sobota, 27 kwietnia 2013

Vampire Maiden - 29



Fabian mierzył się właśnie wzrokiem z Kaname. Podczas całej jazdy nie spuszczał z niego wzroku. Jednak dopiero teraz; gdy praktycznie dojeżdżali już do ich docelowego miejsca, Kuran odwzajemnił jego spojrzenie. Do tej pory spoglądał na Zero udając, że rozmawiała z siedzącą obok Kiryuu, Ruką.
W końcu jednak dyliżans zachwiał się lekko, gdy woźnica zatrzymywał konie. Zero wydał z siebie głośne westchnięcie, wychodząc natychmiast.
Miał dość nachalnego spojrzenia wampira. Nadęty dupek; ma przecież Yuki na wyciągnięcie ręki. Jakby chciał, mógłby spędzić z nią romantyczny spacer po starej części parku. Miejscu, które wydaje się być nasiąknięta magią, mającą jakiś miłosny charakter. Niech zrobi krok ku niej, a nie ku niemu. Z resztą i tak mu się nie uda. Drugi raz nie da się podejść. Nie jest dziwką. A szczególnie nie będzie dziwką Kurana. Nie upadnie tak nisko.
Szybko chwycił torbę, po czym przewieszając ją sobie przez ramię, ruszył po głównym placu w kierunku jednej z bocznych uliczek.
- Zero?! Gdzie ty idziesz?
Przystanął na chwilę, oglądając się na zmartwioną Yuki. Głupia, niech zajmuje się swoim ukochanym – przeszło mu przez myśl, ponawiając swoje kroki. Powinien tam pójść. Tyle czasu już minęło.
- Zostaw go, Yuki. – Kana złapała szesnastolatkę za łokieć, gdy ta już szykowała się do pobiegnięcia za chłopakiem. – Pozwól mu pobyć chwilę samemu. Tym bardziej, iż po tylu latach tu wraca. – Zauważyła, że nie tylko Yuki przygląda jej się z niezrozumieniem, ale duża część uczniów z Nocnej Klasy. Wybuchła śmiechem, patrząc na nich z politowaniem. – Nie mówcie, że wybraliście te miejsce nie wiedząc o tym… – rzuciła w ich kierunku, na wpół z rozbawieniem, na wpół z wyrzutem.
- Ale o co chodzi, Kana-chan? – mruknęła skołowana szesnastolatka. Uśmiechnęła się słabo, czując jak Yori-chan łapie jej dłoń, w geście otuchy. – Zero już tu kiedyś był? Wiesz, on nigdy się nikomu nie chciał zwierzać.
- Oznacza to tylko jedno. Nie ufał tak naprawdę nikomu, skoro nie poinformował ani ciebie, ani nikogo innego o nazwie swojego rodzinnego miasta – odparła zaraz z widoczną satysfakcją. Tym bardziej jak widziała zdziwioną minę Kaname. A ponoć zawsze sprawdza uczniów. Czyżby dla łowcy zrobił wyjątek z tego względu, iż był pod skrzydłami dyrektora? Ale przecież on jak i jeszcze parę osób, powinni wiedzieć, gdzie Shizuka wybiła rodzinę łowców. Czy może jednak nie otrzymali tej informacji? – Powiedz mi teraz Yuki, czy ty kiedykolwiek pytałaś o to Zero?
- Ja… – Zawahała się, nie wiedząc co powinna powiedzieć. Kana miała rację. Nigdy jakoś nie pytała się Zero o to, gdzie mieszkał, czy miał jakieś rodzeństwo. Pojawienie się wtedy Ichiru w szkole, było dla niej szokiem. Jak mogła nie wiedzieć o jego bliźniaku, gdy uważała się za przyjaciółkę łowcy.
- Yuki-chan. – Sayori spojrzała współczująco na swoją współlokatorkę i przyjaciółkę zarazem. Doskonale zdawała sobie sprawę, że nie wie wszystkiego. Jednak mimo wszystko widziała, jak Zero nie chce dopuścić do siebie nikogo. Jak nie chce dopuścić tym bardziej do siebie Yuki, a jak ona nawet nie starała się, aby zrobił inaczej.
- Nic już lepiej nie mówcie – uciszył ich Fabian, podchodząc bliżej. – Przyjechaliśmy tu na wycieczkę, a nie po to, aby wytykać sobie nawzajem, kto go bardziej zna.
- Gdzie poszedł? – przerwał mu Kaname, patrząc na niego, jakby był na pograniczu spokoju.
- Ty na pewno za nim nie pójdziesz, Kuran-san – powiedział Yagari, tym samym starając się rozwiać jego chęci. Nie mógł pozwolić, aby Czystokrwisty w dalszym ciągu przebywał z jego uczniem.
- To się okaże… – mruknął, pojawiając się przy Kanie. – Gdzie on teraz będzie? – spojrzał w jej oczy, jednocześnie używając jednej ze swoich wampirzych zdolności. Urok był jedną z tych rzeczy, którą nie każdy mógł opanować. Tylko silniejsze wampiry, były do tego zdolne.
- W którymś z placu zabaw, bądź też przed ruinami swego domu – odparła cicho, patrząc na niego nieprzytomnie. – Rijichō, zaprowadzę Kurana-kuna do niego – zwróciła się do dyrektora, po czym nie czekając na żadne oznaki dezaprobaty ze strony mężczyzny zaczęła biec, w kierunku uliczki, do jakiej podążał Zero. Kuran jeszcze skłonił się lekko przed zebranymi, a szczególnie przed nauczycielem, by dołączyć do biegnącej Shinonome.
- Rijichō! – krzyknął oburzony brunet, doskakując zaraz do Crossa. Nie mógł pozwolić na to, aby Kuran bezkarnie robił co mu się żywnie podoba. Tym bardziej, jeśli to dotyczyło jego kuzynki. – Tak być nie może! Przecież jasno napisane jest w obowiązkach ucznia Nocnej Klasy, że nie mogą robić tego podobnych rzeczy!
Ruka widziała zmieszane miny swoich towarzyszy. Podobnie jak ona nikt nie mógł – albo nie chciał – dopuścić do siebie myśli, o tym, co właśnie uczynił ich przewodniczący. Z drugiej strony ona domyślała się, co kierowało Kuranem. Trudno było nie dojrzeć, jak ten spoglądał na chłopaka.
- Wiem – odparł dyrektor poważniejszym głosem. Bądź, co bądź, Kaname właśnie złamał jeden z przepisów, który sam z nim napisał. I to jeszcze przy tylu świadkach. – Yagari-kun, zajmij się uczniami. Ja pójdę za nimi. – Uśmiechnął się blado do córki, podążając śladem Shinonome.

~ * ~

Zero nie siląc się na tak prozaiczną czynność, jaką jest otwieranie bramki, przeskoczył nad nią lądując na miękkiej trawie. Z ciężkim westchnieniem przekroczył próg domu, uważając na drzwi, ledwo co trzymające się na górnym zawiasie. Drugi, wyrwany z framugi, leżał jakiś metr dalej. Powolnym krokiem wkroczył do salonu, machinalnie patrząc na podłogę, gdzie mógł ujrzeć plamę od wsiąkniętej w drewno krwi. Krwi należącej do jego samego. Dalej znajdowała się większej wielkości plama; w miejscu, w którym zginęli jego rodzice. Upadł na kolana, drżącą dłonią dotykając ciemniejszego fragmentu podłogi. Tyle krwi, tyle stracili krwi.
Potrząsnął głową, wczesując palce we włosy. Obrazy z przeszłości przelatywały mu przed oczyma; pokazując mu te piekło od początku. Śmiech. Jej gorzko-szczęśliwy śmiech. Nie słyszał wtedy niczego innego. Tylko ten dźwięk wyrył mu się w pamięci. Tak bardzo chciał wtedy od tego uciec. Wyrwać braciszka z jej łap i uciec. Daleko, tak jak krzyczała do niego matka.
- …ro! – Pojedyncza sylaba przedostała się do niego, mętniąc obraz, jaki miał przed oczyma. – Zero! – Tym razem całemu słowu udało się przejść do jego świadomości, roztrzaskując wszystko, by rozpadło się niczym tłuczone szkło. – Zero, odezwij się! – Czuł jak ktoś łapie go za ramiona i potrząsa jego dziwnie bezwładnym ciałem. Czyżbym stracił przytomność? Nie, to nie może być to.
Otworzył powieki, spoglądając na kucającego przed nim Kurana. W oczach wampira widniały iskierki strachu. O niego. Ale dlaczego? Przecież tylko się nim zabawiał. Nie powinien się nim interesować po tym, jak go przeleciał. Dlaczego nie stracił zainteresowania?
- Puść! – warknął cicho, starając wyrwać się od jego rąk. Które tuż po tym, jak otworzył oczy, przeniosły się na jego talię. – Ty idioto…! Nie dotykaj mnie! – Nie chciał czuć przyjemnego dotyku jego dłoni. Nie mógł pozwolić, aby to uczucie opanowało jego ciało. Nie dopuści, aby Kuran rozpalił w nim te dziwnie przyjemne uczucie płonącego w nim żaru. Jakie tylko on mógł ugasić, dotykając go wszędzie.
- Kana, możesz już odejść. Po drodze pytana mów, że zostawiłaś nas w parku – zwrócił się do dziewczyny, ignorując na tą chwilę młodszego chłopaka. Brunetka wyszeptała cicho swoją  zgodę, wychodząc z pomieszczenia.
Zero na nowo podjął próbę uwolnienia się od czystokrwistego  wampira, co tym razem udało mu się od razu.
- Czemu próbujesz ode mnie uciec? – mruknął cicho, wstając. Wyciągnął rękę w kierunku srebrnowłosego, jednak ten natychmiast ją odtrącił. – Nie chcesz doświadczyć tego jeszcze raz? To co stało się między mną, a tobą, nie było zwykłym przeżyciem.
- Nie gadaj głupstw… Nie nabierzesz mnie na takie sztuczki – mruknął kierując się ku wyjściu z pomieszczenia. Kaname nie pozwolił mu jednak na ten manewr, łapiąc go boleśnie za nadgarstek i pchnął na ścianę. Przylgnął swoim ciałem do jego, unieruchamiając przeguby za jego plecami. Ustami zaczął muskać jego szyję, w czasie gdy kolanem zmusił go do rozchylenia odrobinę ud, by zaraz zacząć poruszać swoją nogą, w celu głębszego pobudzenia go.
- Aaach… ha.. ha.. – zajęczał, nie mogąc już dłużej kontrolować swego ciała. Czuł jak robi mu się coraz goręcej.
- A teraz to czujesz? – Kaname puścił go nagle, odsuwając się od niego. – Myślisz, że byłbym zdolny do takich rzeczy z osobą, na której mi nie zależy?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz