niedziela, 28 kwietnia 2013

Vampire Bridegroom - 3



Blondyn przygarnął do swojej piersi drobne ciałko chłopca, mrucząc pod nosem niezrozumiane słowa. Grupa przemienionych motyli stała z boku, a każdy z nich pilnował otoczenia. Byli kilka kilometrów za miastem, nie oznaczało to jednak, że byli bezpieczni. Tym bardziej, gdy takich grup mogło być o wiele więcej; a ostrożności nigdy nie było za wiele.
- Mów wyraźniej, Kagami. Zupełnie cię nie zrozumiałem. – Argentus odsunął się od niego ze śmiechem, spoglądając na niego łagodnie. – Zbyt bardzo miałeś przyciśnięte usta go mojej głowy. – Położył rękę w miejscu, gdzie jeszcze przed chwilą znajdowała się twarz starszego chłopaka.
- Ty…! – warknął cicho, zamachując się i uderzając srebrnowłosego w policzek. Chłopak spojrzał na niego w szoku, zataczając się lekko i od razu łapiąc się za bolące miejsce. – Nigdy więcej mi tego nie rób! Nawet nie wyobrażasz sobie jak się zdenerwowałem, gdy zniknąłeś mi z oczu! A potem jeszcze ta cholerna rodzina Kuran! I grupa wampirów!
- Przepraszam, to się już więcej nie powtórzy – mruknął, rozmasowując palcami zaczerwieniony z pewnością policzek. – Po prostu ten Młyn był… Och! – Jego oczy od razu rozbłysły na wspomnienie atrakcji, w jakiej miał okazję siedzieć. – Naprawdę chciałem być przy nim jak najszybciej. Z resztą nie byłem sam! Harume siedział zaraz obok.
- Zaraz, Harume? – Zielonooki spojrzał uważniej na Oblubieńca, który wydawał nie zdawać sobie sprawy z tego, jak jego słowa zmroziły wyższego chłopaka. – Argentusie, mam rozumieć, że osoba, która ci towarzyszyła to był Kuran Harume!?
- No tak. Ciekawa z niego osoba. Nie mrugnął nawet okiem na te wszystkie ciała, jakie były porozrzucane! – Dłońmi starał się ogarnąć otoczenie, na jakim znajdowały się martwe ciała. Wydawał się być przy tym bardzo podekscytowany. Fioletowe tęczówki delikatnie zabarwiły się na czerwony kolor, kiedy przypomniał sobie zapach krwi unoszący się w powietrzu. – Naprawdę! Jeszcze jakby nigdy nic zaproponował mi pomoc i …
- Maleńki… – przerwał mu blondyn, łapiąc go delikatnie za ramiona i tym samym nakazując, by skupił na nim swoją uwagę. – Nie możesz się zadawać z kimkolwiek z tej rodziny, rozumiesz? Nie pamiętasz tego, ale ta rodzina przyniosła ci wiele bólu i dopiero Passio cię od tego uwolnił. Dlatego lepiej będzie, jeśli już nigdy więcej się nie spotkasz z tym chłopakiem, rozumiesz?
- Tak – mruknął cicho, spoglądając na niego ze zmęczeniem. – Chce mi się spać. Idziemy już do domu?
- Oczywiście. Chodźmy. – Wykrzywił wargi w przymuszonym uśmiechu. W tej chwili nie miał na to ochoty, jednak wiedział, że taki manewr uspokoi chociaż trochę chłopca.

~*~

Yuki podbiegła do syna, kucając tuż przed nim i porywając go w swoje ramiona. Pociągnęła szybko nosem, starając się powstrzymać łzy cisnące się do oczu, co było prawie, że niewykonalne.
- Tak bardzo się o ciebie bałam! – wyznała cicho, przytulając odrobinę mocniej ośmiolatka. Harume spojrzał na stojącego z boku ojca, trzymającego na rękach jego ukochaną siostrzyczkę. Yumeki w stosunku do matki nawet nie starała się powstrzymywać uczuć i otwarcie płakała, wtulając się w szyję ojca. – Jak to dobrze, że nic ci nie jest.
- Tato, czyja to sprawka? – spytał, gdy matka odsunęła się od niego delikatnie. – Te osoby nie zginęły przypadkiem; to było zamierzone. Rany były zbyt precyzyjne, by była to robota kogoś z poziomu E.
- Harume. Nie mów o tym przy siostrze – upomniała go matka, zaraz wciągając powietrze nosem. Coś ewidentnie jej nie pasowało. Ten ulotny już zapach był taki znajomy. Nic jednak nie powiedziała, wstając z klęczek i łapiąc syna dłoń, zwróciła się w kierunku męża. – Wracajmy już do domu i wtedy porozmawiamy.
Harume zamilkł, idąc posłusznie obok matki. Jednocześnie jego głowę zaprzątał obraz nowo poznanego chłopaka, jak i tych żołnierzy, jacy przyszli po niego. Nie wyglądali zbyt przyjaźnie, chociaż Argentus wydawał się ufać im bezgranicznie. Tym bardziej dziwny był fakt, jak ci mężczyźni obnosili się z nim. Zupełnie jakby był co najmniej złotym jajkiem, albo drogocenną, porcelanową lalką dla kolekcjonera takich dzieł.
Zamarł, zdając sobie w końcu sprawę z tego, skąd Argentus wydawał się być mu znajomy. Przecież lalka jaką kupił siostrze, wyglądała zupełnie jak chłopak. Jednak w dalszym ciągu coś mu tu nie pasowało. Jakiś istotny element układanki nie został przez niego odkryty.
Nie zwrócił większej uwagi na to, że znaleźli się już w domu, ani też na to, że matka nie wprowadziła go do sypialni. Siadając na kanapie, widział jak ojciec kieruje się na górę ze śpiącą mu w ramionach Yumeki. Zapewne, aby położyć ją do łóżka.
- Chcesz się czegoś napić, synku? – Zwrócił uwagę na Yuki, która wydawała się być bardziej rozluźniona, od kiedy pojawili się w ich domku weekendowym. Najczęściej spędzali tu czas tylko w weekendy, dlatego też dom ten nabawił się takiego określenia.
Pokręcił krótko głową, a matka z powrotem udała się do kuchni. Martwiła się o swojego synka. Pierwszy raz od dziesięciu lat tak panicznie bała się o czyjeś życie. Do tego jeszcze ten makabryczny widok, na jaki Harume zmuszony był patrzeć… Dla niej było to nie do pomyślenia.
W pierwszej chwili pomyślała, że pewnie musiał się przez to strasznie wystraszyć i przez wiele długich nocy obraz tego, co tam się stało, będzie za nim krążyć niczym jakaś mantra. Jednak zaraz uświadomiła sobie, że przecież jej syn jest taki jak ojciec. Jego nie ruszały takie rzeczy, a przynajmniej nie pokazywał tego po sobie w żadnym calu. Dlatego też często miała przez to problemy z odczytywaniem jego humoru, tak samo jak to bywało wcześniej z jej mężem. Szczerze, to nie wiedziała nigdy czy Kaname jest smutny, radosny, czy też zły. Do niej zawsze uśmiechał się z tą delikatnością i obchodził się z nią jak z jakąś bardzo drogocenną rzeczą. Dopiero, gdy na horyzoncie pokazywał się łowca, Kaname „odżywał” i  na jego obliczu gołym okiem można było zobaczyć oznaki uczuć – najczęściej irytacji i złości. Już wtedy było widać, że jej – wtedy jeszcze tylko – przewodniczącego Nocnej Klasy ciągnie do Kiryuu. Z resztą sam Zero zachowywał się w podobny sposób, chociaż on bardziej starał się uciekać od tego uczucia.
Zdawała sobie również doskonale sprawę z tego, iż Kaname nie darzy jej do końca takim uczuciem, jakim chciałaby, aby darzył. Ona była na czwartym miejscu, tuż po ich dzieciach. Natomiast pierwsze miejsce od początku i już do końca będzie zajmował Zero. Nieświadomie rozkochiwał w sobie kolejno wampirów i choć tego nie chciał; musiał znosić kolejnych adoratorów. Ach, ciekawe co teraz się z nim dzieje? Czy naprawdę jest mu lepiej z tamtym wampirem?
Passio Dolor.
Kobieta westchnęła, biorąc dwa kubki z parującą herbatą i wróciła do salonu, stawiając jeden na stole, a sama ze swoim siadając na kanapie obok syna. Akurat w tym samym momencie wrócił Kaname, oznajmiając krótko o zaśnięciu córki.
- Tato, wiesz coś na temat tamtego incydentu? – mruknął chłopak, spoglądając wyczekująco na starszego wampira. Mężczyzna siadł tuż obok niego, przymykając na chwilę oczy.
- Tak jak zauważyłeś, nie była to robota wampirów poziomu E – odparł szatyn, przeczesując ręką włosy. Gdy doszło do tego mordu był akurat na pewnym spotkaniu, gdzie musiał ustalić kilka istotnych szczegółów w jego osobistym śledztwie. Przysiągł, że znajdzie tego głupiego łowcę i zrobi to. Żaden wampir – nie ważne jak byłby potężny – nie ma prawa mieć chłopaka na wyłączność. Odzyska go, nawet jeśli równałoby się to z odwróceniem przeciwko sobie całej wampirzej społeczności. – Nie otrzymałem zbyt wiarygodnej informacji, ale razem ze znajomym jesteśmy pewni, że była to robota wyżej postawionych wampirów, lub też kogoś kto chce, byśmy zaczęli ich podejrzewać.
- Gdy zmierzałem w kierunku domu, drogę przecięli mi grupa siedmiu żołnierzy w dziwnych mundurach. Jednego mundur był niebieski i do tego ubrudzony krwią – oznajmił dość niepewnie jak na niego, wzbudzając tym zainteresowanie ojca i zaniepokojone spojrzenie matki.
- Nic ci nie zrobili? – wyjąkała, ponownie przerażona, już mając w zamiarach ponowne przytulenie się do syna.
- Nie, oni nie przyszli po mnie – odparł na to chłopiec, zastanawiając się co mógłby dalej powiedzieć. Nie wiedząc czemu, był przekonany, że nie powinien wymawiać imienia jego nowego znajomego. – Razem ze mną był jakiś chłopak, którego postanowiłem zabrać do domu, byśmy byli bezpieczni. Jednak oni się pojawili i zabrali go ze sobą.
- Zabrali tylko tego chłopaka? – upewnił się Kaname, przyglądając się sylwetce syna. Znał go na wylot i doskonale wiedział, że ten stara się coś ukryć. – Mówili coś?
- Tak. Powiedzieli mu, że to była grupa trzech osób, oraz że cieszą się, iż nic mu nie jest, jak i to, że niejaki Kagami będzie martwił się o niego, jeśli zaraz z nim nie wrócą – mruknął zaraz, nawet nie zastanawiając się nad sensem swojej wypowiedzi. Uważne spojrzenie ojca, jakie utkwiło w jego oczach sprawiło, że nie śmiał chociażby pomyśleć o przemilczeniu czegoś. Z resztą z drugiej strony w tym wypadku nie musiał chyba niczego ukrywać.
- Twój towarzysz miał jakiś znajomy zapach. Może się jakoś przedstawił? – spytała cicho, starając się w końcu dowiedzieć do kogo należał ten zapach. Nie była w stanie sama przypomnieć sobie, dlatego też może nazwisko sprawi, że coś zacznie jej świtać.
- N-nie… Nie przedstawialiśmy się sobie nawzajem – odparł, wzdrygając się lekko pod wpływem spojrzenia ojca. On wiedział. Wiedział, że skłamał. Jednak dlaczego nie zareagował i nic mu nie powiedział?
- Harume, chyba nadszedł już, abyś zaczął towarzyszyć mi w poszczególnych zebraniach. Wprowadzę cię w bycie dziedzicem nazwiska Kuran – mruknął mężczyzna, wstając od stolika i kierując się ku wyjściu z domu.
- Kochanie, gdzie idziesz? – Yuki wybiegła za nim, zatrzymując go w drzwiach. – Proszę, zostań z nami.
- Ten cały Kagami może być w jakiś sposób powiązany z Dolorem. Nie. Jestem tego pewny. Wrócę jutro, dlatego nie czekaj na mnie. – Odwrócił się zaraz na pięcie i zamknął za sobą drzwi. Yuki oparła się o drewno, po czym osunęła się na ziemię łkając cicho. Nie wierzyła, że Kaname dalej poświęca się ten sprawie.
Natomiast Harume zasłonił usta dłonią, zastanawiając się, jaką sprawę ojciec mógłby mieć do Argentusa, albo do jego rodziny. To musiała być głębsza sprawa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz