdym momencie,
gdy tylko zmienisz zdanie – powiedział cicho, po czym liznął jego
członka, na co chłopak wydał z siebie jęk pomieszany z westchnieniem.
-
D-dziwnie… ale też dobrze – mruknął zasłaniając oczy przedramieniem.
Elf uśmiechnął się lekko, pochłaniając jego penisa, od razu w całości.
Nie czekając na nic od razu zaczął poruszać głową, ręką dodatkowo
pieszcząc mosznę. – Aaaach…! – jęknął czując jak coś w środku zmierza ku
jego członkowi, by wydostać się tamtędy. – Z-zack, przestań… chyba
muszę siusiu…. Aaaaaaghn! – Z krzykiem wylał się w ustach lokaja, który
odsunął się kawałek, wyciągając chusteczkę i wycierając spermę, która
spłynęła mu po brodzie.
- I jak było? – spytał, wstając i
wyrzucając ją do kosza niedaleko łóżka. Zaraz wrócił i chwycił Aurę pod
kolanami, podnosząc go i zanosząc do łazienki.
- Przepraszam… – szepnął cicho, rękoma obejmując jego szyję. – Nie chciałem… zrobić czegoś takiego…
- Spokojnie… nic się nie stało. – Elf uśmiechnął się do niego lekko. – Doszedłeś w moich ustach. To nic takiego.
-
Doszedłem? – Spojrzał na niego zdziwiony. – Ale przecież musiałem
siusiu… – zauważył robiąc przy tym zamyśloną minę. Dla Zacka, również
niezwykle niewinną. Domyślił się już, iż chłopak w ogóle nie zdawał
sobie sprawy z tego, co się działo z jego ciałem.
- Nie… –
Posadził go na brzegu wanny. – To nie było to. – Powoli ściągnął z niego
ubrania, które zaraz znalazły się w koszu na pranie. Szybko napuścił
wody, po czym pomógł wejść tam złotookiemu. – Doszedłeś, bo zrobiłem ci
dobrze. – W chwili obecnej jakoś nie miał głowy, by tłumaczyć to mu
jakoś bardziej. Może później. Chociaż… pokręcił zrezygnowany głową.
Zapowiadała się dość długa rozmowa.
~ * ~
Lou wyszedł z
pokoju, świeżo umyty i ubrany w czyste szaty. Powolnym krokiem szedł w
kierunku salonu, po drodze dołączając do siostry, którą spotkał przy
schodach. Przystanęli przy wejściu do pomieszczenia, słysząc głos
narzeczonej chłopaka, oraz należący do nieznanego im mężczyzny. Po
chwili, wymieniając ze sobą porozumiewawcze spojrzenia, weszli do
środka.
- Dobra, dość tych żartów. – Długowłosy blondyn, siedzący
obok ich ojca, spoważniał. Wyglądał na jakieś dwadzieścia parę lat. –
Mam nie cierpiącą zwłoki sprawę, Cloud.
- Dzień dobry. – Madeline przywitała się w tym momencie zwracając na siebie ich uwagę.
-
Ach, poznaj proszę moje dzieci. To jest mój pierworodny, Lou. – Wskazał
na chłopaka, który zmusił się na skinięcie długowłosemu głową. – A to
moja córka, Madeline. – Dziewczynka dygnęła lekko, podchodząc do ojca.
- Miło mi – szepnęła jeszcze, uśmiechając się miło do nieznajomego, który odwzajemnił gest.
-
Kto to jest, ojcze? – Lou spytał jakby od niechcenia, jakoś nie
przejmując się faktem, iż to było niestosowne zadawać takie pytanie przy
gościu i to jeszcze tonem na jaki się skusił.
- Lou! Zachowuj
się! – warknął jego ojciec, jednak nie powiedział nic więcej jak to miał
w zwyczaju. Powodem była ręka, jaka spoczęła na jego ramieniu.
-
Spokojnie, nic nie szkodzi. Nie zapominaj o tym, jak ty się
zachowywałeś, gdy byłeś w jego wieku. To już dwadzieścia lat jak się nie
widzieliśmy – rzekł, uśmiechając się przy tym oszczędnie. Zaraz zwrócił
się do ich dzieci. – Wybaczcie mi mój nietakt. Jestem Suna, przyjaciel
waszego ojca, z czasów dzieciństwa.
- Nie wygląda pan na osobę w wieku taty – zauważyła cicho dziewczyna, patrząc zaciekawiona na długowłosego.
-
Zgadniecie, że całkowicie nic się nie zmienił przez ten cały czas? –
zagadał ojciec. – Na początku jak wszedł, to pomyślałem, że to jego syn
jest taki podobny.
- Cóż, nie gadajmy o mnie. Jak już mówiłem mam
bardzo ważną sprawę – upomniał się. – Szukam syna przyjaciela ojca.
Zaginął rok temu. Z początku wszyscy myśleli, że znów się gdzieś włóczy,
ale nie wrócił po kilku miesiącach, więc postanowiliśmy działać.
-
Teraz już pewnie po nim. – powiedział znudzony siadając na kanapie. –
Żadnego całuska na dzień dobry. Nie mam ochoty na kłótnie z tobą –
zwrócił się do brunetki, która spojrzała na niego z tajemniczym
uśmiechem, cały czas spoglądając na drugiego gościa, co nie uszło uwadze
Lou.
- Chciałbym się spytać, czy byłbyś skory do pomocy mi. – Mężczyzna, który wyglądało wiele młodziej, zwrócił się do Cloud’a.
- Oczywiście – zgodził się natychmiast. Nie zapomniał tych złotych oczu. Teraz jakby pomyśleć ten dzieciak miał podobne.
-
Dziękuję, wrócę tu za kilka dni. – Rozweselił się nagle. Nawet
prawdopodobnie pod wpływem chwili zarzucił mu ramiona na szyję,
przytulając się do niego całym ciałem, a nawet całując go szybko.
Czarnowłosa dziewczyna uśmiechnęła się zadowolona, zupełnie tak jakby
miała to w jakiś sposób wykorzystać.
Nim ktokolwiek zdążyłby się odezwać, Suna pożegnał się i tyle go było.
Biedny niczego nieswiadomy mały aniołek ;_;
OdpowiedzUsuńW niebie go nie nauczyli takich rzeczy? Hmm...
Coraz bardzeij podoba mi się to opowiadanie 8D