- Szukam! – krzyknął chłopczyk, odpychając się rączkami od drzewa
i zaczynając się rozglądać. Ze śmiechem podążył w pierwszym, lepszym
kierunku, a mianowicie na taras. Szybko, w miarę swoich możliwości,
dotarł tam rozglądając się za sylwetkami rodziców, czy jego o pięć lat
starszego osobistego lokaja i przyjaciela zarazem. Okrążył raz
półmetrowe, ozdobne drzewko w donicy pewny, iż ktoś się na nią kryje. Nie znajdując jednak tam nikogo wydał z siebie cichy jęk zawodu.
- I tak was znajdę! – zawołał i zaraz potem wydął dolną wargę do przodu,
ponawiając swoje poszukiwania. Słysząc jakieś szuranie, odwrócił się w
kierunku krzeseł przy stolikach, a jego wzrok napotkał jedenastoletniego
elfa, o roztrzepanych rudych włosach i w troszkę przydużym garniturze. –
Znalazłem cię, Zack! – pisnął szczęśliwy, podskakując parę razy.
- Istotnie, paniczu – powiedział rudzielec, podchodząc do sześciolatka i kłaniając się przed nim.
-
Miałeś tak nie robić – mruknął ten, chwytając go za rękę i ciągnąc w
głąb domu. – Jako, iż pierwszego cię znalazłem, pomożesz mi w
poszukiwaniu mamusi i tatusia~!
- Oczywiście, paniczu. –
Zgodził się z nim natychmiast. Jednak miał świadomość, iż ich wcale nie
ma w domu. Dlatego też co jakiś czas proponował, by poszukali na dworze,
na co jednak jego panicz natychmiastowo oponował.
- To już nie jest zabawne – chlipnął, gdy po kolejnych dziesięciu minutach nie udało im się ich znaleźć. – Ja tak się nie bawię!
-
Lou, proszę nie płacz, skarbie – powiedziała kobieta, podchodząc do
chłopca i biorąc go na ręce. Była naprawdę piękna. Miała długie, srebrne
pasma włosów, oraz malachitowe oczy. Zielono-srebrna suknia tylko
podkreślała jej urodę.
- Nigdzie cię nie było, mamusiu. – Chłopiec pociągnął nosem, wtulając się w jej pierś. – Myślałem, że już cię nie zobaczę.
-
Głuptas, przecież nigdy cię nie zostawię. Zawsze będę tutaj, w twoim
serduszku. – Kobieta pocałowała synka w czubek głowy. – To co, szukamy
teraz tatę?
- Tak~! – uśmiechnął się szeroko. Łzy zdążyły już przestać lecieć.
~ * ~
-
Mamo! Mamo! Zobacz, jaki ładny! – zawołał, wskazując palcem, na
prowadzonego przez tatę konia. Zack stojący przy nim uśmiechnął się
lekko.
- Lou, to jest dziewczynka. I tak, jest śliczna. – Kobieta pogłaskała swoją małą kopię po króciuteńkich srebrnych włoskach.
- Mamusia pojeździ z tobą konno, a ja będę was obserwował, dobrze? – spytał blondyn, zatrzymując się przy nich.
-
Tak! Na konika~! – zaśmiał się promiennie, gdy Cloud posadził go w
siodle, a zaraz za nim usiadła jego mama, która otuliła go ramionami,
gdy chwytała bardziej wodze. Lokaj chłopca cofnął się trochę, by im nie
przeszkadzać
- Tylko uważajcie na siebie, Alice – mruknął
mężczyzna odchodząc od nich kawałek, dochodząc do elfa i razem z nim
obserwując jak kobieta, ze śmiechem cmoka na klacz, by ta ruszyła.
- Mamusiu, a jak nazywa się konik?
-
Wichura, a to dlatego, że urodziła się podczas takiej pogody –
oznajmiła, spoglądając na niego swoimi zielonymi oczyma. Chłopiec
srebrne tęczówki miał po jej ojcu.
- Śliczne i.. AGH! –
pisnął, gdy klacz ruszyła gwałtownie spłoszona przez psa, jaki wybiegł
niewiadomo skąd, ujadając. – Mamusiu! Boję się! – krzyknął, wtulając się
bardziej w matkę.
- Wszystko będzie dobrze! – Starała
się uspokoić synka, jednocześnie próbując zatrzymać jakoś konia, jednak
bezskutecznie. Wichura wręcz zacwałowała w kierunku przeszkód, lecz przy
takiej prędkości i do tego z małym dzieckiem, skakanie było bardzo
niebezpieczne. Dlatego też widząc to Alice, stara się ze wszystkich sił
zatrzymać klacz. Gniada kobyła zarżała przeraźliwie zdezorientowana,
skacząc i jednocześnie potykając się. Upadła, a matka wraz ze swoim
dzieckiem polecieli do przodu.
- Paniczu! – wydarł się jedenastolatek, natychmiast wyrywając się ku swojemu młodemu panu.
- Alice! – krzyk ojca było ostatnim słowem jakie usłyszał chłopiec, nim zalała go fala ciemności.
~ * ~
-
Przykro mi to mówić, ale przez tamten wypadek, jest duże
prawdopodobieństwo, iż może pani nie przeżyć ciąży. – oznajmił lekarz do
leżącej w łóżku kobiety. Srebrnowłosa uśmiechnęła się smutno, kiwając
lekko głową. – Wiem, jak bardzo chciała mieć pani drugie dziecko, jednak
nie jestem w stanie nic zrobić.
- To nic, dziękuję –
odparła, przykładając dłoń do ust. Ze wszystkich sił starała się nie
rozpłakać, co było dla niej naprawdę trudne. – Ważne, że Lou żyje i nie
ma żadnych groźnych obrażeń.
- To dlatego, iż pani zamortyzowała jego upadek.
~ * ~
-
Jest pani pewna tego? – spytał mężczyzna. Lubił ją, dlatego też na
samym początku powiedział jej o konsekwencjach. A jednak ona i tak
zrobiła swoje. Spojrzał na jej męża, który już wydawał się być pogodzony
z wyborem swojej małżonki. – Nie wiadomo, czy przeżyje pani ciążę. Co
pani wtedy zrobi? Chce pani osierocić swojego synka? – Cała trójka nie
zdawała sobie sprawy, iż za drzwiami przysłuchuje syn małżeństwa.
-
Nie ważne, co pan powie, ja już zdecydowałam. Urodzę to dziecko, choćby
nie wiem co. Pan tego nie może zrozumieć, bo pan nigdy nie doświadczył
ciąży. Jakie to uczucie nosić pod sercem swoje maleństwo… – Chłopiec
wzdrygnął się, czując czyjąś rękę na ramieniu.
- Paniczu, nie wolno ci podsłuchiwać – szepnął elf, odciągając go delikatnie od drzwi i prowadząc ku jego sypialni.
- Mamusia, chce mnie opuścić – zakwilił cicho, wtulając się w jego ramię.
- Ależ paniczu, co ty za bzdury opowiadasz?! – oburzył się jedenastolatek. Posadził chłopca na łóżku, patrząc na niego uważnie.
-
Bo mamusia powiedziała, że ona za wszelką cenę urodzi dzidziusia, nawet
jeśli będzie musiała umrzeć opuścić i mnie, i tatusia, i w ogóle
wszystkich! – pociągnął nosem, rozklejając się na dobre.
- Paniczu, to się nigdy nie stanie. Panicza mama nie umrze. Przecież ci to obiecywała tysiące razy.
~ * ~
-
Zack… Dlaczego mamusia mnie oszukała? Dlaczego mimo, iż obiecywała,
zostawiła mnie? – Już od paru miesięcy siedmiolatek spojrzał załzawionym
wzrokiem na lokaja.
- Nie mam pojęcia paniczu, jednak jestem pewny, iż nie tego ona chciała. Nie to miała w swoich planach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz