„-
No powiedz mi, co chciałeś? – Fabian spojrzał na niego zimno, jednak wiedział,
iż to nie zrobi żadnego wrażenia na Kuranie.
-
Wiedz, że nie toleruje takiego lekkomyślnego zachowania u prefekta. Dlatego też
nalegam, abyś udał się ze mną do dyrektora; tam, dokładnie omówimy twoje
zachowanie. – Szatyn zaczął kierować się w wyżej wymienione miejsce.
-
Tylko spróbuj go dotknąć – warknął nagle, sprawiając, że wampir zatrzymał się,
patrząc na niego nierozumiejąco. – Zero. Tylko zobaczę, że go dotknąłeś, a obiecuję ci, że nie dożyjesz kolejnego dnia.
-
Och, jestem przerażony – odparł beznamiętnie, ponawiając swoją wędrówkę ku
gabinetowi dyrektora. – Swoją drogą, nie wiedziałem, że jesteś jego opiekunką.
Będę robił co mi się podoba, jeśli ten łowca mi podpadnie nie zawaham się użyć
siły. Z drugiej strony nie możesz decydować o jego losie. Nie jesteś jego
Panem. Kiedyś może się zdarzyć, że sam do mnie przyjdzie.
-
Nie zrobi tego. I masz rację, nie jestem jego panem, ale ty też nie. – Lockhart
uśmiechnął się z widoczną satysfakcją tymi słowami. – Dam ci radę, nie wchodź w
drogę, jego właścicielowi.
-
Shizuka nie żyje, chłopak jest teraz bezpańskim psem.
-
Mylisz się. Ktoś wcześniej był jego Panem. Ta suka, po prostu przywłaszczyła go
sobie na chwilę – rzekł, uśmiechając się wrednie, by w pewnym momencie jego
wargi miały się wykrzywić w bardziej pogodną wersję. – To co, idziemy nanieść
na mnie dyrektorowi?”
Nim
ktoś zdążyłby powiedzieć na głos swoje zdanie, na temat tego co właśnie
usłyszeli, drzwi od łazienki otworzyły się, by zaraz wyszedł stamtąd jeden z
medyków. Yuki natychmiast podniosła się i podbiegła do mężczyzny, pytając już w
biegu o stan jej przyjaciela.
-
Robiliśmy, co było można… - odparł wampirzy lekarz z wyczuwalnym zmęczeniem w
głosie. Nim zdążył cokolwiek jeszcze powiedzieć dziewczyna wybuchła płaczem,
upadając na kolana.
-
Ale jak to? – wyszeptała, wręcz dławiąc się łzami. Mężczyzna westchnął ciężko,
zastanawiając się, dlaczego najgłupsze chwile z przyjaciółmi danego pacjenta,
padają akurat na niego. A może to ma związek z tym, jak zaczyna swoje
wypowiedzi?
-
Uspokój się. Ten dzieciak żyje, choć jego stan nie jest najlepszy, jednak jest
przytomny – wyjaśnił wzdychając ponownie i siadając na kanapie, którą
wcześniej zajmowała dziewczyna. – Mam jeszcze do was dwa pytania. Po pierwsze,
do kogo on próbował strzelać, z tego co sądzę w obronie własnej? I kto, wbił mu
rękę w brzuch? – Spojrzał na wszystkich uważnym wzrokiem. U paru osób widział
strach, jednak byli tacy, odkąd tu przyszedł, więc to nie mogli być oni.
Najbardziej odpowiednią osobą był dla niego Kaname, który ze stoickim spokojem
stał oparty o biurko. Dopiero w tym momencie zauważył ślady krwi na prawym
mankiecie jego mundurka, oraz kilka innych miejsc. Jak się przyjrzeć mógł
zobaczyć kroplę krwi na jego policzku, jednak były one mało widoczne i
najwyraźniej starte.
-
Ja… - odezwał się obserwowany przez niego młodzieniec. – To ja mu to zrobiłem. Jednak
chłopak nie mógł się obronić przede mną kula przeleciała milimetry od mojego
ramienia. Po prostu miał pecha.
-
Wiesz dobrze Kuran-sama, że muszę zgłosić twoją napaść na niego. Chyba, że nie
zgadzasz się z moimi domysłami. – rzekł mężczyzna mierząc się chwilę wzrokiem z
arystokratą. Gdy ten zaprzeczył ruchem głowy, dokończył. – W takim razie,
chciałbym, abyś udał się później z nami, by potwierdzić twe dobrowolne
przyznanie się do tego czynu… - Zamilkł na chwilę, patrząc za okno. Przez
ułamek sekundy przez jego oblicze przeszło przerażenie, jednak zaraz mężczyzna
się zreflektował. Chrząknął cicho, jakby zastanawiając się nad kolejnymi
słowami. – Jednak i tak, twoja reputacja na tym nie ucierpi. Przecież wszyscy
nienawidzą dzieciaka za zamordowanie panny Hiou. Wraz z przyjacielem, możemy
puścić tą sytuację w niepamięć.
-
Jak uważasz, przecież sam to zauważyłeś. Tylko zostaje sprawa, co napiszesz w
dokumentach. Przecież zostaliście wezwani do ciężkiego przypadku – powiedział
cicho, jak to miał w zwyczaju, patrząc kątem oka na Yuki.
-
Napisze się, że dzieciak chciał popełnić samobójstwo.
-
Ależ to są oszczerstwa! – krzyknęła Ruka, ku zaskoczeniu wszystkich. Zapewne
spodziewali się tego bardziej po Yuki, a nie po niej. Tym bardziej, że panna
Souen zawsze robiła wszystko dla dobra Kaname. – Nie możecie tego zrobić… -
dodała ciszej, jakby trochę zawstydzona, tyloma parami oczu, wpatrzonymi w nią.
Z
łazienki zdało się słyszeć łoskot i zduszony krzyk drugiego medyka, na co
wszyscy zebrani tu, spojrzeli po sobie zaskoczeni. Lekarz tu obecny już
kierował się w kierunku łazienki, gdy drzwi otworzyły się, a w nich pojawił się
Kiryuu. Strasznie blady, ledwo stojący na nogach, jednak mocno dzierżący w
dłoni pistolet.
-
Nie obchodzi mnie, jak opiszecie tą sytuację – mruknął przestając podpierać
ścianę i idąc powolnymi krokami w kierunku Kaname. Wszyscy wydawali się być zaskoczeni tą
sytuacją, obserwując w niedowierzaniu łowcę. – Wkurzacie mnie już wszyscy… - Odwrócił się na chwilę w kierunku reszty, dosłownie sztyletując ich wzrokiem. –
Spadajcie stąd, cyrk się skończył nie ma co oglądać – dodał jeszcze, stając
wreszcie przy Kuranie, po czym przyłożył lufę pistoletu do jego skroni. –
Chętnie bym cię teraz zabił, za to co mi zrobiłeś. Jednak teraz nie było by z
tego frajdy. – Opuścił pistolet, po czym
tracąc równowagę, opadł w jego ramiona.
Kaname
spojrzał na resztę, po czym wzdychając prawie, że bezgłośnie, chwycił chłopaka
pod kolanami i uniósł go, by po chwili bezczynnego stania, skierować się do
jego pokoju.
-
Nic mu już nie będzie; jestem spokojny. Możecie odejść. – polecił, co
natychmiast zostało wykonane. Tylko
medyk trochę się ociągał, ale to pewnie przez to, że musiał wyprowadzić swojego
znokautowanego kolegę. Fabian tylko uśmiechnął się tajemniczo wychodząc bez
szemrania i prowadząc ze sobą Yuki.
-
Wybacz mi – szepnął do chłopaka, gdy położył jego bezwładne ciało na łóżku.
Zero patrzył na niego, jednak milczał, zaciskając wargi w wąską
linijkę.
-
Nie - odezwał się końcu, odwracając
głowę w inną stronę.
-
Wybacz. – Ponowił swą prośbę, pochylając się nad nim i po chwyceniu jego brody skierowaniu
twarzy ku sobie, musnął jego wargi, swoimi. – Wybacz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz