- Nie dotykaj tego, Ty
małe ścierwo! – chłopiec skulił się cofając rękę. Obejrzał się, spoglądając
wystraszony na kobietę, która właśnie wparowała do kuchni. Jej lekko
przetłuszczone blond włosy kleiły się do spoconej twarzy. Te lato było
wyjątkowo gorące, a w mieszkaniu nie było żadnej klimatyzacji. Nie miała na
sobie koszulki, co oznaczało, że przyszła dziś do domu z klientem. W takim
razie jest zmuszony opuścić na tą chwilę to miejsce.
- Jak jesteś głodny lub
spragniony szczylu, to zjeżdżaj na dwór zdobywać żarcie! – warknęła, podchodząc
do niego i chwytając go boleśnie za ramię. Już po chwili znajdował się na klatce
schodowej, patrząc tępo na zamknięte drzwi. Niepewny nacisnął na klamkę, ale
ona i tak nie ustąpiła.
Otworzył usta, jakby
chciał się odezwać, jednak zaraz je zamknął. Zrezygnowany zszedł na dół,
patrząc na obdrapane ściany. To będzie pierwszy raz od miesiąca, kiedy
wychodził na dwór i do tego sam.
Przez chwilę kręcił się
po małych uliczkach, rozglądając się za jakimś dogodnym przechodniem. Najlepiej
za jakąś młodą dziewczyną, albo starszą kobietą. Wtedy też zauważył ją. Kobieta
przyodziana w długi kremowy płaszcz, stała przy wystawie sklepu jubilerskiego,
oglądając uważnie wystawione błyskotki. Jej długie pokryte już w niektórych
miejscach siwizną brązowe włosy, spływały rozpuszczone po jej plecach.
Jakby czując na sobie
jego spojrzenie, odwróciła się w jego kierunku. W jej jasnobrązowych oczach
czaiły się wesołe iskierki. Uśmiechnęła się do niego delikatnie, podchodząc ku
niemu.
Chłopiec rozejrzał się
wystraszony, jednak nikogo prócz nich tu nie było. Zupełnie tak, jakby wszyscy
rozpłynęli się w powietrzu.
- Nie bój się mnie. – Z
jej ust wypłynął piękny głos. Sprawił, że chłopiec spoglądał tylko na nią.
Wzrokiem zachłannie pochłaniając jej widok. – Grzeczny chłopiec. – Kucnęła tuż
przed nim całując go w czółko. – Widzisz podobieństwo między nami? – spytała
wskazując mu wielkie lustro na wystawie o złotej ramie. Chłopiec przyjrzał się
uważnie swoim i jej odbiciu, w końcu kręcąc przecząco głową. Kobieta była
piękna, jej twarz nie była pokryta żadną nawet najmniejszą bruzdą; podczas gdy
on…? Ubrany w brudne szmaty, których jego ‘matka’ nie chciała mu zmienić.
Długie opadające na oczy i ramiona ciemne włosy, były posklejane od brudu.
Matka nie pozwalała mu ich myć od dobrych trzech miesięcy. A rzeka, w jakiej
chciał przynajmniej zmoczyć włosy, była głęboka i rwąca. Za silna na jego
wątłe, pięcioletnie ciałko.
Był zupełnym
przeciwieństwem pięknej damy. Widać było, jego niby anorektyczną budowę ciała podczas, gdy ona wydawała się
mieć idealną figurę; nie za dużą, i nie za małą. Miała piękny głos, gdy z jego
gardła wychodziły jakieś pojedyncze niezrozumiane sylaby.
Kiedyś znajoma jego
‘matki’ chciała się nim zająć i przygarnęła go na miesiąc. Wtedy też starała
się go nauczyć wymowy chociaż kilku słów. Ten jednak mimo, iż wszystko
rozumiał, co mu mówiła, mógł wykrzesać z siebie tylko jakieś burknięcia.
Zupełnie tak, jakby Matka Natura nie chciała obdarzyć go zwykłym głosem.
Spuścił wzrok na ziemię,
nie chcąc spoglądać na swoją okropną osobę. Tylko przyćmiewał blask, jakim
emanowała kobieta. Był jak plamka na świeżo co wypranym obrusie. Tylko czekać,
aż ktoś to zauważy i z powrotem wrzuci pokrycie stołu do pralki, w celu
pozbycia się niepożądanej plamki.
- Czemu opuszczasz
wzrok? – drgnął słysząc jej szept tak blisko ucha i czując ciepłe powietrze
owiewające małżowinę. Starał się nie reagować na jej słowa. Przecież kobieta w
końcu znudzi się jego osobą. Bo niby co było w nim takiego interesującego?
Tylko jego zapuszczony stan. Ta pani po prostu chce się trochę rozerwać z nim.
Może kupi mu też lizaka lub cukierka, by później pochwalić się przed znajomymi
o tym, jak pomogła biednemu, brudnemu dziecku. Zrobi to samo, co dużo osób
przed nią.
- Rozumiem. – powiedziała
nagle, prostując się. – Jesteś po prostu trochę nieśmiały, zgadza się? –spytała
chwytając go delikatnie za podbródek i podnosząc jego twarzyczkę. Przez chwilę
ich spojrzenia krzyżowały się. Chłopczyk jednak zaraz zerwał tą krótką więź ich
oczu, przymykając powieki i rumieniąc się. Kobieta mogła to dostrzec, nawet
przez brudną jego twarzyczkę.
Otworzył usta, chcąc
powiedzieć jej swoje obawy; może też nakłonić ją do zostawienia go. Ponownie
mimo wszystko z jego gardła uciekły tylko pojedyncze głosy, który nijak nie
tworzyły żadnego ze znanych słów. Przygryzł wargę niepewny, co powinien teraz
zrobić.
- Chodź do mnie. –
niepewnie przyjął wyciągniętą ku niemu dłoń. Kobieta uśmiechnęła się do niego
ciepło, wprowadzając do kawiarni naprzeciwko. Przywitała się z pracownikami,
prowadząc go do pomieszczenia dla personelu. Pomieszczenie okazało się być nie
tyle co szatnią, ale również miejscem do wypoczynku zatrudnionych w kawiarni.
Koło szafek znajdowały się drzwi do łazienki, natomiast naprzeciwko były aż dwie
pary. – Te po lewej, to wyjście na mały ogródek dla pracowników. Aby mogli się
przewietrzyć lub też zapalić. Te drugie natomiast to przejście do mieszkania na
górze. Chodź… - chłopiec z zafascynowaniem, przypatrywał się ich złączonym
dłoniom.
Kobieta posadziła go na
obitej białą skórą kanapie. Odgarnęła mu skołtunione kosmyki z twarzy,
przyglądając się jego buźce.
-Masz piękne oczy… -
powiedziała do niego, odchodząc na chwilę. Zaraz wróciła z białym, puchatym
ręcznikiem zwilżonym wodą. Kucnęła przed nim, delikatnie obmywając jego rączki
i twarz. – Mają taki sam odcień jak mój, wiesz? – chłopczyk spojrzał na nią
zdziwiony. A więc o to jej chodziło, wtedy przy lustrze. – Chciałabym mieć
takiego synka jak Ty… - powiedziała nagle, patrząc na niego uważnie. Pięciolatek
dziwnie czuł się pod naporem tego spojrzenia. Zaczerpnął gwałtownie powietrza
do płuc, nie tracąc z nią kontaktu.
- Ja też… aach? –
zająkał zdziwiony, gdy dotarło do niego, co właśnie zrobił.
- Cieszy mnie to… -
kobieta uśmiechnęła się promiennie, biorąc go na ręce i zanosząc do łazienki.
Był dziwnie leciutki. – Bałam się, że
przez to jak nagle zniknęłam, nasza więź się urwie. – mówiąc to postawiła go
przed wanną, powoli ściągając jego ubranka. Wtedy też dotarło do niej, w jak
opłakanym stanie się znajduje. Praktycznie sama skóra i kości. – Nim następnym
razem, będziesz chciał się urodzić ponownie; pamiętaj, aby dobrze wybadać
osobę, u której będziesz wtedy przez jakiś czas żył.
- Ehh? – chłopiec
spoglądał na nią z niezrozumieniem wypisanym na twarzy. Nie miał zielonego
pojęcia, o czym ona mówi.
- Nie przejmuj się,
kiedyś zrozumiesz… - mruknęła cicho, sadzając go do wanny. Chwyciła rączkę
prysznica, odkręcając ciepłą wodę i obmywając nią ciałko chłopca. – Jak ona Cię
nazwała?
- Kakasu*… - bąknął cicho,
czując jak drapie go w gardle. – A pani imię?
- Ruka Kunimasa... A
moje prawdziwe imię to Nao. – powiedziała cicho, uśmiechając się do niego
lekko. – A Ty od teraz nie jesteś Kakasu… Twoje nowe imię to Naoya Uesugi.
- Naoya… - powtórzył za
nią w dalszym ciągu chrapliwym głosem. Nao kiwnęła głową zadowolona, odkładając
na chwilę prysznic i biorąc do rąk trochę mydła w płynie. Zaczęła namydlać
delikatnie jego skórę.
~ \\ * // ~
Obserwowała jak chłopiec
ubrany w białe spodenki do spania i koszulkę, leży w jej ramionach, posapując
cichutko przez sen. Wykorzystując moment nic nie robienia, jak najdelikatniej
umiejąc wyciągnęła komórkę z kieszeni wybierając dobrze już zapamiętany numer.
Po drugiej stronie
odezwała się ochrypniętym głosem kobieta, głośno wydmuchującą dym papierosa.
- Czego? – warknęła
niemiło, jednak nie sprawiło to żadnej reakcji u Nao.
- Dzwonię w sprawie pani
syna…
- Co już ten gówniarz
zrobił!?- wydarła się wściekła, przerywając jej tym samym wypowiedź.
- To, że wybrał sobie
nową opiekunkę. I od dzisiaj będzie nosił imię Naoya. – nie przejęła się
krzykiem kobiety po drugiej stronie słuchawki. Zrobiła to, co miała zrobić.
Dlatego też po krótkim pożegnaniu i mimo usilnych starań „byłej” matki Naoyi,
co do nie przerywania rozmowy, rozłączyła się odkładając telefon na biurku.
Szczerze to obserwowała
chłopca od dłuższego czasu. Widziała jak był traktowany i głodzony. Zauważyła
również jak chłopiec jeszcze nieświadomie wykorzystuje częściowo swoje
umiejętności w kradzieży jedzenia i nie tylko. Przecież matka również zauważyła
to i postanowiła wykorzystać chłopca dla swojej korzyści. Szkoda tylko, że
zaczęła traktować go jeszcze gorzej. Teraz to wręcz była zmuszona jej go
zabrać.
Pogładziła miękkie
włoski chłopca, starając sobie wyrzucić z pamięci obraz dorosłego mężczyzny o
ostrzejszych rysach twarzy. Tak bardzo za nim tęskniła.
- Mam nadzieję, że
kiedyś uda się komuś przywrócić Ci pamięć.
~ * ~
Naoya wciągnął
gwałtownie powietrze starając się otworzyć oczy, jednak nagły ból w tych
okolicach natychmiastowo zmusił go do zaprzestania tej czynności. Podniósł
rękę, kładąc ją zaraz na swojej twarzy, by opuszkami wyczuć materiał bandaża,
owijający jego głowę na wysokości oczu. Zaraz też przed oczyma wyobraźni
przeleciały mu obrazy, gdy Anya zaczęła do niego strzelać.
- Kurde, więc to tak będzie, co…? – bąknął cicho, uśmiechając
się do siebie. Ten wyjazd robił się coraz ciekawszy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz