Chłopak
opadł bezwładnie w ramiona Lou, który wyglądał na przerażonego jego stanem.
Chwycił go mocniej siadając razem z nim na ziemi.
-
Spokojnie, nic mu nie będzie. Teraz tylko przypomina sobie zmienione
wspomnienia. – Widocznie brunet starał się uspokoić dziewiętnastolatka, co
jednak i tak nie przyniosło żądanych przez niego efektów.
-
Co tu się do diabła dzieje!? – krzyknął w końcu, a wszyscy spojrzeli w jego
kierunku. Zack zwabiony hałasami wyjrzał do nich, a widząc kochanka swojego
pana nieprzytomnego, natychmiast do
niego podszedł, sprawdzając jego stan. Zdążył się już dowiedzieć od pewnej
osoby, o tym co zaszło, gdy tamci byli sami, pełniąc role gospodarzy.
-
Zamilcz – powiedział blondyn, wydobywając miecz z pochwy. – Nic nie rozumiesz.
Ta sprawa nie dotyczy ciebie.
-
Mylisz się, braciszku. Teraz dotyczy ich wszystkich. – Brunet wyprostował się,
patrząc na niego z wyższością. – Aura ostatnimi czasu zamieszkiwał ich dom.
Stał się ich przyjacielem… – Wskazał na dziewczynkę i lokaja. – …wybawicielem…
– Na pana domu, na którego Suna spojrzał dziwnym wzrokiem. Domyślał się, co
jego młodszy braciszek miał przez to na myśli. – …a nawet kochankiem. – W tym
momencie spojrzał wymownie na Lou, który to patrzył na niego zabójczo.
-
Ojcze, kim oni są? – Madeline przytuliła się bardziej do boku ojca,
jednocześnie wskazując na braci. – Tego blondyna, to nam przedstawiałeś, jednak
o drugim nic nie mówiłeś. I co oni przed nami ukrywają?
-
Made…
-
Nie powiedział wam nic? – Wciął mu się w słowa, Amaru. – Cloud, co z ciebie za
ojciec? Nie powiesz nawet swoim dzieciom, że masz przyjaciela, byłego kochanka,
anioła? No co za egoistyczność. I ty się dziwisz, że twój syn objawia się tym
samym?
-
Amaru! – Suna warknął ostrzegająco na brata, robiąc krok ku niemu. Nie chciał,
by tajemnica została ot tak wyjawiona.
-
Anioł? – Dziewczynka spojrzała zdziwiona na długowłosego blondyna.
-
Kochanek? – Jej brata widocznie bardziej zainteresowała ta wiadomość.
-
Tak… – Niechętnie, ale przyznał się do tego ich ojciec.
-
Ooo! I tak trzeba było od razu, a nie… – Brunet spojrzał na brata kątem oka.
Widząc go tak blisko siebie, odskoczył w górę, zawisając tam na dobry moment.
Para czarnych skrzydeł, o złotych refleksach wychodziła spod jego łopatek, gdy
ten machając mocniej skrzydłami, uniósł się jeszcze wyżej.
-
Nie – stęknął patrząc na brata, z niemą pretensją. Teraz tym bardziej, nie
będzie miał jak zaprzeczyć zarzutom, chociaż z drugiej strony Cloud i tak
wszystko potwierdził.
Sam
też pozwolił sobie rozprostować swoje skrzydła. Białe pióra, podobnie jak jego
brata miały gdzieniegdzie złotawe przebłyski, które lśniły pod wpływem światła.
-
W takim razie… tamte skrzydła… – Lokaj spojrzał na wykrzywioną w bólu twarz
chłopaka.
-
Tak, należały do Aury – upewnił go Suna, wzbijając się w powietrze i atakując
czarnoskrzydłego anioła, który wydał z siebie cichy krzyk zaskoczenia, cudem
omijając jego ostrze.
-
To jest poniżej pasa! A myślałem, że wolisz grać czysto! – Uśmiechnął się
cwanie, tym razem już bez problemów omijając jego ataków. Wyciągnął rękę ku
górze, a w niej zaraz zmaterializował się miecz o czarnej klindze i
czerwono-czarnym ostrzu. Zaraz odparował świetnie jego cios, sam natychmiast
kontratakując.
Wyglądało
to wielce zjawiskowo; dwaj skrzydlaci młodzieńcy wymieniający się co rusz
ciosami. Przy tym latali co chwilę w jakimś kierunku parę metrów, by zawisnąć
tam, gdy któryś odparowywał atak.
-
I czego milczysz? – krzyknął, odlatując od niego na sporą odległość. Szybko
omiótł wzrokiem otoczenie, szczególnie spoglądając w kierunku Aury. Zgodnie z
jego obliczeniami, dzieciak powinien niedługo się obudzić.
-
Po prostu brak mi słów do ciebie, zdrajco! – Znów ponowił swój atak.
-
A ty myślisz, że czyja to wina?! – wręcz zawarczał, gdy chwilę siłowali się
mieczami.
-
O co ci chodzi? – włożył więcej siły w swój atak, w końcu odpychając go.
-
Zrobiłem to, byś zwrócił w końcu na mnie uwagę! – stęknął wręcz, nie zauważając
ciosu i dając się zranić. Ostrze przeszyło jego klatkę piersiową, a ten
kaszlnął krwią. Suna słysząc jego słowa, oraz po tym co zrobił otworzył szerzej
oczy, przez chwilę nie wykonując żadnego ruchu.
-
Amaru! – krzyknął wystraszony, chwytając go w pasie, jednocześnie starając się
nie naruszyć miecza, jaki cały czas tkwił w jego ciele. – Spokojnie, trzymaj
się. Wszystko będzie dobrze. – powtarzał do niego, lądując z nim na ziemi. –
Cloud, wezwij kogoś, błagam! – zwrócił się do mężczyzny, który bez słowa
ciągnąc ze sobą córkę, pobiegł w kierunku domu, po osobistego lekarza. Suna w
tej chwili dziękował wszystkim bóstwom, iż mężczyzna nie zrezygnował z tego
pracownika, mimo jego częstym namowom.
-
Nie trzeba – wychrypiał cicho, po czym chwycił miecz i zaczął go wyciągać.
-
Zwariowałeś? – przytrzymał jego dłoń. Nie zwrócił uwagi, na mruknięcie
wybudzającego się Aury. Teraz nic się nie liczyło. Był tylko on i jego brat.
Zraniony przez niego brat.
Na znowu kcja przerwana w ciekawym momecie czekam na dalsza czesc i ide czytac dalsza czesc twoich opowiadan bo nie wszystkie przeczytalam bo czytam z 10-20 blogow na raz i ciagle nowe.
OdpowiedzUsuń~Mayumi