środa, 23 kwietnia 2014

Obliviate - 4

Proszę bardzo~! Mówisz masz :)

~ \ * / ~

Harry wylądował na dywanie, nie spodziewając się, że tak szybko znajdą się na miejscu. Hedwiga zatrzepotała w proteście skrzydłami, kiedy tak gwałtownie jej klatka doświadczyła bliższe spotkanie z ziemią. Chłopak jęknął cicho, spoglądając na sowę i starając się ją uspokoić.
- Co z ciebie za pierdoła – westchnął cicho profesor, kucając obok niego i otwierając klatkę. Ptak zaraz wyleciał z niej i przycupnął na oparciu fotela. Zaraz potem mężczyzna wyprostował się, wyciągając ku czternastolatkowi rękę, a samemu spoglądając w innym kierunku. – Mój dom nie jest za wielki, jednak mam nadzieję, że chociaż trochę przypadnie ci do gustu. Mruczka, moja skrzatka powinna przygotować ci już pokój. Jest mały, ale myślę, że jak na razie to ci wystarczy. Najwyżej później pomyślimy o czymś większym – dodał jeszcze na koniec, podciągając chłopaka do góry. Nie patrzył na niego, dlatego też nie mógł dojrzeć szoku wypisanego na twarzy nastolatka.
Harry nie potrafił jakoś do końca uwierzyć w to, co się właśnie działo. Dla niego było to więcej niż nierealne, czy niemożliwe. Przecież on i Nietoperz byli nawzajem dla siebie arcywrogami i nie mogli tak po prostu jakby nigdy nic zapomnieć o swojej nienawiści. Tym bardziej nie wierzył, że jakimś cudem Snape zaczął traktować go nie jako śmiecia, a jako normalnego chłopaka. Może i był dla niego miły, jednak był bardziej niż pewny, że za tym jego zachowaniem musiało kryć się coś o wiele większego.
- Tak właściwie, to dlaczego pan to wszystko robi? – spytał, patrząc uważnie na niepewne oblicze mężczyzny. To był pierwszy raz, gdy widział swojego nauczyciela w takim stanie, jak teraz. Nigdy wcześniej nawet nie podejrzał, że będzie dane mu ujrzeć jakieś ludzkie cechy u tego Nietoperza. – Dlaczego zabrał mnie profesor do siebie?
Snape jeszcze bardziej się zmieszał i chrząknął cicho, jakby miał coś powiedzieć, jednak tego jeszcze nie zrobił. Zamiast tego podniósł wzrok i spojrzał bezradnie zza chłopaka, jakby starał się kogoś poprosić o pomoc. Harry idąc za jego przykładem odwrócił się szybko, spoglądając na osobę, której nigdy w życiu nie ośmielał się ujrzeć. Nie w tym miejscu; nie, żywego.
Pokręcił w niedowierzaniu głową, starając się wyrzucić z niej obraz ojca. To było nierealne, nawet jak na czarodziejski świat. Martwi ludzie nie mogą tak po prostu zmartwychwstawać i chodzić sobie jakby nigdy nic.
- Zostawię was samych… Pewnie macie sobie dużo do wyjaśnienia – powiedział Mistrz Eliksirów, wychodząc zaraz pośpiesznie z pomieszczenia. Harry mógł dojrzeć jak ten kuli się delikatnie, kiedy przechodził  obok jego ojca, jednak zbyt długo ta informacja nie trzymała się jego myśli, które zostały całkowicie pochłonięte tematem Jamesa. Żyjącego i najwidoczniej mającego się bardzo dobrze. A niby zginął z rąk Voldemorta…
Zaraz!
- A mama? Gdzie ona jest!? – krzyknął cicho, podbiegając do ojca i patrząc na niego z dozą błagania, oraz z delikatnym uśmiechem. Ten jednak spełzł zaraz, kiedy tylko zobaczył, jak ojciec ze smutkiem przeczy krótko głową.
- Niestety – szepnął mężczyzna, bardziej utwierdzając chłopaka w tym niemiłym stwierdzeniu. – Seve… To znaczy, twój profesor nie zdążył uratować Lily i ciebie. Chociaż jak widzę, dobrze się trzymasz. – Ostatnie słowa widocznie chciał obrócić w żart, jednak żadnemu z nich do śmiechu nie było. Obydwoje zachowywali w jakiś sposób powagę.
- W takim razie dlaczego nie przyszedłeś po mnie od razu? Dlaczego ujawniłeś mi się dopiero teraz? – wydusił, rzucając mu pełne żalu spojrzenie. Było w nim skupione tyle uczuć, że James aż zatoczył się wewnętrznie pod naporem jego oczu.
- Przyrzekam, że gdybym tylko wcześniej sobie wszystko przypomniał, to od razu bym cię stamtąd zabrał i… – Umilkł na chwilę bojąc się, że mogło to naprawdę głupio zabrzmieć. Głupio i strasznie naiwnie. – Wybacz, ale dopiero dzisiaj koło południa byłem w stanie przypomnieć sobie wszystko, co zapomniałem w Halloween prawie trzynaście lat temu.
- Co… co masz na myśli? – Harry spojrzał na niego bez zrozumienia. To, co ojciec mu mówił nie miało zbyt wielkiego sensu i składu. Nie wiedział dokładnie, co mężczyzna chciał mu przekazać mówiąc takie rzeczy. – Nie rozumiem tego… – dodał jeszcze, strzelając kostkami palców u dłoni. Niby tam widział uderzające podobieństwo między sobą, a nim. Do tego przecież dostał kiedyś w prezencie album ze zdjęciami rodzinnymi, gdzie nawet pojawiło się jedno z nim samym, trzymanym wspólnie przez oboje rodziców. Jednak w dalszym ciągu ta myśl nie chciała zostać zaakceptowana. W dalszym ciągu fakt żyjącego ojca wydawał się być mu czymś naprawdę nierealnym, ułudą. Jedyne czego w tej chwili mógł być pewny to, że jakimś cudem James Potter uniknął śmierci spod różdżki Voldemorta. – Jak to się w ogóle stało, że żyjesz i o co chodzi z tą utratą pomięci?
Mężczyzna westchnął cicho, przez chwilę zastanawiając się jak powinien to wszystko ubrać w słowa, by wszystko trzymało się jakiegoś ładu i składu. W końcu tylko parsknął cicho, dochodząc do wniosku, że najlepiej wyjdzie na tym jak opowie mu po prostu wszystko po kolei. Ominął jednak fragmenty, które przedstawiałyby w innym świetle Severusa. Harry natomiast zdążył już mu powiedzieć jak traktuje swoich uczniów i jak szczególnie traktował jego samego. James domyślił się, że robił to bojąc się, że ktoś inny zauważy jak mu zależy na jego dobru. Stwierdził, że jak mężczyzna będzie chciał to wtedy będzie mógł powiedzieć synowi o ich związku. Chociaż w sumie nie wiedział jak powinien teraz określić ich relacje. Odkąd dwie godziny temu Sev wszystko mu wytłumaczył, a potem oznajmił, że niedługo pójdzie po chłopca, unikał jego spojrzenia. Tak samo jak i uciekał przed możliwym dotykiem. Dopiero kilka minut temu mógł zobaczyć jego oczy, kiedy bezradny w rozmowie z jego synem, nie wiedział jak się wytłumaczyć. Targały nim samym wtedy dwa różnie uczucia. Z jednej strony uważał, że na to zasługiwał. Przez te wszystkie lata oszukiwania go, otrzymał po prostu namiastkę kary, jaką chciał mu za to dać. Jednak wzrok mężczyzny zaraz zmiękczył mu serce i jakby zapominając o swoim rozgoryczeniu, miał wtedy naprawdę wielką ochotę go przytulić.
Severus jednak zaraz uciekł z pomieszczenia, widocznie kuląc się przy nim w obawie, że w jakiś sposób zostanie dotknięty. Dlatego też nie wykonał żadnego ruchu w jego kierunku dochodząc do wniosku, że najwidoczniej będą musieli jeszcze porozmawiać i sobie wszystko wytłumaczyć, gdyż najprawdopodobniej Severus skreślił już ich związek. A mówiąc sobie szczerze  nie chciał od razu powiedzieć Harry’emu, kim dla niego był Sev. To mógłby być dla niego zbyt wielki szok.
W tej chwili jednak skupił się na rozmowie z synem, który z każdym jego kolejnym słowem jeszcze bardziej wsłuchiwał się w jego opowieść. Potem on sam zaczął opowiadać co niektóre fragmenty ze swojego życia. Opowiedział o swoich walkach z Voldemortem, pokonaniu Bazyliszka i spotkaniu Syriusza, po tym jak tamten uciekł z Azkabanu.
Czas się dla nich nie liczył. Nie obchodziło ich, czy rozmawiają już dziesięć minut, czy może trzy godziny. Rozkoszowali się nawzajem swoim towarzystwem i co chwilę, któryś z nich wybuchał serdecznym śmiechem, przerywając tym samym opowieść drugiego. Dopiero koło czwartej nad ranem, obydwoje zgodnie polegli, zasypiając na kanapie, na którą przenieśli się w trakcie rozmowy.
Widok był przecudowny, dlatego też Severus, który rano poszedł sprawdzić jak się mają, uśmiechnął się tylko, zamykając powoli drzwi od salonu. Idąc w kierunku wyjścia z domu, pstryknął lekko palcami, a zaraz obok niego pojawiła się skrzatka. Nie była ona tutaj na zasadzie pan-sługa, gdzie musiała bezgranicznie wykonywać jego rozkazy. Już praktycznie na samym początku dostała od niego koszulkę jak i usłyszała, że dla niego jest już wolna i będzie mogła odejść, kiedy będzie chciała. Mruczka jednak najwidoczniej nie miała w zamiarze go opuszczać, co starała się mu przekazywać  za każdym razem, kiedy ją o coś prosił.
- Tak, panie Severusie? – spytała, spoglądając na niego z ciekawością. Był ubrany już w wyjściowy płaszcz, więc zapewne w którejś z kieszeni miał schowaną zmniejszoną magicznie torbę z rzeczami.
- Jak ci dwaj wstaną, przyniosłabyś im jakieś śniadanie. – Poprawił dosyć chaotycznie kołnierzyk płaszcza, mrucząc pod nosem jakieś przekleństwa. Było widać, że jest zdenerwowany, dlatego też Mruczka stwierdziła, że nie będzie mu przeszkadzać.
- Mruczka zrobi najlepsze śniadanie pod słońcem – zapewniła cicho, zaraz znikając z pola widzenia mężczyzny. Ten tylko obejrzał się krótko w kierunku wejścia od salonu, po czym opuścił dom i powolnym krokiem ruszył w kierunku mugolskiego przystanku autobusowego. Był czarodziejem półkrwi i takie środki transportu nie były mu obce.

~ * ~

Draco zaśmiał się cicho, widząc jak jego brat właśnie wykłóca się o coś z Lilith, machając przy tych chaotycznie rękoma. Dziewczyna jednak zdawała się nie być podatna na jego zabiegi, po prostu dalej przechadzając się jedną z alejek ogrodu różanego. Spoglądał na nich z tarasu, gdzie jedyne co mógł słyszeć to pojedyncze głośne słowa rzucane przez starszego brata.
- Co już się stało? – Obejrzał się na Williama, jaki właśnie podszedł do niego bliżej i podążył wzrokiem na pozostałe rodzeństwo blondyna. – O co tym razie wścieka się Cedran?
- Li zabrała mu jakieś nuty, gdyż nie przypadł jej do gustu burdel w „pokoju muzycznym” Ceda. Z początku poprosiła go ładnie jak na nią, by zrobił porządek. Gdy następnego dnia sytuacja nie poprawiła się, a wręcz pogorszyła, najwidoczniej postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce. – Wychylił się bardziej za dużą balustradę – wykonaną z białego kamienia – chcąc dostrzec lepiej jak jego brat najwyraźniej ma w planach rozpoczęcie ataku gilgotek. W tej samej też chwili zdał sobie sprawę, że za bardzo wysunął się, opierając się wręcz na samych biodrach, oraz czując, że traci powoli grunt pod nogami. Na szczęście z pomocą wyszedł mu brunet, który od razu chwycił go w swoje ramiona, przytulając gwałtownie do swej dużej piersi. Draco już w połowie roku szkolnego potrafił dojrzeć, jak William zmienił się przez ostatnie lata. Wymężniał, co dokładnie można było zobaczyć chociażby po jego bardziej wydatnych mięśniach klatki piersiowej czy ramion.
- Uważaj trochę na siebie, Draco – mruknął mu do ucha, chuchając jeszcze na nie i  z rozbawieniem obserwując jak krwisty rumieniec oblewa blade dotąd policzki. – To było naprawdę niebezpieczne – dodał, powoli odsuwając od jego ciała swoje ręce. Czasowa granica trzymania go tak blisko siebie, nieubłaganie zbliżała się, dlatego też by jej nie przekraczać wolał już mikrosekundy wcześniej dać mu więcej swobody.
- Dzięki – bąknął cicho, odsuwając się od niego nieznacznie. Zaraz też ponownie wyjrzał się, tym razem jednak będąc o wiele bardziej ostrożnym. Jego brat akurat widocznie już tracił rezerwę zarówno swojej cierpliwości, jak i godności na tą chwilę, gdyż nawet zniżył się do klęknięcia na mokrej jeszcze ziemi. Dzisiejszej nocy padał mocny, rzęsisty deszcz, jednak mimo 20-stokilku stopniowej temperatury, w niektórych miejscach w ogrodzie Malfoy Manor znajdowały się miejsca, gdzie ziemia nie wchłonęła do końca wilgoci, bądź też promienie słoneczne nie były w stanie wysuszyć listków. To właśnie na takim miejscu Cedran postanowił ułożyć swoje kolana.
- Will! – obydwoje spojrzeli w kierunku dziewczyny, która najwidoczniej dostrzegła stojącego na tarasie bruneta. Lilith zaraz też pobiegła na taras, od razu rzucając się chłopakowi na szyję. Natomiast jeszcze bardziej wściekły blondyn podążył za nią.
- Panienko Lilith, witaj. – Tylko do niej Richardson zwracał się z należytym szacunkiem. Nie chodziło tu o to, że blondynka była od niego starsza. Raptem dwa miesiące nie robiły aż takiej wielkiej różnicy. Były praktycznie nie brane pod uwagę. Po prostu była dziewczyną z wyżej postawionego rodu od jego. Dlatego też od zawsze traktował ją w ten sposób.
Cedran i Draco natomiast byli dla niego niczym bracia. Traktował ich tak samo jak resztę swojego rodzeństwa i nieraz pozwalał sobie na danie któremuś po głowie. Chociaż częściej działo się to właśnie z Cedem. Jak dotąd na Dracona nawet nie ośmielił się podnieść ręki.
- Mówiłam ci, że masz się do mnie zwracać po prostu „Li”, albo „Lilly” – burknęła najwidoczniej niezadowolona, jednak w dalszym ciągu przytulała się do jego ciała. Draco uśmiechnął się tylko nieznacznie, kiwając w kierunku brata i gestem przywołując go ku sobie. Sam natomiast powolnym krokiem zaczął zmierzać w stronę domu.
- Nie mam teraz czasu. Muszę jakoś zmusić tą wariatkę do tego, żeby powiedziała mi, gdzie położyła moje nuty. – Cedran zrównał kroku z młodszym bratem, przecząc częściowo swoim słowom, co Draco skwitował tylko cichym parsknięciem.
- Twoje nuty znajdują się u ciebie w pokoju, a dokładnie na twoim łóżku – oznajmił cicho, wchodząc do zimnego wnętrza rezydencji. W ciągu lata było to bardzo zbawienne, natomiast w trakcie zimy już nieszczególnie. Nawet ogrzewanie, nad jakim czuwała specjalna część skrzatów domowych było niewystarczające w chłodne dni. Dlatego też nie raz zdarzało się, że spał dodatkowo jeszcze pod kocem, czy dwoma. Bądź też – nim poszedł do Hogwartu – chodził spać razem z bratem, będąc święcie przekonanym, że w dwójkę będzie im i raźniej, i cieplej.
Ruszył w kierunku gabinetu, gdzie zapewne przebywał teraz Lucjusz, czytając i podpisując jakieś papiery, oraz od czasu do czasu popijając herbatę. W chwilach, gdy nie był wzywany przez Czarnego Pana wykorzystywał na pracę z wszystkimi papierami z Ministerstwa, w którym  to pracował.
Jego ojca nie było jednak w gabinecie, a zamiast niego przy kanapie stał jego chrzestny. Draco uśmiechnął się na jego widok, zaraz do niego podchodząc i przytulając się mocno do jego boku. Gdy był u siebie w domu, pozwalał sobie na naprawdę wiele, a i jego oblicze zmieniało się diametralnie. Nie był tym pewnym siebie, dumnych chłopcem, który potrafił obrzucić błotem każdego kto mu podpadł; jak chociażby robił to z Potterem. Przecież ich bójki były jedną z najbardziej głośnych atrakcji dla większości uczniów. Żaden z nich wtedy nie zwracał uwagi na dobrą etykietę, ani na zasady walki fair play. Po prostu po wyrzuceniu wszystkich obraźliwych słów, przechodzili do plucia, kopania, drapania (częściej w przypadku Dracona) i gryzienia.
Teraz pokazywał się jak malutki szczeniaczek, który nadstawia się do najmniejszej pieszczoty ze strony drugiej osoby. Szkoda tylko, że właśnie tak przedstawiał się w zaciszu swojego królestwa jakim była rodzinna rezydencja. Draco wtedy taki słodki, niewinny, a jego grzeczne wręcz potulne zachowanie, czyniło z niego niesamowitego anioła.
- Właśnie chciałem rozmawiać z tatą na twój temat – oznajmił cicho chłopak, odsuwając się od Severusa i posyłając mu delikatny, radosny uśmiech. Taki różny od tego, który przywdziewał w szkole – ironiczny, czy wywyższający się. Ten był taki wręcz nieśmiały. Pokorny. Mężczyzna aż żałował, że cały czas jego chrześniak nie może być taki. Wtedy znalazłby sobie o wiele więcej przyjaciół. Byłby bardziej szczęśliwy niż teraz i w końcu nie musiałby udawać kogoś, kim nie jest.
- Och, to świetnie się składa. – Obydwoje spojrzeli w kierunku drzwi, jakie zamykał właśnie Lucjusz. – Severus ponoć przyszedł tutaj z podobną sprawą. – Spojrzał na młodszego od siebie mężczyznę, dostrzegając lekko podkrążone oczy. Hmmm, czyżby coś się wydarzyło w tym jego romansiku? Zazwyczaj, gdy jego niewyspanie było skutkiem bardzo upojnej nocy, brunet nie przychodził do niego z takim smutnym wyrazem. Wręcz przeciwnie; jego oczy wtedy lśniły takim  niesamowitym blaskiem. Podobnie było przecież z nim, kiedy mógł przebywać ze swoją rodziną.
W takim razie jego zachowanie musiało oznaczać tylko jedno; James odzyskał wspomnienia, a Severus zapewne już na wstępie poddał się i teraz najnormalniej w świecie starał się o tym zapomnieć.
- Jeśli to nie będzie problemem – mruknął na samym początku, patrząc na Lucjusza zmęczonym wzrokiem. ­– Wybieram się na miesięczny wyjazd i pomyślałem, że może Draco zechciałby mi trochę potowarzyszyć. O ile ty również się na to zgodzisz, Lucjuszu. – Zastrzegł od razu, a Lucjusz wiedział już, że będzie czekała go długa rozmowa z brunetem.
- Draco? – Przeniósł wzrok z przyjaciela na swojego syna. – Jakie jest twoje stanowisko w tej sprawie. Chcesz jechać?
Chłopak kiwnął wolno głową, posyłając mu proszące spojrzenie.
- W takim razie ja nie mam tu nic do gadania – uciął, podchodząc do biurka i siadając za nim. – Severusie, zostań u nas na okres dwóch dni. W tym czasie niech Draco spokojnie się spakuje, a i reszta mojej rodziny nie będzie zła, że pojawiłeś się bez powitania, a potem znikasz z moim najmłodszym synem nie pozwalając pożegnać się należycie.
- Dobrze, dziękuję ci bardzo. – Brunet skinął w podzięce głową, razem z chrześniakiem kierując się ku wyjściu z gabinetu.
Lucjusz zacisnął palce na brązowym, wiecznym piórze.
- Severusie, chciałbym jeszcze z tobą porozmawiać na jeden temat – mruknął, nim ten zdążył opuścić pomieszczenie.
- Tak? – brunet spojrzał na niego pytająco, zamykając drzwi i podchodząc do biurka.
- James Potter odzyskał pamięć, czyż nie?
Te jedno pytanie wystarczyło całkowicie, by Severus spojrzał na niego z takim bólem, że aż sam poczuł, co tamten odczuwał. Nie myśląc wiele wstał ze swojego fotela i omijając mebel, przygarnął do siebie mężczyznę.
Sev z wdzięcznością ułożył głowę na ramieniu blondyna, pozwalając łzom żyć swoim życiem. W końcu ile czasu można udawać, że nic się nie stało. Stracił najcenniejszą osobę swojego życia i  już nigdy nie będzie dane mu poczuć ciepła jego dłoni, ucałować warg, czy chociażby wymienić kilka psotnym komentarzy.
Teraz pozostanie tylko chłodna uprzejmość wobec siebie.
- Pamiętaj, że mój dom jest i twoim domem. Możesz tu zostać tak długo jak tego potrzebujesz…
- Dziękuję, tak bardzo ci dziękuję.

5 komentarzy:

  1. Dziękuje, dziękuje, dziękuje...
    James Potter żyje? Sev i on w romansie? Pogubiłam się.
    Zakończyłaś ten rozdział z wieloma niedopowiedzeniami... że aż chce się zawołać: JESZCZE

    Jeszcze raz dziękuje, że pojawił się
    SETH

    OdpowiedzUsuń
  2. Można prosić kolejny rozdział? Proszę~~!

    SETH

    OdpowiedzUsuń
  3. Prosić zawsze można, ale nie pojawi się on w najbliższym czasie, bo teraz kolej na inne opowiadania :P

    Pozdrawiam,
    Yunoha

    OdpowiedzUsuń
  4. Na bloga natrafiłam kompletnie przez przypadek jednak wiem już że będę tutaj stałym gościem ^^
    Piszesz cudownie i to takim stylem który miłuję ^^ co tylko sprawia że blog podoba mi się jeszcze bardziej :)
    Powiem też że jestem bez opamiętania zamiłowania w serii Vampire Maiden ^^ oraz opowiadaniu Passio Dolor x Zero Kiryuu za pewnie przez głównego bohatera w którym "skrycie" się podkochuje :D
    no i aż muszę się zapytać c: czy zamierzasz napisać jeszcze jakiegoś może oneshota z Zerem jako głównym bohaterem ?

    OdpowiedzUsuń
  5. Boskie ...mam nadzieję że nie przerwiesz w takim momencie

    OdpowiedzUsuń