poniedziałek, 30 grudnia 2013

Anielski Niewolnik - 24

Przepraszam za tak długą przerwę! 
*kłania się nisko*
Obiecuję, że poprawię moje naganne zachowanie. Więc proszę, nie opuszczajcie mnie! :)



- Będę już się zbierał – mruknął młody mężczyzna, tuląc do siebie delikatnie młodszego anioła. Kiwnął głową Cloudowi, chwytając już za klamkę.
- Jesteś pewny, że chcesz? – spytał chłopak, niemal płaczliwie. – Przecież możesz tu zostać. Jestem pewny, że każdy się zgodzi… prawda?
- Oczywiście… – Natychmiast przytaknął mu srebrnowłosy. – Jesteś bliskim przyjacielem Aury, dlatego też ty, zarówno jak i wasza rodzina jesteście tu mile widziani.
- Wiem, za co jestem wam dozgonnie wdzięczny, jednak muszę wrócić już do Caelumaltus. Jestem kapitanem Złotej Armii, dlatego też moim obowiązkiem jest złożyć raport na temat wczorajszych wydarzeń. – Blondyn uśmiechnął się wymuszenie. Widać było, iż dalej zadręczał się tym, co miało poprzedniego dnia miejsce. – Nie omieszkam też wspomnieć twemu ojcu o tobie, Aura. Oczywiście powiem, że w chwili obecnej chcesz jeszcze tu zostać, jednak miej świadomość, że niedługo będziesz zmuszony wrócić, by podjąć decyzję.
- Zdaję sobie z tego sprawę. Ucałuj ode mnie matkę. Wrócę za kilka dni. – Anioł odsunął się od swojego przyjaciela, który kiwając im lekko głową, wyszedł jeszcze przed zamknięciem za sobą dni szepcząc pożegnanie.
- Porozmawiajmy trochę – powiedział Lou, chwytając chłopaka w pasie i podnosząc go. Zaniósł go tak do swojej sypialni i posadził na łóżku. Nie przejmował się tym, iż mogło być trochę niestosowne w stosunku do jego rodziny. Wiedział jednak, że ojciec, siostra, czy też przyjaciel zrozumieją.
Usiadł obok niego wzdychając cicho. To, co wczoraj miało miejsce, to było dla niego za dużo. W ciągu tych parunastu minut zdarzyło się o wiele więcej rzeczy, niż ostatnie dziesięć lat. Jeszcze nie tak dawno nie wierzył w anioły, a teraz ma świadomość, że takowy przedstawiciel znajduje się obok niego, ocierając się ramieniem o jego ramie.
 - Lou… mam rozumieć, że chcesz porozmawiać o wczorajszym zdarzeniu, prawda? – mruknął cicho, patrząc na niego niepewnie. On sam nie wiedział jak ma się za to zabrać. Co może powiedzieć, a czego nie.
- Nie, kurwa. O dzisiejszej pogodzie, która swoją drogą jest do dupy! – warknął, jednak zaraz zamilkł, starając się uspokoić. Z tego wszystkiego zaczął się denerwować, a tego nie chciał. Przynajmniej nie przy dzieciaku… Zaraz, przecież on był starszy od niego, z czego zdążył się dowiedzieć ze słów tego całego brata blondasa; co za porażka. To on przy nim jest dzieciakiem… – Na początek powiedz mi, czym ty tak dokładnie jesteś.
- Dobrze – przytaknął, wyłamując sobie palce, jednak przystał, gdy dłoń Lou znalazła się na jego własnych, ściskając je delikatnie. – Jestem mieszkańcem świata, jakie nosi nazwę Caelumaltus. Tam każdy z nas posiada parę skrzydeł. Mój ojciec, Mikael jest przyjacielem regenta, który zastępuje naszego Pana, na jakiego każdy mówił Bóg. Zniknął on ponoć około dwieście lat temu, gdyż załamał się poczynaniami jego wytworów, które stworzył kilka milionów lat temu. Wy nazywacie nas aniołami. My twierdzimy, iż nasza rasa nosi nazwę Czysty. Mieszkańcy Avaritanox, te demony, to są Nieczyści. – Uśmiechnął się troszkę pewniej czując, jak dziewiętnastolatek otacza go ramieniem. – Nie mam pojęcia, dlaczego tak na siebie mówimy, jednak myślę, że jest to spowodowane tym, iż ponoć od zawsze mieszkańcy mojego i tego świata, byli do siebie wrogo nastawieni.
- Jesteście porypani – szepnął mu do ucha, palcami gładząc jego dłoń.  – Chociaż z drugiej strony są wyjątki. Dla przykładu… hmm… chociażby ty. – Musnął ustami skórę za płatkiem ucha, wiedząc już doskonale, iż to jest jego czułe miejsce.
- Odbiorę to jako komplement. – Parsknął śmiechem, odchylając głowę w jego kierunku i pozwalając, by ten pocałował go mocno. Sam zaraz odpowiedział na jego ruchy języka, trącając swoim raz po raz jego.
- Tak to miałeś odebrać, głupku. – Uśmiechnął się do niego zadziornie, do tego puszczając mu jeszcze oczko, na co prawie dziewięćdziesięcioletni anioł zachichotał cicho rozbawiony.
- Zapamiętam…
- I bardzo dobrze zrobisz. – Tono wygiął wargi w lekkim uśmiechu. Złotooki musiał przyznać, że naprawdę wiele się zmieniło. Wczoraj wieczorem słyszał jak przyznał swemu ojcu, że wypuścił swoje zabaweczki, jednak proponując im pracę tutaj jako stajenny, czy pomocnik kucharzy. Trzej chłopcy zgodzili się mimo, iż byli zmuszeni uprawiać z nim seks. Aura postanowił kiedyś porozmawiać z nimi i podziękować im za to. Widział jak Lou dzięki temu jeszcze bardziej odetchnął z ulgą. Naprawdę bardzo się zmienił. Może nie znał go tak dobrze jak jego siostra, ojciec, czy Zack, jednak jeśli wziąć na przykład to jaki był na początku ich znajomości, a to jaki jest teraz, widać było jego diametralną przemianę. Na lepsze, rzecz jasna.
- Lou… – szepnął, siadając na jego kolanach i obejmując ramionami jego szyję. Młodzieniec uniósł ku jego twarzy zainteresowany wzrok. – Sądzę, że muszę ci coś powiedzieć… Coś naprawdę bardzo ważnego. Tylko nie wiem, jak mam to ubrać w słowa.
- Nie staraj się. Możesz powiedzieć to równie dobrze później – powiedział miękko, starając się tym uspokoić go. Widział doskonale, jakie emocje targają skrzydlatym młodzieńcem. Jak był zdenerwowany podjęciem tego tematu. Jednak teraz zdał sobie sprawę, że przyniosło to całkowicie odwrotny efekt.
- Nie! – pisnął lękliwie, wtulając się w jego pierś. – Nie karz mi tego mówić później, bo nie znajdę już w sobie ani grama odwagi.
- Dobrze więc, powiedz mi…
- Z początku wydawałeś mi się dość straszną osobą. Twoje traktowanie, przynosiło mi na myśl, wzburzonego zachowaniem niewolników kata. Jednak nie wiedząc czemu zacząłeś się z dnia na dzień wyciszać. Zack ostrzegł mnie wtedy, że coś kombinujesz przeciwko mnie, jednak postanowiłem zaryzykować. To, co mi robiłeś było z początku dziwne… – Zaczerpnął powietrza, jednocześnie zastanawiając się nad doborem słów. Był też wdzięczny mu, że czekał cierpliwie na jego dalsze słowa. – Nie rozumiałem swoim uczuć. Jednak z drugiej strony to były moje pierwsze kontakty cielesne z drugą osobą, biorąc pod uwagę w jakim kierunku one zmierzały. Wtedy też wystraszyłem się, gdyż to, co mi robiłeś sprawiało mi przyjemność. Nie rozumiałem uczuć, jakie mną targały. Dlatego właśnie cię unikałem. Starałem się zrozumieć, to co tak dokładnie czuję. Jednak zrozumiałem to dopiero wtedy, po tym jak kazałeś dodać do posiłku ten specyfik, który to sprawił, że tak się zachowywałem. Byłeś wtedy taki delikatny. Pomyślałeś o tym, by wpierw mnie zaspokoić. A po tym co robiliśmy… jak bezwstydnie się zachowywałem. Nie zostawiłeś mnie, jak w głębi siebie sądziłem, że będzie inaczej. Cały czas byłeś w stosunku do mnie taki dobry, no i w dalszym ciągu jesteś. A ja dzięki temu zrozumiałem. Z początku zauroczyłem się w złym tobie… – Zaśmiał się cicho, chcąc tym samym uciszyć szybkie uderzenia o żebra jego serca. – Jednak to w teraźniejszym tobie się zakochałem… To przy tobie moje serce zapłonęło żywym ogniem i do tej pory nie chce się uspokoić. Gdy ja sam, nie chcę opuszczać twojego boku. – Pocałował mocno jego wargi, nakierowując jego dłonie na swoje biodra. – Dlatego proszę, nie opuszczaj mnie. Pozwól mi zostać przy tobie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz