Cześć, pszczółeczki moje! <3
Co tam słychać w wielkim świecie?
Co tam słychać w wielkim świecie?
Ja muszę przyznać, że żyje mi się całkiem nieźle, chociaż do rodziców troszkę mam daleko, no i studia dają mi delikatnie po dupie. Ale jakoś trzeba sobie radzić, no nie?
Dzisiaj daję wam coś z HP, następnym razem postaram się wrzucić rozdział z VK, nad którym już w tej chwili pracuję :)
~ \\ * // ~
Severus spojrzał na
swojego chrześniaka z uśmiechem, kiedy ten właśnie żegnał się ze swoją matką.
Narcyza od czasu tamtego feralnego dnia, miała wręcz manię na temat
bezpieczeństwa swoich pociech, a już szczególną na punkcie Dracona.
– Pamiętaj, że w razie
kłopotów masz się niezwłocznie przenieść świstoklikiem do rezydencji – mruknęła
kobieta, tuląc do siebie mocniej najmłodszego syna. Zaraz jednak odsunęła się
delikatnie od niego, by podejść do Severusa i jego też przygarnąć w swoje drobne,
lecz silne ramiona. – To samo tyczy się ciebie, Sevvy. Dla mnie i Lucjusza
jesteś jak ukochany młodszy brat i nam obojgu zależy również na twoim
bezpieczeństwu.
Zwrócił się jeszcze w
stronę Lucjusza, kiwając mu lekko głową z wdzięcznością. Tym bardziej po tym co
mężczyzna robił dla niego od przeszło trzech dni.
Po tym jak zjawił się
w rezydencji i blondyn odkrył prawdziwy powód jego dość nagłej ochoty na wyjazd
z Draconem, z początku nie miał ochoty na żadne większe zwierzenia. Wystarczyło
mu już, że w żaden sposób nie zaprzeczył, a tylko swoim zachowaniem potwierdził
przypuszczenia Malfoya seniora. Potem jednak był mu wdzięczny, kiedy ten
zaprowadził go do barku i wyciągnął butelkę Johnny Walkera. Przy pierwszej i
drugiej kolejce zachowywał się dość sztywno, ale potem poszło jak z płatka.
Wyżalił się jaki to świat jest zły i jak on zawsze musi wyjść na tego
najgorszego i najbardziej nikczemnego. Powiedział też nawet o wszystkich swoich
obawach.
To naprawdę było mu
bardzo potrzebne. Co prawda, następnego dnia umierał wręcz, wyrzucając sobie ze
złością swoją słabą głowę, jednak mimo wszystko i tak czuł się o wiele lżejszy.
Jakby kamień spadł mu z serca. A przynajmniej jakaś jego część.
– Jesteś pewny, że na
pewno wszystko spakowałeś? – zwrócił się do chrześniaka, kierując się już w
stronę drzwi. Draco bez żadnego słowa podążył za nim, zaraz też – kiedy wyszli
na ścieżkę – zrównując z nim kroku.
– Pokłóciłeś się w
wujkiem J.? – Chłopak spojrzał katem oka na bruneta, a szczególnie na czerwone rumieńce
zdobiące policzki profesora. – Oczywiście, jeśli nie chcesz to nie musisz
niczego mi mówić. Po prostu chciałbym wiedzieć i w miarę możliwości ci jakoś
pomóc.
Severus bez słowa
objął nastolatka, opierając brodę na jego głowie, by w następnej chwili za
pomocą świstoklika przenieść się do całkowicie innego miejsca.
Draco odsunął się
zszokowany, rozglądając się z rosnącym podziwem na boki. Odkąd zaczął
uczęszczać do Hogwartu, w czasie wakacji jedynie gdzie wyjeżdżał to do dziadka,
na koncerty brata, lub na zakupy. Tyle lat nie był już nad morzem.
– Zostaniemy tu przez
jakieś dwa dni. Czeka mnie tu spotkanie z pewnym rosyjskim botanikiem, jaki
rzekomo przygotował dla mnie interesujące mnie rośliny. – Mówiąc to, rozpiął
odrobinę kilka guzików koszuli, po czym chwytając delikatnie chrześniaka za
nadgarstek, pociągnął go lekko w kierunku wyjściu z plaży.
– Gdzie my w ogóle
jesteśmy? – mruknął cicho, bez protestu pozwalając ciągnąć się wujowi. To, że
spotyka się z jakimś Rosjaninem, nie znaczyło przecież, że musieli być w jego
ojczystym kraju. Równie dobrze mogli być we Włoszech, w Niemczech, czy gdzieś w
przybrzeżnych rejonach USA.
– W Polsce, w
miasteczku, które nazywa się bodajże Dźwirzyno. Nie powiem, dziwna nazwa, ale
cóż poradzić. – Severus wzruszył ramionami, zatrzymując się na chwilę i
przyglądając krytycznie blondynowi. – Na szczęście wśród mugoli nie będziesz
się aż tak zbytnio wyróżniał. Najwyżej pomyślą, że jesteś jakimś sobie
chłopaczkiem z zamożniejszej rodziny.
– Jakby to nie było
prawdą. – Uśmiechnął się, mówiąc te słowa. Severus odpowiadając takim samym
gestem wydawał się teraz jakby zapominać o własnym problemie, a o to właśnie
blondynowi chodziło.
– Niemniej jednak
musimy zawsze uważać ze swoimi przyzwyczajeniami – odparł mężczyzna, kiedy
wyszli z dróżki na chodnik i zaczęli zmierzać w kierunku znajdującej się
najbliżej taksówki. Jego chrześniak w tym czasie dyskretnie rozglądał się na
boki, obserwując wszelkie rzeczy, które wyszły spod rąk mugoli. – Wykupiłem już
wczoraj dla nas nocleg w trzygwiazdkowym hotelu w Kołobrzegu, znajdującym się w
dość bliskiej odległości od plaży. Przez dwa dni będziemy mogli pozwiedzać
trochę miasto, oraz pobliskie mu
atrakcje. Potem pociągiem pojedziemy do Koszalina, gdzie spotkamy się z Nikołajem.
– Przystanął koło czarnego pojazdu, otwierając drzwi przed Draconem i
kiwnięciem głowy zmuszając go, by wszedł pierwszy, co ten niepewnie uczynił.
Zaraz potem i on wsiadł do samochodu, podając jeszcze kierowcy adres.
Draco musiał stwierdzić
w duchu, że Polacy mieli naprawdę całkowicie inny język niż Anglicy. A do tego
ten akcent. Niby nic takiego, jednak on od razu wyłapywał różnice w wymowie i
wypowiadaniu poszczególnych słówek. Tym bardziej, gdy mógł słuchać Polaka i
jego wuja mówiącego w języku polskim.
– Nie wiedziałem, że
znasz ten język – zagadnął do niego nieśmiało, przez co tylko upewnił kierowcę,
że ma do czynienia z obcokrajowcami.
– To nic takiego. –
Mężczyzna wzruszył ramionami. – W tym kraju mieszka kilka osób, które regularnie
przysyłały mi przez ponad dziesięć lat składniki do różnych eliksirów. Każdy
przed taki okres czasu zdążyłby nauczyć się co nieco.
– Cóż, pewnie masz
rację. – Przytaknął cicho chłopak, przyglądając się twarzy chrzestnego. Teraz
jeszcze wyraźniej odznaczał się smutek w jego oczach. – Wszystko będzie dobrze.
– Co…? – Brunet
spojrzał na niego z niezrozumieniem.
– Wujek J. z pewnością
niedługo się pojawi i przeprosi cię za swoje głupie zachowanie. Kto jak kto,
ale on kocha cię najbardziej na świecie – oznajmił, uśmiechając się nieśmiało i
zupełnie jak za dawnych lat. – Dlatego nie musisz się smucić, tylko poczekaj
chwilę, aż wujek się odezwie.
Severus pokręcił lekko
głową. Szkoda, że w oczach dzieci wszystko wydawało się takie proste, podczas
gdy on widział tylko same przeszkody do pokonania.
– Tylko, że to nie on
zawinił, a ja. Przeszedłem samego siebie. – Przymknął na chwilę oczy,
przypominając sobie spojrzenie jego byłego kochanka, kiedy tylko powiedział mu
całą prawdę. Te pełne niedowierzania i bólu spojrzenie, które przerodziło się w
czystą złość.
– Opowiesz mi wszystko
jak już rozsiądziemy się w hotelu…? – Draco posłał mu niepewne spojrzenie, po
czym uśmiechnął się blado, kiedy dojrzał jak ten lekko kiwa głową.
~*~
Harry zaśmiał się
cicho, siadając na kanapie obok ojca i podając mu miskę z popcornem. Oglądali
właśnie jakąś starą komedię, którą James wypożyczył w znajdującej się niedaleko
wypożyczalni. Mimo swoich lat, film był naprawdę dobry, a i w dalszych ciągu
wszystkie teksty były bardzo zabawne.
– Ten cały Nelson jest
niemożliwy – mruknął mężczyzna, starając się nie wybuchnąć śmiechem w chwili,
gdy główny bohater tak łatwo dał się podpuścić pierwszej lepszej lasce. –
Rozumiem, że jest pierdołą… No, ale są tego jakieś granice.
– Tato, to tylko film i
to jeszcze taniej, amerykańskiej produkcji. Czegoś ty się spodziewał? – Harry
parsknął, widząc głębokie zamyślenie ojca, który bardzo się starał nie
roześmiać, chociaż już kąciki ust drgały niebezpiecznie.
Przez te kilka dni
zdążył już nauczyć się większości reakcji swojego taty na poszczególne
sytuacje. Tym bardziej miał świadomość, kiedy ten był sprawcą jakiegoś żartu.
Jak chociażby dzisiaj, gdy podczas jego kąpieli , spadło mu na głowę wiadro lodowatej
wody.
– Hmm… Czy ja wiem?
Chyba osoby, która staje się ofiarą żartów, ale jednocześnie stara się im
przeciwstawić. – Wziął garść popcornu i zaraz wpakował sobie większą część do
buzi. Harry natomiast z coraz większym rozbawieniem obserwował swojego rodzica.
– Jak chociażby za mojego czasu w szkole…
– Wtedy to twoją
ofiarą był profesor Snape. – Wciął się w słowa Jamesa, wywołując u niego
zaskoczone spojrzenie. – Słyszałem już co nieco na ten temat. Podobno nieźle mu
dokuczaliście z Syriuszem. Mimo sprzeciwów Remusa – dodał po krótkiej chwili. –
Dziwi mnie tylko, że mimo waszego wrogiego nastawienia w szkole, zgodził się
ugościć cię na te trzynaście lat. Ba, nawet chciał pośpieszyć z pomocą mi i
mamie. Nie wiem, czy ja sam mógłbym zdobyć się na coś takiego. Sam zapewne
cieszyłbym się, gdyby coś się stało tej głupiej Fretce.
– Mówiłem ci już, że
po szkole nasz stosunek do siebie powoli przestawał być wrogi – zaoponował
lekko mężczyzna. Nie chciał pokazać, że aż nadto zależy mu na Severusie. A
przynajmniej nie od razu. Musiał robić to powoli, stopniowo. – Z początku tylko
się tolerowaliśmy, potem udało nam się zamienić kilka normalnych słów, aż w
końcu zakopaliśmy nasz topór wojenny i postanowiliśmy dać sobie maleńką szansę.
– Chcesz powiedzieć
mi, że się zaprzyjaźniliście? Nie mogę w to uwierzyć! – krzyknął cicho, sam
dziwiąc się swoją reakcją. Mimo wszystko zdążył przekonać już się, że Snape nie
jest taką złą osobą. Chociażby sam fakt tego, że zabrał go od wujostwa był tego
przejawem.
Swoją drogą, ciekawe
co się z nim działo. Od czasu, gdy zaprowadził go do swego domu, nie pojawił
się im na oczy. Skrzatka natomiast mruknęła tylko, że jej pan wyszedł w ważnym
interesie. Kurcze, a tak chciał jakoś zamienić z nim kilka słów. Może
rzeczywiście Snape był całkowicie inną osobą, kiedy tylko nie znajdował się na
terenie szkoły.
– Och, przeżyłem z nim
trzynaście lat i naprawdę zdążyliśmy się w tym czasie zaprzyjaźnić. – Mężczyzna
uśmiechnął się lekko, patrząc przed siebie rozmarzonym wzrokiem. Harry jednak
nie dojrzał tego; sam usilnie wpatrując się w swoje dłonie.
– Wcześniej nie
potrafiłem wyobrazić sobie Snape’a jako dobrej osoby, teraz jednak powoli
zaczynam chyba zmieniać o nim zdanie – przyznał się cicho, skupiając tymi
słowami uwagę ojca na swojej osobie.
– To dobrze. Sev jest
naprawdę bardzo wartościowym kompanem – odparł James wstając z kanapy i
kierując się w stronę wyjścia z salonu. – Mruczko! Mruczynko! – krzyknął cicho,
przystając w progu, by zaraz obok niego miała się pojawić skrzatka.
– Tak, panie Potter? –
spytała cicho, omiatając go uważnym spojrzeniem. Mruczka może tego po sobie nie
pokazywała, ale była naprawdę inteligentna i potrafiła dojrzeć, kiedy jej pan
był w złym nastroju. Tak samo jak wiedziała, kiedy Potter odwiedzał jego
sypialnię, a potem robił mu różne rzeczy, przez które pan mimo jęków i westchnień
przyjemności, płakał, jak tylko ten niewdzięczny człowiek wracał do siebie.
Oczywiście, zdarzyło się to tylko parę razy i to tuż po jakichś kłótniach,
jednak mimo wszystko Mruczka nie lubiła już towarzystwa Pottera tak jak lubiła
to wcześniej.
Całkowicie inne zdanie
miała o jego dziecku. Potter junior był wręcz przeciwieństwem swego ojca. Może
nie wypowiadał się zbyt dobrze o panu, jednak w jego głosie słychać było szacunek
do pana, jakiego i starszy Potter powinien się uczyć.
– Nie wiesz może, kiedy
Severus wróci do domu?
Mruczka natychmiastowo
pokręciła głową, schylając się jeszcze w formie przeprosin.
– Mruczka nie wie. Pan
nie mówił Mruczce, gdzie się wybiera w sprawach służbowych. Mruczka myśli, że pan
wróci jednak najpóźniej w ciągu dwóch tygodni. – Skrzatka ponownie skłoniła się,
opuszczając zaraz pomieszczenie.
James westchnął tylko,
kręcąc głową i wracając do swojego syna. Usiadł zrezygnowany na kanapie, przez
chwilę sprawiając wrażenie, jakby sądził, że jest tu sam.
Tak bardzo chciał
porozmawiać teraz z brunetem. Miał ochotę powiedzieć mu wszystko co leżało mu
na wątrobie. Chciał też oznajmić mu, że dla niego nie ma to już znaczenia, po
czym chwycić go w swoje ramiona. Obdarowywałby pocałunkami jego policzki,
szczękę, aż w końcu wpiłby się w jego kuszące usta. Zębami od czasu do czasu
kąsałby jego wargi, by za chwilę językiem zacząć badać jego policzki, jak i
ocierać delikatnie o drugi mięsień, chociaż odrobinę zachęcając do wspólnej
pieszczoty.
Severus z pewnością
przez jakiś czas starałby się mu wyrwać, jednak kiedy tylko zacząłby gładzić go
przez materiał spodni, z pewnością wtedy by uległ. A on wykorzystałby ten czas
i powoli pobudzałby go tylko bardziej. Drażniąco poruszałby ręką, doprowadzając
go na skraj rozkoszy. Robiłby to tak długo, aż w końcu brunet nie zakwiliłby
cicho, prosząc go o więcej; o to, aby w końcu zagłębił się w jego ciele.
– Coś się stało? –
Głos syna wyrwał go z zamyśleń, przywracając go do rzeczywistości niczym kubeł
zimnej wody. Severusa nie było obok niego, a on czuł jak męskość ociera się nie
za wygodnie o materiał jeansów. – Wszystko w porządku, tato? Oooch… – wydusił
zaraz, rumieniąc się nieznacznie.
Widząc swojego
własnego ojca w takim stanie, jakoś nie było dla niego zbyt komfortową sprawą.
Zapewnie podobnie było z samym Jamesem, chociaż mężczyzna jakoś nie zdradzał po
sobie zdenerwowania. Nawet zamiast jakoś ukryć swój Mały Problem, ułożył się
tak na kanapie, aby było mu wygodniej; co też łączyło się z pokazaniem w
większej okazałości wzwodu.
– Wiem, że na to za
późno, ale chyba nadszedł czas na poważną rozmowę. – W oczach starszego Pottera
wręcz skakały wesołe iskierki. Mężczyzna wydawał się być naprawdę w swoim
żywiole, a potrzeba ulżenia sobie wydawała się być bardzo nikła, wręcz
niedostrzegalna (jeszcze) dla niego.
– A nie powinieneś
iść… – Przerwał, przełykając cicho ślinę. Ojciec mógł sobie być podniecony i
nic z tym nie robić; on jednak nie był do tego przyzwyczajony i prędzej
spaliłby się z wstydu, niż rozmawiał dalej z osobą, która zauważyłaby jego
stan. – …za potrzebą? – Dokończył koślawo, w ogóle nie wiedząc, co mógłby w tej
kwestii powiedzieć.
– Przestań, obydwoje
jesteśmy facetami, to całkowicie naturalne u nas. – James zaśmiał się głośno,
klepiąc syna po ramieniu. Wydawał się przy tym taki swobodny, jakby w ogóle to
nie on był właścicielem wzwodu uwięzionego w spodniach. – Sam pewnie miałeś
wiele takich sytuacji i zapewne jeszcze nie jeden raz spotka to ciebie, czy
mnie.
– No tak. Tylko, że
nigdy nie przytrafiało mi to się, kiedy byłem w czyjejś obecności – odparł
jakoś nieprzekonany argumentami taty. On sam nigdy nie znalazł się w podobnej
sytuacji, żeby podniecić w obecności czyjejś osoby. Co prawda, masturbował się
nieraz myśląc o jakiejś naprawdę ładnej dziewczynie, jak chociażby o Cho, za
którą wodził wzrokiem przez cały ten zwariowany rok. Jednak w chwili, gdy
wyznała mu, że od zawsze w głębi lubiła Cedrika, jego wtedy piękna wizja
przyszłości z dziewczyną zamieniła się w zgliszcza, a on pierwszy raz poczuł
się zdradzony.
Wtedy też od razu
przez głowę przeleciała mu myśl, że jest możliwość, że wszystkie dziewczyny tak
się zachowują. Dlatego też zaraz stwierdził, że w najbliższej przyszłości nie
zbliży się do żadnej panienki.
Jak widział po swoich
znajomych, co mają swoje drugie połówki, żaden chłopak nie bajerował innych
dziewczyn – co najwyżej czasem obejrzeli się za jakąś uczennicą, jednak była
część dziewczyn, które nie przejmowały się, czy chłopak jest w związku, czy one
same nie są przypadkiem. Spoufalały się i kokietowały ich. A facet jak wierny
piesek był cały czas posłuszny swojej miłości.
Facet jest o wiele
bardziej stały. Pewniejszy.
– Na pewno w żadnej? A
ta cała twoja Chinka. Nie podniecała cię jej sama obecność? – Mężczyzna przyjrzał
się uważniej Harry’emu, który zająknął się cicho, nie wiedząc co mógłby w tej
sytuacji odpowiedzieć. Zaraz też spuścił zażenowany głowę, bojąc się spojrzeć
ojcu w twarz. Nie chciał, by ten widząc jego reakcję, mógł odkryć w jakiś
sposób odpowiedź na zadane pytanie. –
Harry…
– Możemy o tym nie
rozmawiać? – poprosił cicho, chcąc uniknąć tego jakże delikatnego tematu. Znał
się z nim dopiero jakiś tydzień i mimo wszystko jeszcze nie był gotów, aby
poruszać takie strefy rozmów.
– Och, czyli jednak. –
Brunet zaśmiał się zadowolony, kręcąc
lekko głową. – No, ale dobrze. Nie rozmawiajmy już o tym. Widzę, że to jest dla
ciebie sprawa zbyt intymna.
Harry nic nie
odpowiedział, siedząc dalej ze wzrokiem utkwionym w podłogę. Jego ojciec był za
bezpośredni, a to go naprawdę zarazem fascynowało (przecież to wiązało się
trochę z tym, że nie bał się powiedzieć swego zdania na głos), jak i żenowało.
– Idę za potrzebą. Tak
to przecież określiłeś, prawda? – Mężczyzna uśmiechnął się tylko i już bez
słowa opuścił pomieszczenie, by skierować się do toalety.
Harry natomiast wstał
z kanapy, na której nie poruszył do czasu wyjścia ojca z salonu, po czym udał
się na korytarz, a z niego skierował się schodami ku górze. Mieszkanie Snape’a
mimo wszystko było bardzo przytulne, a skrzatka niezwykle miła i skora do
pomocy. Naprawdę spodziewał się z początku, że Mruczka będzie podobna do tego
skrzata z Grimmauld Place 12.
Joj kolejna część Obliviate i jak zawsze genialna <33
OdpowiedzUsuńZ niecierpliwością czekam na Vampire Bridegroom *u*
Posyłam całuski i ściskam gorąco ;*
Witam,
OdpowiedzUsuńdroga autorko bardzo się cieszę z Twojego powrotu tutaj, cóż dawano sama nie zaglądałam tutaj ze względu na bardzo ograniczony czas, ale teraz postanowiłam, ze zacznę czytać (no będzie może szło mi to wolno) ale postanowiłam także, że zacznę czytać wszyskie teksty od początku, bo za wiele to nie pamiętam już co i jak, jak i to co czytałam, a co nie.....
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Daj kolejny rozdział, proszę, proszę, proszę, proszę! *.*
OdpowiedzUsuń