sobota, 27 kwietnia 2013

Vampire Maiden - 28



Dyrektor uśmiechnął się zdawkowo, prosząc resztę o opuszczeniu pomieszczenia i pozwolenia odpocząć łowcy. Zebrani dość niechętnie wykonali rozkaz, a już szczególnie Toga, jak i Kaname. Ten ostatni zapowiedział, że jutro rano przyjdzie po chłopaka, by w razie czego pomóc mu z dojściem do Akademika. Yagari jednak z mściwą satysfakcją przekazał mu o wspólnym postanowieniu rady pedagogicznej oraz, że to on przyjdzie, ale po rzeczy łowcy.

~ * ~

- Będziemy musieli uważać teraz szczególnie na chłopaka – mruknęła dziewczyna, zatrzymując swojego kuzyna. Osiemnastolatek rozejrzał się dyskretnie, czy nikt ich nie podsłuchuje. Mimo to, dla bezpieczeństwa odszedł z nią jeszcze kawałek.
- Moim zdaniem będziemy musieli uważać na Kurana i Yagariego – odezwał się, zaraz patrząc na nią uważnie. – Jestem pewny, że to właśnie ten Czystokrwisty jest odpowiedzialny za jego tyły… – Dziewczyna spojrzała na niego jak na idiotę. Ten w odpowiedzi na jej spojrzenie  prychnął cicho, tylko siłą woli powstrzymując się od krzyknięcia na nią. – Uprawiali już seks. Myłem go wraz z Yagarim. Gdy go rozebraliśmy, na jego udach i pośladkach widniała sperma.
- Dokładnie… – Dziewczyna pisnęła wystraszona, słysząc za sobą obcy głos. Mały chłopiec wyszedł zza drzewa w towarzystwie Laili. Różowowłosa przygarniała do swojego boku szatyna, który natomiast uśmiechał się z wyższością do dwójki strażników.
- Jeszcze nie został o tym informowany. Nie możemy dopuścić, żeby wpadł w złość – odezwała się dziewczyna, pozwalając, by chłopiec odsunął się od niej. Wyciągnął przez siebie rękę, na której zaraz pojawiła się Sanguine.
- Dobrze zrobiłaś, każąc motylicy interweniować. Jednak nie powinnaś tego robić przy tylu zebranych osobach – odezwał się chłopiec, koniuszkiem palca wskazującego gładząc odwłok owada. – Mówi się trudno. Jedynym pocieszeniem jest fakt, iż pojutrze wyjeżdżacie. To będzie za mało czasu dla potomka Kuranów na znalezienie informacji o takich zdolnościach Krwawnika Danaidae, jakie posiada Sanguine.
- Kim ty jesteś? – spytała w końcu Kana nie mogąc wytrzymać świadomości, iż tylko ona nie zna chłopca. Nawet Fabian wydawał się go znać bardziej, niż normalnie pozwalałby na przyjaźń. Patrzył się na niego tak jak na swoją ‘anielicę’, którą przecież grał Nodoby, a o czym on nie może mieć pojęcia.
- Nikim… tak bardzo ważnym. – Dziewczyna mogła przyznać, że dostrzegła subtelną przerwę w wypowiedzi chłopca. Nikt inny jednak zdawał się tego nie dojrzeć. Dlatego też zblazowana kiwnęła lekko głową. Postanowiła na razie być cicho, a później wybadać tą osobę.
- Spokojnie. – Laila podeszła do niej, obejmując ją w pasie i wyciskając na jej wargach krótki, mocny pocałunek. – Jemu możemy zaufać. Jest kimś naprawdę ważnym. Nawet sam Dolor-sama, szanuje jego słowa. On jest widzącym prawdę.
- Kim? – Shinonome pozwoliła, aby różowowłosa muskała skórę jej szyi. Wpatrywała się uważnie w postać chłopca. Kim był ten ‘widzący prawdę’?
- Wizje, jakie później opowie spełnią się w najbliższym czasie – wytłumaczył jej kuzyn, kręcąc lekko głową. Zaraz zwrócił się do chłopca. – I jeśli o to chodzi; miałeś jakieś wizje związane z Kiryuu-kunem?
- I tak, i nie – odparł szatyn, kierując swój wzrok ku oknu, gdzie znajdował się pokój Zero. – Paru rzeczy nie jestem pewny, dlatego też ich nie będę teraz wypowiadał. Jedno jest pewne. Oblubieniec spotka się z wampirem, który go uczynił jednym ze swoich. Spotkanie te przyniesie korzyść tylko dla jednej ze stron. Zero będzie już zdecydowany wybrać.
- Kogo wybierze? – mruknęła dziewczyna, jednak nie doczekała się odpowiedzi. Chłopiec rozmył się w powietrzu. Dosłownie; jego sylwetka zafalowała lekko, niczym wzburzona  woda, robiąc się przy tym coraz bardziej przezroczystym.

~ * ~

Yagari obserwował jak dyrektor szczebiocze radośnie do Kany i Fabiana, starając się jakoś ich rozśmieszyć. Yuki stała z boku, bijąc się ze swoimi myślami. Podejść do swego przybranego ojca i upomnieć go, czy też darować sobie takiego ruchu. Sayori będąca zaraz obok dziewczyny, rozglądała się skonfundowana na grupkę uczniów Nocnej Klasy.
Mężczyzna pokręcił głową. Przecież tej dziewczynie może grozić niebezpieczeństwo. Sama wśród wampirów. Nie liczył oczywiście strażników, ale wiadome było, że nie uda im się powstrzymać wszystkich rządnych krwi bestii.
- Co ten łowca wyprawia? Myśli, że może spowalniać Kaname-sama cały dzień? – jęknął sfrustrowany Aidou-senpai. Plecami oparł się o klatkę piersiową kuzyna, napotykając się z jego milczącą odpowiedzią.
- Już idą, nie marudź – burknęła Ruka, wskazując na pojawiającego się Zero w towarzystwie wampira. Siedemnastolatek wydawał się być wściekły z obecności starszego chłopaka. Starał się nawet odebrać mu swoją torbę, którą tamten zabrał mu tuż przed wyjściem z pokoju. Widać było, iż Kaname świetnie się bawi umykając przed dłońmi chłopaka, który raz po raz naskakiwał ku niemu, by odebrać swoją torbę. Obydwoje zdawali się nie zauważać, iż dotarli już na miejsce.
- Oddaj to natychmiast, kretynie – zawarczał. Już prawie koniuszkami palców czuł materiał swojej torby, by zaraz zauważyć, iż Kuran cofnął ją kilka milimetrów, co udaremniało mu już atak.
- Zero-san, tak nie wypada – odparł wampir posyłając mu rozbawione spojrzenie.
- Mam w dupie to, co wypada mi, a co nie. Oddaj mi torbę, w innym wypadku pozbawię cię życia, ty wa…
- Zero! – krzyknęła Yuki przerywając jego wypowiedź. Domyślała się już, co chłopak chciał powiedzieć. Nie mogła do tego dopuścić. Przecież Yori-chan nie miała pojęcia o istnieniu wampirów.
Walnięty zboczeńcu, dokończył w myślach, gdy tylko zdał sobie sprawę z tego, gdzie jest. Obudził się dopiero parę godzin temu, wysłuchując od Kany o rzeczach jakie miały miejsce tuż po straceniu  przez niego przytomności. Nie pamiętał nic z tego, co dziewczyna mu relacjonowała, gdy niby był już przytomny.
- Wiem – warknął cicho, odbierając w końcu swój podręczny bagaż. Dyrektor przyjrzał się mu z uwagą, milknąc na chwilę. Zaraz też przeprosił strażników, w podskokach podchodząc do siedemnastolatka.
- Zero, zbyt mało spakowałeś rzeczy… – odezwał się, napotykając rozeźlone spojrzenie przybranego syna. Powraca stary Zero, pomyślał z pewną dozą rezygnacji. Oczywiście nie sądził, żeby zachowanie chłopaka z przed niecałych dwóch dni, gdzie zachowywał się dziwnie pogodnie mu odpowiadała. Chciałby jednak, aby kiedyś Zero stał się bardziej otwarty na innych. Aby zaczął żyć normalnie.
Oczywiście zdawał sobie sprawę z tego, że to są bardzo trudne życzenia do losu. Niemniej jednak dalej miał taką cichą nadzieję.
- Więcej nie będzie mi potrzebne. – odparł, wzruszając ramionami. Kana zdążyła już mu powiedzieć, gdzie będą jechać. Chociaż szczerze było to zbędne. I tak domyślił się o tym; jego rodzinne miasto było jedynym miejscem, do którego o tej porze roku warto było jechać i zwiedzać. – Kiedy jedziemy?
- Niedługo… – Kaien uśmiechnął się lekko. – By było nam przyjemniej, postanowiłem zamówić trzy dyliżanse~. Mimo, iż każda jest dla sześciu osób, siadamy po pięć osób. – zaszczebiotał, szybko recytując kto z kim będzie w danej kabinie dyliżansu. W chwili, gdy wymienił ostatnią osobę, na dziedziniec szkoły wjechały trzy sześciokonne, czarne dyliżanse. Każdy woźnica zatrzymał konie, a stangreci zeskoczyli, odbierając po kolei bagaże i kładli je na dachu kabiny. – Możemy już wchodzić i jechać. – Dyrektor jako pierwszy zmierzył ku dyliżansowi. Inny dopiero po chwili drgnęli, idąc za przykładek dyrektora.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz