piątek, 26 kwietnia 2013

Vampire Maiden - 10


„- No powiedz mi, co chciałeś? – Fabian spojrzał na niego zimno, jednak wiedział, iż to nie zrobi żadnego wrażenia na Kuranie.
- Wiedz, że nie toleruje takiego lekkomyślnego zachowania u prefekta. Dlatego też nalegam, abyś udał się ze mną do dyrektora; tam, dokładnie omówimy twoje zachowanie. – Szatyn zaczął kierować się w wyżej wymienione miejsce.
- Tylko spróbuj go dotknąć – warknął nagle, sprawiając, że wampir zatrzymał się, patrząc na niego nierozumiejąco. – Zero. Tylko zobaczę, że go dotknąłeś, a obiecuję ci, że nie dożyjesz kolejnego dnia.
- Och, jestem przerażony – odparł beznamiętnie, ponawiając swoją wędrówkę ku gabinetowi dyrektora. – Swoją drogą, nie wiedziałem, że jesteś jego opiekunką. Będę robił co mi się podoba, jeśli ten łowca mi podpadnie nie zawaham się użyć siły. Z drugiej strony nie możesz decydować o jego losie. Nie jesteś jego Panem. Kiedyś może się zdarzyć, że sam do mnie przyjdzie.
- Nie zrobi tego. I masz rację, nie jestem jego panem, ale ty też nie. – Lockhart uśmiechnął się z widoczną satysfakcją tymi słowami. – Dam ci radę, nie wchodź w drogę, jego właścicielowi.
- Shizuka nie żyje, chłopak jest teraz bezpańskim psem.
- Mylisz się. Ktoś wcześniej był jego Panem. Ta suka, po prostu przywłaszczyła go sobie na chwilę – rzekł, uśmiechając się wrednie, by w pewnym momencie jego wargi miały się wykrzywić w bardziej pogodną wersję. – To co, idziemy nanieść na mnie dyrektorowi?”

Nim ktoś zdążyłby powiedzieć na głos swoje zdanie, na temat tego co właśnie usłyszeli, drzwi od łazienki otworzyły się, by zaraz wyszedł stamtąd jeden z medyków. Yuki natychmiast podniosła się i podbiegła do mężczyzny, pytając już w biegu o stan jej przyjaciela.
- Robiliśmy, co było można… - odparł wampirzy lekarz z wyczuwalnym zmęczeniem w głosie. Nim zdążył cokolwiek jeszcze powiedzieć dziewczyna wybuchła płaczem, upadając na kolana.
- Ale jak to? – wyszeptała, wręcz dławiąc się łzami. Mężczyzna westchnął ciężko, zastanawiając się, dlaczego najgłupsze chwile z przyjaciółmi danego pacjenta, padają akurat na niego. A może to ma związek z tym, jak zaczyna swoje wypowiedzi?
- Uspokój się. Ten dzieciak żyje, choć jego stan nie jest najlepszy, jednak jest przytomny – wyjaśnił wzdychając ponownie i siadając na kanapie, którą wcześniej zajmowała dziewczyna. – Mam jeszcze do was dwa pytania. Po pierwsze, do kogo on próbował strzelać, z tego co sądzę w obronie własnej? I kto, wbił mu rękę w brzuch? – Spojrzał na wszystkich uważnym wzrokiem. U paru osób widział strach, jednak byli tacy, odkąd tu przyszedł, więc to nie mogli być oni. Najbardziej odpowiednią osobą był dla niego Kaname, który ze stoickim spokojem stał oparty o biurko. Dopiero w tym momencie zauważył ślady krwi na prawym mankiecie jego mundurka, oraz kilka innych miejsc. Jak się przyjrzeć mógł zobaczyć kroplę krwi na jego policzku, jednak były one mało widoczne i najwyraźniej starte.
- Ja… - odezwał się obserwowany przez niego młodzieniec. – To ja mu to zrobiłem. Jednak chłopak nie mógł się obronić przede mną kula przeleciała milimetry od mojego ramienia. Po prostu miał pecha.
- Wiesz dobrze Kuran-sama, że muszę zgłosić twoją napaść na niego. Chyba, że nie zgadzasz się z moimi domysłami. – rzekł mężczyzna mierząc się chwilę wzrokiem z arystokratą. Gdy ten zaprzeczył ruchem głowy, dokończył. – W takim razie, chciałbym, abyś udał się później z nami, by potwierdzić twe dobrowolne przyznanie się do tego czynu… - Zamilkł na chwilę, patrząc za okno. Przez ułamek sekundy przez jego oblicze przeszło przerażenie, jednak zaraz mężczyzna się zreflektował. Chrząknął cicho, jakby zastanawiając się nad kolejnymi słowami. – Jednak i tak, twoja reputacja na tym nie ucierpi. Przecież wszyscy nienawidzą dzieciaka za zamordowanie panny Hiou. Wraz z przyjacielem, możemy puścić tą sytuację w niepamięć.
- Jak uważasz, przecież sam to zauważyłeś. Tylko zostaje sprawa, co napiszesz w dokumentach. Przecież zostaliście wezwani do ciężkiego przypadku – powiedział cicho, jak to miał w zwyczaju, patrząc kątem oka na Yuki.
- Napisze się, że dzieciak chciał popełnić samobójstwo.
- Ależ to są oszczerstwa! – krzyknęła Ruka, ku zaskoczeniu wszystkich. Zapewne spodziewali się tego bardziej po Yuki, a nie po niej. Tym bardziej, że panna Souen zawsze robiła wszystko dla dobra Kaname. – Nie możecie tego zrobić… - dodała ciszej, jakby trochę zawstydzona, tyloma parami oczu, wpatrzonymi w nią.
Z łazienki zdało się słyszeć łoskot i zduszony krzyk drugiego medyka, na co wszyscy zebrani tu, spojrzeli po sobie zaskoczeni. Lekarz tu obecny już kierował się w kierunku łazienki, gdy drzwi otworzyły się, a w nich pojawił się Kiryuu. Strasznie blady, ledwo stojący na nogach, jednak mocno dzierżący w dłoni pistolet.
- Nie obchodzi mnie, jak opiszecie tą sytuację – mruknął przestając podpierać ścianę i idąc powolnymi krokami w kierunku Kaname.  Wszyscy wydawali się być zaskoczeni tą sytuacją, obserwując w niedowierzaniu łowcę. – Wkurzacie mnie już wszyscy… - Odwrócił się na chwilę w kierunku reszty, dosłownie sztyletując ich wzrokiem. – Spadajcie stąd, cyrk się skończył nie ma co oglądać – dodał jeszcze, stając wreszcie przy Kuranie, po czym przyłożył lufę pistoletu do jego skroni. – Chętnie bym cię teraz zabił, za to co mi zrobiłeś. Jednak teraz nie było by z tego frajdy. – Opuścił pistolet,  po czym tracąc równowagę, opadł w jego ramiona.
Kaname spojrzał na resztę, po czym wzdychając prawie, że bezgłośnie, chwycił chłopaka pod kolanami i uniósł go, by po chwili bezczynnego stania, skierować się do jego pokoju.
- Nic mu już nie będzie; jestem spokojny. Możecie odejść. – polecił, co natychmiast zostało  wykonane. Tylko medyk trochę się ociągał, ale to pewnie przez to, że musiał wyprowadzić swojego znokautowanego kolegę. Fabian tylko uśmiechnął się tajemniczo wychodząc bez szemrania i prowadząc ze sobą Yuki.
- Wybacz mi – szepnął do chłopaka, gdy położył jego bezwładne ciało na łóżku. Zero patrzył na niego, jednak milczał, zaciskając wargi w wąską linijkę.
- Nie -  odezwał się końcu, odwracając głowę  w inną stronę.
- Wybacz. – Ponowił swą prośbę, pochylając się nad nim i po chwyceniu jego brody skierowaniu twarzy ku sobie, musnął jego wargi, swoimi. – Wybacz.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz