W
mieście od dłuższego czasu trwało spore zamieszanie. Praktycznie na każdym
billboardzie widniała informacja o zbliżającym się koncercie jednego z
najsławniejszych zespołów rockowych w Japonii – Next Direction. Dodatkowo ich
ogłoszenie, że w końcu postanowili przenieść się z Osaki do stolicy, wywołała
jeszcze większy wybuch euforii u ich fanów z Tokyo, którzy w końcu mieliby
praktycznie na wyciągnięcie ręki swoich idoli. Dlatego też większość nastolatek
i młodych kobiet wręcz wyrywało sobie włosy z głowy, byleby tylko móc
skombinować bilety na koncert zorganizowany z powodu ich przenosin.
W
telewizji, aż huczało. Prezenterzy co chwilę mówili o Next Direction i
możliwych powodach, dla którego młodzi mężczyźni postanowili w końcu osiedlić
się wspólnie w stolicy Japonii.
Riku
westchnął cicho, spoglądając od niechcenia na grupkę dziewczyn, który zawodziły
uradowane, że ich idole będą praktycznie na wyciągnięcie ręki. Tak blisko, że
możliwe będzie zobaczenie ich nawet w czasie zakupów po co lepszych centrach
handlowych. Nawet jedna z nich miała głupi plan na uwiedzenie wokalisty, czy
pierwszego gitarzysty, co chłopak skwitował jedynie krzywym spojrzeniem. Nie
mógł uwierzyć, że w jego otoczeniu znajdują się takie dziewczyny, które za
wszelką cenę pragnęły przespać się ze swoim idolem.
On
sam też był wielkim fanem Next Direction, jednak w żaden sposób się z tym nie
odnosił. Po co ktoś miałby wiedzieć, kogo słucha, czy kogo lubi? To była jego
osobista sprawa i nie miał najmniejszego zamiaru dzielić się takimi informacjami
z praktycznie nieznajomymi ludźmi.
W
końcu w szkole z nikim się nie trzymał. Nie miał tam ani jednego przyjaciela,
czy chociażby kolegi. Co prawda, znał osoby ze swojej klasy, jednak na tyle, by
wiedzieć jak się nazywają oraz, że w tym roku są w jednej klasie. Reszty nie
chciał się o nich dowiadywać. W żaden sposób do szczęścia nie było mu to
potrzebne, tak więc nawet się nie kłopotał znajomościami z rówieśnikami.
Zresztą biorąc pod uwagę, jakie dziewczyny były w jego klasie, dziękował bogom,
że nigdy nie czuł pokusy złamania swojego postanowienia.
Riku
posiadał tylko czterech przyjaciół. Za te osoby był gotów stanąć nawet w ogniu,
byleby tylko tym sposobem móc jakoś im pomóc. Dwie pierwsze osoby to jego
bracia – jeden starszy od niego o siedem lat, dwudziestoczteroletni blondyn o
pięknych niebieskich oczach, który jak dotąd bezskutecznie poszukiwał lepszej
pracy, niż tą którą wykonuje do teraz, jako zmywacz w restauracji oraz ten
młodszy, będący kopią najstarszego brata i chodzący z radością do drugiej klasy
szkoły podstawowej. Ci dwaj – Mikoto i Hisoka byli dla niego najważniejsi. Po
śmierci mamy sześć lat temu tylko oni pozostali dla niego fair i traktowali go
tak samo (pomijając fakt, że Hisoka był zbyt mały) jak wcześniej. Całkowicie
inaczej prezentowała się postawa ojca, który nigdy nie przyjmował do wiadomości
faktu jego istnienia i po tym feralnym dniu, zaczął jawnie okazywać swoją
nienawiść do niego. O ciągłym poniżaniu już nie wspominając.
Byli
jeszcze dwaj chłopacy, którzy byli dla niego cennymi przyjaciółmi i których
często traktował jak swoich ukochanych, przeszywanych braci. Saga Takeru był
jego odwiecznym towarzyszem zabaw od czwartej klasy podstawówki, aż do
zakończenia gimnazjum. Byli zawsze razem, niczym Ying i Yang. Gdzie był Riku,
tam był Takeru i na odwrót, gdzie zawędrował Takeru, podążał też Riku. Nawet w
czasie pobytu w szpitalu, nie opuszczali siebie na krok. Chociaż to zawsze
rudzielec odwiedzał swojego młodszego o miesiąc kolegę, za co Riku był mu
naprawdę wdzięczny.
W
ich pobliżu zawsze pojawiał się również starszy brat Takeru – Mizuki, który za
czasów szkolnych był kouhai’em Mikoto. Już jako nastolatek był wychwytywany
jako przyszła gwiazda mikrofonu, jednak zawsze potrafił znaleźć przynajmniej
odrobinkę czasu, aby poświęcić go dwóm urwisom. Tym bardziej później, kiedy
odkrył u Riku niewątpliwy talent, a raczej dwa talenty. Szkoda tylko, że
chłopak tylko jeden zgodził się (dość niechętnie) wykorzystać. Dzięki temu bardzo
pomógł Mizukiemu, a i on sam mógł w ten sposób odrobinę zgromadzić środków
pieniężnych.
Szkoda
tylko, że kiedy przyszło im iść do liceum, ich ścieżki zostały tak nagle
rozdzielone. Riku zmuszony był pójść do najbliżej znajdującej się placówki. Z
kolei jego przyjaciel musiał zacząć uczęszczać do prywatnej szkoły, co było
pomysłem pani Miyu Sagi – matki Takeru. W tym ten czasie ich kontakt zaczął się
kruszyć, wręcz przeradzając się do tygodniowych maili pod tytułem: „Jak ci mija
czas?”, „Co u ciebie słychać?” i tym podobne. Było tego mało, jednak chłopakom
musiało to w zupełności wystarczyć. W końcu mimo mieszkania w jednym mieście,
ich światy były zupełnie różne. Aż dziw bierze, że w ogóle udało im się
utrzymać kontakt w tak długim czasie.
Chłopak
wyszedł szybko ze szkoły, żegnając się krótko z innymi osobami z klasy, mając
nadzieję jak najszybciej dość pod podstawówkę i odebrać Hisokę do domu. Co
prawda, dzisiaj jego braciszek kończył swoje zajęcia jakieś dwadzieścia minut
później, jednak samo dojście na miejsce zajmowało mu pół godziny. A nie chciał
pozwolić, by chłopiec musiał czekać zbyt długo na niego. Tym bardziej, że
wczorajszego wieczoru zapewniał starszego brata o tym, że nie musi martwić się
odbiorem Hisoki i może spokojnie zając się umówioną na popołudnie rozmową
kwalifikacyjną. Przecież i tak w drodze powrotnej z liceum będzie przechodził w
pobliżu szkoły brata. Dlaczego więc nie miałby przy okazji odebrać małego?
Kiedy
znalazł się koło bramy, jego braciszek już na niego czekał. Blondynek
zaaferowany ściskał w dłoni rączki od swojej torby. Była dosłownie niedawno
kupiona za odłożone przez Riku pieniądze. Nie chciał bowiem, by jego braciszek
musiał mieć jakiekolwiek rzeczy po nim. Zbyt dobrze wiedział, jakie to uczucie,
kiedy rówieśnicy wyśmiewają się z tego, że ma się jakieś rzeczy po starszym
rodzeństwie. Może przy pierwszych trzech latach szkoły podstawowej nie jest to
tak strasznie widocznie, jednak później dzieciaki zaczynają robić to bardziej
otwarcie.
-
Riku! – pisnął mały, szczęśliwy, że w końcu dojrzał brata. Może i stał dopiero
kilka minut, jednak i tak czuł się nieswojo, kiedy widział jak jego koledzy i
koleżanki z klasy kolejno odchodzą odbierani przez kogoś ze swojej rodziny. W
końcu zaczął zamartwiać się, czy jego kochany braciszek przypadkiem nie
zapomniał o nim i nie poszedł już do domu. Dlatego też na jego widok, z
poczuciem ulgi rzucił się w kierunku licealisty, przytulając się do jego boku.
-
Ohayou – szepnął tylko białowłosy, kątem oka zerkając na stojącą nieopodal
nauczycielkę, która spoglądała na niego z bliżej nieokreślonym wyrazem twarzy.
Zupełnie tak, jakby rozważała jednocześnie podejście do nich i zostanie na
swoim miejscu.
I
nastolatek naprawdę rad był, że kobieta nie ruszyła w ich kierunku. W innym
wypadku mogłoby się skończyć nie za wesoło. Dla obu stron.
-
Wracajmy do domu – zawyrokował cicho, łapiąc braciszka za rączkę i kierując się
z nim w stronę malutkiego mieszkanka, które po śmierci ojca (oraz co się z tym
wiązało – eksmisją z ich dotychczasowego lokum) niecałe dwa lata temu, stało
się ich nowym domem.
Dzielnica,
w jakiej teraz żyli też nie należała do najprzyjemniejszych. Na co dzień po
ulicy kręcili się różnego rodzaju kieszonkowcy, dilerzy i dziwki. Wieczorem i w
nocy pojawiali się również rzezimieszki, oszuści, pijacy oraz w co gorsze dni
także członkowie yakuzy, którzy łapali osoby, nie spłacające ich długów.
Dlatego też Hisoka nigdy nie mógł sam wychodzić z mieszkania, a już
kategoryczny zakaz wychodzenia miał z Riku w czasie wieczornym. W końcu ich
najstarszy brat strasznie martwił się o nich i nie chciał dopuścić, aby stała
im się najmniejsza krzywda. Tym bardziej, kiedy jego nie było wtedy w pobliżu,
zbyt zajętego dorywczymi fuchami, które pomagały im łączyć koniec z końcem.
Szczęśliwie,
dzisiejszego dnia wyjątkowo na ulicy było w miarę pusto, a przynajmniej na
tyle, aby Riku odetchnął spokojniejszy, rozluźniając spięte dotąd mięśnie.
Hisoka z kolei dalej trajkotał wesoło o tym, co zdarzyło się dzisiejszego dnia
w jego szkole, w ogóle nie przejmując się tym w jakim znajdują się miejscu. W
końcu nieważne gdzie się znajdowali, był pewien, że jego brat zawsze przyjdzie
mu na ratunek.
W
końcu stanęli przed drzwiami do ich mieszkania. Budynek był obskurny, płaty
tynku odpadały ze ścian pozostawiając po sobie dziury surowej cegły.
Przynajmniej czynsz był stosunkowo tani, a właścicielka miała szczególną
słabość do ich trójki. Czasami nawet przychodziła do nich w odwiedziny,
sprawdzając jak im się powodzi i dając im resztki z obiadu, którego ponoć
odrobinę za dużo zrobiła. Riku wolał przemilczeć fakt, że pani Kato mieszkała
sama od przeszło siedmiu lat, a porcje jakie im przypadały, zawsze były duże i
syte.
Nastolatek
wpuścił braciszka do środka, poprawiając zrzucone byle jak buty Hisoki i
wieszając jego kurtkę. Dopiero wtedy sam postanowił się rozebrać i wejść
spokojnym krokiem do salonu, gdzie już urzędował blondynek, w najlepsze
układając jego puzzle. Riku tylko pokręcił zrezygnowany głową, stwierdzając w
duchu, że kiedy indziej weźmie się jeszcze raz za tą układankę. Niech mały
odrobinę rozerwie się przez odrabianiem lekcji.
Białowłosy
włączył małej wielkości telewizor ustawiając na program informacyjny, rzucając
torbę obok leżanki i zmierzając do przyległej kuchni. W planach miał
przygotować coś bratu na szybko, by przed powrotem Mikoto – który zapewne
wróci z odrobinę większymi zakupami – mały miał chociaż trochę napełniony
żołądek.
- Soka!
Masz na coś konkretnego ochotę? – krzyknął cicho, przez chwilę nasłuchując
odpowiedzi. Mały jednak nic nie odpowiedział, cały czas pochłonięty swoim
zajęciem. – Czyli to, co zawsze – mruknął do siebie, sięgając po jajka z
lodówki. W końcu zwykła jajecznica nie mogła być złą rzeczą.
Już
po chwili stawiał talerz napakowany smażonym jajkiem oraz bułką przekrojoną na
pół i posmarowaną masłem koło Hisoki, który natychmiast oderwał się od swojego
dotychczasowego zajęcia. Chłopiec uwielbiał zachodni styl jedzenia, co z
pewnością odziedziczył po swoim ojcu, który pałał miłością do wszystkiego, co
znajduje się daleko na zachodzie. Blondynek nawet do szkoły często chciał brać
robione kanapki, zamiast zwykłego obento.
-
Jak puzzle? – spytał cicho, obserwując z nikłym uśmiechem na pałaszującego
braciszka.
-
Tfffudre… – wymlaskał między jednym kęsem, a drugim, dopiero po chwili
przełykając i powtarzając. – Trudne. Następnym razem nie mógłbyś kupić jakichś
fajniejszych?
-
Masz chyba na myśli łatwiejszych? – Riku parsknął cicho, widząc jak braciszek
rumieni się zażenowany. – Jak tylko uda mi się zdobyć jakieś pieniądze, to
kupię puzzle specjalnie dla ciebie – zapewnił, chwytając torbę i udając się do
drugiego pomieszczenia.
Było
to jedno z dwóch malutkich pokoików sypialnianych. W tym, do którego wszedł
białowłosy ledwo co mieściło się jasne, stare biurko, szafa na ubrania, łóżko i
wisząca nad nim półka. To właśnie było jego małe sanktuarium, miejsce, w którym
często odrywał się od rzeczywistości, uciekał od zmartwień, smutku. Miejsce,
które zmuszony był dzielić z młodszym braciszkiem.
Oczywiście,
mógł wyrzucić Hisokę do brata albo też samemu przenieść się na starą i
niewygodną leżankę w salonie. Jednak nie chciał sprawiać Mikoto kłopotu, który
i tak robił wszystko co mógł, aby było ich stać na całkiem przystępne życie.
Również czas pracy brata sprawiał, że wracał o różnych porach, często w późnych
godzinach, kiedy Hisoka dawno już pogrążony był we śnie. Wtedy jego powrót
mógłby niepotrzebnie wybudzać chłopca, na co żaden ze starszych braci nie
chciał pozwalać. Najważniejszym jednak argumentem było, że Hisoka nie potrafił
zasnąć spokojnie bez drugiej osoby w pomieszczeniu. Musiał czuć chociażby samą
obecność któregoś z braci, by jego odpoczynku nie dręczyły żadne najmniejsze
koszmary.
Riku
podszedł do biurka, siadając przy nim i zabierając się w końcu do lekcji.
Wyjątkowo dzisiaj nauczyciele nie zadali zbyt wiele na weekend, dlatego też
praca przebiegała mu sprawnie i szybko. Nawet mail, jakiego dostał nie zdołał
oberwać go od tej czynności. Dopiero, kiedy komórka zaczęła wściekle wibrować
puszczając przy tym najnowszą piosenkę zespołu Next Direction nastolatek
oderwał się od swojego zadania i sięgnął po telefon. Yahiko w tym czasie
dochodził już do końca pierwszej zwrotki.
Białowłosy
spojrzał na wyświetlacz, uśmiechając się lekko, kiedy odczytał imię rozmówcy na
wyświetlaczu. Dlatego też zaraz odebrał, nie chcąc pozwolić dłużej czekać
przyjacielowi.
-
Hej! Dawno się nie odzywałeś – zawołał cicho do słuchawki, w odpowiedzi słysząc
radosny śmiech przyjaciela.
~ Bo
chciałem załatwić nam dobrą zabawę. I udało mi się! – odparł wesoło Takeru. –
Wierz mi lub nie, ale impreza, na jaką się wybierzemy nigdy nie ucieknie z twej
pamięci.
-
Hehehe… To do jakiej knajpy ponownie bezskutecznie będziesz chciał mnie wyrwać?
– spytał, aż za dobrze znając zwyczaje przyjaciela i to nie zawsze od niego
samego.
~
Tym razem nie chcę zabierać cię do żadnej knajpy, tylko na domówkę. – Przyjaciel
zwiesił na chwilę głos, próbując tym samym zainteresować bardziej Riku. – Mój
brat dostał zaproszenie na jutrzejszą imprezę powitalną od agenta Next
Direction i postanowił zabrać nas ze sobą! Czyż to nie cudowne?! Twoje marzenie
o bliższym spotkaniu chłopaków z Next w końcu się ziści!
Takeru
mówił jeszcze wiele szczegółów dotyczących całej zabawy, jednak Riku zdawał się
już odpływać. W jego głowie w tej chwili kołata się tylko jedna myśl. W końcu
uda mi się zobaczyć na żywo Yahiko, Masę i innych z Next. Jego marzenie może
być jednak spełnione!
Widzę że już od dawna nie wchodzisz na tego bloga, jednak man nadzieję że jeszcze tu zajrzysz :)
OdpowiedzUsuńOpowiadanie (jak narazie wstęp ;) ) bardzo ciekawy.
Czekam na ciąg dalszy.
~Saphira