niedziela, 28 kwietnia 2013

Vampire Bridegroom - 2



Chłopaczek uśmiechnął się blado, powoli wstając z łóżka i kierując się ku zasłoniętemu oknu. Bardziej dzięki wampirzym mocom udało mu się odsunąć ciężkie kotary, pozwalając promieniom słonecznym wpaść do pokoju, rozświetlając go całego. Widok za szybą był zdumiewający, dlatego też samemu chciało się cały czas przez nie wyglądać.
- Jak się dzisiaj czujesz? – odmruknął coś w kierunku brata; który to właśnie wszedł do pomieszczenia; nie odrywając wzroku od ogrodu. Było tam miejsce, gdzie kwiknęły kwiaty białej róży, a tuż obok znajdowała się mała sadzawka. – Jak mam rozumieć brak twojej wypowiedzi, co nii-san?
- Dobrze. – Padła zaraz, zwyczajowa odpowiedź, wprawiając drugą osobę w stan większego rozbawienia. Ichiru chciał tak zamaskować swoje zmartwienie o niego, co miał nadzieję, wyszło mu lepiej niż miał wrażenie, że nie.
- W takim razie dobrze byłoby, abyś dał od razu dobrą odpowiedź, a nie mruczał pod nosem. – oznajmił, przyglądając się uważniej sylwetce brata. Wyglądał dzisiaj wyjątkowo dobrze w stosunku do innych dni. Może dalej sprawiał wrażenie chorowitego, ale mimo niedawnej przemiany w siebie, po której zawsze następowały o wiele gorsze chwile, dzisiaj wyjątkowo czuł się bardzo dobrze.
- Chcę wyjść – mruknął nagle, odrywając się od widoku za oknem i spoglądając wyczekująco w stronę wyższego bliźniaka. Chociaż w chwilach, gdy przytrafiały mu się zaburzenia pamięci, wtedy Ichiru był po prostu starszym bratem. – Dalej, niż do ogrodu – dodał jeszcze, by przekonać go o niemożliwości wykonania tego zadania. Władca zaraz po zdiagnozowaniu choroby wydał wyraźny zakaz wyprowadzania chłopca poza mury zamku chyba, że jest to rzeczą niezbędną; jak i w chwili, gdy ten powracał do swojego ciała. Wtedy nawet Władca nie był w stanie zabronić mu czegokolwiek. Zero po prostu robił, co chciał.
- Wiesz dobrze, że będę zmuszony ci odmówić – odparł na to wampir, podchodząc do niego i przytulając go do swojego torsu. Nie chciał sprawiając mu zawodu, jednak nie mógł postąpić inaczej. Srogo by za to zapłacił i nawet fakt, że przecież Zero jest jego bratem, nie uratowałby go przed złością Passio.
- Ostatnio otworzyli w mieście dobrą lodziarnię. Jeżeli to ci odpowiada, to mogę cię tam zaprowadzić – oznajmił blondyn, pojawiając się przy drzwiach i obserwując jak chłopaczek odczepia się od brata, by rzucić się mu w ramiona. Zaśmiał się na to cicho, pozwalając malcu przykleić się do swojego ciała.
- Kagami! – krzyknął cicho, wtulając twarz w zagłębieniu szyi. – Arigatou! Aniki powiedział, że nie mogę, ale wiem swoje. On po prostu nie miał wystarczająco czasu, by móc mnie zabrać tam, do miasta – szepnął na koniec, nie chcąc sprawiając zawodu swoimi słowami. Było mu szkoda tego, że nie może iść z bratem; bardzo mu na tym zależało. Jednocześnie nie chciał też, aby przez niego ten musiał odrywać się od swojej pracy. Chociaż wolałby, żeby ten miał jej mniej. Chyba najwyższy czas porozmawiać z tatusiem na ten temat.
- Spokojnie, zaraz będziemy wychodzić – odparł na to chłopak, spoglądając jeszcze na jego brata. Wzrok wielce zdecydowany i nieugięty. – Nie martw się, Ichiru. Twemu bratu nic nie będzie, a i sam osobiście porozmawiam po powrocie o tym z Władcą. – Mówiąc to, wyszedł wraz z siedmiolatkiem, po drodze jeszcze za pomocą szybkiego zaklęcia zamieniając jego piżamkę na wyjściowe ubranka.

~*~

Zero rozglądał się zafascynowany na boki. Dopiero przed chwilą Kagami postanowił poinformować go o małym festynie odbywającym się w mieście, a co się z tym wiązało i z wieloma atrakcjami. Obok było stoisko z jakimiś słodkościami, odrobinę dalej jakaś miła pani w średnim wieku sprzedawała pamiątki, zaś naprzeciwko można było obejrzeć tresowane pudle. Jednak jego największą uwagę przyciągnęła wielgachna postać Diabelskiego Młyna. Znajdował się on w dość sporej odległości; teraz widział jego tylko część jego kondygnacji monstrualnie przewyższająca dachy budynków miasteczka. Ach, jakie to byłoby niesamowite uczucie móc siedzieć w jednym z wagoników Młyna i oglądać wszystko naokoło. Ludzie pewnie byliby tacy malutcy!
- Co tak zamilkłeś? – mruknął do niego blondyn, kładąc dłonie na jego bioderkach, a brodę opierając na ramieniu. Chłopiec nie zwrócił na to najmniejszej uwagi; za to była grupka czterech dziewczyn, których ten widok lekko obruszył. Kagami widząc to, przyciągnął do siebie mocniej siedmiolatka, jednocześnie rzucając im wyzywające spojrzenie na co dziewczęta rzuciły coś szybko do siebie i wspólnie odeszły. – Maleńki?
- Tam musi być niesamowity widok~! – powiedział cicho, nagle wyrywając się delikatnie i zaczynając biec w stronę Wielkiego Oka. Kagami był z początku zbyt zaskoczony by jakoś zareagować na jego zachowanie, dopiero teraz zdając sobie sprawę z tego jak to może się teraz na nim odbić.
Władca zapewne sam fakt, że „porwał” jego Ulubieńca jakoś by przełknął, ale jeśli dojdzie do tego zgubienie go w mieście – jest bardziej niż pewny, że zapłaci za to swoją głową. No chyba, że zaraz znajdzie dzieciaka, a i żaden z nich nie powtórzy później nikomu o małym fakcie ich chwilowej rozłąki.
Gwizdnął bezgłośnie wystawiając przed siebie dłoń, a zaraz mógł patrzeć jak przysiadają na niej dwa Krwawniki Danainae. Jeden krwiście czerwony, drugi natomiast miał intensywnie niebieskie skrzydełka.
- Sanguine, Aqua. Wraz z innymi Krwawymi poszukajcie Oblubieńca i pilnujcie, by nic mu się nie stało – mruknął cicho, obserwując jak obydwa motyle machają wolno skrzydełkami. – Jednocześnie niech jeden z was będzie ze mną w kontakcie. Tym bardziej, że mamy niespodziewanych gości – dodał, spoglądając na młodą kobietę, idącą razem z małą sześcioletnią dziewczynką, wyglądająca jak jej mniejsza kopia.
Motyle odleciały, na co nie zwrócił większej uwagi, przyglądając się uważnie pani Kuran i jej córeczce. W tej chwili powinni właśnie mijać bramy Akademii Cross; właśnie dlatego był taki chętny do zabrania dzieciaka do miasta. Nie podobało mu się to w żadnych wypadku. Musiał jak najszybciej odszukać srebrnowłosego.

~*~

Gdy podszedł pod samą bramkę, dopiero wtedy zdał sobie sprawę z ogromu kondygnacji Diabelskiego Młyna. Poderwał głowę do góry, obserwując jak jakaś para siedząca w wagoniku – który właśnie znalazł się na szczycie koła obserwacyjnego – oddawała się właśnie swoim przyjemnościom.
Ogarnął wzrokiem kolejkę, z radością dostrzegając, że nie jest ona taka długa i spokojnie jeśli teraz stanie na końcu, to w ciągu kilku minutek powinien móc już usiąść w jednym z wagoników. Dlatego też zaraz ustawił się w kolejce, czekając cierpliwie, aż w końcu będzie mógł skorzystać z atrakcji. Spojrzał jeszcze kątem oka za siebie, w chwili gdy stanął ktoś za nim. Szatyn był wyższy od niego przynajmniej o głowę i przyglądał się mu zaciekawiony.
- Czego? – warknął cicho, odwracając się do niego i rzucając mu wyzywające spojrzenie.
- Wybacz, po prostu masz interesujący kolor włosów – oznajmił wyższy chłopiec, uśmiechając się do niego delikatnie. Zero zmieszał się trochę z powodu zachowania starszego chłopaka.
- A ja nie powinienem od razu tak wybuchać – odparł na to wampir, orientując się jeszcze, że to właśnie jest jego kolej na wejście do wagonika.
- Hola, hola, dzieciaku – mruknął bramkarz, chwytając go za kaptur i zatrzymując w pół kroku. Widać było, że miał ubaw z tego powodu. – Dla ciebie przejścia nie ma…
- A to niby czemu, co? – warknął, przybierając bojową postawę. – Mam prawo jak każdy inny skorzystać z tej atrakcji.
- Niestety jesteś na to za smarkaty – odparł mężczyzna, uśmiechając się zadowolony. W końcu będzie miał okazję do jakiejś najmniejszej rozrywki.
- Proszę pana? – Zwrócił wzrok na drugą osobę w kolejce, rozszerzając oczy ze zdziwienia. Chłopiec od dłuższego czasu często pojawiał się w mieście z rodziną i praktycznie już każdy wiedział, kim jest.
- T…tak? – zająkał się, opuszczając zaraz dłonie wzdłuż ciała. Srebrnowłosy rzucił im długie spojrzenie, zastanawiając się kim jest ten chłopak, że ma taką władzę. Przecież reakcja tego faceta już o tym świadczyła.
- Zatrzymałeś mojego towarzysza… Byłbym wdzięczny, jeśli pozwoliłbyś nam wejść w końcu do tego wagonika. – Uśmiechnął się lekko pod nosem, gdy tylko mężczyzna wpuścił ich dwójkę do środka wagonika. Chłopcy usiedli po obu stronach, a mężczyzna zaraz zamknął im drzwiczki.
- Nie musiałeś tego robić – mruknął cicho po krótkiej chwili milczenia. Akurat w tym czasie znajdowali się w połowie drogi na sam szczyt Diabelskiego Koła. – Dałbym sobie doskonale radę sam – dodał jeszcze, spoglądając na niego zły.
- Nie śmiem w to wątpić – odparł, odpowiadając na jego spojrzenie rozbawionym uśmiechem. Doprawdy, ten chłopak siedzący naprzeciw niego był interesujący. I do tego jako jeden z nielicznych nie zwracał uwagi na jego nazwisko. – Nie mniej jednak, minęłoby mi dużo cennego czasu, gdy czekałbym na to, aż uda ci się przekonać tego faceta.
- Hmpf, książę się znalazł od siedmiu boleści – prychnął, spoglądając szybko na bok. Akurat dotarli na sam szczyt, a wagonik zatrzymał się nagle, chybocząc się delikatnie na boki. – Eh? Co jest? – jęknął zaraz cicho, nie spodziewając takiej sytuacji.
- Spokojnie, to normalne w tego typu atrakcjach. Maszynista zatrzymał wszystko byśmy mogli na spokojnie obejrzeć okolicę. Z resztą sam zobacz. – Po czym nie czekając na jego odpowiedź, wyjrzał przez okno wagonika.
A widok był przecudowny! Zero wciągnął powietrze ze świstem spoglądając na wszystko z zafascynowaniem. Wszystko było takie malutkie – nawet nie śmiał skupić się na jakimś miejscu; skorzystanie ze swoich zdolności tylko popsułoby efekt.
- To jest piękne – westchnął cicho, wstając i siadając po drugiej stronie, tuż obok wyższego chłopca. Spojrzał zaraz na niego, uśmiechając się szeroko. – Wybacz moje zachowanie, jednak tak bardzo chciałem zobaczyć widok z samego szczytu. A to jest… Oh! Aż brak mi słów.
- Nie dziwię ci się. Zapiera dech w piersiach. – odwzajemnił uśmiech, rozsiadając się wygodniej. – Nazywam się Harume Kuran.
- Argentus Dolor. – odparł przyjmując ofiarowaną dłoń. Coś czuł, że nie należy odrzucać tej znajomości. – Mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy.
- Ja również. Wydajesz się być ciekawą osobą. – Harume przyjrzał się mu uważniej. Zdawało się, że gdzieś go widział, tylko jeszcze nie wiedział gdzie.
Obydwoje nie zdawali sobie sprawy z tego, iż obserwuje ich kilka motyli. Tak samo, jak i z tego co działo się na dole. Dopiero po wyjściu z wagonika zobaczyli makabryczny widok. Wszędzie było mnóstwo krwi, martwe ciała ludzi leżały w różny sposób na ziemi. Oczy mniejszego chłopca rozbłysły się na ten widok czerwienią, jednak przerażenie tą sytuacją było silniejsze od głodu.
- Co tu się stało? – mruknął, nie chcąc zdradzać się z tym, kim jest. Przecież Harume z pewnością nie miał najmniejszego pojęcia o wampirach i on sam był pewnie bardziej przerażony od niego.
- Jedno jest pewne. Nie jest tu bezpiecznie. – Mówiąc to, chwycił go za rękę i pociągnął za sobą. Teraz tylko jedno miejsce przychodziło mu do głowy. – Niedaleko znajduje się weekendowy domek moich rodziców. Tam nic nam nie będzie grozić.
Był taki opanowany w tej chwili. Jakby to co przed chwilą widzieli, nie miało w ogóle miejsca. On był co najmniej podejrzany.
- Czekaj. – Wyrwał dłoń spod jego palców, zatrzymując się gwałtownie. Harume uczynił to samo, patrząc na niego zniecierpliwiony.
- Argentusie, tu naprawdę nie jest bezpiecznie. Nie wiadomo, gdzie ten zabójca się teraz znajduje. – Starał się przemówić mu do rozsądku, jednak zamilkł widząc, że nie jest wcale słuchany. Chłopiec rozglądał się na boki, jakby skołowany. – Nie bój się. Nic nam nie będzie, jednak musimy iść.
Zero spojrzał zza niego dostrzegając lecące ku nim motyle, a wśród nich jednego charakterystycznie niebieskiego, teraz pokrytego jakąś czerwoną mazią. Bardzo podobną do krwi. Wstrzymał powietrze, zaskoczony.
Wszystkie motyle zatrzymały się, zmieniając zaraz swoją postać opadając miękko na trawę. Każdy z nich ubrany był w coś na kształt ciemnoczerwonego munduru, tylko jeden z nich odznaczał się w niebieskim kolorze, gdzieniegdzie zabrudzonego krwią.
Harume zaraz odwrócił się, zasłaniając swoim ciałem nowopoznanego chłopaka. Zero zupełnie nie wiedział dlaczego to robił, ale dla niego było to bardzo dziwne. Przecież oni się praktycznie nie znali.
- Spokojnie. Oni nie są źli. – mruknął, wymijając go i podchodząc do mężczyzny, oraz kilku kobiet. – Aqua, co tam się stało?
- Grupa trzech osób zaatakowała zebraną tam ludność. Na szczęście nie pomyśleli oni, by sprawdzić, czy w którymś z wagoników nikogo przypadkiem nie ma. Jak to dobrze, że nic ci nie jest – mruknął mężczyzna, pochylając się nad nim i chwytając chłopca w ramiona. – Kagami będzie się martwić, jeśli nie wrócisz teraz do niego.
- Wiem. Chodźmy już – odparł na to, pozwalając, aby mężczyzna razem z nim zaczął oddalać się ku mieście. – Do zobaczenia niedługo, Harume. Obiecuję na swoją krew, że się spotkamy.
- O…ok. – mruknął cicho, obserwując w milczeniu odchodzącą grupę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz