niedziela, 28 kwietnia 2013

Scars and Music - 1



W mieście od dłuższego czasu trwało spore zamieszanie. Praktycznie na każdym billboardzie widniała informacja o zbliżającym się koncercie jednego z najsławniejszych zespołów rockowych w Japonii – Next Direction. Dodatkowo ich ogłoszenie, że w końcu postanowili przenieść się z Osaki do stolicy, wywołała jeszcze większy wybuch euforii u ich fanów z Tokyo, którzy w końcu mieliby praktycznie na wyciągnięcie ręki swoich idoli. Dlatego też większość nastolatek i młodych kobiet wręcz wyrywało sobie włosy z głowy, byleby tylko móc skombinować bilety na koncert zorganizowany z powodu ich przenosin.
W telewizji, aż huczało. Prezenterzy co chwilę mówili o Next Direction i możliwych powodach, dla którego młodzi mężczyźni postanowili w końcu osiedlić się wspólnie w stolicy Japonii.
Riku westchnął cicho, spoglądając od niechcenia na grupkę dziewczyn, który zawodziły uradowane, że ich idole będą praktycznie na wyciągnięcie ręki. Tak blisko, że możliwe będzie zobaczenie ich nawet w czasie zakupów po co lepszych centrach handlowych. Nawet jedna z nich miała głupi plan na uwiedzenie wokalisty, czy pierwszego gitarzysty, co chłopak skwitował jedynie krzywym spojrzeniem. Nie mógł uwierzyć, że w jego otoczeniu znajdują się takie dziewczyny, które za wszelką cenę pragnęły przespać się ze swoim idolem.
On sam też był wielkim fanem Next Direction, jednak w żaden sposób się z tym nie odnosił. Po co ktoś miałby wiedzieć, kogo słucha, czy kogo lubi? To była jego osobista sprawa i nie miał najmniejszego zamiaru dzielić się takimi informacjami z praktycznie nieznajomymi ludźmi.
W końcu w szkole z nikim się nie trzymał. Nie miał tam ani jednego przyjaciela, czy chociażby kolegi. Co prawda, znał osoby ze swojej klasy, jednak na tyle, by wiedzieć jak się nazywają oraz, że w tym roku są w jednej klasie. Reszty nie chciał się o nich dowiadywać. W żaden sposób do szczęścia nie było mu to potrzebne, tak więc nawet się nie kłopotał znajomościami z rówieśnikami. Zresztą biorąc pod uwagę, jakie dziewczyny były w jego klasie, dziękował bogom, że nigdy nie czuł pokusy złamania swojego postanowienia.
Riku posiadał tylko czterech przyjaciół. Za te osoby był gotów stanąć nawet w ogniu, byleby tylko tym sposobem móc jakoś im pomóc. Dwie pierwsze osoby to jego bracia – jeden starszy od niego o siedem lat, dwudziestoczteroletni blondyn o pięknych niebieskich oczach, który jak dotąd bezskutecznie poszukiwał lepszej pracy, niż tą którą wykonuje do teraz, jako zmywacz w restauracji oraz ten młodszy, będący kopią najstarszego brata i chodzący z radością do drugiej klasy szkoły podstawowej. Ci dwaj – Mikoto i Hisoka byli dla niego najważniejsi. Po śmierci mamy sześć lat temu tylko oni pozostali dla niego fair i traktowali go tak samo (pomijając fakt, że Hisoka był zbyt mały) jak wcześniej. Całkowicie inaczej prezentowała się postawa ojca, który nigdy nie przyjmował do wiadomości faktu jego istnienia i po tym feralnym dniu, zaczął jawnie okazywać swoją nienawiść do niego. O ciągłym poniżaniu już nie wspominając.
Byli jeszcze dwaj chłopacy, którzy byli dla niego cennymi przyjaciółmi i których często traktował jak swoich ukochanych, przeszywanych braci. Saga Takeru był jego odwiecznym towarzyszem zabaw od czwartej klasy podstawówki, aż do zakończenia gimnazjum. Byli zawsze razem, niczym Ying i Yang. Gdzie był Riku, tam był Takeru i na odwrót, gdzie zawędrował Takeru, podążał też Riku. Nawet w czasie pobytu w szpitalu, nie opuszczali siebie na krok. Chociaż to zawsze rudzielec odwiedzał swojego młodszego o miesiąc kolegę, za co Riku był mu naprawdę wdzięczny.
W ich pobliżu zawsze pojawiał się również starszy brat Takeru – Mizuki, który za czasów szkolnych był kouhai’em Mikoto. Już jako nastolatek był wychwytywany jako przyszła gwiazda mikrofonu, jednak zawsze potrafił znaleźć przynajmniej odrobinkę czasu, aby poświęcić go dwóm urwisom. Tym bardziej później, kiedy odkrył u Riku niewątpliwy talent, a raczej dwa talenty. Szkoda tylko, że chłopak tylko jeden zgodził się (dość niechętnie) wykorzystać. Dzięki temu bardzo pomógł Mizukiemu, a i on sam mógł w ten sposób odrobinę zgromadzić środków pieniężnych.
Szkoda tylko, że kiedy przyszło im iść do liceum, ich ścieżki zostały tak nagle rozdzielone. Riku zmuszony był pójść do najbliżej znajdującej się placówki. Z kolei jego przyjaciel musiał zacząć uczęszczać do prywatnej szkoły, co było pomysłem pani Miyu Sagi – matki Takeru. W tym ten czasie ich kontakt zaczął się kruszyć, wręcz przeradzając się do tygodniowych maili pod tytułem: „Jak ci mija czas?”, „Co u ciebie słychać?” i tym podobne. Było tego mało, jednak chłopakom musiało to w zupełności wystarczyć. W końcu mimo mieszkania w jednym mieście, ich światy były zupełnie różne. Aż dziw bierze, że w ogóle udało im się utrzymać kontakt w tak długim czasie.
Chłopak wyszedł szybko ze szkoły, żegnając się krótko z innymi osobami z klasy, mając nadzieję jak najszybciej dość pod podstawówkę i odebrać Hisokę do domu. Co prawda, dzisiaj jego braciszek kończył swoje zajęcia jakieś dwadzieścia minut później, jednak samo dojście na miejsce zajmowało mu pół godziny. A nie chciał pozwolić, by chłopiec musiał czekać zbyt długo na niego. Tym bardziej, że wczorajszego wieczoru zapewniał starszego brata o tym, że nie musi martwić się odbiorem Hisoki i może spokojnie zając się umówioną na popołudnie rozmową kwalifikacyjną. Przecież i tak w drodze powrotnej z liceum będzie przechodził w pobliżu szkoły brata. Dlaczego więc nie miałby przy okazji odebrać małego?
Kiedy znalazł się koło bramy, jego braciszek już na niego czekał. Blondynek zaaferowany ściskał w dłoni rączki od swojej torby. Była dosłownie niedawno kupiona za odłożone przez Riku pieniądze. Nie chciał bowiem, by jego braciszek musiał mieć jakiekolwiek rzeczy po nim. Zbyt dobrze wiedział, jakie to uczucie, kiedy rówieśnicy wyśmiewają się z tego, że ma się jakieś rzeczy po starszym rodzeństwie. Może przy pierwszych trzech latach szkoły podstawowej nie jest to tak strasznie widocznie, jednak później dzieciaki zaczynają robić to bardziej otwarcie.
- Riku! – pisnął mały, szczęśliwy, że w końcu dojrzał brata. Może i stał dopiero kilka minut, jednak i tak czuł się nieswojo, kiedy widział jak jego koledzy i koleżanki z klasy kolejno odchodzą odbierani przez kogoś ze swojej rodziny. W końcu zaczął zamartwiać się, czy jego kochany braciszek przypadkiem nie zapomniał o nim i nie poszedł już do domu. Dlatego też na jego widok, z poczuciem ulgi rzucił się w kierunku licealisty, przytulając się do jego boku.
- Ohayou – szepnął tylko białowłosy, kątem oka zerkając na stojącą nieopodal nauczycielkę, która spoglądała na niego z bliżej nieokreślonym wyrazem twarzy. Zupełnie tak, jakby rozważała jednocześnie podejście do nich i zostanie na swoim miejscu.
I nastolatek naprawdę rad był, że kobieta nie ruszyła w ich kierunku. W innym wypadku mogłoby się skończyć nie za wesoło. Dla obu stron.
- Wracajmy do domu – zawyrokował cicho, łapiąc braciszka za rączkę i kierując się z nim w stronę malutkiego mieszkanka, które po śmierci ojca (oraz co się z tym wiązało – eksmisją z ich dotychczasowego lokum) niecałe dwa lata temu, stało się ich nowym domem.
Dzielnica, w jakiej teraz żyli też nie należała do najprzyjemniejszych. Na co dzień po ulicy kręcili się różnego rodzaju kieszonkowcy, dilerzy i dziwki. Wieczorem i w nocy pojawiali się również rzezimieszki, oszuści, pijacy oraz w co gorsze dni także członkowie yakuzy, którzy łapali osoby, nie spłacające ich długów. Dlatego też Hisoka nigdy nie mógł sam wychodzić z mieszkania, a już kategoryczny zakaz wychodzenia miał z Riku w czasie wieczornym. W końcu ich najstarszy brat strasznie martwił się o nich i nie chciał dopuścić, aby stała im się najmniejsza krzywda. Tym bardziej, kiedy jego nie było wtedy w pobliżu, zbyt zajętego dorywczymi fuchami, które pomagały im łączyć koniec z końcem.
Szczęśliwie, dzisiejszego dnia wyjątkowo na ulicy było w miarę pusto, a przynajmniej na tyle, aby Riku odetchnął spokojniejszy, rozluźniając spięte dotąd mięśnie. Hisoka z kolei dalej trajkotał wesoło o tym, co zdarzyło się dzisiejszego dnia w jego szkole, w ogóle nie przejmując się tym w jakim znajdują się miejscu. W końcu nieważne gdzie się znajdowali, był pewien, że jego brat zawsze przyjdzie mu na ratunek.
W końcu stanęli przed drzwiami do ich mieszkania. Budynek był obskurny, płaty tynku odpadały ze ścian pozostawiając po sobie dziury surowej cegły. Przynajmniej czynsz był stosunkowo tani, a właścicielka miała szczególną słabość do ich trójki. Czasami nawet przychodziła do nich w odwiedziny, sprawdzając jak im się powodzi i dając im resztki z obiadu, którego ponoć odrobinę za dużo zrobiła. Riku wolał przemilczeć fakt, że pani Kato mieszkała sama od przeszło siedmiu lat, a porcje jakie im przypadały, zawsze były duże i syte.
Nastolatek wpuścił braciszka do środka, poprawiając zrzucone byle jak buty Hisoki i wieszając jego kurtkę. Dopiero wtedy sam postanowił się rozebrać i wejść spokojnym krokiem do salonu, gdzie już urzędował blondynek, w najlepsze układając jego puzzle. Riku tylko pokręcił zrezygnowany głową, stwierdzając w duchu, że kiedy indziej weźmie się jeszcze raz za tą układankę. Niech mały odrobinę rozerwie się przez odrabianiem lekcji.
Białowłosy włączył małej wielkości telewizor ustawiając na program informacyjny, rzucając torbę obok leżanki i zmierzając do przyległej kuchni. W planach miał przygotować coś bratu na szybko, by przed powrotem Mikoto – który zapewne wróci z odrobinę większymi zakupami – mały miał chociaż trochę napełniony żołądek.
- Soka! Masz na coś konkretnego ochotę? – krzyknął cicho, przez chwilę nasłuchując odpowiedzi. Mały jednak nic nie odpowiedział, cały czas pochłonięty swoim zajęciem. – Czyli to, co zawsze – mruknął do siebie, sięgając po jajka z lodówki. W końcu zwykła jajecznica nie mogła być złą rzeczą.
Już po chwili stawiał talerz napakowany smażonym jajkiem oraz bułką przekrojoną na pół i posmarowaną masłem koło Hisoki, który natychmiast oderwał się od swojego dotychczasowego zajęcia. Chłopiec uwielbiał zachodni styl jedzenia, co z pewnością odziedziczył po swoim ojcu, który pałał miłością do wszystkiego, co znajduje się daleko na zachodzie. Blondynek nawet do szkoły często chciał brać robione kanapki, zamiast zwykłego obento.
- Jak puzzle? – spytał cicho, obserwując z nikłym uśmiechem na pałaszującego braciszka.
- Tfffudre… – wymlaskał między jednym kęsem, a drugim, dopiero po chwili przełykając i powtarzając. – Trudne. Następnym razem nie mógłbyś kupić jakichś fajniejszych?
- Masz chyba na myśli łatwiejszych? – Riku parsknął cicho, widząc jak braciszek rumieni się zażenowany. – Jak tylko uda mi się zdobyć jakieś pieniądze, to kupię puzzle specjalnie dla ciebie – zapewnił, chwytając torbę i udając się do drugiego pomieszczenia.
Było to jedno z dwóch malutkich pokoików sypialnianych. W tym, do którego wszedł białowłosy ledwo co mieściło się jasne, stare biurko, szafa na ubrania, łóżko i wisząca nad nim półka. To właśnie było jego małe sanktuarium, miejsce, w którym często odrywał się od rzeczywistości, uciekał od zmartwień, smutku. Miejsce, które zmuszony był dzielić z młodszym braciszkiem.
Oczywiście, mógł wyrzucić Hisokę do brata albo też samemu przenieść się na starą i niewygodną leżankę w salonie. Jednak nie chciał sprawiać Mikoto kłopotu, który i tak robił wszystko co mógł, aby było ich stać na całkiem przystępne życie. Również czas pracy brata sprawiał, że wracał o różnych porach, często w późnych godzinach, kiedy Hisoka dawno już pogrążony był we śnie. Wtedy jego powrót mógłby niepotrzebnie wybudzać chłopca, na co żaden ze starszych braci nie chciał pozwalać. Najważniejszym jednak argumentem było, że Hisoka nie potrafił zasnąć spokojnie bez drugiej osoby w pomieszczeniu. Musiał czuć chociażby samą obecność któregoś z braci, by jego odpoczynku nie dręczyły żadne najmniejsze koszmary.
Riku podszedł do biurka, siadając przy nim i zabierając się w końcu do lekcji. Wyjątkowo dzisiaj nauczyciele nie zadali zbyt wiele na weekend, dlatego też praca przebiegała mu sprawnie i szybko. Nawet mail, jakiego dostał nie zdołał oberwać go od tej czynności. Dopiero, kiedy komórka zaczęła wściekle wibrować puszczając przy tym najnowszą piosenkę zespołu Next Direction nastolatek oderwał się od swojego zadania i sięgnął po telefon. Yahiko w tym czasie dochodził już do końca pierwszej zwrotki.
Białowłosy spojrzał na wyświetlacz, uśmiechając się lekko, kiedy odczytał imię rozmówcy na wyświetlaczu. Dlatego też zaraz odebrał, nie chcąc pozwolić dłużej czekać przyjacielowi.
- Hej! Dawno się nie odzywałeś – zawołał cicho do słuchawki, w odpowiedzi słysząc radosny śmiech przyjaciela.
~ Bo chciałem załatwić nam dobrą zabawę. I udało mi się! – odparł wesoło Takeru. – Wierz mi lub nie, ale impreza, na jaką się wybierzemy nigdy nie ucieknie z twej pamięci.
- Hehehe… To do jakiej knajpy ponownie bezskutecznie będziesz chciał mnie wyrwać? – spytał, aż za dobrze znając zwyczaje przyjaciela i to nie zawsze od niego samego.
~ Tym razem nie chcę zabierać cię do żadnej knajpy, tylko na domówkę. – Przyjaciel zwiesił na chwilę głos, próbując tym samym zainteresować bardziej Riku. – Mój brat dostał zaproszenie na jutrzejszą imprezę powitalną od agenta Next Direction i postanowił zabrać nas ze sobą! Czyż to nie cudowne?! Twoje marzenie o bliższym spotkaniu chłopaków z Next w końcu się ziści!
Takeru mówił jeszcze wiele szczegółów dotyczących całej zabawy, jednak Riku zdawał się już odpływać. W jego głowie w tej chwili kołata się tylko jedna myśl. W końcu uda mi się zobaczyć na żywo Yahiko, Masę i innych z Next. Jego marzenie może być jednak spełnione!

1 komentarz:

  1. Widzę że już od dawna nie wchodzisz na tego bloga, jednak man nadzieję że jeszcze tu zajrzysz :)
    Opowiadanie (jak narazie wstęp ;) ) bardzo ciekawy.
    Czekam na ciąg dalszy.


    ~Saphira

    OdpowiedzUsuń