Tym razem nie mógł spartolić swojego zadania. Jednak nigdzie nie mógł
znaleźć do zaatakowania jedną z dwóch wyznaczonych mu ofiar. Jak tak dalej
pójdzie to Władca srogo go za to ukarze. A to równało się z pożegnaniem
ziemskiego padołu. Nie mógł do tego dopuścić. Musiał szybko coś wymyślić.
Byleby tylko zdążyć na czas.
W pewnym momencie ujrzał jedną. Dziewczyna szła powolnym krokiem,
rozglądając się skołowana. Ciemne pasma włosów spływały po jej plecach, unosząc
się w takt jej kroków. Sprawiała wrażenie bardzo zagubionej.
- Pomóc ci? – mruknął cicho, znajdując się tuż obok niej. Brunetka
odwróciła się wystraszona, patrząc na niego rozszerzonymi ze strachu oczyma.
Uśmiechnął się do niej, wyciągając rękę w jej kierunku i kładąc na policzku,
począł gładzić go delikatnie. – Zgubiłaś się? Chętnie ci pomogę.
- Nie – jęknęła cicho. – Nie chcę twojej pomocy.
Chciała się cofnąć, jednak ten złapał ją natomiast za ramiona. Pchnął
ją na ścianę pobliskiego budynku, napierając na nią swoim ciałem. Wargami
przywarł do jej szyi, muskając subtelnie skórę. Dziewczyna wypchnęła biodra do
przodu starając się tym ruchem jakoś, nawet minimalnie odepchnąć od siebie
napastnika. Nie chciała tej sytuacji. Doskonale zdawała sobie sprawę, do czego
to wszystko zmierza. Przed nią stał wampir, który właśnie chciał uczynić sobie
z niej smakowity posiłek. A ona nie wiedziała dlaczego, nie miała sił, by uciec
od tego. Nie była pewna, czy było to spowodowane strachem, jaki zaczynał nią
zawładać, czy też to, co zrobił z nią Kuran, że wykonywała każdy jego rozkaz, a
co dopiero przed chwilą straciło swoje właściwości.
- Nie uciekaj ode mnie. Przecież nic ci ze mną nie grozi. Nic złego się
z tobą nie stanie… – liznął skórę jej szyjki, chcąc wpierw posmakować ją. Kły
wydłużyły się boleśnie, tylko potęgując jego potrzebę na wgryzienie się w nią.
Boleśnie przedarcie jej skóry i szybkie, mocne wysysanie krwi z tętnicy, nie
zostawiając jej ani kropelki. Nie. Musi się uspokoić. Przecież akurat tej
ofiary nie może tak potraktować. Ona musi później jeszcze żyć.
Odetchnął szybko, ciepłym oddechem drażniąc skórę. Już panował nad
sobą. Dlatego też zaraz wgryzł się w jej szyję. Powoli, delektując się też
smakiem zabierał z jej tętnic życiodajny płyn. Dziewczyna wierzgnęła się
jeszcze, nie chcąc doświadczać tego uczucia. To nie jemu ofiarowywała swojej
krwi. Jak tak dalej pójdzie, to nie będzie mogła już oddawać jej swojej pani. A
jeśli Laila i tak zniechęci się nią? Za to, że pozwoliła komuś innemu pić jej
krew? Jeśli postanowi ją porzucić i znaleźć sobie kogoś innego? Kogoś, kto
będzie tylko i wyłącznie jej oddany? Kto nie będzie miał obowiązków, jako łowcy
i dzięki temu będzie przy niej cały czas? Nie chciała tego. To by oznaczało, że
nie jest nikomu już potrzebna. Jak kiedyś, gdy wszyscy mieli ją za nic nie
wartą. Do chwili, gdy nie spotkała panienki Laili i ta nie ofiarowała jej
swojej pomocy. Gdyby nie ona, nie byłaby teraz tym, kim jest.
- Niee… –– jęknęła płaczliwie, zaciskając palce na materiale koszuli na
plecach wampira. Czuła, jak powoli ogarnia ją swymi ramionami Przyjemność,
razem z Sennością, która nakazywała do przymknięcia przez nią powiek. – Nie… –
powtórzyła już bardziej sennym głosem, rozluźniając powoli uścisk palców. Czuła
jak jej ciało powoli usuwa się w nicość. Przestała czuć.
Wampir chwycił ją jedną w pasie w pasie, by drugą przytrzymać ją w
ramionach. Powoli, wręcz leniwie oderwał się od jej szyi, rozglądając się
dyskretnie, czy ktoś z przechodni zwrócił na nich większą uwagę.
- Dobra dziewczynka, a zaraz uczynimy cię jedną z nas. – Cmoknął jej policzek,
biorąc ją na ręce. – Nie myślałaś chyba, że jestem zwykłym wampirem? Wbrew
wyglądowi i mojemu zajęciu jestem najprawdziwszym Czystokrwistym.
~ * ~
Chłopak otworzył oczy, patrząc na zrujnowane wnętrze, niegdyś pięknej
łazienki utrzymywanej w błękitno-srebrnych barwach. Podniósł się, ściągając
bluzę i nią wycierając ubrudzone spermą dłonie, po czym zaraz rzucił ją na
podłogę. Dopiął jeszcze spodnie, wychodząc z pomieszczenia i zaraz zderzając
się z kimś. Zachwiał się lekko, spoglądając na osobę stojącą przed nim.
Mężczyzna uśmiechnął się do niego wymuszenie, krzyżując ramiona na piersi. Wiedział,
co robił przed chwilą.
Mimo to Zero spojrzał na niego wyzywająco; przecież nie będzie się przy
nim rumienił z zażenowania. Tak nisko jeszcze nie upadł. Wystarczy, że pokazał
się z takiej strony Kuranowi. Dość już mu upokorzeń jak na tak krótki odcinek
czasu.
- Niech zgadnę… To nie mój interes, co robiłeś tam. – Mężczyzna skazał
na dość solidnie trzymające się sosnowe drzwi. – Dlatego też nie wnikam w to.
Powiedz mi tylko jedno. To była sprawka Kurana, prawda?
- Czy ty sam siebie słyszałeś? – Chłopak spojrzał na niego jak na
idiotę. Nie ma przecież żadnych dowodów na to. – Chyba nie myślisz, że mnie i
tego wampira mogłoby coś łączyć?
- Po tym jak straciłeś przytomność, to ja i Fabian się tobą zajęliśmy…
Rozebraliśmy cię i umyliśmy… A co za tym idzie, mogliśmy też zobaczyć wynik
waszych zabaw – odparł, co sprawiło, że nastolatek przestał być już tak pewny
siebie. Jego nauczyciel był coraz bliżej prawdy, niż mógł mu na to pozwolić.
- Co jednak nie znaczy, że tą osobą był Kuran – mruknął, odwracając
minimalnie wzrok.
- Też prawda, tylko że jedynymi osobami, jakie nie tak dawno opuściły
ten budynek, byli Cross i Kuran. A jakoś nie sądzę, aby dyrektor mógł
doprowadzić cię do takiego stanu przy Kuranie, o ile w ogóle byłby do tego
zdolny. – Spojrzał na niego uważnie. Już był pewny. Reakcja chłopaka, tylko go
w tym umocniła. – Dlaczego nie chcesz się do tego przyznać?
- Bo nie mam do czego się przyznawać! – warknął wściekły, próbując
ominąć mężczyznę. Ten jednak złapał go za nadgarstek, nie pozwalając mu dalej
iść.
- A to, że mu się oddałeś?! – krzyknął cicho, pchając go na ścianę.
Chłopak rzucił mu wściekłe spojrzenie, nie odzywając się słowem. – Nie sądzisz,
że powinieneś komuś o tym powiedzieć? Dla przykładu mi? Nie… Ty wolałeś nic
nikomu nie mówić… Gdybyśmy cię wtedy nie myli, tylko od razu do łóżka zanieśli,
nikt z nas by się nie dowiedział.
- Nie mam obowiązku zwierzać się wam z wszystkiego. Jestem już
praktycznie dorosły, więc mogę decydować o tym, co komu powiem i czy w ogóle to
zrobię. – Starał się powstrzymać od rzucenia na mężczyznę i wykrzyczenia mu
tego, co o tym wszystkim myśli. – Do tego nie jestem już twoim wychowankiem,
dlatego też nie traktuj mnie tak.
- Zero… – mruknął nagle, łagodniejąc. – Nie robiłem tego nigdy z tego
względu, że byłeś moim podopiecznym.
- A niby z jakiego względu? – spojrzał na niego przenikliwie.
- Twoi rodzice uczynili mnie twoim ojcem chrzestnym i to im przyrzekłem
opiekować się tobą.
- Najwidoczniej nie wyszło ci to za dobrze – warknął, odpychając od
siebie gwałtownie Yagariego. Mężczyzna cofnął się kilka kroków do tyłu,
zaskoczony nagłym atakiem chłopaka. Chłopak poszedł szybko do salonu, przewiesił
swoją torbę przez ramię, po czym znów wrócił na korytarz. – Sensei… Nie miej mi
tego za złe, ale nic już nie zmienisz. Nawet ja tego nie mogę. Stało się… – Podszedł
do wyjścia oglądając się jeszcze za siebie. – Zapomniałbym o czymś… Dostałem
pewną propozycję. Praktycznie nie do odrzucenia i prawdopodobnie na nią
przystanę.
- Co to za propozycja?
- Stanę się jednym z nich. – Z tymi słowami, opuścił budynek, należący
niegdyś do jego rodziny, zostawiając osłupionego mężczyznę. Swoje kroki
skierował ku jednemu miejscu. Tam, gdzie miał się spotkać z Władcą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz