Anioł słysząc te słowa, był cały podekscytowany. Odkąd pamiętał
kochał przebywać ze zwierzętami. Każde stworzenie było przez niego
uwielbiane i jednocześnie, żadne nie musiało czuć się znienawidzone. Jak
był mały często podziwiał latające po niebie motyle. Obserwował ich
delikatne ruchy skrzydeł, z resztą równie niesamowitych jak one same.
Koty też zyskiwały u niego łaskę. Zdarzało się, że od czasu do czasu,
przyprowadzał do domu jakiegoś bezdomnego zwierzaka, by posiedzieć z nim
przy ognisku, dając mu troszkę mleka i sardynek. Zimne wieczory spędzał
z dwoma psami, które kłady się na łóżku po jego bokach, dając mu dawkę
ciepła, dzięki czemu zasypiał prawie od razu. Jednak konie sprawiały, iż
czuł przed nimi respekt. Nie wiedział dlaczego, po prostu czuł w nich
taką siłę, wolę przetrwania; po prostu w głębi siebie coś podpowiadało
mu, że musi je szanować, a kiedyś zdarzy się sytuacja, że te odwdzięczą
się kiedyś za to.
- Idziemy do stajni – oznajmił Tono, kierując
anioła w odpowiednim kierunku. Ruszyli kamienną ścieżką w kierunku
podłużnego jednopiętrowego budynku, z którego dochodziły ciche rżenie
koni. Złotooki uśmiechnął się szerzej, gdy tylko te dźwięki dotarły do
jego uszu. Lou złapał go za przegub delikatnie ciągnąc za sobą, gdy
przyśpieszył kroku. Już zaraz minęli dwuskrzydłowe drzwi, wchodząc do
wnętrza stajni. Z wnętrza, przez specjalne otwory, w drzwiach każdego
boksu, wyglądały na nich zaciekawione łby koni. Kilka z nich wydawało
się nawet być zadowolonych z tej wizyty, gdyż zarżały radośnie, co mogły
świadczyć o tym ich uszy, które nie były położone przy sobie.
-
I to jest te zadanie? – mruknął cicho, przyglądając się każdemu z
osobna. Dla niego każdy był warty uwagi, dlatego też pozwalał sobie na
podejście bliżej do danego zwierzęcia i pogłaskania go. Teraz właśnie
zmierzał ku ostatniemu boksowi, z którego nie wyglądał wierzchowiec, by
sprawdzić, co się takiego stało.
- Tam nie – zastrzegł, łapiąc
go za łokieć. – To nowy nabytek mojego znajomego i jest jeszcze
niespokojny. Mimo iż jest związany, dalej wydaje się niebezpieczny.
Anioł
podniósł się na palcach zaglądając z dalszej odległości, a to co tam
zobaczył sprawiło, że nim wstrząsnęło. Na ziemi, leżał duży, biały okaz
najprawdziwszego pegaza. Zwierzę miało na pysku czarny kantar, który
jednak nie wydawał się być taki zwykły. Do tego jeszcze przy każdym
kopycie widniały kajdany, od których odchodził dziwny, ciemny łańcuch. W
pierwszym wrażeniu wydawał się nie wyróżniać niczym szczególnym. Jednak
jak się bardziej przyjrzeć, wyłaniały się oku inne szczegóły; dopiero w
tym momencie można było dojrzeć, że łańcuch wcale nie był ciemnej
barwy, tylko jakaś dziwna maź zalegała na nich. Wtedy też do jego
nozdrzy doszedł mdlący zapach krwi.
Zasłonił sobie usta dłonią,
cofając się parę kroków do tyłu. To było okropne. Gdzieś w
podświadomości mglił mu się obraz, gdy widział coś podobnego. Tylko
zamknięty w tym był nie pegaz, a inny anioł.
- Dlaczego? – wychrypiał cicho, wpadając na chłopaka stojącego za nim. Ten natychmiast objął go w pasie, odciągając kawałek.
-
Słuchaj, mi też się to nie podoba – powiedział, usadzając go na snopku
siana. – Nie wiem, z jakiego trzyma tutaj to zwierzę, ale z drugiej
strony jestem z tego powodu zadowolony…
- Jak możesz?! – pisnął
cicho, patrząc na niego z pretensją. W jego głowie zaczęła kłębić się
myśl, że to jest jego prawdziwe oblicze; zupełnie takie jak miał na
początku. A on się łudził, że Lou mógł być taki dla tych których po
prostu nie chciał dopuścić do siebie. – Dlaczego jesteś taki obojętny na
jego cierpienie? Czyż nie interesuje się jak on się czuje? Naprawdę
jesteś taki bezduszny jak to mówili mi niektórzy z twojej służby? A ja
naiwnie sądziłem, że to nie jest prawdą, a ty po prostu jesteś zimnym
blokiem lodu bez serca.
- Może masz rację! Tylko jakbym był
obojętny na jego męki, to teraz nie miałbym zamiaru go uwolnić – warknął
zły, odwracając się do niego plecami i kierując się w stronę boksu
pegaza. Anioł zamrugał zaskoczony, zupełnie nie wiedząc jak ma
zareagować na jego słowa. W tym samym też momencie w jego piersi zaczęło
rodzić się ciążące poczucie winy i wstydu. To co powiedział, było
spowodowane wpływem chwili. Uczucia jakie targały nim, gdy zobaczył
uwięzionego pegaza, skumulowały się, gdy Tono chciał wyjawić mu swój
plan uwolnienia i, że właśnie z tego powodu jest zadowolony. Z tego
powodu, gdyż koń jest u niego i ma okazję go uratować.
- Ja… –
zaczął wstając i podchodząc bliżej niego. Miał spuszczoną głowę, jednak
wzrokiem dalej mógł ogarnąć twarz srebrnowłosego.
- Daruj sobie
jakieś nędzne przeprosiny. Dogłębnie mi powiedziałeś, co sobie teraz o
mnie myślisz – mruknął cicho, nie zaszczycając go spojrzeniem. Sprawnie
otworzył boks wchodząc spokojniej do jego wnętrza. Nie chciał wystraszyć
zwierzęcia, które na sam szczęk zamka poderwało łeb do góry. – Ciii,
spokojnie – szepnął miękko, starając się nie wykonywać zza szybkich
ruchów. Uklęknął przy przednich kopytach delikatnie gładząc je palcami
prawej dłoni. Drugą wyciągnął z kieszeni klucze, po czym delikatnie
odpiął kajdany.
Pegaz nie ruszał się zbytnio, zupełnie jakby
wiedział, iż ten nie chce zrobić mu krzywdy. Srebrnowłosy sprawnie
odpiął mu kajdany na tylnych kopytach, po czym cofnął się ku wyjściu,
namawiając konia, by wstał.
- Dobrze, to przynajmniej świadczy,
że nie jest z tobą tak źle – mruknął do ogiera, który przestępował z
kopyta na kopyto, jakby przez to chciał się odrobinkę rozruszać. Lou
podszedł do niego, wręcz muskając palcami jego sierści przy chrapach.
Widząc jak skrzydlaty koń nie płoszy się, chwycił delikatnie za kantar,
ciągnąc go lekko w kierunku wyjścia. – Dobrze, że pegazy rozumieją
dobrze naszą mowę. Chodź, wypuszczę cię. – Aura patrzył w milczeniu jak
ten wyprowadza go na zewnątrz, po czym ściąga mu z pyska, ogłowie i
odsuwa się, dając mu możliwość odejścia.
- Nie chciałem… – bąknął w chwili, gdy ogier zarżał cicho, po czym pognał kawałek galopem i wzbił się w powietrze.
- Powiedziałem już coś na ten temat – uciął, wracając do stajni, gdzie zaraz przy wejściu powiesił czarny kantar.
- Ale ja naprawdę…
-
Wiem. – Chłopak chwycił tranzelkę wiszącą przy drzwiach boksu, po czym
otworzył je, klepiąc gniadą klacz po szyi. Sprawnie założył jej ogłowie,
po czym wyprowadził ją przed jej boks. – To jest Wichura. Mam nadzieję,
że umiesz jeździć. Co prawda, ona jest jedynym dość spokojnym koniem.
Chociaż lubi czasem zrzucić kogoś z grzbietu – oznajmił, podając Aurze
wodze. Ten przyjął je, uśmiechając się do niego niepewnie. Tono w czym
czasie, wszedł do jednego z pomieszczeń, by wrócić zaraz z dwoma
siodłami i taką samą ilością czapraków. Jedną parę odłożył na bok, po
czym zajął się siodłaniem konia. Szybko zarzucił potnik, a zaraz za nim i
brązowe siodło. Następnie chwycił popręg i zapiął jego koniec pod
tybinką dużą. – Poczekaj chwilę na mnie. Idę zająć się Chmurą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz