Hibari już od jakiegoś czasu był rozdrażniony. Zapewne jedną z
przyczyn był fakt, iż Dino musiał wrócić do Włoch. A to nie było dobrą
wiadomością dla uczniów liceum Namimori, nawet jeśli nie mieli pojęcia
co takiego łączy ich Przewodniczącego Komitetu Dyscyplinarnego z szefem
mafijnej rodziny Cavallone. Mimo to nikt przez ten okres nie miał lekko,
a szczególnie Tsuna, która zawsze pojawiał się w nieodpowiednim
miejscu, w nieodpowiednim czasie. Dlatego
też, gdy dostał od swojego własnego strażnika już któryś raz z kolei
porządnie w kość, wkurzył się i zadzwonił do Dino, wcześniej wynajdując
gdzieś w szufladzie, szczęśliwie nie zaginioną karteczkę, z zgrabnie
napisanym przez blondyna jego numerem komórki.
Gdy ten tylko
dowiedział się, jak to wszystko tam wygląda, od razu pozostawił to, co
teraz robił i wsiadł w najwcześniejszy samolot, zostawiając Romario i
innym swoich ludzi w domu. Zupełnie też zapominając, iż sam ma w swoim
posiadaniu ze trzy latające maszyny, z czego dwie z pewnością o wiele
szybciej dotarły by do jego celu.
Dino jednak w końcu doleciał na
lotnisko, po czym wypadł z niego jak burza i to dosłownie; już przy
pierwszym stopniu potknął się i runął przez barierkę od razu na asfalt.
Biedna, wystraszona stewardessa podbiegła do młodego mężczyzny, by
sprawdzić czy nic mu nie jest. Nie mogła zrobić nic więcej. Usłyszała:
„Wszystko gra.”, po czym mogła tylko zobaczyć oddalającego się blondyna.
Mężczyzna
cudem tylko biegnąc w kierunku taksówki, nie wpadał na innych ludzi.
Chyba związane było to z tym, iż wszyscy uciekali mu z drogi, za co był
im dozgonnie wdzięczny. Będąc w pojeździe, podał szybko kierowcy adres
szkoły, gdzie ten od razu ruszył. Na miejscu okazało się, że
nieszczęśnik nie ma przy sobie japońskich pieniędzy, nawet złamanego
yena, a taksówkarz nie chciał dać się namówić na przyjęcie pieniędzy z
jego kraju. Na szczęście akurat wtedy spotkał Gokuderę, który widząc go
od razu bez szemrania zapłacił za niego, ponaglając go do szybszego
tempa.
- A tak przy okazji, to dlaczego nie ma z tobą Romario? –
spytał prowadząc go w kierunku głównego wejścia mimo, iż właśnie stamtąd
wychodził. Miał dość tego humorku Strażnika Chmury, dlatego też miał
zamiar wyrwać się z lekcji; z bólem serca zostawiając tam Dziesiątego,
który w jego ucieczce towarzyszyć nie chciał. Jednak widząc teraz
blondyna, postanowił za punkt honoru, oraz by uratować Sawadę przed
kolejnym oberwaniem tonfą w głowę, albo inną część ciała zaprowadzić
mężczyznę do Hibariego.
- Nie miałem na to czasu. Tsuna mówił, że
Kyoya jest naprawdę nie w humorze. Postanowiłem wziąć sprawy w swoje
ręce i przylecieć. – posłusznie podążał za nim. Jednak po chwili
zauważył, iż wcale nie kierują się w stronę gabinetu należącego do
Komitetu, czy chociażby na dach. – Gdzie Ty mnie prowadzisz?
- Do
Juudaime. Musimy obmyślić jakiś plan. – odparł, przystając na chwilkę
przy drzwiach od klasy. Szybkim ruchem otworzył je i wparował do środka.
-
Gokudera-san, dlaczego się spóźniłeś?! – spytał nauczyciel, zły za
takie zachowanie ucznia. Tym bardziej, iż przeszkodził mu w tłumaczeniu
ważnego zadania.
- Juudaime, mam dobre wieści. – Chłopak
całkowicie zignorował słowa matematyka. – Dino wrócił! – Na
potwierdzenie tych słów, wciągnął blondyna do klasy. Mężczyzna jednak
nie był przygotowany na taki obrót sprawy, przez co poleciał wprost na
Strażnika Burzy, lądując z nim na ziemi.
- Aaah, Gokudera-kun,
Dino-san, wszystko dobrze?! – Spanikowany Tsuna natychmiast podniósł się
ze swojego miejsca. Patrzył jak dwudziestodwulatek podnosi się z
młodszego chłopaka, po czym obydwoje wstają na równe nogi.
- Wszystko gra – zapewnił mafijny boss rodziny Cavallone, uśmiechając się z zakłopotaniem.
Powolnym
krokiem zmierzył w kierunku Sawady, tylko dzięki idącemu za nim
Gokuderą nie wywalając się o leżącą po drodze torbę. – A właśnie, co ci
się stało? – dodał zdziwiony, dopiero teraz zauważając obitą twarz
czternastolatka.
- Ten drań Hibari śmiał uderzyć Juudaime bez
powodu! – Nim szatyn zdążyłby otworzyć usta, by wytłumaczyć ten powód,
Gokudera zrobił to już za niego.
- To Kyoya naprawdę musi być nie w
sosie. – I na potwierdzenie ich słów drzwi od klasy ponownie otworzyły
się, a w przejściu stanął właśnie obgadywany chłopak. Wszyscy na jego
widok skulili się wewnętrznie, nawet nauczyciel szybko cofnął się aż do
okna, nie chcąc być zaatakowanym przez szesnastolatka.
- Nie wolno
być głośno podczas lekcji – powiedział cicho, mimo to i tak było go
doskonale słychać. – Tego, kto narusza regulamin szkoły, zagryzę na
śmierć. – Jednak w jego dłoniach nie pojawiły się tonfy, jak to miało
się w za każdym razem od dwóch tygodni.
- Kyoya…! – Dino
uśmiechnął się widząc chłopaka. Szybkim krokiem zmierzał już w jego
kierunku zapominając niestety o plecaku, który już po raz kolejny
postanowił zrobić zamach na jego życie. Tym razem bez pomocnika za
plecami, blondyn runął jak długi na ziemię, na co Hibari uniósł jedną
brew do góry. – Nic mi nie jest! – wystękał, wstając i dochodząc do
bruneta, już bez żadnych problemów. Nie myśląc wiele przygarnął do
siebie ramieniem chłopaka uśmiechając się szeroko. – Tak dawno cię nie
widziałem! – Musiał się pochylić, by położyć głowę na jego ramieniu, aby
dzięki temu mógł pomiziać go policzkiem o policzek. Klasa już żegnała
chłopaka, w duchu gratulując mu takiej nadzwyczajnej odwagi. Niektórzy
już uważali blondyna za swego swoistego bohatera.
- Kamikorosu… – warknął odpychając od siebie mężczyznę. Spojrzał na niego poirytowany, po czym wyszedł bez słowa z klasy.
~ * ~
-
Widać, że senpai naprawdę cię lubi – zauważył Yamamoto, gdy wszyscy
wychodzili z klasy. Zaraz po tym jak Hibari wyszedł zadzwonił dzwonek.
Teraz zmierzali w kierunku dachu, by tam zjeść na spokojnie swój lunch.
-
No cóż… – Dino uśmiechnął się zakłopotaniem, zastanawiając się, czy
chłopak źle przypadkiem nie rozumie ich „lubienie”. – Pójdę lepiej
zobaczyć co teraz robi Kyoya – powiedział zaraz, po czym od razu oddalił
się od nich. Teraz pozostało mu znalezienie chłopaka. Przecież kto, jak
kto, ale Kyoya będzie tylko tam…
Jednak nie widząc bruneta, ani w
Sali Komitetu Dyscyplinarnego, ani na dachu, zastanawiał się co się
może takiego dziać. Już nawet szedł w kierunku gabinetu nauczycieli, gdy
przez okno zauważył sylwetkę chłopaka, który to wchodził właśnie do
składziku ze sprzętem sportowym, prawdopodobnie, by sprawdzić tam
porządek.
Nie myśląc wiele otworzył okno, po czym wyskoczył przez
nie; co pozwalało mu na to, gdyż był na pierwszym piętrze. Jednak jego
pechowa natura i tym razem ujawniła się, gdy stopą zahaczył o parapet,
po czym runął wprost na krzaki, których gałązki obdrapały jego twarz i
ręce, a niektóre postanowiły zagnieździć się w jego włosach. Nie
zważając i na to, blondyn wstał szybko, idąc w ślad za Hibarim.
Znajdując się przy drzwiach, zajrzał przez nie, spoglądając na chłopaka,
który najnormalniej w świecie leżał na ułożonych przy ścianie
materacach i spał w najlepsze.
- Kyoya, innego miejsca to nie
mogłeś sobie wybrać. – Dino pokręcił rozbawiony głową siadając przy nim.
Pochylił się nad jego twarzą, gdy poczuł jak coś chłodnego i metalowego
owija się wokół jego nadgarstka. Spojrzał w stronę przegubu
zdezorientowany, by zauważyć, iż ma nałożone na nim czarne kajdanki. –
Co do…?
- Nie wiesz, że nie można osobom nieupoważnionym kręcić
się po szkole? – spytał, otwierając oczy i patrząc na niego
przenikliwie.
- Wiem, ale przecież znasz mnie. Tyle razy już tu
byłem i jakoś nigdy nie miałeś nic przeciwko – powiedział, ponownie
nachylając się nad chłopakiem, muskając delikatnie jego usta. Wolną ręką
zaczął rozpinać guziki koszulki, jednak z jakiegoś powodu szło mu to
strasznie mozolnie; i to nie z tego powodu, iż miał do dyspozycji tylko
jedną rękę.
- Kamikorosu… – warknął brunet, odpychając od siebie
mężczyznę, od razu odpinając kajdanki i chowając je do kieszeni spodni.
Nie zaszczycając go nawet spojrzeniem wyszedł z pomieszczenia.
-
Kyoya, czekaj! – krzyknął, od razu udając się w ślad za chłopakiem. Nie
zwracał uwagi na to, iż musi to wyglądać z pewnością co najmniej
dziwnie. – No, czekaj, powiedziałem…! – rzucił jeszcze, nim udało mu się
dobiec do chłopaka No cóż, to nie jego wina, że zdążył się już wywalić.
-
Kamiko… – Jego słowa wydobywające się z gardła zostały skutecznie
uciszone przez usta Dino. Język zręcznie prześlizgnął się między
wargami, pogłębiając tym samym pocałunek. Złapał szybko ręce
szesnastolatka, by ten przypadkiem nie wyciągnął zaraz tonf.
-
Choć raz, powinieneś tego nie mówić, Kyoya… – mruknął, przerywając na
chwilę pocałunek. Ich usta dalej znajdowały się w bardzo bliskiej
odległości. – To nie jest wcale romantyczne. Tym bardziej jak mówisz tak
przy grze wstępnej.
- Kam…
- Nie – przerwał natychmiast. –
Nie teraz. – Nie czekając na nic zaczął prowadzić go do domu; należącego
do Hibariego, rzecz jasna. Widział jak naburmuszony chłopak idzie za
nim bez słowa, nawet nie wyciągając swojej broni. – Wyciągnę kluczę. –
Mówiąc to, włożył rękę do tylniej kieszeni bruneta spodni, nie
powstrzymując się przez pomacaniem troszkę jego pośladków. Otworzył
drzwi, wpuszczając przodem Kyoyę, który natychmiast zniknął na górze,
prawdopodobnie zamykając się w pokoju. Dino podążył za kochankiem, nie
zapominając o zamknięciu drzwi i wywaleniu się jeszcze na schodach z
głośnym łoskotem. W końcu udało mu się dotrzeć do sypialni, by zauważyć,
iż chłopaka tam nie ma. Nie myśląc nawet o porozglądaniu się czy może
się gdzieś nie ukrył powolnym krokiem podszedł do łóżka, nie potykając
się o nic, gdyż nie miał nawet o co. Już miał usiąść na meblu, gdy
poczuł jak ktoś obraca go przodem do siebie, a następnie mocno pcha,
przez co ten opadł zaskoczony. Brunet natychmiast usiadł na jego
biodrach chwytając obydwa nadgarstki i każdy z nich przypinając do
szczebelków w łóżku.
- Co ty knujesz? – spytał, patrząc dość niepewnie na Hibariego.
-
Urusai ne, kamikorosu yo – powiedział tylko, nim – pochylając się nad
nim – zatopił się w ustach blondyna, który no cóż jeszcze zaskoczony
oddał dość niemrawo całusa. Jednak czując jak chłopak zniża się wargami
na jego szyję zrozumiał, o co chodzi. Wzdychając z przyjemności
rozluźnił jeszcze przed chwilą napięte w niepewności mięśnie.
Przewodniczący
Komitetu sprawnie rozpiął wszystkie guziki koszuli mężczyzny, a jego
język zaraz znalazł sobie dogodny punkcik na jego torsie. Polizał
koniuszkiem języka sutek, a słysząc kolejne westchnienie uśmiechnął się
ledwo widocznie z satysfakcji.
- Kyoya, nie sądziłem, że lubisz
takie zabawy… – Blondyn uśmiechnął się, sapiąc z zaskoczenia, gdy w jego
bieliźnie pojawia się chłodna dłoń powoli gładząca jego przyrodzenie.
Nawet nie zauważył, kiedy jego spodnie zostały rozpięte. – Ook, już nic
nie mówię – dodał szybko, widząc jego spojrzenie. Hibari zniżył się na
wysokość bioder starszego chłopaka, po czym wyjął penisa z bokserek,
miarowo stymulując go ręką. Co chwilę dmuchał gorącym oddechem na
główkę, widząc jak blondyn drży przez to niekontrolowanie.
-
Kyoya! – Blondyn warknął z niecierpliwości, w samym czasie czując
śliskie i ciepłe podniebienie chłopaka, otulające jego członka. Wypchnął
biodra, nie mogąc powstrzymać tego ruchu. Szesnastolatek zaczął od razu
ruszać szybko głową, wolną ręką gładząc brzuch i tors blondyna. – Co
jest…? – jęknął prawie, że z wyrzutem, gdy brunet zaprzestał czynności,
schodząc z łóżka. Spojrzał za nim bezradnie, widząc jak podchodzi do
biurka i otwiera szufladę, chwilę w niej szukając. W końcu wyciąga z
niej lubrykant, oraz i wraca na swoje miejsce, po drodze ściągając z
siebie swoją odzież zostając tylko w spodniach. W końcu i je opuszcza
wraz z bielizną, uwalniając przy tym swojego naprężonego penisa. Nie
czekając dłużej wyciąga z kieszeni opuszczonych spodni prezerwatywę i po
otworzeniu jej nakłada ją na penisa blondyna. Następnie wylewa odrobinę
żelu na dłonie i dokładnie osmarowuje nim przyrodzenie kochanka. Zaraz
po tym całuje mężczyznę, jednocześnie opadając tyłkiem wprost na jego
penisa.
Dino przygryzł wargę, czując jak ścianki odbytu młodszego
chłopaka tak rozkosznie zaciskają się wokół jego fiuta. Coś mu się
jednak wydawało, iż ten cały pośpiech nie był za dobrym pomysłem, gdyż
po dwóch tygodniach ich niewidzenia się, Kyoya z pewnością jest
nierozciągnięty, jednak całkowicie zapomina o tym, gdy brunet zaczyna
poruszać się miarowo.
- Och, Kyoya jesteś zajebisty… – sapnął z
przyjemności, wychodząc chłopakowi przy opadaniu naprzeciw i wbijając
się w niego mocniej, potęgując przy tym ich doznania. Chłopak
zarumieniony; zapewne z wysiłku jaki wkłada w to wszystko, nic nie
odpowiada tylko łapczywie wpija się w jego wargi. Mimo to, i tak nie
udaje mu się powstrzymać jęczenia, gdy blondyn nagle mocniej unosił
biodra, wchodząc tym samym w niego głębiej.
Kyoya był dla niego
zbyt rozkoszny, dlatego nie zdziwił się, gdy czuł zbliżające się
spełnienie. Jednak miał świadomość, że nie tylko on. Brunet również
zbliżał się ku końcowi, a nawet to on, jako pierwszy, ogłosił swoje
spełnienie przeciągłym jękiem, opadając na Dino. Mimo zmęczenia zaczął
poruszać się jeszcze bardziej chaotycznie, by i dwudziestodwulatek mógł
dojść, co się zaraz stało.
- Kyoya będziemy musieli to powtórzyć. –
Mężczyzna wyszczerzył rząd idealnie białych zębów. – Tym bardziej, że
nie zawsze zdarza się nam, iż to ty jesteś wtedy taki akty… - uśmiechnął
się kącikiem ust, czując jak chłopak skutecznie zagłusza go
pocałunkiem.
- Kocham cię, Kyoya – szepnął, gdy tylko chłopak
odchylił lekko głowę. – Nie sądziłem, że aż tak za mną tęskniłeś. –
Uśmiechnął się zadowolony, gdy chłopak przytulił się policzkiem do jego
torsu. Prawą rękę włożył pod poduszkę, po czym wyciągnął z niej kluczyk i
na chybił trafił otworzył jedne kajdanki, uwalniając jego zdrętwiałą
rękę, w której zaraz pojawił się drugi kluczyk do kolejnych kajdanek.
Sam chłopak ziewnął, układając się na nim wygodniej i po chwili
zasypiając.
- Słodkich snów… – mruknął, jakoś uwalniając drugą
rękę, po czym zrzucając z siebie prawie że ściągnięte ubrania, przykrył
siebie i kochanka kołdrą. Obejmując go ramieniem, przymknął oczy i sobie
pozwalając zapaść w objęciach Morfeusza.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz