Dyrektor uśmiechnął się zdawkowo,
prosząc resztę o opuszczeniu pomieszczenia i pozwolenia odpocząć łowcy. Zebrani
dość niechętnie wykonali rozkaz, a już szczególnie Toga, jak i Kaname. Ten
ostatni zapowiedział, że jutro rano przyjdzie po chłopaka, by w razie czego
pomóc mu z dojściem do Akademika. Yagari jednak z mściwą satysfakcją przekazał
mu o wspólnym postanowieniu rady pedagogicznej oraz, że to on przyjdzie, ale po
rzeczy łowcy.
~ * ~
- Będziemy musieli uważać teraz
szczególnie na chłopaka – mruknęła dziewczyna, zatrzymując swojego kuzyna.
Osiemnastolatek rozejrzał się dyskretnie, czy nikt ich nie podsłuchuje. Mimo
to, dla bezpieczeństwa odszedł z nią jeszcze kawałek.
- Moim zdaniem będziemy musieli
uważać na Kurana i Yagariego – odezwał się, zaraz patrząc na nią uważnie. –
Jestem pewny, że to właśnie ten Czystokrwisty jest odpowiedzialny za jego tyły…
– Dziewczyna spojrzała na niego jak na idiotę. Ten w odpowiedzi na jej
spojrzenie prychnął cicho, tylko siłą
woli powstrzymując się od krzyknięcia na nią. – Uprawiali już seks. Myłem go
wraz z Yagarim. Gdy go rozebraliśmy, na jego udach i pośladkach widniała
sperma.
- Dokładnie… – Dziewczyna pisnęła
wystraszona, słysząc za sobą obcy głos. Mały chłopiec wyszedł zza drzewa w
towarzystwie Laili. Różowowłosa przygarniała do swojego boku szatyna, który
natomiast uśmiechał się z wyższością do dwójki strażników.
- Jeszcze nie został o tym
informowany. Nie możemy dopuścić, żeby wpadł w złość – odezwała się dziewczyna,
pozwalając, by chłopiec odsunął się od niej. Wyciągnął przez siebie rękę, na
której zaraz pojawiła się Sanguine.
- Dobrze zrobiłaś, każąc motylicy
interweniować. Jednak nie powinnaś tego robić przy tylu zebranych osobach –
odezwał się chłopiec, koniuszkiem palca wskazującego gładząc odwłok owada. – Mówi
się trudno. Jedynym pocieszeniem jest fakt, iż pojutrze wyjeżdżacie. To będzie
za mało czasu dla potomka Kuranów na znalezienie informacji o takich
zdolnościach Krwawnika Danaidae, jakie posiada Sanguine.
- Kim ty jesteś? – spytała w końcu
Kana nie mogąc wytrzymać świadomości, iż tylko ona nie zna chłopca. Nawet
Fabian wydawał się go znać bardziej, niż normalnie pozwalałby na przyjaźń.
Patrzył się na niego tak jak na swoją ‘anielicę’, którą przecież grał Nodoby, a
o czym on nie może mieć pojęcia.
- Nikim… tak bardzo ważnym. – Dziewczyna
mogła przyznać, że dostrzegła subtelną przerwę w wypowiedzi chłopca. Nikt inny
jednak zdawał się tego nie dojrzeć. Dlatego też zblazowana kiwnęła lekko głową.
Postanowiła na razie być cicho, a później wybadać tą osobę.
- Spokojnie. – Laila podeszła do niej, obejmując ją w pasie i wyciskając na
jej wargach krótki, mocny pocałunek. – Jemu możemy zaufać. Jest kimś naprawdę
ważnym. Nawet sam Dolor-sama, szanuje jego słowa. On jest widzącym prawdę.
- Kim? – Shinonome pozwoliła, aby różowowłosa muskała skórę jej szyi.
Wpatrywała się uważnie w postać chłopca. Kim był ten ‘widzący prawdę’?
- Wizje, jakie później opowie spełnią się w najbliższym czasie –
wytłumaczył jej kuzyn, kręcąc lekko głową. Zaraz zwrócił się do chłopca. – I
jeśli o to chodzi; miałeś jakieś wizje związane z Kiryuu-kunem?
- I tak, i nie – odparł szatyn, kierując swój wzrok ku oknu, gdzie
znajdował się pokój Zero. – Paru rzeczy nie jestem pewny, dlatego też ich nie
będę teraz wypowiadał. Jedno jest pewne. Oblubieniec spotka się z wampirem,
który go uczynił jednym ze swoich. Spotkanie te przyniesie korzyść tylko dla
jednej ze stron. Zero będzie już zdecydowany wybrać.
- Kogo wybierze? – mruknęła dziewczyna, jednak nie doczekała się
odpowiedzi. Chłopiec rozmył się w powietrzu. Dosłownie; jego sylwetka
zafalowała lekko, niczym wzburzona woda,
robiąc się przy tym coraz bardziej przezroczystym.
~ * ~
Yagari obserwował jak dyrektor szczebiocze radośnie do Kany i Fabiana,
starając się jakoś ich rozśmieszyć. Yuki stała z boku, bijąc się ze swoimi
myślami. Podejść do swego przybranego ojca i upomnieć go, czy też darować sobie
takiego ruchu. Sayori będąca zaraz obok dziewczyny, rozglądała się
skonfundowana na grupkę uczniów Nocnej Klasy.
Mężczyzna pokręcił głową. Przecież tej dziewczynie może grozić
niebezpieczeństwo. Sama wśród wampirów. Nie liczył oczywiście strażników, ale
wiadome było, że nie uda im się powstrzymać wszystkich rządnych krwi bestii.
- Co ten łowca wyprawia? Myśli, że może spowalniać Kaname-sama cały dzień?
– jęknął sfrustrowany Aidou-senpai. Plecami oparł się o klatkę piersiową
kuzyna, napotykając się z jego milczącą odpowiedzią.
- Już idą, nie marudź – burknęła Ruka, wskazując na pojawiającego się Zero
w towarzystwie wampira. Siedemnastolatek wydawał się być wściekły z obecności
starszego chłopaka. Starał się nawet odebrać mu swoją torbę, którą tamten
zabrał mu tuż przed wyjściem z pokoju. Widać było, iż Kaname świetnie się bawi
umykając przed dłońmi chłopaka, który raz po raz naskakiwał ku niemu, by
odebrać swoją torbę. Obydwoje zdawali się nie zauważać, iż dotarli już na
miejsce.
- Oddaj to natychmiast, kretynie – zawarczał. Już prawie koniuszkami palców
czuł materiał swojej torby, by zaraz zauważyć, iż Kuran cofnął ją kilka
milimetrów, co udaremniało mu już atak.
- Zero-san, tak nie wypada – odparł wampir posyłając mu rozbawione
spojrzenie.
- Mam w dupie to, co wypada mi, a co nie. Oddaj mi torbę, w innym wypadku
pozbawię cię życia, ty wa…
- Zero! – krzyknęła Yuki przerywając jego wypowiedź. Domyślała się już, co
chłopak chciał powiedzieć. Nie mogła do tego dopuścić. Przecież Yori-chan nie
miała pojęcia o istnieniu wampirów.
Walnięty zboczeńcu, dokończył w myślach, gdy tylko zdał sobie sprawę z
tego, gdzie jest. Obudził się dopiero parę godzin temu, wysłuchując od Kany o
rzeczach jakie miały miejsce tuż po straceniu
przez niego przytomności. Nie pamiętał nic z tego, co dziewczyna mu
relacjonowała, gdy niby był już przytomny.
- Wiem – warknął cicho, odbierając w końcu swój podręczny bagaż. Dyrektor
przyjrzał się mu z uwagą, milknąc na chwilę. Zaraz też przeprosił strażników, w
podskokach podchodząc do siedemnastolatka.
- Zero, zbyt mało spakowałeś rzeczy… – odezwał się, napotykając rozeźlone
spojrzenie przybranego syna. Powraca stary Zero, pomyślał z pewną dozą rezygnacji.
Oczywiście nie sądził, żeby zachowanie chłopaka z przed niecałych dwóch dni,
gdzie zachowywał się dziwnie pogodnie mu odpowiadała. Chciałby jednak, aby
kiedyś Zero stał się bardziej otwarty na innych. Aby zaczął żyć normalnie.
Oczywiście zdawał sobie sprawę z tego, że to są bardzo trudne życzenia do losu.
Niemniej jednak dalej miał taką cichą nadzieję.
- Więcej nie będzie mi potrzebne. – odparł, wzruszając ramionami. Kana
zdążyła już mu powiedzieć, gdzie będą jechać. Chociaż szczerze było to zbędne.
I tak domyślił się o tym; jego rodzinne miasto było jedynym miejscem, do
którego o tej porze roku warto było jechać i zwiedzać. – Kiedy jedziemy?
- Niedługo… – Kaien uśmiechnął się lekko. – By było nam przyjemniej,
postanowiłem zamówić trzy dyliżanse~. Mimo, iż każda jest dla sześciu osób,
siadamy po pięć osób. – zaszczebiotał, szybko recytując kto z kim będzie w
danej kabinie dyliżansu. W chwili, gdy wymienił ostatnią osobę, na dziedziniec
szkoły wjechały trzy sześciokonne, czarne dyliżanse. Każdy woźnica zatrzymał
konie, a stangreci zeskoczyli, odbierając po kolei bagaże i kładli je na dachu
kabiny. – Możemy już wchodzić i jechać. – Dyrektor jako pierwszy zmierzył ku
dyliżansowi. Inny dopiero po chwili drgnęli, idąc za przykładek dyrektora.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz