niedziela, 2 lutego 2014

Vampire Bridegroom - 10

Nareszcie udało mi się go skończyć! Cieszycie się razem ze mną?

Obiecuję, że od teraz postaram się częściej coś wrzucać ^^


~ \ \ * / / ~ 



Oddech chłopca był regularny, aczkolwiek odrobinę świszczący. Mimo wszystko motylica była zadowolona z efektów eliksirów księżniczki. Laila była bliżej odkrycia specyfiku, niż jeszcze kilka miesięcy temu. Panicz o wiele szybciej wracał do zdrowia i dłużej pozostawał w formie, co było pozytywnie odbierane przez jego najbliższych.
Kobieta uśmiechnęła się delikatnie, siedząc na skraju łóżka. Cały czas odkąd podała chłopcu ostatni wywar na ten wieczór, nie spuszczała z niego uważnego wzroku. Jej spojrzenie ślizgało się od równomiernie unoszącej się klatki piersiowej przez odsłoniętą skórę szyjki, skończywszy na delikatnie rozchylonych usteczkach i wygładzonej, spokojnej twarzyczce.
Zero naprawdę był urodziwym chłopcem. Jednak Sanguine żałowała, że nie mogła zobaczyć jego starszej wersji. Tej, którą spotkała po raz pierwszy. Którą pokochała całym swoim motylim serduszkiem.
- Otwórz oczy, paniczu – szepnęła, wyciągając dłoń do ciepłego policzka. Jak dobrze, temperatura zaczynała już spadać do normalnego poziomu. – O, tak. Właśnie tak – dodała, widząc jak chłopiec leniwie wykonuje jej polecenia. Fiołkowe tęczówki osnute jeszcze senną mgiełką spoczęły na jej osobie, powoli lustrując jej twarz. – Jak się czujesz, paniczu?
- San, pić – jęknął tylko cichutko, drobnymi rączkami łapiąc nadgarstek rudowłosej. Ustami przywarł do skóry, nie robiąc nic więcej, dopóki motylica nie wyraziła swojej zgody. A kiedy to zrobiła, srebrnowłosy z westchnieniem przyjemności wbił się w skórę, zaczynając z pasją pić przyjemnie gorącą krew. – Mmmm… pychotka.
Kobieta zaśmiała się bezdźwięcznie na ten komentarz. Jej ramiona drżały niekontrolowanie, kiedy ona sama odrzuciła głowę do tyłu, rozbawiona. Mimo wszystko z jej gardła nie uciekł nawet jeden, najmniejszy dźwięk.
Chłopiec z kolei zamruczał radośnie, odsuwając usta od gojącej się w zastraszającym tempie rany. Spojrzał na motylicę, figlarnie oblizując wargi z krwi. Jego oczy błyszczały żywą czerwienią, nawet nie myśląc o tym, aby powrócić do swojego normalnego stanu. Najwidoczniej srebrnowłosemu nie przeszkadzał fakt korzystania ze swoich wampirzych zdolności.
A było to naprawdę dobrym znakiem. Oznaczało to bowiem, że Oblubieniec jest coraz bliżej pełnego dojścia do zdrowia, a co się z tym wiązało powróci do swojej nastoletniej postaci.
- Wszyscy na ciebie czekają, paniczu. Chcemy pozwolić im czekać jeszcze dłużej? – spytała, uśmiechając się promiennie do chłopaczka.
- Mhm. – Zero przytaknął szybko, pozwalając motylicy wziąć się w ramiona i postawić na ziemi. – Jednak wypadałoby, abym był ubrany w coś więcej niż tylko to. – Wskazał na swoją bieliznę, posyłając przy tym kobiecie kpiące spojrzenie. – Chyba się ze mną zgodzisz, prawda?
- Oczywiście, paniczu – odparła, zaraz zabierając się do roboty.

~ * ~

Aqua odwrócił się w stronę schodów, wykonując głębszy pokłon, niż kiedy robił to w przypadku Ichiru. Zaraz też ruszył w tamtym kierunku, a dosłownie w momencie, kiedy tylko zniknął z pola widzenia domowników, dało się słyszeć głośnie cmoknięcie i jeszcze jeden, bliżej nieokreślony dźwięk. Chwilę po tym, w przejściu pojawił się Zero, ubrany w zwykłe szare spodenki do kolan i ciemnoniebieską koszulę – obie te rzeczy należały do codziennych ubrań Harume. Najwidoczniej Sanguine pozwoliła sobie na szperanie w rzeczach pierworodnego syna Kaname.
Chłopiec wszedł do pomieszczenia, nie zwracając najmniejszej uwagi na Kaname i Yuki. Jego wzrok jedynie na ułamki sekund powędrował na postać Harume, by następnie całkowicie skupić się na osobie brata.
- Wydawało mi się, że dzisiejszego dnia wypadało twoje cotygodniowe polowanie z Kaną – mruknął, stając przed swoim bliźniakiem. I właśnie wtedy rodzina Kuranów mogła dokładnie zobaczyć, jak różni są wizualnie. Ichiru – chociaż młodszy – mógłby uchodzić nie tyle za starszego brata, co za ojca swojego bliźniaka.  – Co spowodowało zmianę twoich planów?
- Och, już bez żadnych zwrotów grzecznościowych do twojego nii-san? – Ichiru rzucił mu rozbawione spojrzenie. W końcu nie mógł pokazać po sobie, jak bardzo był wściekły zachowaniem Krwawnika. – Jak się czujesz?
- Nie sądzę, by było to potrzebne, biorąc pod uwagę to, że na dzisiejszą noc przypada mój powrót – odparł, wzruszając ramionami. – Jeszcze nie narzekam, więc chyba jest dobrze. A ty jak sądzisz?
- Sądzę, że powinieneś przywitać się z gospodarzami – mruknął, ruchem głowy wskazując na osoby, które chłopak jakby nigdy nic minął.
Zero odwrócił się, spoglądając na twarz Yuki, a chwilę później jego spojrzenie prześlizgnęło się powoli na postać Kaname. Chłopiec sapnął cicho, rozszerzając oczy w zdziwieniu.
Kiedy obok nich przechodził w ogóle nie poznał ich po zapachu!
- Zero – szepnęła cichutko Yuki, podchodząc krok w stronę przyjaciela.
Ichiru spojrzał na nią ostrzegająco, łapiąc brata za ramię i pociągając gwałtownie za siebie. Dlatego też kobieta zatrzymała się, patrząc z bólem na bliźniaków.
- Nawet się nie waż próbować go dotknąć – warknął wyższy z braci, łypiąc na nią błyszczącymi czerwienią ślepiami.
- Nii-san… – szepnął chłopczyk, wychylając się zza brata. Zadarł główkę do góry, patrząc na niego z mieszanką zainteresowania i bojaźni. – Kim jest ta pani?
Młodszy Kiryuu spojrzał na bliźniaka ze zdziwieniem, przez chwilę zdając się nie rozumieć w ogóle usłyszanego pytania. Yuki również zdawała się być w niemałym szoku. Przecież niedawno jej synek mówił…
Co ta głupia motylica sobie myślała, kiedy znów maczała paluchy w umyśle jego brata!?
Yuki zerknęła na Harume, który z dziwnym wyrazem twarzy nie odrywał wzroku od postaci niższego chłopaka.
- Co jest? – mruknął cicho pierworodny Kuranów, podchodząc parę kroków w stronę braci. Tym razem Ichiru nie zareagował. Zrobił to za niego młodszy Kiryu, wychodząc zza brata i podbiegając do wyższego chłopca. – Co się z tobą dzieje? Jeszcze niedawno sam opowiadałeś o moich rodzicach.
- Nie pamiętam czegoś takiego, Harume. – Zero spojrzał na niego zagubionym wzrokiem. – Zresztą jak mogłem opowiadać ci o kimś, kogo nigdy nie widziałem na oczy.

~ * ~

Po tym jak oprawca ją opuścił, Kana jeszcze przez długi czas siedziała bez ruchu na zimnej ziemi. Czuła w sobie gorące nasienie gwałciciela i nieznośne pieczenie w środku. Ten akt nie miał w sobie ani krzty delikatności.
Jednak z drugiej strony było w tym coś elektryzującego. Penis mężczyzny wypełniał ją całą, a jego ugryzienia…
Nie! Nie może myśleć o tym w takich kategoriach! Została zbrukana. Dziewictwo, które chroniła przez niespełna trzydzieści lat, zostało jej nagle zabrane. W przeciągu paru chwil!
Księżniczka Laila porzuci ją, kiedy tylko przyzna się, do czego dzisiaj doszło. Odtrąci ją. Już nie będzie jej potrzebować.
Pociągnęła nosem, próbując zebrać w sobie siły i wstać na równe nogi.
- Wszystko dobrze, moja pani? – Usłyszała nad sobą pytanie, a ktoś przykucnął obok niej. Brunetka zamknęła oczy, zażenowana. – Dobrze się czujesz? – Chłodna i delikatna w dotyku dłoń zetknęła się z rozpaloną skórą na policzku, stopniowo przenosząc się na czoło. – jesteś strasznie blada…
- Nic mi nie jest – mruknęła cicho, odtrącając dłonie rozmówcy. A raczej próbując to zrobić. – Zostaw mnie w spokoju.
- Nie mogę – przyznał chłopak, sprawnie zakładając spodnie dziewczyny na jej biodra. Następnie chwycił kobietę pod pachami, podnosząc ją równe nogi. – Pomogę ci dojść do twojego pokoju – dodał, kiedy trzymał już ją w swoich ramionach.
- N-nie… – jęknęła cicho, starając się odepchnąć od mężczyzny. – Puść…
- Puszczenie cię w tej chwili może skończyć się boleśnie, moja pani – odparł, podrzucając ją delikatnie. Kana w ostatnim momencie zdusiła w sobie chęć piśnięcia, jednak szybko ramionami objęła szyję mężczyzny. – Tym bardziej, że Laila prosiła mnie, abym cię znalazł i do niej przyprowadził. Jednak domyślam się, że lepiej będzie jak odpoczniesz.
- Mhm – szepnęła słabo z wdzięcznością, w końcu podnosząc wzrok, by spojrzeć na chłopaka. Jej oczy od razu rozszerzyły się w szoku. Młodzieniec z kolei skupił na niej wzrok, uśmiechając się delikatnie, a jego piękne, zielone oczy wydawały się błyszczeć. Z kolei długie  ciemnofioletowe włosy spięte były w grubą, wysoką kitkę. Wydawał się być męską wersją księżniczki.
- Coś się stało, moja pani? – spytał, przystając przed drzwiami do jakiegoś pomieszczenia. Na pewno nie było to wejście do jej sypialni, co Kana zaraz też zauważyła. – Spokojnie. Nie masz się czego bać. To mój pokój. Laila nie będzie cię tu szukać, więc będziesz mogła w spokoju odpocząć.
- Kim ty jesteś? – odparła po chwili, kiedy kładł ją na łóżku. – Nie znam cię.
- Bo nie było mnie tutaj od dobrych czterdziestu lat. – Uśmiechnął się do niej delikatnie. – Jestem osobą skrajnie różną od Laili, a jednak tak jej bliską. Można powiedzieć, że jestem jej odbiciem z przeszłości. Niestety, nie mogę zdradzić ci swojego imienia. To by ją za bardzo rozgniewało.
- Cze…
- Śpij – przerwał jej, pochylając się nad nią i składając na jej wargach krótki pocałunek. – Śpij…
Obserwował przez chwilę, jak dziewczyna zapada w głęboki sen i po upewnieniu się, że nikt nie przeszkodzi jej w odpoczynku, opuścił komnatę udając się do sali tronowej.
- Cóż za niespodzianka. – Passio Dolor uśmiechnął się nikczemnie, poprawiając swoją pozycję na tronie. Między jego nogami klęczała jedna z owieczek doświadczalnych Laili, sprawnie zajmując się męskością władcy. – Dawno cię nie widziałem w takiej odsłonie.
- Oj, daruj sobie – warknął młodzieniec, podchodząc bliżej i szarpnięciem odciągając dziewczynę na bok. – Wynoś się – zwrócił się do niej, a dziewoja z cichym piskiem uciekła. – Wytłumacz mi się!
- Nie mam nic do powiedzenia – mruknął mężczyzna, wstając i przybliżając się do wściekłego chłopaka. – Ale ty, jak widzę, owszem… – Uśmiechnął się z kpiną.
- Zgwałciłeś ją! – krzyknął, a w pomieszczeniu dało się wyczuć drżące powietrze. Chłopak zaczynał tracić cierpliwość i jego moc zaczęła uciekać z jego ciała. – Czemu?! Czyż nie masz setek innych dup w około!? Dlaczego to musiała być ona?
- Była pod ręką. Zresztą wiesz jak uwielbiam dziewice…
- Ty gnoju! – Zamachnął się, uderzając w szczękę Władcę Mroku. – Nie wybaczę ci tego!
- Uspokój się! – warknął Passio, łapiąc jego nadgarstki. – Nie przystoi ci takie zachowanie, książę Lero. Skończyła się twoja zabawa w udawanie kogoś innego. I tak musiałbyś w końcu wrócić do swojej skóry.
- Nie wybaczę ci tego – szepnął, a krwawe łzy spłynęły po jego policzkach. – Nigdy ci tego nie wybaczę.
- Wybaczysz. Zbyt wiele razy słyszałem takie groźby z twoich ust, mój pierwszy oblubieńcu – szepnął, przyciągając chłopaka do siebie i skradając mu pocałunek. – Tęskniłem za twoją prawdziwą postacią.
- A ja nie… – odsunął się od mężczyzny, chwiejnym krokiem kierując się w stronę wyjścia. – Wiedziałem, że będę żałował swojego powrotu – dodał cicho, znikając za drzwiami. Szedł powolnym krokiem w stronę laboratorium, wyciągając z kieszeni mały nożyk i srebrny wisiorek. Rozpiął koszulę, wbijając ostrze w swoją pierś, by po wyciągnięciu noża, zacząć upychać w ranę srebrną zawieszkę z oczkiem. Ból zawładnął ciałem Lero, który upadł na zimną posadzkę, tracąc świadomość.
Po chwili tym samym korytarzem szedł jakiś sługa, który przystanął wystraszony widząc bezwładną postać. Szybko podbiegł, podnosząc nieprzytomne ciało, rozpalone gorączką.
- Panienko Lailo, proszę wytrzymać – szepnął cicho sługa, wnosząc różowowłosą do jej komnaty.

2 komentarze:

  1. Weź pisz to dalej, bo oszaleję...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrze, dobrze :)
      Już zabieram się za pisanie :D
      A raczej kontynuowanie, bo coś tam napisane już mam :*

      Pozdrawiam,
      Yunoha

      Usuń