Chłopak
przyglądał się w osłupieniu zmartwionej osobie brunetki. Potrząsnął zaraz
głową, jakby nie chciał dopuścić do siebie sensu wypowiedzianych przez nią
słów. Poluzował całkowicie cugle, jednak Lilia wydawała się nawet nie być
zainteresowana możliwością strącenia chłopaka. Jęknął zaraz cicho, jakby
przerażony wizją uwięzionego bliźniaka. Przymknął oczy, starając uspokoić swoje
serce; bijące w zabójczym ze zdenerwowania tempie. Kiwał się delikatnie to w
przód, to w tył; prawdopodobnie nie zdając sobie nawet z tego sprawy. Opuścił
głowę, garbiąc się w siodle.
-
Zero? – mruknęła. Zmusiła swoją klacz, aby przystąpiła ku wampirowi, jednak ta
zaparła się kopytami, nie chcąc ruszać się z miejsca. Zeskoczyła z niej, nie
widząc lepszego wyjścia i podeszła do chłopaka, spoglądając na niego uważnie z
dołu.
-
Czego!? – zawarczał, a w jego głosie pobrzmiewały nie świadczące o niczym
dobrym nutki.
-
Wszystko dobrze? – Zmieszała się, gdy spojrzał na nią z ironią. Spuściła wzrok
na ziemię, cofając się nieznacznie do tyłu. Nie wiedząc dlaczego nie mogła
znieść jego spojrzenia. Czuła się jakby jej skóra zostawała poddana na próbę
spotkania z ogniem. Który tylko palił wszystko na swojej drodze, nie pozwalając
na oszczędzenie niczego.
-
Ależ oczywiście. Nigdy nie czułem się lepiej z myślą, że ktoś przetrzymuje
mojego brata i może go wykorzystać na swoją korzyść. Chociażby zmuszając mnie
do posłuszeństwa przez to – burknął zbierając wodze do rąk, zaraz ściskając
Lilię mocno łydkami. Klacz ruszyła galopem, kierując się ku laskowi. Dziewczyna
tylko podążyła za nim wzrokiem, podchodząc powoli do swojego wierzchowca.
~ * ~
Biała
Lilia zwolniła do kłusa, parskając cicho, niezadowolona. Od zawsze uwielbiała
biegać, jednak nie każdy był odpowiedni by ją dosiadać. Osobami, które miały
ten zaszczyt to Zero, oraz Kaname. Od początku, gdy tylko Zero pierwszy raz
siedział na niej w siodle czuła, że tych dwóch będzie coś łączyło. (Kaname
jeździł na niej odkąd pamiętała, a miała już prawie dziesięć lat.)
Siedemnastolatek
zsiadł z klaczy, łapiąc ją za wodze tuż koło pyska. Pociągnął ją delikatnie,
nakazując jej tym samym podążać za nim. Ta jednak nie ruszyła za nim, tylko
odwróciła się na prawo, ciągnąć chłopaka w tamtym kierunku.
-
Lilia, zgłupiałaś do reszty?! – warknął wściekły i zarazem zdezorientowany.
Jeszcze nigdy nie zdarzyło mu się, aby klacz aż tak się go nie słuchała.
Próbował zaprzeć się nawet nogami, ale nic z tego nie było. To wprawiło go w
jeszcze większy stan osłupienia. Przecież jako wampir powinien z łatwością
poradzić sobie z tym. Chyba, że…
-
Ty wredna suko… – Zmiął pod nosem przekleństwo, jakie zaraz nasunęło mu się na
myśl. Ta różowa małpa nie powiedziała mu o żadnych efektach ubocznych jakie
nastąpią po zażyciu jej własnego specyfiku.
-
Nie powinieneś mówić do niej takich niemiłych epitetów, łowco. – Zero spojrzał
zdziwiony na postać Kaname, jaki stał jakieś dziesięć kroków od niego. Zaraz
jednak przybrał obojętny wyraz twarzy.
-
Nie powinieneś pouczać łowcy, jeśli nie chcesz, by ten później odwdzięczył się,
pozbawiając cię głowy, wampirze – zauważył. Niechętnie pozwolił, by klacz
odeszła od niego, by przywitać się z przewodniczącym. Kaname zaśmiał się cicho,
kładąc dłoń na chrapach konia, chwilę ją po tym miejscu gładząc. – Bawi cię to?
-
Niepodważalnie, tak – odparł, podchodząc do niego bliżej. Biała Lilia odeszła
na bok jakby nie chciała swoją obecnością przeszkadzać w ich rozmowie. Zero
spojrzał za nią, rzucając w jej kierunku grad błyskawic. Mała zdrajczyni.
-
To idź gdzieś daleko i tam pobaw się z innymi, twojego pokroju – warknął,
cofając się o krok. Kaname zdecydowanie
był zbyt blisko.
Szatyn
podniósł ładnie wyprofilowaną brew do góry, patrząc na niego z rozbawieniem.
Usta wykrzywił w delikatnym uśmiechu.
-
Kiedy ich obecność mnie drażni. Natomiast ty wprawiasz mnie w dziwny, jednak
przyjemny nastrój – mruknął, przystępując ku niemu jeszcze bliżej. Zero, w
intrygujący sposób działał na niego wręcz pobudzająco. Wszystkie jego wampirze
instynkty, wyostrzały się, skupiając na osobie łowcy. Czasami wręcz
nieświadomie, starał się dosłyszeć, w jakim tempie bije jego serce w danej
chwili. Tak samo, jak było w tym momencie.
Doskonale
mógł usłyszeć, jak mięsień sercowy w klatce piersiowej młodszego chłopaka
zaczyna się rozpędzać, uderzając coraz szybciej o żebra siedemnastolatka.
Uśmiechnął się na ten dźwięk czule. Zdawał sobie całkowicie sprawę, że nie bije
tak za sprawą złości, ani tym bardziej strachu.
-
Debil. Nie ćwicz swoich wyznań do Yuki na mnie. Jakbyś nie miał dziewczyn na
pęczki. – Odtrącił rękę szatyna, jaka zmierzała ku jego policzkowi. Spojrzał na
niego z imitacją gniewu, o czym był całkowicie pewny.
-
Pocałunki też bym na tobie ćwiczył? – spytał go, trafiając najwidoczniej w jego
czuły punkt. Na bladych policzkach wykwitły krwiste rumieńce, gdy sam chłopak
odwrócił lekko wzrok. Widział jak przymyka oczy, by najwidoczniej uspokoić się
trochę. A tym bardziej szalejące już serce.
-
Nie mam pojęcia, jakie myśli chodzą pod twoją czachą. Wiem tylko jedno. Masz
nie po kolei w głowie. – Westchnął starając się go wyminąć, co skutecznie
uniemożliwiał mu starszy wampir. – Daruj sobie. Męczysz już mnie. Cholerny
wampir! – Podniósł głos, w chwili, gdy Kaname chwycił go za ramiona i pchnął na
pień drzewa.
-
Męczę, powiadasz? Zastanów się więc, jak ty męczysz innych swoimi ciągłymi
wrednymi i egoistycznymi komentarzami – warknął cicho, obnażając nieświadomie
kły. Jego oczy pokryły się delikatną mgiełką oburzenia, o czym mogły też
świadczyć czerwone przebarwienia w jego tęczówkach. – Tak bardzo zależy ci na
śmierci? Tak bardzo chcesz skrzywdzić Yuki? To dlaczego, gdy prawie pozbawiłem
cię życia, tak zdesperowanie starałeś się przeżyć? I nie zacznij mi teraz
pieprzyć o tym, że to przez instynkt, bo to gówno prawda. Tak naprawdę
wiedziałeś, że nie chcesz umierać, ale tylko twoja popierdolona duma nie
pozwala przyznać ci się do tego otwarcie. Dlate…
-
Co ty niby o mnie wiesz!? – przerwał mu w pół zdania. Drżał lekko od powstrzymywanego
wybuchu gniewu. – Myślisz, że jak przeczytałeś o mnie akta i usłyszałeś moją historię
od dyrektora, to wszystko rozumiesz?! – Niewiadomo jak, znalazł w sobie siłę,
by odepchnąć od siebie przewodniczącego. – Nie masz o niczym pojęcia… – warknął
gardłowo. Wydając się w ten sposób osiemnastolatkowi, całkowicie inną osobą. –
Nikt nie ma…
-
To pozwól mi się dowiedzieć – domagał się Kuran. Kiryuu spojrzał na niego z
niedowierzaniem.
-
A niby po co miałbym się dzielić tym z tobą, co? – Zaśmiał się wymuszenie. – Ty
naprawdę jesteś idiotą. Myślisz, że zgodziłbym się powiedzieć komuś, o tym co
mnie spotkało osobie, której szczerze nienawidzę?
-
Oczywiście, że nie. Jednak mi powiesz. – Mówiąc to ponownie złapał go, tym
razem napierając jeszcze na niego swoim ciałem. – Ja tak naprawdę, w twoich
oczach nie należę do osób, których nienawidzisz. – Musnął jego wargi. – Gdyby było
inaczej, nie pozwoliłbyś mi się pocałować.
-
To nazywasz pocałunkiem? – prychnął, przewracając oczyma ze zdenerwowania. –
Słaby z Ciebie Casanova.
-
Żebyś później tego nie pożałował. – Naparł na jego usta, językiem dając mu do
zrozumienia, by rozchylił je trochę, co ten skwapliwie uczynił. Kaname
uśmiechnął się z tryumfem, odsuwając się na chwilę, od niego. – Mamusia nie
uczyła cię, abyś nigdy nie drażnił wampira?
-
Sądzę, że była bardziej zaabsorbowana ratowaniem mi tyłka, niż zawracania sobie
głowy, by to zrobić – mruknął, sam wychylając się, by dosięgnąć warg szatyna. –
A ty chyba właśnie miałeś byś rozdrażnionym krwiożercą.
Kaname
z zadowoleniem powrócił do przerwanego zajęcia. Chociaż na chwilę Zero pozwolił
mu się do siebie zbliżyć, a to już coś.
Zupełnie
nie zdawał sobie sprawy z tego, że motyl krąży nad nimi, robiąc chaotyczne
ruchy oraz, że przygląda im się dama w błękicie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz