niedziela, 28 kwietnia 2013

Vampire Bridegroom - 1



Dziewczynka zatrzymała się na chwilę spoglądając na lalkę znajdującą się na wystawie sklepu zabawkarskiego. Porcelanowa lalka, ubrana była w chłopięcy mundurek szkolny. Jej krótkie srebrne kosmyki delikatnie okalały twarz, nie zasłaniając jednak pięknych, wściekle fioletowych oczu. Lalka przyciągała uwagę każdego, nie tylko małej dziewczynki. Jednak nikt prócz słów „Piękna”, czy rzadziej wypowiadanymi: „Ta lalka byłaby idealna do mojej kolekcji”, żadna osoba nie uczyniła chociażby kroku w kierunku kupna pięknej lalki.
- Coś się stało? Czemu się zatrzymałaś? – Odwróciła główkę w stronę swojego brata. Chłopiec był starszy od niej może o dwa, trzy lata. Patrzył na nią łagodnie i z troską, odbijającą się w ciemnych, brązowych oczach.
- Ta lalka. Chciałabym ją mieć – mruknęła nieśmiało, opuszczając twarzyczkę ku ziemi i pozwalając by półdługie brązowe kosmyki zasłoniły jej zaczerwienione policzki. Nie lubiła afiszować się z tym, co by chciała. Przecież mamusia nie będzie w stanie dać jej wszystkiego.
- Faktycznie, jest bardzo piękna. I nie taka droga – odparł chłopak, uśmiechając się do niej serdecznie i wyciągając ku niej swoją dłoń. – Chodź, kupię ci ją.
Sześciolatka spojrzała na niego, błyszczącymi od szczęścia oczyma. Złapała swoją malutką rączką dłoń brata i pozwoliła, by ten wprowadził ją do sklepu. Wszędzie było mnóstwo pięknych lalek, jednak nie aż tak zapierających dech w piersiach jak ta, siedząca samotnie na wystawie.
- W czym mógłbym wam pomóc? – Przed rodzeństwem jakby znikąd pojawił się młody blondyn. Mógł mieć co najwyżej dwanaście lat. – W chwili obecnej mojego taty nie ma w sklepie, jednak jeśli nie będzie to problemem, ja was obsłużę.
- Chciałbym zakupić tą lalkę z wystawy. – Blondyn uważnie przyglądał się rodzeństwu, jakby chciał ocenić, czy są oni dobrą partią na właścicieli lalki.
- Wasze nazwisko? – odezwał się w końcu, w dalszym ciągu obserwując ich badawczo.
- Kuran – odparł ośmiolatek, ściskając mocniej dłoń siostry. Czuł, że przyjście do tego miejsca nie było zbyt dobrym posunięciem z jego strony. Chłopak stojący im naprzeciw nie zachowywał się normalnie. A przynajmniej nie tak jak powinni zachowywać się chłopcy w jego wieku. Zrozumiałby, gdyby był z szanującej się rodziny, lub też…
Otworzył szerzej oczy, patrząc na niego w szoku. To niemożliwe! Przecież zauważyłby, gdyby tak było.
- A więc rodzeństwo Kuran zainteresowało się tą lalką, co? Dobrze… Cieszy mnie, że to takie osoby staną się właścicielami Księżycowej Damy. Co prawda, Dama jest jedną z części kolekcji Lunarnego Królestwa, jednak nic nie stoi na przeszkodzie, aby mieć tylko jedną sztukę. – Mówiąc to, skierował się ku wystawie sklepowej. W tym samym też momencie po sklepie rozniósł się odgłos dzwonka wiszącego nad drzwiami i ogłaszającego przybycie nowego klienta. Blondyn nie omieszkał jeszcze zerknąć na wysokiego mężczyznę, który to podszedł do dwójki dzieci, przystając przy nich.
- Nie znikajcie nam tak nagle z oczu. Mama zaczęła się już o was martwić – mruknął cicho kucając i pozwalając, by dziewczynka mogła się bez trudu rzucić mu w ramiona.
- Ja tylko chciałam zobaczyć dłużej tą śliczną lalkę – chlipnęła dziewczynka, starając się powstrzymać od wybuchnięcia płaczem, co z wielkim trudem, ale wychodziło jej.
- Natomiast ja chciałem kupić tą lalkę Yumeki – dodał chłopak podnosząc lekko ręce, w których trzymał już lalkę. Wtedy też spojrzał w szoku w dół, a następnie zaczął rozglądać się na boki w poszukiwaniu blondyna, który to rozpłynął się w powietrzu.
- Chodźmy już; mama czeka na zewnątrz. – Ojciec zdawał się nie zauważać rozbieganego wzroku chłopca. Położył mu tylko rękę na karku popychając go lekko w kierunku wyjścia. Chłopak tylko raz odwrócił się jeszcze, starając się dojrzeć kogoś we wnętrzu sklepu, jednak i tym razem nikogo nie dojrzał. Sklep wydawał się być zamknięty do reszty możliwych klientów.
Gdyby nie lalka, którą podał już Yumeki, chłopak miałby obiekcje, co do prawdziwości swoich wspomnień sprzed kilku chwil.

- Czy nie sądzisz, że to skończyło się odrobinę za szybko?
- Nie wiem, co masz na myśli – odparła kobieta, ściągając lateksowe rękawiczki i podając je stojącemu z boku chłopcu. Służący zaraz też wyszedł by wyrzucić tam, gdzie zawsze. – Musimy jednak coś wymyślić. Jeśli to będzie powtarzać się w nieskończoność, a nic nie uda nam się zaradzić, to w końcu stracimy życie – dodała pstrykając palcami, a drugi znajdujący się w pokoju służący zgasił knot świecy stojącej obok jego pani, a następnie kolejne, by zaraz rozsunąć ciężkie, ciemnoniebieskie kotary. Za oknem było jeszcze ciemno; do brzasku zostało jeszcze parę godzin, a tylko księżyc dawał minimalną namiastkę światła.
- Nie "my", tylko "ty". Ja nie mam zamiaru obrywać za twoją możliwą niekompetencję. Przecież to teraz moja krew utrzymuje Władcę od popadnięcia w szał, odkąd Zero popadł w tę "chorobę" – mruknął chłopak, poprawiając długie, sięgające do połowy pleców srebrne włosy. Nie zmieniający się od dziesięciu lat wygląd, – prócz włosów, które zapuścił przez te lata – napawał go o dumę, jak i smutek. Teraz już nie mógł pojawiać się w miejscach, w których bywał jeszcze przed przemianą. Nikt przecież nie mógł dowiedzieć się o jego Darze. Dodatkowo też nie chciał zszargać dobrego imienia rodziców. Przecież to była hańba dla łowców, mieć w swojej rodzinie nie tyle jednego, co dwóch wampirów w rodzinie – a do tego jeszcze bliźniaków.
Gdy zgodził się na to, aby stać się jednym ze Splamionych, jedyne ci nim kierowało była myśl, że będzie teraz bliżej ze swoim bliźniakiem. Tyle lat bez niego, gdy miał żyć z Shizuką był dla niego istnym koszmarem. Groźba wampirzycy cały czas wisząca w powietrzu była jednak wystarczająca, by zacząć pokazywać niechęć do swojego brata.
Na szczęście ta wiedźma już nie żyje, tak więc też on może już spokojnie towarzyszyć mu przez wieczność.
Niestety, jego ogólna euforia z powodu jego obecności obok brata nie mogła trwać zbyt długo. Zero po kilkunastu miesiącach po zamieszkaniu w Księżycowych Pałacu będącym zimową posiadłością Władcy Nocy zapadł na przedziwną doległość. Jedyne co było pewne to, to że Shizuka przed swoją śmiercią (którą najwidoczniej w jakiś sposób przewidziała wcześniej) musiała dać coś chłopakowi, kiedy udało jej się złapać go w swoje sidła. Albo może i na samym początku, po tym jak dowiedziała się, że jej ukochany były kochanek zainteresował się zwykłym chłopcem z najzwyklejszej rodziny łowców – która dopiero zaczęła wybijać się ku górze. Druga możliwość wydawała się bardziej realna. Tłumaczyłoby to też, z jakiego powodu Zero od początku nie tolerował tabletek ze sztuczną krwią, przez co też jego problemy z zapanowaniem nad swoim narastającym wampirzym łaknieniem na krew wzmagały się z każdym rokiem jego wampirzego życia.
- Ichi… – Cichy, zduszony szept oderwał go od ciężkich wspomnień. Młodszy bliźniak spojrzał na swojego brata, który wcale, a wcale nie sprawiał wrażenia bycia starszym o te kilka minut. Chłopiec – tylko takim mianem można było go określić – wyglądał na góra sześć – siedem latek. Był dokładnie taki, jak w chwili, gdy pierwszy raz obydwoje spotkali Passio. Zero jednak tak prezentował się tylko za dnia – mały, wymizerniały i strasznie blady chłopak. Natomiast, gdy tylko zapadał zmierzch Ulubieńcem zaczynały targać dreszcze i nieopisany ból zawładał jego wątłym ciałkiem. Tylko czasem zdarzały się noce, gdy nie miał tych „ataków”. W tym właśnie czasie Zero stawał się sobą – i to dosłownie. Siedemnastoletni, choć dalej choro wyglądający chłopak mógł pozwolić sobie na nocny wypad na miasto. Oczywiście w obecności swojego brata, bądź też kogoś z głównej straży Władcy.
Tylko w tych chwilach, podczas tych nocy było pewne, że on i Zero są bliźniakami. Tylko w co pięćdziesiątej dobie od momentu bliższego spotkania jego brata i tego Kurana. Noc, w którą starszy bliźniak znów wyglądał „na swój wiek”.
- Jestem tu – mruknął podchodząc do łóżka i klękając przy nim. Rzucił tylko krótkie spojrzenie kobiecie, która zaraz opuściła w pośpiechu pomieszczenie, po czym ponownie skupił całą swoją uwagę na osobie brata. – Jak się czujesz? – spytał go, jednocześnie ręką przykładając mu do czoła. Mino, iż Zero był wampirem i temperatura jego ciała powinna tylko odrobinę wzrastać po wypiciu krwi albo też podczas miłosnego uniesienia; jego cały czas była na poziomie normalnego człowieka, a nawet gdyby tego było mało, często miewał gorączkę.
- Nic mi nie jest – odparł zaraz, utwierdzając Ichiru w przekonaniu, że jednak czuje się fatalnie. Z resztą, co się dziwić. Ataki, jakie go nawiedzały bez powodu były coraz silniejsze, a nie były to te, które nawiedzały go, by zaraz przywrócić starszego bliźniaka na kilka godzin do jego normalnego ciała. Te ataki powoli wyniszczały jego stalowy, wampirzy organizm; doprowadzały do powolnej, może nawet wiekowej śmierci.
Machinalne odpowiedzi, praktycznie zawsze nie idące w parze z prawdą były u niego normą już od chwili, gdy był mały. Nigdy nie chciał być przecież postrzegany w właśnie ten sposób.
- No dobrze, niech już tak będzie – westchnął cicho, czując jakie gorąco bije od ciała Zero. – Jesteś może spragniony? – spytał więc wiedząc, że na to mały wampir będzie miał ochotę zawsze. Dlatego też uśmiechnął się z satysfakcją, pochylając się nad bratem, gdy tylko usłyszał ciche potwierdzenie.
Zero objął drżącymi rękoma szyję brata, delikatnie przyciągając go do siebie bardziej. Czując jak pragnienie przybiera na sile, mruknął zniecierpliwiony, językiem sprawdzając na ile urosły jego kły. Potem wręcz szaleńczo wgryzł się w odsłoniętą tętnicę, od razu zaczynając łapczywie spijać życie z brata. Krew bliźniaka krążąca teraz i w jego żyłach, rozbudzała powoli jego organizm, dodawała mu też sił, za cenę energii Ichiru. Dlatego też czując jak ten słabnie w jego małych ramionkach, oderwał się od swojego posiłku, przyglądając się bacznie wyrazowi twarzy młodszego Kiryuu.
- Dziękuję – mruknął zaraz, oblizując rankę brata, by się zagoiła, po czym musnął usta osłabionego wampira, pozwalając mu, by położył się obok niego. – Śpij grzecznie. – Uśmiechnął się leciutko, podnosząc się powoli i schodząc z łóżka. Powolnym krokiem podszedł do drzwi, które zaraz otworzył z rozmachem. – Długo miałeś zamiar nam się przyglądać? – rzucił w kierunku wysokiego mężczyzny.
Ten spojrzał na niego błyszczącymi czerwienią oczyma – i to nie z powodu głodu. Kolor oczu Passio zawsze mienił się tym odcieniem; stawały się czarne w chwili, gdy zaczynało doskwierać mu pragnienie.
- Wystarczająco, by wam nie przeszkadzać – rzucił w jego kierunku, kucając i przygarniając do siebie jego małe ciałko. Ile by dał, żeby Zero był w swoim o wiele bardziej dorosłym wcieleniu. – Tęsknię za tobą.
- Ja za tobą również tęsknię, ojcze. – Zero przytulił się do niego mocniej, zupełnie nie zdając sobie sprawy, jakie zamieszanie uczyniły jego słowa w głowie Władcy.
~ A więc ponownie zaburzyła się jego pamięć? Ile to będzie jeszcze trwać? ~ Mężczyzna przymknął powieki, nie chcąc by przypadkowo Zero zaraz dojrzał w nich gniew, zmieszany ze smutkiem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz