sobota, 27 kwietnia 2013

Vampire Maiden - 23



Chłopak przyglądał się w osłupieniu zmartwionej osobie brunetki. Potrząsnął zaraz głową, jakby nie chciał dopuścić do siebie sensu wypowiedzianych przez nią słów. Poluzował całkowicie cugle, jednak Lilia wydawała się nawet nie być zainteresowana możliwością strącenia chłopaka. Jęknął zaraz cicho, jakby przerażony wizją uwięzionego bliźniaka. Przymknął oczy, starając uspokoić swoje serce; bijące w zabójczym ze zdenerwowania tempie. Kiwał się delikatnie to w przód, to w tył; prawdopodobnie nie zdając sobie nawet z tego sprawy. Opuścił głowę, garbiąc się w siodle.
- Zero? – mruknęła. Zmusiła swoją klacz, aby przystąpiła ku wampirowi, jednak ta zaparła się kopytami, nie chcąc ruszać się z miejsca. Zeskoczyła z niej, nie widząc lepszego wyjścia i podeszła do chłopaka, spoglądając na niego uważnie z dołu.
- Czego!? – zawarczał, a w jego głosie pobrzmiewały nie świadczące o niczym dobrym nutki.
- Wszystko dobrze? – Zmieszała się, gdy spojrzał na nią z ironią. Spuściła wzrok na ziemię, cofając się nieznacznie do tyłu. Nie wiedząc dlaczego nie mogła znieść jego spojrzenia. Czuła się jakby jej skóra zostawała poddana na próbę spotkania z ogniem. Który tylko palił wszystko na swojej drodze, nie pozwalając na oszczędzenie niczego.
- Ależ oczywiście. Nigdy nie czułem się lepiej z myślą, że ktoś przetrzymuje mojego brata i może go wykorzystać na swoją korzyść. Chociażby zmuszając mnie do posłuszeństwa przez to – burknął zbierając wodze do rąk, zaraz ściskając Lilię mocno łydkami. Klacz ruszyła galopem, kierując się ku laskowi. Dziewczyna tylko podążyła za nim wzrokiem, podchodząc powoli do swojego wierzchowca.

~ * ~

Biała Lilia zwolniła do kłusa, parskając cicho, niezadowolona. Od zawsze uwielbiała biegać, jednak nie każdy był odpowiedni by ją dosiadać. Osobami, które miały ten zaszczyt to Zero, oraz Kaname. Od początku, gdy tylko Zero pierwszy raz siedział na niej w siodle czuła, że tych dwóch będzie coś łączyło. (Kaname jeździł na niej odkąd pamiętała, a miała już prawie dziesięć lat.)
Siedemnastolatek zsiadł z klaczy, łapiąc ją za wodze tuż koło pyska. Pociągnął ją delikatnie, nakazując jej tym samym podążać za nim. Ta jednak nie ruszyła za nim, tylko odwróciła się na prawo, ciągnąć chłopaka w tamtym kierunku.
- Lilia, zgłupiałaś do reszty?! – warknął wściekły i zarazem zdezorientowany. Jeszcze nigdy nie zdarzyło mu się, aby klacz aż tak się go nie słuchała. Próbował zaprzeć się nawet nogami, ale nic z tego nie było. To wprawiło go w jeszcze większy stan osłupienia. Przecież jako wampir powinien z łatwością poradzić sobie z tym. Chyba, że…
- Ty wredna suko… – Zmiął pod nosem przekleństwo, jakie zaraz nasunęło mu się na myśl. Ta różowa małpa nie powiedziała mu o żadnych efektach ubocznych jakie nastąpią po zażyciu jej własnego specyfiku.
- Nie powinieneś mówić do niej takich niemiłych epitetów, łowco. – Zero spojrzał zdziwiony na postać Kaname, jaki stał jakieś dziesięć kroków od niego. Zaraz jednak przybrał obojętny wyraz twarzy.
- Nie powinieneś pouczać łowcy, jeśli nie chcesz, by ten później odwdzięczył się, pozbawiając cię głowy, wampirze – zauważył. Niechętnie pozwolił, by klacz odeszła od niego, by przywitać się z przewodniczącym. Kaname zaśmiał się cicho, kładąc dłoń na chrapach konia, chwilę ją po tym miejscu gładząc. – Bawi cię to?
- Niepodważalnie, tak – odparł, podchodząc do niego bliżej. Biała Lilia odeszła na bok jakby nie chciała swoją obecnością przeszkadzać w ich rozmowie. Zero spojrzał za nią, rzucając w jej kierunku grad błyskawic. Mała zdrajczyni.
- To idź gdzieś daleko i tam pobaw się z innymi, twojego pokroju – warknął, cofając się o krok. Kaname zdecydowanie  był zbyt blisko.
Szatyn podniósł ładnie wyprofilowaną brew do góry, patrząc na niego z rozbawieniem. Usta wykrzywił w delikatnym uśmiechu.
- Kiedy ich obecność mnie drażni. Natomiast ty wprawiasz mnie w dziwny, jednak przyjemny nastrój – mruknął, przystępując ku niemu jeszcze bliżej. Zero, w intrygujący sposób działał na niego wręcz pobudzająco. Wszystkie jego wampirze instynkty, wyostrzały się, skupiając na osobie łowcy. Czasami wręcz nieświadomie, starał się dosłyszeć, w jakim tempie bije jego serce w danej chwili. Tak samo, jak było w tym momencie.
Doskonale mógł usłyszeć, jak mięsień sercowy w klatce piersiowej młodszego chłopaka zaczyna się rozpędzać, uderzając coraz szybciej o żebra siedemnastolatka. Uśmiechnął się na ten dźwięk czule. Zdawał sobie całkowicie sprawę, że nie bije tak za sprawą złości, ani tym bardziej strachu.
- Debil. Nie ćwicz swoich wyznań do Yuki na mnie. Jakbyś nie miał dziewczyn na pęczki. – Odtrącił rękę szatyna, jaka zmierzała ku jego policzkowi. Spojrzał na niego z imitacją gniewu, o czym był całkowicie pewny.
- Pocałunki też bym na tobie ćwiczył? – spytał go, trafiając najwidoczniej w jego czuły punkt. Na bladych policzkach wykwitły krwiste rumieńce, gdy sam chłopak odwrócił lekko wzrok. Widział jak przymyka oczy, by najwidoczniej uspokoić się trochę. A tym bardziej szalejące już serce.
- Nie mam pojęcia, jakie myśli chodzą pod twoją czachą. Wiem tylko jedno. Masz nie po kolei w głowie. – Westchnął starając się go wyminąć, co skutecznie uniemożliwiał mu starszy wampir. – Daruj sobie. Męczysz już mnie. Cholerny wampir! – Podniósł głos, w chwili, gdy Kaname chwycił go za ramiona i pchnął na pień drzewa.
- Męczę, powiadasz? Zastanów się więc, jak ty męczysz innych swoimi ciągłymi wrednymi i egoistycznymi komentarzami – warknął cicho, obnażając nieświadomie kły. Jego oczy pokryły się delikatną mgiełką oburzenia, o czym mogły też świadczyć czerwone przebarwienia w jego tęczówkach. – Tak bardzo zależy ci na śmierci? Tak bardzo chcesz skrzywdzić Yuki? To dlaczego, gdy prawie pozbawiłem cię życia, tak zdesperowanie starałeś się przeżyć? I nie zacznij mi teraz pieprzyć o tym, że to przez instynkt, bo to gówno prawda. Tak naprawdę wiedziałeś, że nie chcesz umierać, ale tylko twoja popierdolona duma nie pozwala przyznać ci się do tego otwarcie. Dlate…
- Co ty niby o mnie wiesz!? – przerwał mu w pół zdania. Drżał lekko od powstrzymywanego wybuchu gniewu. – Myślisz, że jak przeczytałeś o mnie akta i usłyszałeś moją historię od dyrektora, to wszystko rozumiesz?! – Niewiadomo jak, znalazł w sobie siłę, by odepchnąć od siebie przewodniczącego. – Nie masz o niczym pojęcia… – warknął gardłowo. Wydając się w ten sposób osiemnastolatkowi, całkowicie inną osobą. – Nikt nie ma…
- To pozwól mi się dowiedzieć – domagał się Kuran. Kiryuu spojrzał na niego z niedowierzaniem.
- A niby po co miałbym się dzielić tym z tobą, co? – Zaśmiał się wymuszenie. – Ty naprawdę jesteś idiotą. Myślisz, że zgodziłbym się powiedzieć komuś, o tym co mnie spotkało osobie, której szczerze nienawidzę?
- Oczywiście, że nie. Jednak mi powiesz. – Mówiąc to ponownie złapał go, tym razem napierając jeszcze na niego swoim ciałem. – Ja tak naprawdę, w twoich oczach nie należę do osób, których nienawidzisz. – Musnął jego wargi. – Gdyby było inaczej, nie pozwoliłbyś mi się pocałować.
- To nazywasz pocałunkiem? – prychnął, przewracając oczyma ze zdenerwowania. – Słaby z Ciebie Casanova.
- Żebyś później tego nie pożałował. – Naparł na jego usta, językiem dając mu do zrozumienia, by rozchylił je trochę, co ten skwapliwie uczynił. Kaname uśmiechnął się z tryumfem, odsuwając się na chwilę, od niego. – Mamusia nie uczyła cię, abyś nigdy nie drażnił wampira?
- Sądzę, że była bardziej zaabsorbowana ratowaniem mi tyłka, niż zawracania sobie głowy, by to zrobić – mruknął, sam wychylając się, by dosięgnąć warg szatyna. – A ty chyba właśnie miałeś byś rozdrażnionym krwiożercą.
Kaname z zadowoleniem powrócił do przerwanego zajęcia. Chociaż na chwilę Zero pozwolił mu się do siebie zbliżyć, a to już coś.
Zupełnie nie zdawał sobie sprawy z tego, że motyl krąży nad nimi, robiąc chaotyczne ruchy oraz, że przygląda im się dama w błękicie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz