sobota, 30 maja 2015

Obliviate - 5

Cześć, pszczółeczki moje! <3
Co tam słychać w wielkim świecie?
Ja muszę przyznać, że żyje mi się całkiem nieźle, chociaż do rodziców troszkę mam daleko, no i studia dają mi delikatnie po dupie. Ale jakoś trzeba sobie radzić, no nie?
Dzisiaj daję wam coś z HP, następnym razem postaram się wrzucić rozdział z VK, nad którym już w tej chwili pracuję :)

~ \\ * // ~



Severus spojrzał na swojego chrześniaka z uśmiechem, kiedy ten właśnie żegnał się ze swoją matką. Narcyza od czasu tamtego feralnego dnia, miała wręcz manię na temat bezpieczeństwa swoich pociech, a już szczególną na punkcie Dracona.
– Pamiętaj, że w razie kłopotów masz się niezwłocznie przenieść świstoklikiem do rezydencji – mruknęła kobieta, tuląc do siebie mocniej najmłodszego syna. Zaraz jednak odsunęła się delikatnie od niego, by podejść do Severusa i jego też przygarnąć w swoje drobne, lecz silne ramiona. – To samo tyczy się ciebie, Sevvy. Dla mnie i Lucjusza jesteś jak ukochany młodszy brat i nam obojgu zależy również na twoim bezpieczeństwu.
– Dziękuje ci, Narcyzo. Twe słowa mają dla mnie naprawdę wielkie znaczenie. – Mężczyzna uśmiechnął się blado, odsuwając ją od siebie nieznacznie i delikatnie. Nie miał w planach robić jej przykrości. Tym bardziej nie po tym, co mu sama przed chwilą powiedziała.
Zwrócił się jeszcze w stronę Lucjusza, kiwając mu lekko głową z wdzięcznością. Tym bardziej po tym co mężczyzna robił dla niego od przeszło trzech dni.
Po tym jak zjawił się w rezydencji i blondyn odkrył prawdziwy powód jego dość nagłej ochoty na wyjazd z Draconem, z początku nie miał ochoty na żadne większe zwierzenia. Wystarczyło mu już, że w żaden sposób nie zaprzeczył, a tylko swoim zachowaniem potwierdził przypuszczenia Malfoya seniora. Potem jednak był mu wdzięczny, kiedy ten zaprowadził go do barku i wyciągnął butelkę Johnny Walkera. Przy pierwszej i drugiej kolejce zachowywał się dość sztywno, ale potem poszło jak z płatka. Wyżalił się jaki to świat jest zły i jak on zawsze musi wyjść na tego najgorszego i najbardziej nikczemnego. Powiedział też nawet o wszystkich swoich obawach.
To naprawdę było mu bardzo potrzebne. Co prawda, następnego dnia umierał wręcz, wyrzucając sobie ze złością swoją słabą głowę, jednak mimo wszystko i tak czuł się o wiele lżejszy. Jakby kamień spadł mu z serca. A przynajmniej jakaś jego część.
– Jesteś pewny, że na pewno wszystko spakowałeś? – zwrócił się do chrześniaka, kierując się już w stronę drzwi. Draco bez żadnego słowa podążył za nim, zaraz też – kiedy wyszli na ścieżkę – zrównując z nim kroku.
– Pokłóciłeś się w wujkiem J.? – Chłopak spojrzał katem oka na bruneta, a szczególnie na czerwone rumieńce zdobiące policzki profesora. – Oczywiście, jeśli nie chcesz to nie musisz niczego mi mówić. Po prostu chciałbym wiedzieć i w miarę możliwości ci jakoś pomóc.
Severus bez słowa objął nastolatka, opierając brodę na jego głowie, by w następnej chwili za pomocą świstoklika przenieść się do całkowicie innego miejsca.
Draco odsunął się zszokowany, rozglądając się z rosnącym podziwem na boki. Odkąd zaczął uczęszczać do Hogwartu, w czasie wakacji jedynie gdzie wyjeżdżał to do dziadka, na koncerty brata, lub na zakupy. Tyle lat nie był już nad morzem.
– Zostaniemy tu przez jakieś dwa dni. Czeka mnie tu spotkanie z pewnym rosyjskim botanikiem, jaki rzekomo przygotował dla mnie interesujące mnie rośliny. – Mówiąc to, rozpiął odrobinę kilka guzików koszuli, po czym chwytając delikatnie chrześniaka za nadgarstek, pociągnął go lekko w kierunku wyjściu z plaży.
– Gdzie my w ogóle jesteśmy? – mruknął cicho, bez protestu pozwalając ciągnąć się wujowi. To, że spotyka się z jakimś Rosjaninem, nie znaczyło przecież, że musieli być w jego ojczystym kraju. Równie dobrze mogli być we Włoszech, w Niemczech, czy gdzieś w przybrzeżnych rejonach USA.
– W Polsce, w miasteczku, które nazywa się bodajże Dźwirzyno. Nie powiem, dziwna nazwa, ale cóż poradzić. – Severus wzruszył ramionami, zatrzymując się na chwilę i przyglądając krytycznie blondynowi. – Na szczęście wśród mugoli nie będziesz się aż tak zbytnio wyróżniał. Najwyżej pomyślą, że jesteś jakimś sobie chłopaczkiem z zamożniejszej rodziny.
– Jakby to nie było prawdą. – Uśmiechnął się, mówiąc te słowa. Severus odpowiadając takim samym gestem wydawał się teraz jakby zapominać o własnym problemie, a o to właśnie blondynowi chodziło.
– Niemniej jednak musimy zawsze uważać ze swoimi przyzwyczajeniami – odparł mężczyzna, kiedy wyszli z dróżki na chodnik i zaczęli zmierzać w kierunku znajdującej się najbliżej taksówki. Jego chrześniak w tym czasie dyskretnie rozglądał się na boki, obserwując wszelkie rzeczy, które wyszły spod rąk mugoli. – Wykupiłem już wczoraj dla nas nocleg w trzygwiazdkowym hotelu w Kołobrzegu, znajdującym się w dość bliskiej odległości od plaży. Przez dwa dni będziemy mogli pozwiedzać trochę  miasto, oraz pobliskie mu atrakcje. Potem pociągiem pojedziemy do Koszalina, gdzie spotkamy się z Nikołajem. – Przystanął koło czarnego pojazdu, otwierając drzwi przed Draconem i kiwnięciem głowy zmuszając go, by wszedł pierwszy, co ten niepewnie uczynił. Zaraz potem i on wsiadł do samochodu, podając jeszcze kierowcy adres.
Draco musiał stwierdzić w duchu, że Polacy mieli naprawdę całkowicie inny język niż Anglicy. A do tego ten akcent. Niby nic takiego, jednak on od razu wyłapywał różnice w wymowie i wypowiadaniu poszczególnych słówek. Tym bardziej, gdy mógł słuchać Polaka i jego wuja mówiącego w języku polskim.
– Nie wiedziałem, że znasz ten język – zagadnął do niego nieśmiało, przez co tylko upewnił kierowcę, że ma do czynienia z obcokrajowcami.
– To nic takiego. – Mężczyzna wzruszył ramionami. – W tym kraju mieszka kilka osób, które regularnie przysyłały mi przez ponad dziesięć lat składniki do różnych eliksirów. Każdy przed taki okres czasu zdążyłby nauczyć się co nieco.
– Cóż, pewnie masz rację. – Przytaknął cicho chłopak, przyglądając się twarzy chrzestnego. Teraz jeszcze wyraźniej odznaczał się smutek w jego oczach. – Wszystko będzie dobrze.
– Co…? – Brunet spojrzał na niego z niezrozumieniem.
– Wujek J. z pewnością niedługo się pojawi i przeprosi cię za swoje głupie zachowanie. Kto jak kto, ale on kocha cię najbardziej na świecie – oznajmił, uśmiechając się nieśmiało i zupełnie jak za dawnych lat. – Dlatego nie musisz się smucić, tylko poczekaj chwilę, aż wujek się odezwie.
Severus pokręcił lekko głową. Szkoda, że w oczach dzieci wszystko wydawało się takie proste, podczas gdy on widział tylko same przeszkody do pokonania.
– Tylko, że to nie on zawinił, a ja. Przeszedłem samego siebie. – Przymknął na chwilę oczy, przypominając sobie spojrzenie jego byłego kochanka, kiedy tylko powiedział mu całą prawdę. Te pełne niedowierzania i bólu spojrzenie, które przerodziło się w czystą złość.
– Opowiesz mi wszystko jak już rozsiądziemy się w hotelu…? – Draco posłał mu niepewne spojrzenie, po czym uśmiechnął się blado, kiedy dojrzał jak ten lekko kiwa głową.

~*~

Harry zaśmiał się cicho, siadając na kanapie obok ojca i podając mu miskę z popcornem. Oglądali właśnie jakąś starą komedię, którą James wypożyczył w znajdującej się niedaleko wypożyczalni. Mimo swoich lat, film był naprawdę dobry, a i w dalszych ciągu wszystkie teksty były bardzo zabawne.
– Ten cały Nelson jest niemożliwy – mruknął mężczyzna, starając się nie wybuchnąć śmiechem w chwili, gdy główny bohater tak łatwo dał się podpuścić pierwszej lepszej lasce. – Rozumiem, że jest pierdołą… No, ale są tego jakieś granice.
– Tato, to tylko film i to jeszcze taniej, amerykańskiej produkcji. Czegoś ty się spodziewał? – Harry parsknął, widząc głębokie zamyślenie ojca, który bardzo się starał nie roześmiać, chociaż już kąciki ust drgały niebezpiecznie.
Przez te kilka dni zdążył już nauczyć się większości reakcji swojego taty na poszczególne sytuacje. Tym bardziej miał świadomość, kiedy ten był sprawcą jakiegoś żartu. Jak chociażby dzisiaj, gdy podczas jego kąpieli , spadło mu na głowę wiadro lodowatej wody.
– Hmm… Czy ja wiem? Chyba osoby, która staje się ofiarą żartów, ale jednocześnie stara się im przeciwstawić. – Wziął garść popcornu i zaraz wpakował sobie większą część do buzi. Harry natomiast z coraz większym rozbawieniem obserwował swojego rodzica. – Jak chociażby za mojego czasu w szkole…
– Wtedy to twoją ofiarą był profesor Snape. – Wciął się w słowa Jamesa, wywołując u niego zaskoczone spojrzenie. – Słyszałem już co nieco na ten temat. Podobno nieźle mu dokuczaliście z Syriuszem. Mimo sprzeciwów Remusa – dodał po krótkiej chwili. – Dziwi mnie tylko, że mimo waszego wrogiego nastawienia w szkole, zgodził się ugościć cię na te trzynaście lat. Ba, nawet chciał pośpieszyć z pomocą mi i mamie. Nie wiem, czy ja sam mógłbym zdobyć się na coś takiego. Sam zapewne cieszyłbym się, gdyby coś się stało tej głupiej Fretce.
– Mówiłem ci już, że po szkole nasz stosunek do siebie powoli przestawał być wrogi – zaoponował lekko mężczyzna. Nie chciał pokazać, że aż nadto zależy mu na Severusie. A przynajmniej nie od razu. Musiał robić to powoli, stopniowo. – Z początku tylko się tolerowaliśmy, potem udało nam się zamienić kilka normalnych słów, aż w końcu zakopaliśmy nasz topór wojenny i postanowiliśmy dać sobie maleńką szansę.
– Chcesz powiedzieć mi, że się zaprzyjaźniliście? Nie mogę w to uwierzyć! – krzyknął cicho, sam dziwiąc się swoją reakcją. Mimo wszystko zdążył przekonać już się, że Snape nie jest taką złą osobą. Chociażby sam fakt tego, że zabrał go od wujostwa był tego przejawem.
Swoją drogą, ciekawe co się z nim działo. Od czasu, gdy zaprowadził go do swego domu, nie pojawił się im na oczy. Skrzatka natomiast mruknęła tylko, że jej pan wyszedł w ważnym interesie. Kurcze, a tak chciał jakoś zamienić z nim kilka słów. Może rzeczywiście Snape był całkowicie inną osobą, kiedy tylko nie znajdował się na terenie szkoły.
– Och, przeżyłem z nim trzynaście lat i naprawdę zdążyliśmy się w tym czasie zaprzyjaźnić. – Mężczyzna uśmiechnął się lekko, patrząc przed siebie rozmarzonym wzrokiem. Harry jednak nie dojrzał tego; sam usilnie wpatrując się w swoje dłonie.
– Wcześniej nie potrafiłem wyobrazić sobie Snape’a jako dobrej osoby, teraz jednak powoli zaczynam chyba zmieniać o nim zdanie – przyznał się cicho, skupiając tymi słowami uwagę ojca na swojej osobie.
– To dobrze. Sev jest naprawdę bardzo wartościowym kompanem – odparł James wstając z kanapy i kierując się w stronę wyjścia z salonu. – Mruczko! Mruczynko! – krzyknął cicho, przystając w progu, by zaraz obok niego miała się pojawić skrzatka.
– Tak, panie Potter? – spytała cicho, omiatając go uważnym spojrzeniem. Mruczka może tego po sobie nie pokazywała, ale była naprawdę inteligentna i potrafiła dojrzeć, kiedy jej pan był w złym nastroju. Tak samo jak wiedziała, kiedy Potter odwiedzał jego sypialnię, a potem robił mu różne rzeczy, przez które pan mimo jęków i westchnień przyjemności, płakał, jak tylko ten niewdzięczny człowiek wracał do siebie. Oczywiście, zdarzyło się to tylko parę razy i to tuż po jakichś kłótniach, jednak mimo wszystko Mruczka nie lubiła już towarzystwa Pottera tak jak lubiła to wcześniej.
Całkowicie inne zdanie miała o jego dziecku. Potter junior był wręcz przeciwieństwem swego ojca. Może nie wypowiadał się zbyt dobrze o panu, jednak w jego głosie słychać było szacunek do pana, jakiego i starszy Potter powinien się uczyć.
– Nie wiesz może, kiedy Severus wróci do domu?
Mruczka natychmiastowo pokręciła głową, schylając się jeszcze w formie przeprosin.
– Mruczka nie wie. Pan nie mówił Mruczce, gdzie się wybiera w sprawach służbowych. Mruczka myśli, że pan wróci jednak najpóźniej w ciągu dwóch tygodni. – Skrzatka ponownie skłoniła się, opuszczając zaraz pomieszczenie.
James westchnął tylko, kręcąc głową i wracając do swojego syna. Usiadł zrezygnowany na kanapie, przez chwilę sprawiając wrażenie, jakby sądził, że jest tu sam.
Tak bardzo chciał porozmawiać teraz z brunetem. Miał ochotę powiedzieć mu wszystko co leżało mu na wątrobie. Chciał też oznajmić mu, że dla niego nie ma to już znaczenia, po czym chwycić go w swoje ramiona. Obdarowywałby pocałunkami jego policzki, szczękę, aż w końcu wpiłby się w jego kuszące usta. Zębami od czasu do czasu kąsałby jego wargi, by za chwilę językiem zacząć badać jego policzki, jak i ocierać delikatnie o drugi mięsień, chociaż odrobinę zachęcając do wspólnej pieszczoty.
Severus z pewnością przez jakiś czas starałby się mu wyrwać, jednak kiedy tylko zacząłby gładzić go przez materiał spodni, z pewnością wtedy by uległ. A on wykorzystałby ten czas i powoli pobudzałby go tylko bardziej. Drażniąco poruszałby ręką, doprowadzając go na skraj rozkoszy. Robiłby to tak długo, aż w końcu brunet nie zakwiliłby cicho, prosząc go o więcej; o to, aby w końcu zagłębił się w jego ciele.
– Coś się stało? – Głos syna wyrwał go z zamyśleń, przywracając go do rzeczywistości niczym kubeł zimnej wody. Severusa nie było obok niego, a on czuł jak męskość ociera się nie za wygodnie o materiał jeansów. – Wszystko w porządku, tato? Oooch… – wydusił zaraz, rumieniąc się nieznacznie.
Widząc swojego własnego ojca w takim stanie, jakoś nie było dla niego zbyt komfortową sprawą. Zapewnie podobnie było z samym Jamesem, chociaż mężczyzna jakoś nie zdradzał po sobie zdenerwowania. Nawet zamiast jakoś ukryć swój Mały Problem, ułożył się tak na kanapie, aby było mu wygodniej; co też łączyło się z pokazaniem w większej okazałości wzwodu.
– Wiem, że na to za późno, ale chyba nadszedł czas na poważną rozmowę. – W oczach starszego Pottera wręcz skakały wesołe iskierki. Mężczyzna wydawał się być naprawdę w swoim żywiole, a potrzeba ulżenia sobie wydawała się być bardzo nikła, wręcz niedostrzegalna (jeszcze) dla niego.
– A nie powinieneś iść… – Przerwał, przełykając cicho ślinę. Ojciec mógł sobie być podniecony i nic z tym nie robić; on jednak nie był do tego przyzwyczajony i prędzej spaliłby się z wstydu, niż rozmawiał dalej z osobą, która zauważyłaby jego stan. – …za potrzebą? – Dokończył koślawo, w ogóle nie wiedząc, co mógłby w tej kwestii powiedzieć.
– Przestań, obydwoje jesteśmy facetami, to całkowicie naturalne u nas. – James zaśmiał się głośno, klepiąc syna po ramieniu. Wydawał się przy tym taki swobodny, jakby w ogóle to nie on był właścicielem wzwodu uwięzionego w spodniach. – Sam pewnie miałeś wiele takich sytuacji i zapewne jeszcze nie jeden raz spotka to ciebie, czy mnie.
– No tak. Tylko, że nigdy nie przytrafiało mi to się, kiedy byłem w czyjejś obecności – odparł jakoś nieprzekonany argumentami taty. On sam nigdy nie znalazł się w podobnej sytuacji, żeby podniecić w obecności czyjejś osoby. Co prawda, masturbował się nieraz myśląc o jakiejś naprawdę ładnej dziewczynie, jak chociażby o Cho, za którą wodził wzrokiem przez cały ten zwariowany rok. Jednak w chwili, gdy wyznała mu, że od zawsze w głębi lubiła Cedrika, jego wtedy piękna wizja przyszłości z dziewczyną zamieniła się w zgliszcza, a on pierwszy raz poczuł się zdradzony.
Wtedy też od razu przez głowę przeleciała mu myśl, że jest możliwość, że wszystkie dziewczyny tak się zachowują. Dlatego też zaraz stwierdził, że w najbliższej przyszłości nie zbliży się do żadnej panienki.
Jak widział po swoich znajomych, co mają swoje drugie połówki, żaden chłopak nie bajerował innych dziewczyn – co najwyżej czasem obejrzeli się za jakąś uczennicą, jednak była część dziewczyn, które nie przejmowały się, czy chłopak jest w związku, czy one same nie są przypadkiem. Spoufalały się i kokietowały ich. A facet jak wierny piesek był cały czas posłuszny swojej miłości.
Facet jest o wiele bardziej stały. Pewniejszy.
– Na pewno w żadnej? A ta cała twoja Chinka. Nie podniecała cię jej sama obecność? – Mężczyzna przyjrzał się uważniej Harry’emu, który zająknął się cicho, nie wiedząc co mógłby w tej sytuacji odpowiedzieć. Zaraz też spuścił zażenowany głowę, bojąc się spojrzeć ojcu w twarz. Nie chciał, by ten widząc jego reakcję, mógł odkryć w jakiś sposób odpowiedź na zadane pytanie.  – Harry…
– Możemy o tym nie rozmawiać? – poprosił cicho, chcąc uniknąć tego jakże delikatnego tematu. Znał się z nim dopiero jakiś tydzień i mimo wszystko jeszcze nie był gotów, aby poruszać takie strefy rozmów.
– Och, czyli jednak. – Brunet zaśmiał się zadowolony,  kręcąc lekko głową. – No, ale dobrze. Nie rozmawiajmy już o tym. Widzę, że to jest dla ciebie sprawa zbyt intymna.
Harry nic nie odpowiedział, siedząc dalej ze wzrokiem utkwionym w podłogę. Jego ojciec był za bezpośredni, a to go naprawdę zarazem fascynowało (przecież to wiązało się trochę z tym, że nie bał się powiedzieć swego zdania na głos), jak i żenowało.
– Idę za potrzebą. Tak to przecież określiłeś, prawda? – Mężczyzna uśmiechnął się tylko i już bez słowa opuścił pomieszczenie, by skierować się do toalety.
Harry natomiast wstał z kanapy, na której nie poruszył do czasu wyjścia ojca z salonu, po czym udał się na korytarz, a z niego skierował się schodami ku górze. Mieszkanie Snape’a mimo wszystko było bardzo przytulne, a skrzatka niezwykle miła i skora do pomocy. Naprawdę spodziewał się z początku, że Mruczka będzie podobna do tego skrzata z Grimmauld Place 12.

3 komentarze:

  1. Joj kolejna część Obliviate i jak zawsze genialna <33
    Z niecierpliwością czekam na Vampire Bridegroom *u*
    Posyłam całuski i ściskam gorąco ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Witam,
    droga autorko bardzo się cieszę z Twojego powrotu tutaj, cóż dawano sama nie zaglądałam tutaj ze względu na bardzo ograniczony czas, ale teraz postanowiłam, ze zacznę czytać (no będzie może szło mi to wolno) ale postanowiłam także, że zacznę czytać wszyskie teksty od początku, bo za wiele to nie pamiętam już co i jak, jak i to co czytałam, a co nie.....
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  3. Daj kolejny rozdział, proszę, proszę, proszę, proszę! *.*

    OdpowiedzUsuń