Przepraszam Cię, Mayumi. Niestety w dniu dzisiejszym nie jestem w stanie wystawić WG na bloga. Przyczyna jest wręcz banalnie prosta - rozdział jeszcze nie jest przeze mnie ukończony.
Postaram się jednak w najbliższym czasie wziąć za siebie i dokończyć rozdział. Możliwe, że już na kolejny weekend na blogu pojawi się post z Naoyą i Isamim :)
Postaram się jednak w najbliższym czasie wziąć za siebie i dokończyć rozdział. Możliwe, że już na kolejny weekend na blogu pojawi się post z Naoyą i Isamim :)
~ \ \ * / / ~
Draco
przeciągnął się w pościeli, nawet nie myśląc o tym, by otworzyć oczy i w końcu
wydostać się z posłania. Zamiast tego obrócił się na brzuch, mając w planach
ponownie zaszycie się w sennej marze, gdzie razem z bratem wybraliby się do
stajni, każdy zajmować własnym wierzchowcem. On wziąłby się za rozczesywania
grzywy swojego karego jednorożca, natomiast Cedran w pierwszej kolejności
dobrałby się do oczyszczenia ośmiu kopyt swojego Graniana.
Niestety
był osobnik, który nie podzielał jego zdania o długim wylegiwaniu się w łóżku i
najwidoczniej bardzo chciał, by chłopak w końcu wstał. Trzecioklasista powolnym
krokiem podszedł w stronę łóżka blondyna z wyciągniętą przed sobą ręką, w
której mocno trzymał swoją różdżkę. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, czym
to się skończy, jednak zależało mu na jak najszybszym obudzeniu młodszego
chłopaka.
- Aqua
Eructo! – krzyknął cicho, a z końca laseczki wystrzelił mały strumień wody,
który od razu uderzył w jasną czuprynę arystokraty.
Krzyk
chłopaka jak nie obudził Ślizgonów, to przynajmniej ich porządnie wystraszył.
Tym bardziej jak zaraz potem w jednej z sypialń dało się słyszeć jeszcze kilka
mniejszych wybuchów. Zapewne efekty nie trafianych w kolegę klątw.
~*~
Blondyn
w wisielczym humorze przeżuwał właśnie swojego tosta, zastanawiając się w jak
najbardziej perfidny sposób mógłby odwdzięczyć się starszemu Ślizgonowi.
William natomiast wydawał się nie zdawać sobie sprawy z tego, że był teraz na
celowniku.
-
Draco, daj już spokój – mruknął tylko, uśmiechając się dyskretnie. Na ogół w
szkole nie chciał pokazywać się z tej strony. Wolał być postrzegany jak bardzo
poważna osoba. Niestety, to nie było jego winą, że w towarzystwie blondyna
uśmiech sam wyskakiwał mu na twarz. Tym bardziej, gdy mógł przypomnieć sobie,
jak wyglądał dziś rano, kiedy to po zimnym spotkaniu z wodą, od razu poderwał
się do góry.
- Czy
ty zdajesz sobie w ogóle sprawę z tego, jaki przeżyłem dzisiaj szok? – Chłopak
rzucił mu wręcz mordercze spojrzenie, jednak brunet nawet nie drgnął. Draco
zawsze był w gorącej wodzie kąpany mimo, iż praktycznie nigdy tego nie
pokazywał. Było naprawdę mało osób, które potrafiły tylko jednym ruchem
wyprowadzić go z równowagi. Sam Will często musiał się wysilać, by blondyn z czerwonymi
rumieńcami gniewu rzucał za nim klątwy. Jednak te godziny obmyślania kolejnego
psikusa chłopakowi, opłacało się. Draco za każdym razem wyglądał tak słodko, kiedy
był zły, aż był w szoku, że nikt oprócz niego tego nie zauważył. Z drugiej
strony, był też z tego bardzo zadowolony. Przynajmniej nikt nie będzie zabierał
mu tej przyjemności dokuczania blondynowi.
- Oj,
przesadzasz. – Trzecioklasista zaśmiał się cicho, by nie urazić i tak
wzburzonego chłopaka. Draco w odpowiedzi prychnął wyniośle, wstając ze swojego
miejsca i szybkim krokiem kierując się ku wyjściu z Wielkiej Sali. W drzwiach
jeszcze wpadł na jednego chłopaka, którym okazał się być pewien znienawidzony
przez niego Gryfon.
-
Uważaj jak leziesz, pokrako – warknął w kierunku Pottera, odpychając go od
siebie z całych sił i dalej zmierzając przed siebie. Od razu widać było, że
miał dzisiaj paskudny humor.
-
Harry, nic ci nie jest? – zwróciła się do niego przyjaciółka, łapiąc go
delikatnie za ramię. Bardzo martwiła się o przyjaciela, tym bardziej w
chwilach, kiedy dochodziło między nim, a Malfoyem do jakiejkolwiek
konfrontacji. Zawsze starała się załagodzić wszelakie konflikty, jednak nie
zawsze jej to wychodziło. Tym bardziej, gdy dochodziło do rękoczynów, mogła już
tylko bezradnie patrzeć na okładających się pięściami chłopców.
- Oczywiście.
Po prostu zastanawiam się, co go dzisiaj ugryzło – odparł cicho, kierując się z
resztą w kierunku stołu swojego domu. Harry zerknął jeszcze w kierunku stołu
nauczycielskiego, przy jakim siedziała już część ciała pedagogicznego. Dyrektor
mrugnął do jego, podnosząc jednocześnie odrobinę puchar w akcie toastu.
Nie
dawno co mógł opuścić skrzydło szpitalne po tym, jak udało mu się uratować
Ginny i wyjść cało z Komnaty Tajemnic. Dlatego też praktycznie cały czas
pamięcią uciekał jeszcze do tamtych chwil, gdy musiał walczyć z Bazyliszkiem.
-
Zapfhewne jeft wciekfy, bo nie mógfł… – Dalszą wypowiedź Rona przerwał kawałek
kurczaka, jakiego właśnie starał się przełknąć, a jakiego jeszcze odrobina
została mu w buzi. Tak więc musiał jeszcze trochę dożuć.
-
Ronaldzie Weasley…! Nie mówi się z ustami pełnymi jedzenia! – krzyknęła cicho,
oburzona Hermiona, kręcąc lekko głową w niedowierzaniu, a jej długie loki pod
wpływem tego ruchu poruszyły się nieznacznie po jej plecach. Współczuła Ginny i
bliźniakom takiego brata. Fred i Geogre może też czasami nie najlepiej
zachowali się przy stole, ale oni przynajmniej kiedy mieli coś w buzi to się
nie odzywali.
- Ron,
mógłbyś powtórzyć? – Harry wolał udać, że nie słyszał wybuchu dziewczyny. Znał
jej zachowanie już na pamięć i wiedział, że gdyby Hermiona się nie wściekała na
nich co kilka minut, to nie byłaby po prostu ich Hermioną.
-
Mówiłem, że pewnie Malfoy jest wściekły, bo nie mógł dzisiaj włosów ułożyć! –
Ron przełknął w końcu ostatni kawałek mięsa i wyszczerzył się zadowolony z
siebie. – Widzieliście jego szopę na głowie? Przecież to wyglądało jak szczota
od mopa~! – zaśmiał się, z wtórującymi
mu kilkoma osobami. W tym z Harrym i bliźniakami, jacy dosiedli się do
nich i zdążyli wyłapać ostanie słowa swojego młodszego brata.
Niestety,
Ron mówił to tak, że nie tylko siedzący obok Gryfoni mogli to usłyszeć. Część
Ślizgonów również, a oni podobnie jak uczniowie Domu Lwa zaciekle bronili
swoich domowników. Tym bardziej, gdy przyszło im stanąć za Draco, który mimo
bycia w drugiej klasie miał już dobre znajomości i u uczniów ze starszego
rocznika.
- Lepiej
to odszczekaj, ty rudy… psie! – krzyknęła jakaś dziewczyna z piątej klasy,
wyrywając się ku Ronowi, jednak zaraz została pochwycona przez swoje koleżanki,
jakie próbowały ją uspokoić.
Rudzielec
nawet nie krył się z ulgą, jaką odczuł kiedy wysoka szatynka została
zatrzymana. Przecież ta harpia jakby go tylko złapała rozszarpałaby go w trymiga
i tylko co najwyżej zostałaby po nim kupka części jego garderoby.
-
Rose, uspokój się. On nie jest tego wart – mruknęła jedna z jej towarzyszek,
mając na myśli Rona, oczywiście. – Dzieciak tylko dużo miele ozorem, ale każde
z jego słów nie posiada żadnego pokrycia w rzeczywistości – dodała, a większość
Ślizgonów ryknęła zgodnym śmiechem. Harry wraz z Ronem zacisnęli tylko zęby,
wstając pośpiesznie i opuszczając salę. Zaraz za nim podążyła Hermiona, która
rzuciła starszym dziewczynom zdegustowane spojrzenie.
- Co
to miało być? – Dziewczyny spojrzały zaraz
na postać Mistrza Eliksirów, jaki pojawił się tuż za nimi. – Nie
wdawajcie się w żadne bezsensowne kłótnie. To wam nie przystoi.
-
Broniłyśmy tylko dobrego imienia naszego Księcia Slitherinu. – Blondynka
uśmiechnęła się cierpko, patrząc wyzywająco na opiekuna jej domu. Snape
wymruczał coś tylko niezrozumiałego pod nosem i zaraz odwrócił się z zamiarem
odejścia, a jego czarna szata uniosła się lekko od tego zamaszystego ruchu.
Ślizgonki obserwowały przez chwilę mężczyznę, po czym przesunęły się do
pogrążonego we własnym świecie Richarsona.
-
Williamie, skarbie – mruknęła Rose, przytulając się do ramienia młodszego
chłopaka. Brunet w odpowiedzi rzucił jej krótkie spojrzenie, by zaraz przenieść
wzrok na jej przyjaciółeczki i z powrotem na talerz jajecznicy. – Powiedz mi, czy ty zawsze musisz w tak brutalny
sposób traktować naszego Księcia? – Niezrażona jego olewającym zachowaniem,
dziewczyna ciągnęła swoją kwestię, przez chwilę rozwodząc się nad tym, jaki to
zły wpływ może mieć na jej ukochanego drugoklasistę. Od początku roku widać
było, że Rose Grantz ma na oku młodego Malfoya i wszelkimi możliwymi sposobami
starała się uwieść chłopaka. Nawet szły plotki, że dziewczyna deklarowała o
tym, że jak nie uda jej się to do końca jej edukacji, to zaraz od nowego roku
zatrudni się w tej szkole jako nauczycielka. Nie wiadomo ile było w tym prawdy,
ale jak tylko Draco się o tym dowiedział to uniósł tylko wyniośle głowę i
powiedział tylko jedno słowo: „zobaczymy”.
-
Chciałbym ci przypomnieć, moja droga Rose, że Wasz Książę… – wyraźnie było
słychać jak podkreśla te słowa – jest wolnym człowiekiem i ma prawo głosu.
Jakoś też nie zauważyłem, żeby kiedykolwiek zabraniał mi to robić. Tym
bardziej, że jego pozycja jest o wiele wyższa od mojej. W końcu jest wśród nas
„markizem”, a ja tylko zwykłym wicehrabią… – Odłożył widelec na talerzu, będąc
już pewnym, że jajecznica nie przejdzie już mu przez gardło. Naprawdę
dziewczyna zaczynała go już wkurzać, a nie była przecież nikim takim ważnym. Co
prawda, Rose była czystokrwistą czarownicą, a jej ojcu tylko dzięki odrobinie
szczęścia i początkowego zadłużenia się u Gringotta udało się wybić z dna oraz
zyskać tytuł barona. Niestety i tak przez większość czarodziei był to powód do
krzywego uśmiechu.
- Ty…
Ty chamie! – krzyknęła oburzona, odsuwając się gwałtownie i wstając też zaraz.
Obydwoje zdawali sobie sprawę z tego, co William chciał przekazać przez te
słowa. Co za gbur z niego!
~*~
Draco
uśmiechnął się słabo do odbijającego się w tafli lustra postaci jego
chrzestnego. Właśnie zmoczonym grzebieniem starał się zaczesywać niesforne
kosmyki, które poprzez poranne spotkanie z zimną wodą postanowiły zbuntować się
i nie godzić na żadne prośby właściciela.
-
Stałeś się tematem małej kłótni – mruknął mężczyzna, odbierając od chłopca
przyrząd i sam pomagając mu z uporaniem się z fryzurą. Widać było, że miał
niezwykłą wprawę, a przecież jego włosy zdawały nigdy nie robić mu takich
problemów. – Panna Grantz widocznie w dalszym ciągu próbuje stać się twoim
oczkiem w głowie, chociaż w tym przypadku zaczyna być bardziej koroną
cierniową. No chyba, że odpowiada ci taka kobieta, co?
- Wu…
Profesorze, proszę nawet tak nie mówić – mruknął cicho chłopak, wywracając
oczyma. W domu jakoś nie miał problemu z określaniem go mianem „wuja”,
natomiast w Hogwarcie zawsze zwracał się do niego per profesorze, co czasami
było irytujące. Tym bardziej, kiedy zdarzały się sytuacje, że byli sami. – Ta
dziewczyna to zło wcielone. Co chwilę tylko szuka sposobu, żeby być blisko
mnie. To jest naprawdę męczące. – Westchnął w tym momencie głośno, jakby chciał
podkreślić, że wcale mu się to nie podobało. – Nawet Pansy byłaby od niej
lepsza, bo ona przynajmniej wie, że kiedy jestem zmęczony to nie mam sił na
żadne nawet najmniejsze rozmowy.
- Tak
to już jest z kobietami. Jedne są niczym harpie; jak Rose – czy Lily, dodał już
w myślach. Przypomniał sobie, jak dziewczyna na wszelkie sposoby nie chciała
pozwalać na spotkania jego z Jamesem, aż stało się to wręcz uciążliwe. Mimo
wszystko on dalej umawiał się z Potterem i świata poza nim nie widział. Dlatego
też nie mógł dopuścić do siebie myśli o jego opuszczeniu go. – Inne natomiast
są naprawdę wyrozumiałe, jak chociażby panna Parkinson. Jednak zdarzają się też
czyste perełki, takie jak twoja wielmożna matka, czy wicehrabina Richardson.
- Tak
mnie coś zastanawiało – odezwał się po krótkiej chwili blondyn, unosząc wzrok
na swojego chrzestnego. – Jestem najmłodszym synem, jednak dlaczego to ja
jestem dziedzicem? W końcu Cedran jest najstarszy z rodzeństwa, dlatego też w
jakiś sposób wydaje mi się to nieodpowiednie. Rodziców nie chcę spytać, bo
wydaje mi się, że będą przez to na mnie źli. Jednak ty powinieneś wiedzieć.
- Ech,
dlaczego rola informatora zawsze spływa na mnie? – Mężczyzna zmarszczył lekko
nos, w tym samym czasie odkładając grzebień i przez parę sekund palcami
układając włosy chłopca. – Jak twój brat się urodził, lekarze stwierdzili u
niego poważą chorobę serca i nie dawali mu zbyt wiele szans na zbyt długie życie.
Ty z kolei potem byłeś bliski śmierci. Jednak okazałeś się być silnym
chłopakiem i sumiennie walczyłeś o każdy łyk powietrza. Twoi rodzice nie mieli
wcale w zamiarze obarczać ciebie tym mianem, jednak przez ciągłe gadki twojego
dziadka Abraxasa, dla świętego spokoju ogłosili cię oficjalnym dziedzicem.
Zauważyłeś może, że o twoim rodzeństwie praktycznie nikt nie mówi? – Draco
kiwnął mu powoli głową w odpowiedzi. – To dlatego, że była o nich może tylko
jedna i czy tam dwie informacje, a potem cisza. Większość osób nawet nie zdaje
sobie sprawy z tego, że masz rodzeństwo, a i trzeba przyznać, że ty też jakoś
nie pokazujesz tego po sobie.
- Czy
próbujesz mi powiedzieć, że zachowuję się jak rozpuszczony bachor? – Blondyn
jak zwykle najbardziej wychwycił to, co było najmniej ważne w całej wypowiedzi.
– Chociaż nie, w stosunku do mnie nie owijałbyś w bawełnę – mruknął zaraz
ciszej, odchodząc od lustra i opuszczając łazienkę. Wyjątkowo jego sypialnia
była dwuosobowa, co rzadko spotykało drugoklasistów. Co prawda, musiał dzielić
ją z pewnym chłopakiem z szóstego roku, ale nie było tak źle. Był dobrze
traktowany i mógł sobie pozwalać na kilka wybryków, jak dla przykładu
zapraszanie Mistrza Eliksirów do sypialni i rozmawianie z nim przez godzinkę,
czy dwie. – Jednak mimo wszystko dziwię się, że nikt zdaje się nie przywiązywać
do tego uwagi.
-
Wiesz, twój ojciec utrzymuje bliskie kontakty z naprawdę małą ilością osób i
tylko one wiedzą dobrze, że ma on trójkę dzieci, a nie jak większość ludzi
myśli, że tylko ciebie. – Severus podążył za nim, obserwując z rozbawieniem jak
chłopiec z westchnieniem położył się na wznak w łóżku. – Dla przykładu bardzo
bliskim przyjacielem Lucjusza, jest ojciec Williama i jednocześnie chrzestny
twojego brata.
- Nie
lubisz go – zauważył cicho z delikatnie przymkniętymi powiekami.
- Cóż,
nie wiem, czy powinienem tak to nazwać. Właściwie to po prostu nie przepadam za
nim. Może to być spowodowane tym, że moja matka ledwo co mogła zaliczać się do
szlachty, a to, że moim ojcem jest mugol już całkowicie zrzucało mnie do roli
zwykłego czarodzieja. Richardson często traktował mnie przez to jako swojego
służącego – mruknął, siadając na skraju łóżka i przyglądając się sylwetce
swojego chrześniaka. Koszulka blondyna podwinęła się lekko, ukazując cienką, długą
na kilka cali bliznę tuż nad prawym biodrem.
-
Dlatego starasz się nie odwiedzać naszego domu, kiedy on jest już u nas –
dopowiedział sobie, spoglądając na bruneta i widząc jego wzrok, od razu naciągnął
koszulkę jak najbardziej mógł. – Proszę, nie patrz na to – bąknął, odwracając
wzrok. Severus odkąd pamiętał, Draco od zawsze wstydził się tej blizny. Nie
lubił kiedy ktoś ją widział, a już szczególnie kiedy padało pytanie typu: „Jak
to się stało”.
Ta
blizna była jedną z dwóch pamiątek, jakie otrzymał blondyn po wejściu do
Dzikiego Parku. Druga nie była może praktycznie widoczna, jednak czasami
strasznie dokuczała młodemu markizowi. Tym bardziej na zmianę pogody, złamana
kiedyś noga odzywała się rwącym bólem. Było to dziwnym przypadkiem, zwarzywszy
na to, iż kość nastawiana była magicznie. Najwidoczniej jednak w tym przypadku
lekarz nie mógł zbyt mocno ingerować, tym bardziej, gdy nie był w stanie
stwierdzić, co za zwierzę zaatakowało chłopca.
-
Wybacz – mruknął tylko mężczyzna, wstając pośpiesznie z łóżka. Wiedział
doskonale, że ta sytuacja rozstroiła chłopca, dlatego też wolał zostawić go na
jakiś czas samego, by mógł uspokoić się odrobinę. – Jest dzisiaj niedziela,
dlatego odpocznij trochę w spokoju. Tym bardziej, że za trzy dni wrócisz do
domu i tam nie będziesz miał zbyt wiele chwil do wytchnienia. – Uśmiechnął się
delikatnie, kierując się powoli w stronę drzwi.
- Ty również, wuju – odparł sennie chłopak,
posyłając mężczyźnie zadowolone, śpiące spojrzenie, po czym nie czekając na
odpowiedź ułożył się na brzuchu, automatycznie zapadając w sen.
Severus
parsknął cicho, zasłaniając zaraz usta dłonią i kręcąc rozbawiony głową. Że też
ten dzieciak potrafił go tak łatwo przejrzeć. Naprawdę, było to zadziwiające
tym bardziej, że dobrze krył się ze swoim życiem i rzadko komu udawało się
odgadnąć chociaż w części tego, co robił. Draco mimo swoich dziecięcych lat,
był doprawdy utalentowanym, inteligentnym chłopcem.
Nie
chcąc go przypadkowo zbudzić, mężczyzna opuścił zaraz sypialnię blondyna i udał
się do swoich komnat. Przechodząc jeszcze tylko przez pokój wspólny jego
wychowanków, rzucił kilka ostrzeżeń niektórym uczniom, zastanawiając się czy
część z nim zmądrzenie przy zbliżających się wakacjach. Na pewno te dwa
miesiące przydadzą się każdemu, a już szczególnie jemu. Co prawda wracał do
swojego domu, kiedy tylko nadarzała się ku temu okazja, jednak dla niego to i
tak było za mało. Nie chciał, aby jego ukochana osoba musiała zostawać sama w
domu, tym bardziej po tym wszystkim co go spotkało. Albo raczej co miało go spotkać.
Przecież nie każdy może oszukać Panią Śmierci.
OOO. Will jeszcze sie nie skapnal, ze sie zakochal w Draco. Bo sie zakochal prawda? Notka swietna. Czekam cierpliwie na nastepna;)
OdpowiedzUsuń~Mayumi
Witam,
OdpowiedzUsuńrozdział świetny, musze powiedzieć, że zbytnio nie przepadam za opowiadaniami o Portte'rze ale to mnie bardzo zaciekawiło i przypadło do gustu....
Musze się przedstawić na blogspot (cóż przyzwyczajam się za bardzo :)) Zostało mi jeszcze kilka rozdziałów do przeczytania, ale mam nadzieję ,z ę w weekend nadrobię zaległości i będę już na bieżąco... Mam nadzieję, ze pamiętasz też o takim opowiadaniu jak „Prezentem być” jest dość interesujące i chętnie przeczytałabym nowy rozdział...
multum weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia