Trenerka
już któryś raz z kolei rozejrzała się bezradnie za jej najmłodszym
reprezentantem szkolnej drużyny. Jednak tego jak nie było tak nie ma.
-
Sensei, nie odbiera – powiedział Momoshiro podchodząc do nich zrezygnowany.
Tezuka opierał się o ścianę, czytając jakąś książkę. Ubrany był w jasne,
przetarte na kolanach jeansy i ciemnoniebieską koszulę. Dwie torby podróżne
leżały obok jego nóg, spokojnie czekając, aż w końcu właściciel weźmie je i
zaniesie do odpowiedniego miejsca.
Kikumaru
zdążył już dosłownie kilka razy skomentować jego ubiór, na co Kunimistu raz po raz rzucał mu
piorunujące spojrzenie, sugerujące tylko o tym jak kapitan odpłaci się mu na
treningu, który nie nadejdzie za szybko, dlatego też rudzielec nie martwił się
nim jeszcze. Matka kapitana była ładną kobietą, która wyglądała na o wiele
młodszą, niż była w rzeczywistości. Stała teraz obok Ryuuzaki i co chwilę
starała się ją uspokoić.
Telefon
należący do Momo rozdzwonił się, a sam chłopak wręcz trzęsącymi się od
śpieszenia dłońmi, wyciągnął telefon i odebrał.
-
Gdzie ty jesteś? – Chwilę przysłuchiwał się, robiąc przy tym minę, jak gdyby
rozpoznanie słów sprawiało mu jakąś trudność. – Nie za dobrze rozumiem…
Wjeżdżasz na lotnisko? Aha, dobra, zaraz przekażę – mówiąc to, rozłączył się i
spojrzał na swoją nauczycielkę. – Zaraz będzie, ale tylko z kuzynką. Jego
ojciec wyleciał gdzieś wczoraj, gdy tego nie było w domu.
-
Ważne, że ktoś z jego rodziny będzie i podpisze ten nieszczęsny dokument –
westchnęła cicho, patrząc na trzymaną przez siebie kartkę. Kątem oka spojrzała
na swoją wnuczkę i jej przyjaciółkę, które stały bardziej z boku i rozmawiały o
czymś dość żywo.
-
Idzie jego kuzynka! – krzyknął Eiji, wskazując na ubraną kuso, brunetkę. Zaraz
obok niej, niosąc dość dużą torbę podróżną szedł wysoki chłopak o postawionych
na żel zielonych kolcach. Echizena jednak nigdzie nie było widać.
- Dzień
dobry, Ryoma zaraz przyjdzie, musiał tylko wziąć jeszcze swój plecak, gdzie ma
spakowane też rakiety – powiedziała z serdecznym uśmiechem na ustach. Jej towarzysz
pozwolił sobie tylko na kiwnięcie głowy, uważnie patrząc co chwilę do tyłu. –
Co się stało? – spytała swojego chłopaka, który spojrzał na nią zakłopotany.
- Po
prostu wydaje mi się, że za nami jechała i teraz mogła go zaczepić, a wiesz co
to ozna… – Głośny krzyk przerwał jego wypowiedź. Chłopak westchnął cicho. – A
nie mówiłem…?
Po
chwili zjawił się przy nich dwunastolatek, ściskając kurczowo plecak. Wydawał
się nie zauważyć reszty swojej drużyny.
-
Wiedziałaś, że ta maniaczka za nami jedzie! To dlatego byłaś taka zadowolona. Chciałaś
się na mnie zemścić, bo nie mogłaś pójść z nim do łóżka, co? – warczał do niej,
mrużąc wściekle oczy. Zielonowłosy chciał coś powiedzieć, jednak chłopak zaraz
dał mu do zrozumienia, że ma tego nie robić. Doskoczył do niego, patrząc na
niego czujnie. – A ty nie przytakuj jej jak wierny piesek. Naprawdę jest to
wkurzające. To tak jakbyś był jej niewolnikiem na każde zawołanie – burknął na
koniec, krzyżując ręce na piersi.
-
Zachowuj się trochę… – syknęła do niego kuzynka, ruchem głowy wskazując mu na
otaczające ich osoby. Ryoma spojrzał po wszystkich, po czym wzruszył ramionami.
- Hi
everyone! – Cichy radosny krzyk, już dość znajomej blondynki, zwrócił
wszystkich uwagę. – Czemu tak szybko uciekłeś, maleńki? Nawet nie zdążyłam się
z tobą ani przywitać, ani życzyć ci szczęśliwego lotu i udanych zawodów.
- Mało
kto zostaje dobrowolnie w paszczy lwa… Nie chciałem być tym pierwszym – mruknął
biorąc swój bagaż od Greena i zmierzając ku odprawie bagażowo-celnej. Nie
żegnając się w ten sposób z nikim.
- Co
go ugryzło? – Blondyna nadymała policzki, robiąc przy tym śmieszną minę. – Zresztą
nieważne. I tak przecież zobaczę się z nim na zawodach~! – Roześmiała się,
chwytając za rączkę swojej walizki i zmierzając w tym samym kierunku, co
Ochibi.
-
Sądzę, że też już powinienem iść. Odprawa niedługo dobiegnie końca – zauważył
kapitan, zamykając książkę i chowając ją do torby. Trenerka przytaknęła mu,
prosząc jeszcze Nanako, aby podpisała zgodę na uczestniczenie chłopaka w
zawodach międzynarodowych.
Kunimistu
usiadł obok swojego kouhai’a, otwierając książkę i zabierając się za lekturę.
Ryoma natomiast wyglądał przez okno, szukając czegoś interesującego za szybą.
Westchnął zrezygnowany i jakby od niechcenia spojrzał na czytającego kapitana,
zastanawiając się nad tytułem trzymanego przez okularnika woluminu. Warknął
cicho, rozpoznając parę niemieckich słów, jakie widział na tylnej okładce. Mógł
się tego spodziewać.
Niedawno
co wystartowali, dlatego też nie miał co do roboty. Do tego jeszcze nie mógł
spać w nocy przez Nanako, która przyprowadziła na noc do domu znajomych i
zrobiła dość głośną imprezę. Chłopak ziewnął, zasłaniając usta dłonią. Rozsiadł
się wygodniej w fotelu przymykając oczy. Tylko na chwilę, zaraz je otworzę;
takie było jego postanowienie. Chyba mu jednak nie wyszło.
Tezuka
zerknął na chłopaka, z rozbawieniem zauważając, iż ten zasnął. Odłożył książkę
na kolana, po czym ściągnął czapkę z głowy młodszego tenisisty. Chłopak, gdy
spał wydawał się być zupełnie jak nie on. Był wtedy taki delikatny, taki
kruchy.
Zupełne
przeciwieństwo tego dumnego paniczyka. Całkowity książę, przeszło mu przez
głowę. Zawsze posiada inne oblicze.
-
Och, śpi? – Czternastolatek wzdrygnął się zaskoczony, patrząc zaraz na stojącą
przy nim blondynkę, którą na nieszczęście miał okazję już poznać. – A tak
bardzo chciałam trochę się z nim podroczyć – westchnęła cicho, opierając się o
ramię Tezuki. Chłopak spojrzał na nią z irytacją nie odzywając się słowem. Miał
nadzieję, że ta w końcu się zniechęci i odejdzie, jednak ona najwidoczniej
postanowiła uprzykrzyć mu życie, siadając mu na kolanach i zabierając książkę z
rąk. – Sprechst du Deutsch, Herr Tezuka?
-
Nie powinno to ciebie interesować – odparł, wyrywając jej z powrotem książkę.
Odruchowo spojrzał na Echizena sprawdzając, czy ten przypadkiem się nie
obudził.
-
Co, boisz się, że maleństwo nas przyłapie? Wiesz, na mnie to on ma – mówiąc
brzydko – wyjebane, natomiast jeśli chodzi o ciebie… ach, nie powinnam tego
mówić. – Uśmiechnęła się niewinnie, jak gdyby wydawało jej się, że kapitan nie
zajarzył już o kogo chodzi. Przybliżyła się do niego bardziej, wręcz muskając
jego usta, swoimi. Uśmiechnęła się lekko, napierając na wargi kapitana w
chwili, gdy dojrzała lekko drgające powieki Echizena. Odsunęła się jednak od szatyna,
akurat wtedy, jak Ryoma rozchylał swoje powieki, spoglądając na nich i jeszcze
ziewając. – Cześć, skarbeńku – zaćwierkała do pierwszoklasisty, który prychnął
tylko na nią lekceważąco.
-
Jak macie zamiar się mizdrzyć, to błagam… nie przy mnie – bąknął, odwracając
głowę w drugą stronę. Czuł, jak żołądek skurczył mu się niebezpiecznie,
przyprawiając go o fale mdłości. Nie miał ochoty tego widzieć.
- A
co, zazdrosny? – mruknęła figlarnie, pochylając się w jego kierunku. Chuchnęła
w jego kark, zauważając jak chłopak wzdrygał się podczas tego zabiegu. I to nie
z powodu dziwnego uczucia przyjemności, a strachu. Hmm, czyżby ostatnio
przesadzała z rekompensatą, jaką był jej winien?
-
Jakbym miał o kogo, idiotko – warknął cicho, szczelniej opatulając się bluzą.
Wzrok utkwiony miał w małym okienku; skupić się na mijanych obłokach, niczym
innym.
-
Myślę, że powinnaś już iść…
-
Ana – przerwała mu wywód, którego spodziewała się po słowach, jakie dobrał na początek.
– Mów mi po prostu Ana. Wiem, stewardessa
idzie już po mnie – dodała zaraz, gdy ujrzała jego ostrzegające spojrzenie.
Wstała szybko z jego kolan, podchodząc do kobiety z uśmiechem, mówiąc coś
jeszcze do niej.
I
dopiero w tym momencie zauważył, iż dziewczyna ponownie zabrała mu książkę.
Westchnął cicho, ściągając okulary i masując knykciami nasadę nosa. Schował
szkła do specjalnego pudełeczka, te następnie kładąc na stoliczku w oparciu
fotela przed nim. Spojrzał jeszcze na pierwszaka, który odwrócony do niego
plecami prawdopodobnie spoglądał za szybę.
Czternastolatek
przymknął powieki, już po chwili zasypiając.
-
Buchou… – Czując delikatne szturchanie, mruknął coś cicho niewyraźnie. Zaraz
jednak uchylił ciężkie powieki, tylko po to, by ujrzeć przed sobą twarz Ryomy.
Chłopak najwidoczniej skutecznie próbował go zbudzić.
- Co
się stało, Echizen? – spytał sennie, praktycznie natychmiast prostując się w
fotelu. Dopiero teraz zauważył, że jeszcze przed chwilą był oparty o ramię
chłopaka, a gdy ten go budził, uniósł też trochę głowę.
-
Zaraz będziemy lądować, Buchou – odparł pierwszoroczniak, odwracając głowę w
kierunku okna. W tej chwili ostatnie co chciał ujrzeć, to była twarz jego
kapitana. Nawet byłby skory do powrotu do szkoły, byleby tylko nie być
zmuszonym na niego spojrzeć.
Nie
wiedział, jak da sobie teraz radę. Byli sami z dala od domu. Do tego pokój zarezerwowany przez organizatora tych zawodów,
był dwuosobowy. Spowodowane tym, by nie czuli się nieswojo w obcym kraju.
Szkoda
tylko, że w jego wypadku będzie tak właśnie teraz.
Ech,
ciężkie jest życie młodocianego tenisisty. Tym bardziej teraz, gdy miał
świadomość jak będzie blisko niego… Nie, przecież miał o tym nie myśleć.
- Ach…
Dzięki, Echizen. – Powstrzymał ziewnięcie, jednocześnie przyglądając się
sylwetce jego kouhai’a. Potrafił dojrzeć całkowicie inne zachowanie chłopaka,
niż zawsze. Tym bardziej jak przypomniał sobie jego ostatni stosunek wobec
innych członków drużyny; a już szczególnie wobec niego. Może i zwracał się do
niego z jakimś szacunkiem, jednak w jego słowach czaiło się drugie dno. Mające
skrajnie różne znaczenie od tego, co powie. Od tamtego dziwnego incydentu
jakieś trzy tygodnie temu zaczął zachowywać się o wiele dziwniej, chociaż i
wcześniej mógł zauważyć jego niewyjaśnione znikanie na chwilę, a potem wracanie
do przerwanych zajęć jakby nigdy nic.
Ryoma
odebrał swój bagaż, czekając na kapitana przy głównym wyjściu z lotniska.
Tezuka musiał jeszcze zatelefonować do swojej matki, a potem do trenerki z
informacją, że dolecieli bez żadnych problemów. Jak na prawdziwego kapitana
przystało, okularnik nie chciał tego zrobić potem, jak już będą w pokoju, ale
od razu po wylądowaniu. Cóż, niech już mu będzie.
Ana
podeszła do niego od tyłu, z zadowoleniem stwierdzając, iż chłopak jej nie
zauważył. Dlatego też bez zbędnych słów jedną ręką objęła go w pasie, gdy drugą
zasłoniła mu wargi, by nie mógł krzyknąć. Niestety, żadne z nich nie dostrzegło
zmierzającego w ich kierunku kapitana.
Kunimitsu
przyglądał się tej scenie z rosnącą złością. Nie wiedział czym jest to
spowodowane, lecz gdy zaraz potem dojrzał bezgraniczne przerażenie malujące się
na obliczu chłopaka, czuł jak po prostu zaczyna w nim wrzeć. Dlatego też
przyśpieszył kroku, chcąc być przy nich jak najszybciej. Chociaż będąc blisko
nich praktycznie zatrzymał się, słysząc w słowach dziewczyny jego imię.
- Co
jest, maleńki? Chciałbyś, aby Tezuka cię uratował? – powiedziała dziewczyna,
śmiechem komentując wyrwanie się chłopaka z jej objęć. Ryoma był tak cudownie
rozkoszny, kiedy nie wiedział, co powinien zrobić w danej chwili.
-
Pogięło cię, idiotko? Buchou ma ważniejsze sprawy na głowie, niż zawracanie
sobie głowy moją osobą – burknął chłopak, patrząc na nią z mieszanką strachu i
gniewu. Czyżby naprawdę przesadziła z tym wszystkim? Ale przecież ona musiała
mieć jakieś wynagrodzenie za pomoc mu. To jest niebezpieczny świat i nikt nie
robił czegoś bezinteresownie. Dzieciak i tak miał szczęście, że na tych
ulicznych meczach wpadł akurat na nią, w innym wypadku za swoje odzywki mógłby
słono zapłacić. Nie stało mu się nic, tylko ze względu na jej pozycję i wydany
przez nią zakaz ruszania chłopaka między meczami.
Nie
chciała, aby mimo wszystko ponownie doszło do jakiegokolwiek wypadku. Ryoma
wycierpiał już więcej niż niejedna osoba, dlatego też musiał teraz naprawdę
uważać na siebie. Tym bardziej nie mógł pozwolić, aby jego obrażenia się
odnowiły; wszystko było jeszcze świeże. Nie może pozwolić sobie na żadne,
najmniejsze zaczepki.
Ona
sama zresztą musiała dowiedzieć się, kto w ogóle nie posłuchał jej zakazu i tak
dotkliwie potraktował jej ulubioną maskotkę.
-
Czego ty tak od niego starasz się stronić? Z resztą to nieistotne teraz –
odparła, łapiąc go za podbródek i ukierunkowując jego wargi ku swoim. Zaraz też
pocałowała go subtelnie. – Na czas zawodów będziesz moją maskotką. Na każdy
mecz będziesz przychodził ze mną; przynosisz mi szczęście, a ja nie porzucam
takich rzeczy. Dlatego też nie patrz tak na niego.
-
Che, nie wiem, o czym mówisz – mruknął cicho, dopiero wtedy zdając sobie sprawę
z tego, iż blisko nich znajduje się kapitan. Potrząsnął szybko głową i odszedł
zaraz w kierunku swojego senpai’a. – Samochód już na nas czeka, buchou –
mruknął cicho, nie patrząc mu w twarz, po czym odszedł ku wyjściu z lotniska.
Tezuka
posłał dziewczynie ostrzegające spojrzenie, przez chwilę nawet mając ochotę się
odezwać, jednak zaniechał tego. Jeśli dzieciak będzie chciał, to sam mu powie.
On nie musiał wściubiać teraz nosa w nieswoje sprawy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz