sobota, 25 maja 2013

Anielski Niewolnik - 21



Chłopak opadł bezwładnie w ramiona Lou, który wyglądał na przerażonego jego stanem. Chwycił go mocniej siadając razem z nim na ziemi.
- Spokojnie, nic mu nie będzie. Teraz tylko przypomina sobie zmienione wspomnienia. – Widocznie brunet starał się uspokoić dziewiętnastolatka, co jednak i tak nie przyniosło żądanych przez niego efektów.
- Co tu się do diabła dzieje!? – krzyknął w końcu, a wszyscy spojrzeli w jego kierunku. Zack zwabiony hałasami wyjrzał do nich, a widząc kochanka swojego pana nieprzytomnego, natychmiast  do niego podszedł, sprawdzając jego stan. Zdążył się już dowiedzieć od pewnej osoby, o tym co zaszło, gdy tamci byli sami, pełniąc role gospodarzy.
- Zamilcz – powiedział blondyn, wydobywając miecz z pochwy. – Nic nie rozumiesz. Ta sprawa nie dotyczy ciebie.
- Mylisz się, braciszku. Teraz dotyczy ich wszystkich. – Brunet wyprostował się, patrząc na niego z wyższością. – Aura ostatnimi czasu zamieszkiwał ich dom. Stał się ich przyjacielem… – Wskazał na dziewczynkę i lokaja. – …wybawicielem… – Na pana domu, na którego Suna spojrzał dziwnym wzrokiem. Domyślał się, co jego młodszy braciszek miał przez to na myśli. – …a nawet kochankiem. – W tym momencie spojrzał wymownie na Lou, który to patrzył na niego zabójczo.
- Ojcze, kim oni są? – Madeline przytuliła się bardziej do boku ojca, jednocześnie wskazując na braci. – Tego blondyna, to nam przedstawiałeś, jednak o drugim nic nie mówiłeś. I co oni przed nami ukrywają?
- Made…
- Nie powiedział wam nic? – Wciął mu się w słowa, Amaru. – Cloud, co z ciebie za ojciec? Nie powiesz nawet swoim dzieciom, że masz przyjaciela, byłego kochanka, anioła? No co za egoistyczność. I ty się dziwisz, że twój syn objawia się tym samym?
- Amaru! – Suna warknął ostrzegająco na brata, robiąc krok ku niemu. Nie chciał, by tajemnica została ot tak wyjawiona.
- Anioł? – Dziewczynka spojrzała zdziwiona na długowłosego blondyna.
- Kochanek? – Jej brata widocznie bardziej zainteresowała ta wiadomość.
- Tak… – Niechętnie, ale przyznał się do tego ich ojciec.
- Ooo! I tak trzeba było od razu, a nie… – Brunet spojrzał na brata kątem oka. Widząc go tak blisko siebie, odskoczył w górę, zawisając tam na dobry moment. Para czarnych skrzydeł, o złotych refleksach wychodziła spod jego łopatek, gdy ten machając mocniej skrzydłami, uniósł się jeszcze wyżej.
- Nie – stęknął patrząc na brata, z niemą pretensją. Teraz tym bardziej, nie będzie miał jak zaprzeczyć zarzutom, chociaż z drugiej strony Cloud i tak wszystko potwierdził.
Sam też pozwolił sobie rozprostować swoje skrzydła. Białe pióra, podobnie jak jego brata miały gdzieniegdzie złotawe przebłyski, które lśniły pod wpływem światła.
- W takim razie… tamte skrzydła… – Lokaj spojrzał na wykrzywioną w bólu twarz chłopaka.
- Tak, należały do Aury – upewnił go Suna, wzbijając się w powietrze i atakując czarnoskrzydłego anioła, który wydał z siebie cichy krzyk zaskoczenia, cudem omijając jego ostrze.
- To jest poniżej pasa! A myślałem, że wolisz grać czysto! – Uśmiechnął się cwanie, tym razem już bez problemów omijając jego ataków. Wyciągnął rękę ku górze, a w niej zaraz zmaterializował się miecz o czarnej klindze i czerwono-czarnym ostrzu. Zaraz odparował świetnie jego cios, sam natychmiast kontratakując.
Wyglądało to wielce zjawiskowo; dwaj skrzydlaci młodzieńcy wymieniający się co rusz ciosami. Przy tym latali co chwilę w jakimś kierunku parę metrów, by zawisnąć tam, gdy któryś odparowywał atak.
- I czego milczysz? – krzyknął, odlatując od niego na sporą odległość. Szybko omiótł wzrokiem otoczenie, szczególnie spoglądając w kierunku Aury. Zgodnie z jego obliczeniami, dzieciak powinien niedługo się obudzić.
- Po prostu brak mi słów do ciebie, zdrajco! – Znów ponowił swój atak.
- A ty myślisz, że czyja to wina?! – wręcz zawarczał, gdy chwilę siłowali się mieczami.
- O co ci chodzi? – włożył więcej siły w swój atak, w końcu odpychając go.
- Zrobiłem to, byś zwrócił w końcu na mnie uwagę! – stęknął wręcz, nie zauważając ciosu i dając się zranić. Ostrze przeszyło jego klatkę piersiową, a ten kaszlnął krwią. Suna słysząc jego słowa, oraz po tym co zrobił otworzył szerzej oczy, przez chwilę nie wykonując żadnego ruchu.
- Amaru! – krzyknął wystraszony, chwytając go w pasie, jednocześnie starając się nie naruszyć miecza, jaki cały czas tkwił w jego ciele. – Spokojnie, trzymaj się. Wszystko będzie dobrze. – powtarzał do niego, lądując z nim na ziemi. – Cloud, wezwij kogoś, błagam! – zwrócił się do mężczyzny, który bez słowa ciągnąc ze sobą córkę, pobiegł w kierunku domu, po osobistego lekarza. Suna w tej chwili dziękował wszystkim bóstwom, iż mężczyzna nie zrezygnował z tego pracownika, mimo jego częstym namowom.
- Nie trzeba – wychrypiał cicho, po czym chwycił miecz i zaczął go wyciągać.
- Zwariowałeś? – przytrzymał jego dłoń. Nie zwrócił uwagi, na mruknięcie wybudzającego się Aury. Teraz nic się nie liczyło. Był tylko on i jego brat. Zraniony przez niego brat.

1 komentarz:

  1. Na znowu kcja przerwana w ciekawym momecie czekam na dalsza czesc i ide czytac dalsza czesc twoich opowiadan bo nie wszystkie przeczytalam bo czytam z 10-20 blogow na raz i ciagle nowe.
    ~Mayumi

    OdpowiedzUsuń