poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Tajemnice - 5



Trenerka już któryś raz z kolei rozejrzała się bezradnie za jej najmłodszym reprezentantem szkolnej drużyny. Jednak tego jak nie było tak nie ma.
- Sensei, nie odbiera – powiedział Momoshiro podchodząc do nich zrezygnowany. Tezuka opierał się o ścianę, czytając jakąś książkę. Ubrany był w jasne, przetarte na kolanach jeansy i ciemnoniebieską koszulę. Dwie torby podróżne leżały obok jego nóg, spokojnie czekając, aż w końcu właściciel weźmie je i zaniesie do odpowiedniego miejsca.
Kikumaru zdążył już dosłownie kilka razy skomentować jego ubiór,  na co Kunimistu raz po raz rzucał mu piorunujące spojrzenie, sugerujące tylko o tym jak kapitan odpłaci się mu na treningu, który nie nadejdzie za szybko, dlatego też rudzielec nie martwił się nim jeszcze. Matka kapitana była ładną kobietą, która wyglądała na o wiele młodszą, niż była w rzeczywistości. Stała teraz obok Ryuuzaki i co chwilę starała się ją uspokoić.
Telefon należący do Momo rozdzwonił się, a sam chłopak wręcz trzęsącymi się od śpieszenia dłońmi, wyciągnął telefon i odebrał.
- Gdzie ty jesteś? – Chwilę przysłuchiwał się, robiąc przy tym minę, jak gdyby rozpoznanie słów sprawiało mu jakąś trudność. – Nie za dobrze rozumiem… Wjeżdżasz na lotnisko? Aha, dobra, zaraz przekażę – mówiąc to, rozłączył się i spojrzał na swoją nauczycielkę. – Zaraz będzie, ale tylko z kuzynką. Jego ojciec wyleciał gdzieś wczoraj, gdy tego nie było w domu.
- Ważne, że ktoś z jego rodziny będzie i podpisze ten nieszczęsny dokument – westchnęła cicho, patrząc na trzymaną przez siebie kartkę. Kątem oka spojrzała na swoją wnuczkę i jej przyjaciółkę, które stały bardziej z boku i rozmawiały o czymś dość żywo.
- Idzie jego kuzynka! – krzyknął Eiji, wskazując na ubraną kuso, brunetkę. Zaraz obok niej, niosąc dość dużą torbę podróżną szedł wysoki chłopak o postawionych na żel zielonych kolcach. Echizena jednak nigdzie nie było widać.
- Dzień dobry, Ryoma zaraz przyjdzie, musiał tylko wziąć jeszcze swój plecak, gdzie ma spakowane też rakiety – powiedziała z serdecznym uśmiechem na ustach. Jej towarzysz pozwolił sobie tylko na kiwnięcie głowy, uważnie patrząc co chwilę do tyłu. – Co się stało? – spytała swojego chłopaka, który spojrzał na nią zakłopotany.
- Po prostu wydaje mi się, że za nami jechała i teraz mogła go zaczepić, a wiesz co to ozna… – Głośny krzyk przerwał jego wypowiedź. Chłopak westchnął cicho. – A nie mówiłem…?
Po chwili zjawił się przy nich dwunastolatek, ściskając kurczowo plecak. Wydawał się nie zauważyć reszty swojej drużyny.
- Wiedziałaś, że ta maniaczka za nami jedzie! To dlatego byłaś taka zadowolona. Chciałaś się na mnie zemścić, bo nie mogłaś pójść z nim do łóżka, co? – warczał do niej, mrużąc wściekle oczy. Zielonowłosy chciał coś powiedzieć, jednak chłopak zaraz dał mu do zrozumienia, że ma tego nie robić. Doskoczył do niego, patrząc na niego czujnie. – A ty nie przytakuj jej jak wierny piesek. Naprawdę jest to wkurzające. To tak jakbyś był jej niewolnikiem na każde zawołanie – burknął na koniec, krzyżując ręce na piersi.
- Zachowuj się trochę… – syknęła do niego kuzynka, ruchem głowy wskazując mu na otaczające ich osoby. Ryoma spojrzał po wszystkich, po czym wzruszył ramionami.
- Hi everyone! – Cichy radosny krzyk, już dość znajomej blondynki, zwrócił wszystkich uwagę. – Czemu tak szybko uciekłeś, maleńki? Nawet nie zdążyłam się z tobą ani przywitać, ani życzyć ci szczęśliwego lotu i udanych zawodów.
- Mało kto zostaje dobrowolnie w paszczy lwa… Nie chciałem być tym pierwszym – mruknął biorąc swój bagaż od Greena i zmierzając ku odprawie bagażowo-celnej. Nie żegnając się w ten sposób z nikim.
- Co go ugryzło? – Blondyna nadymała policzki, robiąc przy tym śmieszną minę. – Zresztą nieważne. I tak przecież zobaczę się z nim na zawodach~! – Roześmiała się, chwytając za rączkę swojej walizki i zmierzając w tym samym kierunku, co Ochibi.
- Sądzę, że też już powinienem iść. Odprawa niedługo dobiegnie końca – zauważył kapitan, zamykając książkę i chowając ją do torby. Trenerka przytaknęła mu, prosząc jeszcze Nanako, aby podpisała zgodę na uczestniczenie chłopaka w zawodach międzynarodowych.

Kunimistu usiadł obok swojego kouhai’a, otwierając książkę i zabierając się za lekturę. Ryoma natomiast wyglądał przez okno, szukając czegoś interesującego za szybą. Westchnął zrezygnowany i jakby od niechcenia spojrzał na czytającego kapitana, zastanawiając się nad tytułem trzymanego przez okularnika woluminu. Warknął cicho, rozpoznając parę niemieckich słów, jakie widział na tylnej okładce. Mógł się tego spodziewać.
Niedawno co wystartowali, dlatego też nie miał co do roboty. Do tego jeszcze nie mógł spać w nocy przez Nanako, która przyprowadziła na noc do domu znajomych i zrobiła dość głośną imprezę. Chłopak ziewnął, zasłaniając usta dłonią. Rozsiadł się wygodniej w fotelu przymykając oczy. Tylko na chwilę, zaraz je otworzę; takie było jego postanowienie. Chyba mu jednak nie wyszło.
Tezuka zerknął na chłopaka, z rozbawieniem zauważając, iż ten zasnął. Odłożył książkę na kolana, po czym ściągnął czapkę z głowy młodszego tenisisty. Chłopak, gdy spał wydawał się być zupełnie jak nie on. Był wtedy taki delikatny, taki kruchy.
Zupełne przeciwieństwo tego dumnego paniczyka. Całkowity książę, przeszło mu przez głowę. Zawsze posiada inne oblicze.
- Och, śpi? – Czternastolatek wzdrygnął się zaskoczony, patrząc zaraz na stojącą przy nim blondynkę, którą na nieszczęście miał okazję już poznać. – A tak bardzo chciałam trochę się z nim podroczyć – westchnęła cicho, opierając się o ramię Tezuki. Chłopak spojrzał na nią z irytacją nie odzywając się słowem. Miał nadzieję, że ta w końcu się zniechęci i odejdzie, jednak ona najwidoczniej postanowiła uprzykrzyć mu życie, siadając mu na kolanach i zabierając książkę z rąk. – Sprechst du Deutsch, Herr Tezuka?
- Nie powinno to ciebie interesować – odparł, wyrywając jej z powrotem książkę. Odruchowo spojrzał na Echizena sprawdzając, czy ten przypadkiem się nie obudził.
- Co, boisz się, że maleństwo nas przyłapie? Wiesz, na mnie to on ma – mówiąc brzydko – wyjebane, natomiast jeśli chodzi o ciebie… ach, nie powinnam tego mówić. – Uśmiechnęła się niewinnie, jak gdyby wydawało jej się, że kapitan nie zajarzył już o kogo chodzi. Przybliżyła się do niego bardziej, wręcz muskając jego usta, swoimi. Uśmiechnęła się lekko, napierając na wargi kapitana w chwili, gdy dojrzała lekko drgające powieki Echizena. Odsunęła się jednak od szatyna, akurat wtedy, jak Ryoma rozchylał swoje powieki, spoglądając na nich i jeszcze ziewając. – Cześć, skarbeńku – zaćwierkała do pierwszoklasisty, który prychnął tylko na nią lekceważąco.
- Jak macie zamiar się mizdrzyć, to błagam… nie przy mnie – bąknął, odwracając głowę w drugą stronę. Czuł, jak żołądek skurczył mu się niebezpiecznie, przyprawiając go o fale mdłości. Nie miał ochoty tego widzieć.
- A co, zazdrosny? – mruknęła figlarnie, pochylając się w jego kierunku. Chuchnęła w jego kark, zauważając jak chłopak wzdrygał się podczas tego zabiegu. I to nie z powodu dziwnego uczucia przyjemności, a strachu. Hmm, czyżby ostatnio przesadzała z rekompensatą, jaką był jej winien?
- Jakbym miał o kogo, idiotko – warknął cicho, szczelniej opatulając się bluzą. Wzrok utkwiony miał w małym okienku; skupić się na mijanych obłokach, niczym innym.
- Myślę, że powinnaś już iść…
- Ana – przerwała mu wywód, którego spodziewała się po słowach, jakie dobrał na początek. – Mów mi po prostu Ana. Wiem, stewardessa idzie już po mnie – dodała zaraz, gdy ujrzała jego ostrzegające spojrzenie. Wstała szybko z jego kolan, podchodząc do kobiety z uśmiechem, mówiąc coś jeszcze do niej.
I dopiero w tym momencie zauważył, iż dziewczyna ponownie zabrała mu książkę. Westchnął cicho, ściągając okulary i masując knykciami nasadę nosa. Schował szkła do specjalnego pudełeczka, te następnie kładąc na stoliczku w oparciu fotela przed nim. Spojrzał jeszcze na pierwszaka, który odwrócony do niego plecami prawdopodobnie spoglądał za szybę.
Czternastolatek przymknął powieki, już po chwili zasypiając.

- Buchou… – Czując delikatne szturchanie, mruknął coś cicho niewyraźnie. Zaraz jednak uchylił ciężkie powieki, tylko po to, by ujrzeć przed sobą twarz Ryomy. Chłopak najwidoczniej skutecznie próbował go zbudzić.
- Co się stało, Echizen? – spytał sennie, praktycznie natychmiast prostując się w fotelu. Dopiero teraz zauważył, że jeszcze przed chwilą był oparty o ramię chłopaka, a gdy ten go budził, uniósł też trochę głowę.
- Zaraz będziemy lądować, Buchou – odparł pierwszoroczniak, odwracając głowę w kierunku okna. W tej chwili ostatnie co chciał ujrzeć, to była twarz jego kapitana. Nawet byłby skory do powrotu do szkoły, byleby tylko nie być zmuszonym na niego spojrzeć.
Nie wiedział, jak da sobie teraz radę. Byli sami z dala od domu. Do tego pokój  zarezerwowany przez organizatora tych zawodów, był dwuosobowy. Spowodowane tym, by nie czuli się nieswojo w obcym kraju.
Szkoda tylko, że w jego wypadku będzie tak właśnie teraz.
Ech, ciężkie jest życie młodocianego tenisisty. Tym bardziej teraz, gdy miał świadomość jak będzie blisko niego… Nie, przecież miał o tym nie myśleć.
- Ach… Dzięki, Echizen. – Powstrzymał ziewnięcie, jednocześnie przyglądając się sylwetce jego kouhai’a. Potrafił dojrzeć całkowicie inne zachowanie chłopaka, niż zawsze. Tym bardziej jak przypomniał sobie jego ostatni stosunek wobec innych członków drużyny; a już szczególnie wobec niego. Może i zwracał się do niego z jakimś szacunkiem, jednak w jego słowach czaiło się drugie dno. Mające skrajnie różne znaczenie od tego, co powie. Od tamtego dziwnego incydentu jakieś trzy tygodnie temu zaczął zachowywać się o wiele dziwniej, chociaż i wcześniej mógł zauważyć jego niewyjaśnione znikanie na chwilę, a potem wracanie do przerwanych zajęć jakby nigdy nic.

Ryoma odebrał swój bagaż, czekając na kapitana przy głównym wyjściu z lotniska. Tezuka musiał jeszcze zatelefonować do swojej matki, a potem do trenerki z informacją, że dolecieli bez żadnych problemów. Jak na prawdziwego kapitana przystało, okularnik nie chciał tego zrobić potem, jak już będą w pokoju, ale od razu po wylądowaniu. Cóż, niech już mu będzie.
Ana podeszła do niego od tyłu, z zadowoleniem stwierdzając, iż chłopak jej nie zauważył. Dlatego też bez zbędnych słów jedną ręką objęła go w pasie, gdy drugą zasłoniła mu wargi, by nie mógł krzyknąć. Niestety, żadne z nich nie dostrzegło zmierzającego w ich kierunku kapitana.
Kunimitsu przyglądał się tej scenie z rosnącą złością. Nie wiedział czym jest to spowodowane, lecz gdy zaraz potem dojrzał bezgraniczne przerażenie malujące się na obliczu chłopaka, czuł jak po prostu zaczyna w nim wrzeć. Dlatego też przyśpieszył kroku, chcąc być przy nich jak najszybciej. Chociaż będąc blisko nich praktycznie zatrzymał się, słysząc w słowach dziewczyny jego imię.
- Co jest, maleńki? Chciałbyś, aby Tezuka cię uratował? – powiedziała dziewczyna, śmiechem komentując wyrwanie się chłopaka z jej objęć. Ryoma był tak cudownie rozkoszny, kiedy nie wiedział, co powinien zrobić w danej chwili.
- Pogięło cię, idiotko? Buchou ma ważniejsze sprawy na głowie, niż zawracanie sobie głowy moją osobą – burknął chłopak, patrząc na nią z mieszanką strachu i gniewu. Czyżby naprawdę przesadziła z tym wszystkim? Ale przecież ona musiała mieć jakieś wynagrodzenie za pomoc mu. To jest niebezpieczny świat i nikt nie robił czegoś bezinteresownie. Dzieciak i tak miał szczęście, że na tych ulicznych meczach wpadł akurat na nią, w innym wypadku za swoje odzywki mógłby słono zapłacić. Nie stało mu się nic, tylko ze względu na jej pozycję i wydany przez nią zakaz ruszania chłopaka między meczami.
Nie chciała, aby mimo wszystko ponownie doszło do jakiegokolwiek wypadku. Ryoma wycierpiał już więcej niż niejedna osoba, dlatego też musiał teraz naprawdę uważać na siebie. Tym bardziej nie mógł pozwolić, aby jego obrażenia się odnowiły; wszystko było jeszcze świeże. Nie może pozwolić sobie na żadne, najmniejsze zaczepki.
Ona sama zresztą musiała dowiedzieć się, kto w ogóle nie posłuchał jej zakazu i tak dotkliwie potraktował jej ulubioną maskotkę.
- Czego ty tak od niego starasz się stronić? Z resztą to nieistotne teraz – odparła, łapiąc go za podbródek i ukierunkowując jego wargi ku swoim. Zaraz też pocałowała go subtelnie. – Na czas zawodów będziesz moją maskotką. Na każdy mecz będziesz przychodził ze mną; przynosisz mi szczęście, a ja nie porzucam takich rzeczy. Dlatego też nie patrz tak na niego.
- Che, nie wiem, o czym mówisz – mruknął cicho, dopiero wtedy zdając sobie sprawę z tego, iż blisko nich znajduje się kapitan. Potrząsnął szybko głową i odszedł zaraz w kierunku swojego senpai’a. – Samochód już na nas czeka, buchou – mruknął cicho, nie patrząc mu w twarz, po czym odszedł ku wyjściu z lotniska.
Tezuka posłał dziewczynie ostrzegające spojrzenie, przez chwilę nawet mając ochotę się odezwać, jednak zaniechał tego. Jeśli dzieciak będzie chciał, to sam mu powie. On nie musiał wściubiać teraz nosa w nieswoje sprawy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz