Ohaaaa ^^
Od dzisiaj zaczynam umieszczać na blogu opowiadanie z Prince of Tennis. *.*
Od dzisiaj zaczynam umieszczać na blogu opowiadanie z Prince of Tennis. *.*
Część z was może już miała okazję je przeczytać, gdyż cztery rozdziały znajdują się na fanfiction.net. Niemniej jednak postaram się w szybkim czasie uaktualnić te opowiadanie tak, aby piąty rozdział (który planuję opublikować najpóźniej za tydzień - tj. 19.08) pojawił się równocześnie na obu stronach.
Jednak nie przedłużając już więcej, zapraszam do zapoznania się z historią naszych znanych tenisistów. ^^
-
Geez, dlaczego kapitan za każdym razem hartuje nas na śmierć? – jęknął
Momoshiro siadając na ławce obok Ryomy, który to właśnie popijał sobie wody z
butelki. Pierwszoroczniak spojrzał na niego spod czapki, nie odzywając się
jednak. Odwrócił zaraz wzrok, patrząc jak Kikumaru coś żywo opowiada Oishiemu i
Fujiemu. – Ej, nie jesteś na mnie zły za coś, prawda? – spytał, jednocześnie
zastanawiając się z jakiego powodu chłopak mógłby się do niego nie odzywać.
Dwunastolatek mruknął coś tylko niewyraźnie wstając ze swojego miejsca i
kierując się w stronę szatni. – Ej no, przepraszam! – krzyknął za chłopakiem
zupełnie nie zdając sobie sprawy z tego, iż przyciąga tym samym uwagę reszty
drużyny.
-
Czyżbyś się pokłócił z Ochibim? – Eiji zaraz pojawił się przy o rok młodszym
chłopaku, spoglądając na niego z psotnym uśmiechem. – Och, czyżbyś właśnie
powiedział mu, iż wolisz jednak dziewczyny? – szepnął konspiracyjnie, dźgając
go lekko palcem w policzek.
-
C-c-c-c-co ci przyszło do głowy senpai?! – Takashi zareagował odrobinkę zbyt
gwałtownie, odsuwając się od rudowłosego.
-
Nie musisz się tak z tym ukrywać… przecież ja zawsze służę dobrą radą. –
Kikumaru uśmiechnął się prawie jak małe dziecko, które dostało w końcu
obiecanego przez mamę lizaka. – Wujek Dobra Rada, melduje, iż jest dostępny o
każdej porze dnia i nocy~! – po czym odbiegł ze śmiechem.
-
Ech, źle to zrozumiałeś, senpai… – westchnął zrezygnowany, załamując ręce. Nie
dość, że Echizen jest na niego obrażony, to jeszcze rudzielec wyobraża sobie
niewiadomo co.
-
A co miał źle zrozumieć, Momo-senpai? – mruknął chłopak patrząc uważnie na
bruneta swoimi brązowymi tęczówkami.
-
Ach, ty weź się nie skradaj! – powiedział troszkę ostrzej niż chciał. Zaraz
potem spojrzał odrobinkę spłoszony na pierwszaka, który najwidoczniej nie
widział nic dziwnego w jego odzywce. – I czego się nie odzywałeś przed chwilą?
– dodał, by zakryć swoją ulgę, iż chłopak się nie jest na niego obrażony.
-
Och… zamyśliłem się troszkę – odparł jakby nigdy nic. – A później przypomniało
mi się, iż miałem wziąć leki… uuuops. – Zamilkł, przypominając sobie, iż nikt o
tym nie ma pojęcia.
-
Jakie leki? – szepnął, zauważając, że chłopak wydał się przez przypadek.
Echizen złapał trzynastolatka za nadgarstek, wyprowadzając go z kortów do
pokoju klubowego.
-
Jeśli komuś powiesz, to cię zabiję. – Brunet o zielonym refleksach spojrzał
poważnie na swego senpaia. – Jeśli tak bardzo musisz wiedzieć, to są tabletki
przeciwbólowe. Na głowę, ostatnio miewam migreny.
-
Jasne. Sprawdzę. – Nim pierwszak zdążyłby zareagować, Momoshiro już znajdował
się przy jego torbie, grzebiąc w niej.
-
Ej, co ty robisz?! Baka! Zostaw to natychmiast! – wrzasnął wściekły doskakując
do fioletowookiego, starając się wyrwać mu swoje rzeczy. Niestety Momo zdążył
już wyciągnąć opakowanie, jakie go interesowało. Szybko spojrzał na nazwę
produktu, by się zorientować.
-
Kłamałeś! – warknął chwytając chłopaka za koszulkę i potrząsając nim
gwałtownie. Szklane naczynie spadło na ziemię, szczęśliwie się nie tłukąc,
jednak poturlało się pod ławkę.
-
No i co z tego!? – Chłopak chwycił za przeguby starszego, chcąc odciągnąć je od
niego. – To i tak nic takiego. Przecież i tak nikomu nie powiesz!
-
Takiś pewny swego? – Takashi przycisnął mniejszego chłopaka do ściany, patrząc
na niego groźnie. Widząc jak ten krzywi się z bólu, odciągnął go od niej by
zauważyć, iż wystawał tam mały gwóźdź. – Przepraszam… Nic ci nie jest?
-
Odwal się… Idź lepiej powiedź kapitanowi o tym co znalazłeś w mojej torbie… o
ile się przyznasz, że w ogóle coś takiego robiłeś… – Uśmiechnął się kpiąco,
poprawiając czapkę.
-
Ty, grozisz mi?! – w tej chwili brzmiał niczym wściekły buldog.
-
Nie, senpai. Jedynie stwierdzam fakty. – Uśmiechnął się kpiąco, by zaraz
poczuć, jak coś uderza z dużą siłą w jego policzek, który już zaczyna pulsować
tępym bólem. Przez siłę uderzenia, upadł na ziemię, ramieniem niefortunnie
uderzając o stojącą zaraz obok ławkę. Spojrzał w bok, a widząc leżący tam swój
lek, szybko wyciągnął po niego rękę, by zaraz schować go do kieszeni spodenek.
W
tym samym czasie drzwi do szatni otworzyły się, a w nich stanął Fuji. Szatyn
widząc, co się dzieje, od razu podszedł do najmłodszego chłopaka, pomagając mu
wstać.
-
Po tym jak Kikumaru-kun powiedział, o waszym skłóceniu domyślałem się, że to
dziwne, abyście nagle szli razem tutaj chyba, że chcieliście się jeszcze
pokłócić bez świadków. Nie sądziłem jednak, iż byłbyś w stanie uderzyć swojego kouhai’a,
Momo-chan. – Fuji westchnął, ciesząc się jednak, iż powiedział Tezuce, że to on
sprawdzi, czy wszytko ok. Jeśli kapitan by to zobaczył, z pewnością odbiło by
się to też na innych.
-
To moja wina, Fuji-senpai – powiedział Ryoma podchodząc do torby i zapinając
ją. – To ja sprowokowałem Momoshiro-senpai’a. Cóż, sądzę, iż nie powinienem
mówić źle o Kuchiki-san z klasy 2-3, która tak bardzo podoba się senpai’owi.
Obydwoje
byli zdziwieni wypowiedzią chłopaka, lecz Momo zaraz się zreflektował. Domyślił
się już, iż to on bierze na siebie całą odpowiedzialność, ratując jemu tyłek.
-
To nie zmienia faktu, że nie powinienem był cię uderzyć – zauważył cicho,
podchodząc do chłopaka, pod czujnym wzrokiem seniora. – Przepraszam. – Wyciągnął
przez siebie rękę, którą niższy chłopak za chwilę uścisnął.
-
Dobra, a teraz Momo idziesz na trening, a ja pójdę z Ryomą-kunem do pielęgniarki,
by zobaczyła te ramię. – Widząc jego minę dodał. – Nie patrz się tak na mnie,
widziałem i tyle.
-
Dobrze. – Brunet poszedł smętnie na kort, zastanawiając się jednocześnie, czy
na pewno nie powinien nikomu o tym mówić. Bał się o zdrowie Echizena; nie chciał,
żeby przez coś takiego miał później kłopoty.
-
Oj, oj, oj. Coś ty taki przybity? – Doskoczył do niego rudzielec, kątem oka
widząc jak Fuji prowadzi Echizena w kierunku szkoły. Inni najwidoczniej też to
zauważyli.
-
Nic takiego… – burknął cicho. Niech tylko da mu spokój. I tak już miał wielkie
wyrzuty sumienia, za to co mu zrobił.
-
A gdzie poszedł Fuji z Echizenem? – Nie ustępował trzecioklasista, nie
spuszczając ze wzroku chłopaka. Widział jak reszta przysłuchuje im się.
-
Nie wiem. Echizen się coś źle poczuł i Fuji-senpai zaprowadził go do
pielęgniarki, czy coś – powiedział szybko, zaraz od niego odchodząc. Usiadł ze
zrezygnowaniem na ławce, przyglądając się jak inni już przeprowadzają jakieś
mecze sparingowe.
Ech,
to wszystko było takie niesprawiedliwe. Dlaczego ten mały go okłamał w takiej
sprawie? Przecież byli przyjaciółmi, nie? Nie ufał mu aż tak, żeby przemilczeć
całą sprawę?
Co
jakiś czas wyglądał, czy może Echizen nie wraca, jednak w pewnym momencie jego
uwagę przykuła inna postać, a mianowicie Ryuzaki-sensei, pod której to opieką
był klub tenisowy.
-
Ryu-sensei idzie – powiedział podchodząc do
Reprezentantów Szkoły. Wszyscy bez słowa poczekali, aż kobieta podejdzie
do nich.
-
Och, a gdzie Echizen-kun? – spytała trenerka rozglądając się na boki.
-
Musiał na chwilę wyjść… – powiedział Eiji, uśmiechając się do kobiety słodko.
-
No cóż, jemu to mogę powiedzieć równie dobrze później. – Niegdyś szatynka – gdy
teraz jej włosy pokryte były siwizną – uśmiechnęła się lekko. – Chciałam
powiedzieć, iż dostałam list, na temat tegorocznego Międzynarodowego Turnieju
Tennisa Ziemnego.
-
Ha!? Naprawdę?! – krzyknął rozentuzjowany rudzielec, patrząc na kobietę
błyszczącymi oczyma. – Czyli to znaczy, że wybrali kogoś z naszej szkoły?!
-
Tak. – Kiwnęła głową, wyciągając spod bluzy kopertę. Otwierając list, upewniła
się, że nikt nie zagląda jej przez ramię do tekstu po czym powiedziała – Tak
oto na Międzynarodowy Turniej Tenisa Ziemnego w kategorii szkół gimnazjalnych i
licealnych, pojedzie… – Tu zrobiła pauzę patrząc po kolei na każdego z nich. –
trzecioroczny Tezuka Kunimistu, oraz nasz pierwszoroczny Echizen Ryoma! –
zakończyła wręcz krzycząc, przez co, ci nieregularni zaczęli patrzeć w ich
kierunku z zaciekawieniem, zastanawiając się o co chodzi.
-
Brawo dla kapitana! – krzyknął Kikumaru, a inni mimo, iż nie mieli pojęcia o co
chodzi, zawtórowali mu. – Bra-wo, bra-wo, bra-wo! – Widząc zbliżających się w
ich kierunku dwóch pozostałych członków reprezentantów szkoły, wybiegł do nich
rzucając się młodszemu chłopakowi na szyję. – Brawo, ochibi! Dostałeś się na
MTTZ!
-
Że co? – Chłopak odepchnął się od chłopaka prawą ręką, lewą jak na razie nie
poruszył.
-
To, co słyszałeś! – Fuji uśmiechnął się delikatnie. – To spore osiągnięcie.
Rzadko komu udaje się to w tak młodym wieku. Z tego co wiem, w historii tego
turnieju jeszcze nie brał udziału żaden dwunastolatek. Kikumaru-kun, a czy ktoś
jeszcze się tam dostał? – zwrócił się do akrobatycznego deblisty, który zaraz
naburmuszył się cały.
-
Kapitan… I mówiłem, żebyś tak do mnie nie mówił. Obiecałeś – dodał z wyrzutem.
Razem doszli do reszty.
-
Tak, tak. Przepraszam za to, Eiji-san. – Szatyn uśmiechnął się delikatnie. –
Gratuluję, Tezuka – zwrócił się do przyjaciela, który kiwnął lekko głową. – Sensei,
kiedy zaczyna się turniej?
-
Piszą, że mają wstawić się za trzy tygodnie. – odparła przeglądając tekst. –
Zawody odbywają się tym razem w Miami.
-
Uch?! Ci to mają farta! – Kikumaru gwizdnął z zachwytem, zawieszając się na
ramieniu młodszego chłopaka.
-
Już potwierdziłam wasze przyjście. A o pieniądze się nie martwcie, sponsorzy
turnieju opłacają uczestników. – uśmiechnęła się do nich przyjaźnie.
-
Nigdzie nie jadę… – burknął Echizen, jednak i tak nikt tego nie usłyszał, z
powodu radosnego krzyku Eijiego. – Z resztą nieważne. – Zgrabnie wyślizgnął się
spod senpaia, który nieprzygotowany na coś takiego, runął z cichym jękiem na
ziemię.
-
Dobra twoja Echizen-kun, co nie? – zagadał do niego Fuji. – Do tego czasu ramię
już z pewnością nie będzie ci tak bardzo dokuczać. Tylko, abyś nie przemęczał
się teraz.
-
Taa… – mruknął, poprawiając niedbale czapkę.
-
Ramię? – Momo patrzył spłoszony to na senpai’a, to na kouhai’a. Nie sądził, że
chłopak, aż tak mocno uderzy się o tą ławkę.
-
Nic takiego. – Starał się zbyć go. Jednak to i tak sprawiło, iż nauczycielka
podeszła do niego bliżej, po czy chwyciła go za lewę ramię, sądząc, iż chodzi o
te drugie. Przecież przed chwilą używał tej ręki, przy ustawianiu swojej
czapki.
-
Itaaaai! – krzyknął czując ostry, przeszywający do szpiku ból. – Puszczaj, boli!
– Wyrwał się przerażonej kobiecie, odskakując jeszcze na parę kroków. Pogładził
lekko bolące miejsce, patrząc uważnie na wszystkich.
-
Echizen, do czasu, aż ci się nie polepszy, nie będziesz brał udziału w
treningach. Fuji mówił coś o tygodniu, więc tyle i ja zabraniam ci ćwiczyć. –
zawyrokował Tezuka, spoglądając z surowym wyrazem na dwunastolatka. – Koniec
zajęć na dziś… – zwrócił się do reszty, sam zaczynając kierować się w stronę
szatni.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz