piątek, 26 kwietnia 2013

Vampire Maiden - 11


Z uśmiechem na ustach wparował do pokoju Kaname, wykorzystując fakt, iż wampira nie było w tym momencie w pokoju. Następnie wręcz w podskokach dotarł do pomieszczenia, w którym miał być srebrnowłosy. Widząc go śpiącego, jego uśmiech wręcz powiększył się, mimo iż miało się wrażenie, że to już było nie możliwe.
- Zero… - szepnął jeszcze sprawdzając, czy młodszy chłopak, aby przypadkiem nie udaje. Gdy ten jednak się nie poruszył, ani nic w tym stylu, zaczął rozglądać się uważnie po pomieszczeniu. Widząc jak początek lufy pistoletu łowcy wystaje spod poduszki, zaśmiał się lekko. – Jak zawsze ubezpieczony, co? – spytał, mimo iż miał świadomość, że nikt mu nie odpowie. Jednakże jak się mylił.
- To chyba normalne. – Zaspany głos wydobył się z gardła wampira, po czym otworzył lekko oczy, patrząc na swego przyjaciela. – Co tu robisz? – spytał, podpierając się na łokciach, by mógł mieć lepszą widoczność.
- Yyy… stoję? – Uśmiechnął się głupio podchodząc bliżej, po chwili siadając na skraju łóżka Kiryuu. Widząc jego wzrok, westchnął przybierając już poważny wyraz twarzy. – Dobra, dobra, żadnych żartów. Naprawdę chodzi o to, iż chciałem sprawdzić, czy wypiłeś już może to co ci dałem.
- Coś ty taki w gorącej wodzie kąpany? – Siedemnastolatek spojrzał na niego tak, jakby chciał wyciągnąć co siedzi mu w głowie. – Mam jeszcze trochę czasu, przecież dzień się jeszcze nie skończył – zauważył, wskazując ręką na widok zza oknem, gdzie słońce dopiero zaczynało chować swą postać za horyzontem.
 - No tak, ale wolałbym, żebyś wziął to już teraz – oznajmił chłopak, uśmiechając się do niego delikatnie. Wyciągnął rękę, odgarniając młodszemu kilka kosmyków za ucho. – To co, posłuchasz się swego starszego przyjaciela?
- Nie. - Spojrzał mu w oczy, mrużąc przy tym własne. Coś mu tu śmierdziało. Musi być czujny, przy nikim nie może się odprężać. Każdy może być zaraz jego potencjalnym wrogiem. – Wpierw mi powiedz, co  się w tym znajduje. – Sięgnął ręką w kierunku szafki nocnej, z której zgarnął flakonik. -  No, czekam. – Wampir usiadł prosto, patrząc na niego z wyczekaniem.
- Krew – odpowiedział po dłuższej ciszy, nie mogąc znieść już wzroku przyjaciela.
- Ach tak? – Zero uniósł lekko brwi, by zaraz prychnąć rozbawiony. – Tyle, to ja sam wiem. Chcę tylko wiedzieć, czyja to krew, bo twoja to z pewnością nie. Prędzej byś, dał mi swoją siostrę do pożarcia, niż pozwolił dobrowolnie dać komuś swojej krwi, nawet jeśli miało by to być zbierane przez strzykawkę, tak więc to odpada już w pierwszej kolejności. Sztuczna krew też nie, przecież mam tabletki krwi. Krew Hiou, tym bardziej. Niby skąd byś ją wytrzasnął? Dlatego więc pytam się, czyja to krew?! – Widać było, że chłopak tracił cierpliwość.
- Nim ci odpowiem, ty odpowiedz na moje pytanie – mruknął zimno Fabian tak, że młodszego chłopaka przeszedł dreszcz. To był pierwszy raz, gdy słyszał jak jego przyjaciel ma wyprany z emocji głos. – Dawałeś już dupy temu Kaname, jak było? Sapałeś mu do ucha, czy może jęczałeś jak tania dziwka? A może szeptałeś mu jakieś sprośne prośby, które miał ci za chwilę zrobić? Podobało ci się jak się w tobie zagłębiał? Jak rżnął cię do utraty tchu, by później udawać, że nic nie miało takiego miejsca?! – Złapał go za oba nadgarstki, znajdując się nagle nad nim i zmuszając go, aby ten się położył. – A może zaczynaliście tak, jakby ten miał cię wziąć siłą bez twojej zgody? Tak jak ja teraz. Podobają ci się takie zabawy?
- Co ty gadasz!? Zwariowałeś!? – krzyknął srebrnowłosy starając się zrzucić z siebie bruneta. Mimo, iż już minął już tydzień od tamtej afery z atakiem Kaname na niego, to nie wrócił jeszcze do swojej świetności. Rana jaką zadał mu arystokrata, jeszcze dawała mu we znaki, mimo, iż już dzięki jego wampirzym zdolnościom wygoiła się o wiele szybciej. Niestety ból nie był wyleczalny.
Wrzasnął z bezsilności, gdy ten ściągnął swój pasek od spodni, wiążąc nim jego ręce. Brunet nie zwracając uwagi na jego protesty, jedną ręką zaczął ściągać z niego spodnie, gdy drugą trzymał go za łokieć, gdyż mimo związanych razem rąk mógłby jakoś nimi machać, a to by go tylko dekoncentrowało.
- Przestań! Słyszysz!? Powiedziałem przestań! – Zero zapiszczał wręcz dziewczęco, gdy poczuł palce wsuwające się między jego pośladki. Zacisnął je natychmiast, nie chcąc, aby tego tyłek był narażony na jakąkolwiek penetrację. Czuł cisnące się do oczu łzy upokorzenia, jednak jak na razie doskonale je powstrzymywał.
- Co, jemu dajesz, a mi to już nie? Co z ciebie za przyjaciel? – spytał, nadal starając się wcisnąć w niego swojego palca.
- Taki, który nie zrobił by takiego świństwa swemu przyjacielowi! – krzyknął z bólu, gdy ten niespodziewanie uderzył go w brzuch, dokładnie w miejsce, gdzie była jego rana. Łzy uciekły spod jego kontroli spływając po jego policzkach.
- Robię to dla twojego dobra! – wrzasnął, jakby desperacko. Ból jaki zawładnął ciałem młodszego sprawił, że Lockhart mógłby łatwiej dostać się do jego tyłka, co skrzętnie wykorzystał, od razu wbijając w niego dwa palce. Zero zawył rozdzierająco, czując jeszcze większy ból, niż na jaki był przygotowany, gdy został uderzony. Brunet zaś spojrzał na niego zaskoczony. Ruszał pacami w jego wnętrzu, jednak czuł pewien opór, zupełnie tak jak gdyby chłopak nie był wcale, a wcale rozciągnięty. Zupełnie tak, jakby nigdy z nikim nie był w łóżku. Gdy tylko to przyszło mu do głowy, natychmiast wyciągnął z niego palce, zupełnie nie wiedząc co mógłby zrobić.
Nie pomyślał jednak, że ten moment może sobie ktoś obrać za cel wizyty do leżącego i drgającego w bólach chłopaka. Dlatego też słysząc jak ktoś otwiera drzwi, natychmiast porwał do rąk fiolkę i siłą wlał zawartość do ust Zero, co chłopak połknął bez żadnego sprzeciwu.
Następne co obydwoje mogli usłyszeć to odgłos tłuczonego szkła.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz