sobota, 27 kwietnia 2013

Vampire Maiden - 24



- Dość podniecający widok, czyż nie? Sanguine? – Dama w błękicie, wyciągnęła delikatnie dłoń przed siebie tak, by motyl mógł spokojnie spocząć na palcach. Czerwone skrzydełka drgały nerwowo, jak gdyby motylica miała już świadomość, jaka będzie reakcja jej pana na to zdarzenie. Nobody przecież nie omieszka nie powiedzieć mu kiedyś o tym.
Dama przyłożyła drugą, wolną dłoń na pierś, masując ją delikatnie i uważnie przyglądając się całującej się jakieś sto pięćdziesiąt metrów przed nią parze.
Kaname położył rękę na biodrze łowcy, by zaraz wkraść się pod jego koszulkę. Zero wydał z siebie zduszone jęknięcie, w chwili, gdy zimne palce zaczęły podszczypywać jego sutki.
 Motyl poruszył się na ten dźwięk niespokojnie, wzbijając się na chwilę w powietrze, by zaraz znów opaść smętnie.
- Spokojnie, nie się nie dzieje. Jak dojdzie do czegoś poważniejszego, to zainterweniuję – szepnęła kobieca postać Nobody. – Zaufaj mi.

~ * ~

- A..aach – westchnął głośno, czując gorące wargi sunące po jego szyi. Jakaś irracjonalna myśl krążyła jeszcze po jego głowie, narzucając mu, by przestał. W innym wypadku będzie źle. Jednak odpychał ją jak znienawidzonego komara latem, zatapiając się w ramionach przyjemności.
Kuran ocierał się raz po raz o niego sugestywnie. Drugą ręką również puścił chłopaka, by zaraz dotrzeć do jego pośladków. Zero natomiast zarzucił ręce na jego szyję, przyciągając go do swojej twarzy i domagając się pocałunku, na którego nie musiał długo czekać.
- Zero… – mruknął nisko szatyn, wkładając rękę w spodnie i zaczynając wodzić palcami po jego wejściu.
- Aa.. uuch… – Stęknął czując narastające w nim podniecenie. Gdy poczuł wnikające w niego palce, z początku starał się uciec lekko biodrami, lecz po chwili sam nawet zaczął nimi poruszać. Czuł na swoim udzie sztywną męskość Kurana. – Ku… Kaname… – Wampir spojrzał na niego zaskoczony, przerywając dotychczasową czynność. Łowca zaś jęknął niezadowolony, poruszając się i ocierając o jego penisa, wywołując tym samym ciche sapnięcie u niego.
- Powtórz to… – zażądał, sprawiając, że Zero spojrzał na niego nie wiedząc o co chodzi. – Powiedz jeszcze raz moje imię.
- Chyba jesteś głupi… Nie wymawia… aach! – krzyknął cicho z zaskoczenia i przyjemności, w chwili, gdy Kuran jedną ręką powrócił do jego dziurki, a drugą zaczął stymulować jego członka. – Aach, jak.. aghhh.. nie przestaniesz …aghh!
- Mam przestać? Jesteś tego pewny? – Szatyn odsunął się od niego, obserwując jak chłopak zsuwa się na ziemię. Zaraz też kucnął przy nim, całując go i masując przez materiał jego przyrodzenie. – Jak wolisz, ale żebyś później tego nie żałował. – Nie zdążył nic więcej dodać. Zero zaraz chwycił go za poły marynarki mundurka, przyciskając swego wargi do jego, od razu rozchylając je zapraszająco. Położył się bokiem do pnia, pociągając za sobą Kurana, który zawisł na nim zadowolony. Nie przerywając pocałunku, powoli rozpiął i zsunął z bioder łowcy spodnie, uprzednio pozbawiając go jeszcze butów i skarpetek.
Siedemnastolatek rozchylił uda, pozwalając wampirowi znaleźć się między nimi, co ten zaraz wykorzystał.

~ * ~

- O kurcze – jęknął cichutko chłopiec, zgarniając brązowe kosmyki za ucho i upadając na kolana. Jego dłoń zaraz znalazła się w spodenkach, pocierając już stojącego sztywno penisa. Patrzył zachłannie na dwóch chłopaków przed nim, pieszcząc się nieprzerwanie. Miał świadomość, że granica, jaką im sobie wyznaczył, już dawno zastała przekroczona, jednak w tej chwili nie mógł nic zrobić. Właściwie, magia podniecenia wpłynęła też i na niego.
Obserwował dokładnie, jak Kaname całuje łowcę, jednocześnie pozbywając się jego bielizny. Później jak długie palce zatapiają się między jego pośladkami we wnętrzu chłopaka.
Nodoby drugą dłoń skierował do swojej pupy, dokładnie powtarzając ruchy czystokrwistego wampira.
Sanguine krążąca do tej pory nad jego głową zniżyła swój lot, zatrzymując się przed jego twarzą. Chłopiec warknął rozeźlony, próbując się wychylić, jednak motylica uparcie zasłaniała mu widok. A właśnie brązowooki zaczynał poruszać ręką coraz szybciej po penisie Kiryuu w górę i w dół, na co ten raz po raz, wydawał z siebie przyjemne dla ucha jęki.
- Dobra, dobra. Kapuję – syknął cicho, a motylica natychmiast się uspokoiła. – Daj mi tylko  skończyć.

~ * ~

- Aach… daj.. nghh… sobie z achh tym spokój! – Zero z trudem podniósł się, odpychając od siebie dłonie Kurana. Podniecenie jednak dalej widoczne było w jego oczach, dlatego też osiemnastolatek z początku nie wiedział o co mu chodzi.
- Che, sam się o to prosiłeś. – Nie czekając na jego odpowiedź, odwrócił go na bok, sam się na nim kładąc. Rozpiął spodnie, by po wyciągnięciu swojego fiuta i pobudzeniu go o wiele bardziej do życia, wszedł w łowcę szybkim ruchem. Zaraz też uniósł nogę srebrnowłoso, by móc się lepiej w nim poruszać.
- Nghhh… Kaname… aghhh… – Wygiął się do tyłu, odwracając głowę i odnajdując spierzchnięte wargi Kurana. Wampir poruszał się w nim rytmicznie, oddając z zadowoleniem pocałunek. Wolną rękę przełożył pod łowcą, masując jego brzuch i klatkę piersiową.
- Hah… ha… jesteś tak… ha… ha… przyjemnie ciasny – stękał między pocałunkami, przyśpieszając nieznacznie ruchy bioder. Srebrnowłosy zajęczał głośniej, czując gwałtowniej poruszający się w nim narząd wampira. Jednoczenie odczuwał, że jego spełnienie zbliża się wielkimi krokami. Co z tego, że odczuwał ból przez rozciągnięte ścianki odbytu. Rozkosz, jaką w tej chwili ofiarowywał mu szatyn, w połączeniu z cierpieniem dawała dla niego niesamowity efekt. Przez co, miał ochotę zostać w tym stanie jak najdłużej by się dało.
- Nie nghhh….! …żaaghhh ..łuj sobie! – krzyknął zaraz, gdy Kaname w ciągu jego wypowiedzi ustawił go na czworaka i obejmując go w pasie, zaczął się w nim poruszać w zastraszającym tempie. Oprócz ich przyspieszonych oddechów i jęków chłopaka, słychać było charakterystyczne dźwięki uderzania bioder o pośladki.
Starał się utrzymać na łokciach, pozostając w tej pozycji, w jakiej został postawiony. Przyjemność jednak jaką odczuwał robiła się już za wielka dla niego, wprawiając go w zbyt błogi stan. Oparł głowę na przedramionach, pozostawiając w górze tylko tyłek. Kaname natomiast oparł się na jego plecach, na przemian liżąc i całując go w tamtym miejscu. Dopiero teraz jakby zdał sobie sprawę, chwycił za twardą męskość łowcy, zaczynając mu ostro walić konia.
- Nghhh! Tak…aaghhh! – krzyknął podnosząc się i wyginając ku niemu. Jego penis drgał lekko, wyrzucając z siebie pokłady nasienia, które radośnie przywitały się z dniem codziennym oraz z soczyście zieloną trawą. Chłopak zacisnął mięśnie odbytu na ogranie przewodniczącego, falując jeszcze biodrami. Kaname wystękał kilka niezrozumiałych dla niego słów, po czym spuścił się we wnętrzu o rok młodszego chłopaka. Ciepła sperma wprawiła łowcę w dziwne uczucie niepokoju, które w żaden sposób nie mógł opisać.
Spojrzał przed siebie, by z przerażeniem uświadomić sobie, iż nie są tu sami. Przed nimi wśród drzew stał chłopczyk. Ten sam, który prowadząc go do Laili był staruszką i ten sam, który później stał się piękną kobietą w błękitnej sukni.
Kaname spojrzał na niego, a widząc szok wymalowany na jego obliczu, podążył za jego wzrokiem, by dostrzec tą samą osobę, co siedemnastolatek.

~ * ~

Nobody uśmiechnął się do nich lekko, podchodząc bliżej. Jak dobrze, że udało mu się skończyć trochę przed nimi. Przynajmniej zdążył poprawić swój stan.
- Kaname Kuran – szepnął cicho, patrząc na nich błyszczącymi oczyma, jeszcze po niedawnej rozkoszy. – Nie spodziewałem się, aby tak znakomity wampir był innej orientacji. Czy to oznacza, że zrezygnowałeś z życia wraz ze swoją Yuki, dla niego? – Wskazał ręką na
Zero.
- Nie musisz wiedzieć, czy jestem innej orientacji, czy też nie. Moją też sprawą jest, kogo akurat przelecę – zauważył przewodniczący, wychodząc z wnętrza srebrnowłosego, który jęknął cicho, czując jego ruch. Nie umknęło mu również odniesienie, jakie użył do tego, co właśnie robili. – Z resztą dobre wychowanie nakazuje przedstawić się, jeśli wiesz już kim jest twój rozmówca.
- Nie mam obowiązku, by ci się przedstawić – mruknął poważnym głosem. Zbyt poważnym jak na małego chłopca. Kaname wyczuł dziwną aurę emanującą od jego osoby. – Nie należę do grona twoich podwładnych. Jestem tu tylko z tego względu, iż chciałem zobaczyć, co z Kiryuu-kun’em. Widzę jednak, że całkiem nieźle się bawi, biorąc pod uwagę to, jak bardzo się nienawidziliście. Zero, na twoim miejscu przemyślałbym zanim pozwolił Kuranowi się przelecieć – szepnął, po czym odwrócił się na pięcie i odszedł, zostawiając ich samych. Motylica zaś nie podleciała ani do łowcy, ani do chłopca, tylko odleciała w sobie znanym kierunku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz