- Spokojnie tu, prawda? – Blondynka podeszła do Aury, który rozglądał
się zaintrygowany na boki. Jego oczy lśniły, gdy tylko mógł ujrzeć coś
ciekawszego.
- Tak, a do tego pięknie. Czuję się tu, jak u siebie w
domu – powiedział, podbiegając do krzaku białej róży i pochylając się
nad nią,
wciągnął do nozdrzy przyjemnie rozchodzącą się woń. Zaraz potem jakby w
podzięce skłonił się lekko, po czym wrócił do dziewczyny, która na jego
zachowanie reagowała cichym chichotem.
Z dala na tarasie
znajdowali się jej ojciec z bratem, oraz Zackiem. Wszyscy wydawali się
obserwować ich uważnie. A szczególnie było to widać po ojcu i jego
pierworodnym.
- Czyli masz u siebie podobny ogród? – spytała pociągając go lekko za ramię. Chłopak kiwnął głową, uśmiechając się radośnie.
-
Oczywiście~! Moja matka uwielbia roślinność, z resztą inni również. –
Obrócił się kilka razy wokół siebie z intrygującą gracją, jaką mieli
nieliczni. – Jak byłem młodszy, to zawsze bawiliśmy się na dworze.
Codziennie, od rana do wieczora~! Tata zapraszam swojego przyjaciela,
który był dla mnie i rodzeństwa niczym wujek, wraz z jego dwoma synami,
którzy dołączali się do nas. – Zaśmiał się dźwięcznie. – Robiliśmy różne
rzeczy; głównie wygłupialiśmy się.
Jakby na potwierdzenie tych
słów, zrobił parę razy gwiazdę, by zaraz po tym jak wyprostował się,
podbiegł do wysokiej śliwy i zacząć się po niej spinać.
- Uważaj,
żebyś nie spadł. – Nastolatka ze śmiechem podbiegła do drzewa, mocno
zadzierając główkę ku górze. Widziała jak złotooki precyzyjnie wspina
się ku czubkowi. – Nie tak wysoko! – zawołała zaraz. Nie chciała, by coś
mu się stało. – Gałązki są tam bardzo cienkie. Połamią s… AAAAGH! –
krzyknęła widząc, jak jej słowa się sprawdzają. Upadła na pośladki,
zasłaniając oczy rękami, jednak nie słyszała, by chłopak upadał.
-
Hyuu… mało brakowało – mruknął kucając przy niej. Delikatnie odsunął
jej dłonie od twarzy, uśmiechając się do niej przepraszająco. We włosach
miał trochę liści, a i prawy rękaw był podarty przy ramieniu. –
Przepraszam, że cię wystraszyłem. – Dziewczyna wyjrzała zza niego,
widząc dwa białe pióra, które pod wpływem słońca zdawały się mieć
gdzieniegdzie srebrne refleksy.
- Co to..? – spytała mijając go i
łapiąc pióra do rąk. Przyglądała im się zafascynowana. – Ciekawa jestem
czyje są? – mruczała pod nosem, oglądając je ze wszystkich stron.
- Mo… znaczy się pewnie jakiegoś ptaka. – Szybko poprawił się, widząc jej zaciekawione oblicze.
-
Panienko, nic się nie stało? – Elf podbiegł do nich zaniepokojony.
Widząc, iż nic nie grozi dziewczynie odetchnął z ulgą, jednak gdy tylko
skupił swoje spojrzenie na byłym niewolniku, parsknął śmiechem. Zaraz
zawtórował mu sam Aura, a po nim nawet i Madeline.
- Madeline! –
Ojciec wraz z bratem dobiegli do nich. Pan domu wydawał się być
przerażony myślą, iż coś mogły by się stać jego maleńkiej córeczce.
-
Ach, tato! – Dwunastolatka ożywiła się, natychmiast podbiegając do
ojca. – Spójrz, jakie piękne! – podstawiła mu pióra pod sam nos, na co
mężczyzna musiał odchylić się odrobinkę, by zobaczyć co to jest. Jej
brat bardziej zwracał uwagę na chłopaka, który to patrzył niepewnie na
trzymane przez dziewczynkę rzeczy. Dlatego też skupił niechętnie swój
wzrok na tych i aż westchnął wewnętrznie z zachwytu. Te pióra były
piękne…
- Jak myślisz, do kogo należą? – spytała patrząc na swojego rodzica, czekając niecierpliwie na jego odpowiedź.
-
Nie ważne kogo są, ważne jest to, że muszę to mieć. – W Lou pojawiła
się swoja egoistyczna natura. – Zack, każ kilkom służącym, aby
przeszukali cały ogród.
- Oczywiście, paniczu. – Lokaj skłonił się lekko, zaraz odchodząc.
-
Sądzę, iż powinniśmy dać spokój temu zwierzęciu – zauważył pan domu,
biorąc z rąk córki jedno pióro. – Jeśli się nam nie pokazało, to znaczy,
że się nas obawia.
- Chciałabym je bardzo poznać. – Dziewczynka spuściła smętnie główkę.
- Nie martw się, kiedyś z pewnością zobaczysz jego pióra. – Aura uśmiechnął się do niej pokrzepiająco.
- Jego? – Lou spojrzał na niego uważnie.
-
Tak, jego. – Uśmiechnął się do wszystkich radośnie. Nie chciał robić
Madeline przykrości. Jak będzie odchodził, to pokaże jej swoje
prawdziwe, anielskie oblicze. – Obiecuję ci, że jeszcze go zobaczysz.
-
Mówisz to tak, jakbyś wiedział, czym jest to zwierze – zauważył z
błyskiem w oku. Widząc jego zmieszanie, uśmiechnął się z wyższością.
- Cóż, domyślam się tylko…
-
Porozmawiajmy o tym kiedy indziej – przerwał mu blondyn. – Niedługo
będziemy mieli gości. Lou przyjeżdża tutaj mój znajomy, oraz pozwoliłem
sobie zaprosić twoją narzeczoną. – nie skomentował grymasu na twarzy
syna. – Tobie radziłbym się jakoś ogarnąć. Było, nie było… teraz jesteś
naszym gościem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz