niedziela, 21 kwietnia 2013

Anielski Niewolnik - 17

- Szukam! – krzyknął chłopczyk, odpychając się rączkami od drzewa i zaczynając się rozglądać. Ze śmiechem podążył w pierwszym, lepszym kierunku, a mianowicie na taras. Szybko, w miarę swoich możliwości, dotarł tam rozglądając się za sylwetkami rodziców, czy jego o pięć lat starszego osobistego lokaja i przyjaciela zarazem. Okrążył raz półmetrowe, ozdobne drzewko w donicy pewny, iż ktoś się na nią kryje. Nie znajdując jednak tam nikogo wydał z siebie cichy jęk zawodu.
- I tak was znajdę! – zawołał i zaraz potem wydął dolną wargę do przodu, ponawiając swoje poszukiwania. Słysząc jakieś szuranie, odwrócił się w kierunku krzeseł przy stolikach, a jego wzrok napotkał jedenastoletniego elfa, o roztrzepanych rudych włosach i w troszkę przydużym garniturze. – Znalazłem cię, Zack! – pisnął szczęśliwy, podskakując parę razy.
- Istotnie, paniczu – powiedział rudzielec, podchodząc do sześciolatka i kłaniając się przed nim.
- Miałeś tak nie robić – mruknął ten, chwytając go za rękę i ciągnąc w głąb domu. – Jako, iż pierwszego cię znalazłem, pomożesz mi w poszukiwaniu mamusi i tatusia~!
- Oczywiście, paniczu. – Zgodził się z nim natychmiast. Jednak miał świadomość, iż ich wcale nie ma w domu. Dlatego też co jakiś czas proponował, by poszukali na dworze, na co jednak jego panicz natychmiastowo oponował.
- To już nie jest zabawne – chlipnął, gdy po kolejnych dziesięciu minutach nie udało im się ich znaleźć. – Ja tak się nie bawię!
- Lou, proszę nie płacz, skarbie – powiedziała kobieta, podchodząc do chłopca i biorąc go na ręce. Była naprawdę piękna. Miała długie, srebrne pasma włosów, oraz malachitowe oczy. Zielono-srebrna suknia tylko podkreślała jej urodę.
- Nigdzie cię nie było, mamusiu. – Chłopiec pociągnął nosem, wtulając się w jej pierś. – Myślałem, że już cię nie zobaczę.
- Głuptas, przecież nigdy cię nie zostawię. Zawsze będę tutaj, w twoim serduszku. – Kobieta pocałowała synka w czubek głowy. – To co, szukamy teraz tatę?
- Tak~! – uśmiechnął się szeroko. Łzy zdążyły już przestać lecieć.

~ * ~

- Mamo! Mamo! Zobacz, jaki ładny! – zawołał, wskazując palcem, na prowadzonego przez tatę konia. Zack stojący przy nim uśmiechnął się lekko.
- Lou, to jest dziewczynka. I tak, jest śliczna. – Kobieta pogłaskała swoją małą kopię po króciuteńkich srebrnych włoskach.
- Mamusia pojeździ z tobą konno, a ja będę was obserwował, dobrze? – spytał blondyn, zatrzymując się przy nich.
- Tak! Na konika~! – zaśmiał się promiennie, gdy Cloud posadził go w siodle, a zaraz za nim usiadła jego mama, która otuliła go ramionami, gdy chwytała bardziej wodze. Lokaj chłopca cofnął się trochę, by im nie przeszkadzać
- Tylko uważajcie na siebie, Alice – mruknął mężczyzna odchodząc od nich kawałek, dochodząc do elfa i razem z nim obserwując jak kobieta, ze śmiechem cmoka na klacz, by ta ruszyła.
- Mamusiu, a jak nazywa się  konik?
- Wichura, a to dlatego, że urodziła się podczas takiej pogody – oznajmiła, spoglądając na niego swoimi zielonymi oczyma. Chłopiec srebrne tęczówki miał po jej ojcu.
- Śliczne i.. AGH! – pisnął, gdy klacz ruszyła gwałtownie spłoszona przez psa, jaki wybiegł niewiadomo skąd, ujadając. – Mamusiu! Boję się! – krzyknął, wtulając się bardziej w matkę.
- Wszystko będzie dobrze! – Starała się uspokoić synka, jednocześnie próbując zatrzymać jakoś konia, jednak bezskutecznie. Wichura wręcz zacwałowała w kierunku przeszkód, lecz przy takiej prędkości i do tego z małym dzieckiem, skakanie było bardzo  niebezpieczne. Dlatego też widząc to Alice, stara się ze wszystkich sił zatrzymać klacz. Gniada kobyła zarżała przeraźliwie zdezorientowana, skacząc i jednocześnie potykając się. Upadła, a matka wraz ze swoim dzieckiem polecieli do przodu.
- Paniczu! – wydarł się jedenastolatek, natychmiast wyrywając się ku swojemu młodemu panu.
- Alice! – krzyk ojca było ostatnim słowem jakie usłyszał chłopiec, nim zalała go fala ciemności.

~ * ~

- Przykro mi to mówić, ale przez tamten wypadek, jest duże prawdopodobieństwo, iż może pani nie przeżyć ciąży. – oznajmił lekarz do leżącej w łóżku kobiety. Srebrnowłosa uśmiechnęła się smutno, kiwając lekko głową. – Wiem, jak bardzo chciała mieć pani drugie dziecko, jednak nie jestem w stanie nic zrobić.
- To nic, dziękuję – odparła, przykładając dłoń do ust. Ze wszystkich sił starała się nie rozpłakać, co było dla niej naprawdę trudne. – Ważne, że Lou żyje i nie ma żadnych groźnych obrażeń.
- To dlatego, iż pani zamortyzowała jego upadek.

~ * ~

- Jest pani pewna tego? – spytał mężczyzna. Lubił ją, dlatego też na samym początku powiedział jej o konsekwencjach. A jednak ona i tak zrobiła swoje. Spojrzał na jej męża, który już wydawał się być pogodzony z wyborem swojej małżonki. – Nie wiadomo, czy przeżyje pani ciążę. Co pani wtedy zrobi? Chce pani osierocić swojego synka? – Cała trójka nie zdawała sobie sprawy, iż za drzwiami przysłuchuje syn małżeństwa.
- Nie ważne, co pan powie, ja już zdecydowałam. Urodzę to dziecko, choćby nie wiem co. Pan tego nie może zrozumieć, bo pan nigdy nie doświadczył ciąży. Jakie to uczucie nosić pod sercem swoje maleństwo… – Chłopiec wzdrygnął się, czując czyjąś rękę na ramieniu.
- Paniczu, nie wolno ci podsłuchiwać – szepnął elf, odciągając go delikatnie od drzwi i prowadząc ku jego sypialni.
- Mamusia, chce mnie opuścić – zakwilił cicho, wtulając się w jego ramię.
- Ależ paniczu, co ty za bzdury opowiadasz?! – oburzył się jedenastolatek. Posadził chłopca na łóżku, patrząc na niego uważnie.
- Bo mamusia powiedziała, że ona za wszelką cenę urodzi dzidziusia, nawet jeśli będzie musiała umrzeć opuścić i mnie, i tatusia, i w ogóle wszystkich! – pociągnął nosem, rozklejając się na dobre.
- Paniczu, to się nigdy nie stanie. Panicza mama nie umrze. Przecież ci to obiecywała tysiące razy.

~ * ~

- Zack… Dlaczego mamusia mnie oszukała? Dlaczego mimo, iż obiecywała, zostawiła mnie? – Już od paru miesięcy siedmiolatek spojrzał załzawionym wzrokiem na lokaja.
- Nie mam pojęcia paniczu, jednak jestem pewny, iż nie tego ona chciała. Nie to miała w swoich planach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz