sobota, 27 kwietnia 2013

Zagubiony Narzeczony - 9



Mała, rudowłosa dziewczynka podbiegła ze śmiechem do siedzącego na trawie pod drzewem blondyna i przysiadła przy nim patrząc na niego wyczekująco.
- Tak? O co chodzi? – spytał chłopak, patrząc kątem oka na jedenastolatkę. Poznał ją wczoraj wieczorem w chwili, gdy przyjechał tutaj z Serafinem. Dziewczynka od razu wybiegła im na spotkanie. Nie zważała na zimno powietrza z powodu późnej pory, ani też na to, że miała na sobie tylko piżamkę. Zamiast tego rzuciła się tylko bratu w ramiona.
Zielonooki musiał w duchu przyznać, że słodko razem wyglądają. Oczywiście nie powiedział tego na głos. Co to, to nie. Jeszcze ten srebrnowłosy drań by sobie coś pomyślał, a tego to on z pewnością nie chciał.
Rudowłosą polubił w momencie, gdy ta zauważając go uśmiechnęła się czule, mówiąc: "Jak to dobrze, że nic ci nie jest." Nawet nie wiedział dlaczego. Niby takie proste słowa, ale gdy ona to powiedziała, przypomniało mu się jak kiedyś mówiła tak jego mama, po jego pierwszych powrotach z misji. Później przestała tak mówić.
- Braciszek powiedział, że niedługo będzie śniadanie, a po nim jedziemy do stolicy zwiedzać twoje rodzinne miasto! – Nadia zapiszczała zadowolona, wymachując przy tym rączkami na wszystkie strony. Po chwili jednak uspokoiła się patrząc na blondyna uważnie.  To wspaniale, prawda?
- Tak, nie mogę się tego doczekać. W końcu wrócę do domu. Tak dawno mnie tam nie było. – Wolfram uśmiechnął się lekko na samo wspomnienie o domu. Już był tak blisko. Niedługo znów się wszyscy spotkają.
- Pokażesz mi jakieś magiczne miejsca? – Jedenastolatka drżącymi z podniecenia dłońmi odgarnęła kilka kosmyków za ucho. Była tak szczęśliwa wiadomością, że gdzieś pojedzie z bratem i blondynem, że nie mogła powstrzymać drżenia swojego ciała.
- Oczywiście, obiecuję ci to. – Młodzieniec wstał z ziemi, otrzepał szybko swoje spodnie i podał rękę dziewczynce pomagając jej podnieść się. – Chodźmy na śniadanie i ruszajmy.
- Tak!

~ * ~

- Zostawiam dom na waszej głowie. Nie rozwalcie go – powiedział srebrnowłosy do swoich ludzi, siedząc już w siodle. Na drugim koniu siedział blondyn z Nadią, która uparła się, że ona musi koniecznie tak jechać. Serafin na początku starał się namówić ją do jazdy na własnym koniu, bądź do jechania z nim, jednak słysząc pozwolenie z ust blondyna poddał się od razu.
- Spokojna głowa. Jak wrócicie będzie w jednym kawałku. – Blondynka zasalutowała niedbale uwieszając się na ramieniu Aury, który westchnął teatralnie przyciągając ją do siebie i całując w policzek.
- W takim razie ruszajmy – odezwał się Wolfram przyciskając piętami konia, który ruszył lekkim galopem. Chwilę potem i Serafin pogonił swojego wierzchowca doganiając blondyna. - Za jakieś półtora godziny będziemy w mieście – poinformował dziewczynkę, która właśnie otwierała usta, aby o coś zapytać. Jednak słysząc blondyna zamknęła usta patrząc na niego pytającym wzrokiem. – Domyśliłem się, że chcesz o to spytać.

~ * ~

Wjeżdżając do miasta nikt nie zwracał na nich uwagi. Każdy zajmował się swoimi sprawami, nie zważając na to, co się dzieje dookoła; no przynajmniej, dopóki jest wszystko dobrze.
- Ale tu jest super. – Dziewczynka zaśmiała się lekko wskazując na wszystko palcami.
- Nie rozumiem. Miasto jak miasto. Każde jest takie samo – westchnął chłopak, patrząc z pobłażaniem na swoją siostrę, akurat w momencie, gdy ta pisnęła uradowana widząc białego kota śpiącego na czyimś ramieniu. Blondyn parsknął cicho śmiechem na to. Nie pamiętał kiedy ostatnio tak dobrze się bawił. Naprawdę, z ta dziewczynką wszystkie smutki odchodzi hen, daleko i nie chciały już wracać.
- Patrzcie, patrzcie! Tam jest zamek! – krzyknęła w pewnym momencie pokazują palcem na Zamek Przysięgi Krwi, który już od dłuższego czasu było widać.
- Właśnie tam jedziemy. Zobaczysz mój dom – odparł blondyn mierzwiąc jedną ręką włosy rudej. Dziewczynka pisnęła znów uradowana.
Dojazd do zamku trwał zaledwie kilka minut, jednak w tym czasie trochę już się działo. Ludzie zaczynali patrzeć na nich z zainteresowaniem, a widząc blondyna szeptali coś między sobą uśmiechając się nieznacznie, bądź szeroko; zależy kto to akurat był.
Przed samą bramą do zamku strażnicy z początku wydawali się oszołomieni, mimo to po chwili zdawali się otrząsnąć i bez żadnego słowa wpuścili ich do środka.
Przystanęli na dziedzińcu. Serafin szybko zsiadł ze swojego konia i zostawiając go podszedł szybko do Wolframa i Nadii, po czym pomógł siostrze zejść z konia. To samo zrobił blondynowi, który jednak mimo niezadowolenia przemilczał to, mówiąc sobie, że później o tym pogadają. Teraz jednak nie chciał robić scen przy małej.
- Zaprowadź konie do stajni. Mają zostać nakarmione i napojone – rzekł do chłopca stajennego, który kłaniając się nisko złapał za wodze obu koni i zaprowadził je do stajni.
- Ale tu ślicznie. – Jedenastolatka rozglądała się na wszystkie strony, nie wiedząc na czym powinna najpierw zawiesić swój wzrok.
- Jednak nie tak ślicznie, jak piękny jesteś ty – szepnął blondynowi na ucho, który zadrżał czując jego oddech na szyi.
- Daruj sobie – warknął cicho, po czym dodał już głośniej. – Chodźmy do środka. Poznacie moją rodzinę. – I podając rękę Nadii ruszyli schodami w kierunku wejścia do środka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz